Rozdział 65
Odkąd skończyli siódmy rok, czyli już od przeszło sześciu dni, Remus nie odezwał się do Stelli ani słowem. Sama myślała, aby pierwsza do niego napisać, ale wtedy przypominała sobie sytuację z pociągu, a potem z peronu, i chęci na to minęły.
Nie miała bladego pojęcia, co się w ogóle działo. Dlaczego Remus tak nagle się odsunął? Czy przestał ją kochać? Czy pomylił silną przyjaźń z miłością, a teraz nie chciał jej zranić?
W głowie Stelli piętrzyło się od nawału myśli, a całą sytuację pogarszała sprawa rodziców, którzy koniecznie chcieli zobaczyć się z Remusem. Stella w dalszym ciągu o niczym im nie powiedziała, nie chciała ich martwić. Przeczuwała, że Ricardo bardzo by się zdenerwował. Od zawsze był surowy i aż nadto opiekuńczy. Z tego powodu Stella robiła, co tylko mogła, aby podrzucać rodzicom jakieś wymówki, dlaczego Remus nie może się na razie zjawić.
Kiedy minął drugi tydzień bez jakiegokolwiek kontaktu z Remusem, Stella zaczęła już panikować. Wysłała do niego trzy listy z zapytaniem, co się działo, ale pozostawały one bez odpowiedzi, aż pewnego dnia usłyszała dźwięk dzwonku do drzwi.
Początkowo ucieszyła się na myśl, że może to być Remus. Potem spanikowała, że to któryś z popleczników Voldemorta, w końcu jako mugolaczka była podwójnie zagrożona, choć i tak obawiała się bardziej o rodziców.
Wzięła więc dla bezpieczeństwa różdżkę i zeszła po schodach do przedpokoju. Wyjrzała przez judasza i odetchnęła z ulgą. To nie byli śmierciożercy, ani nikt inny nieznajomy, ale to nie był także Remus. Otworzyła drzwi.
— Remus chce z tobą zerwać — wypalił na przywitanie James i wraz z Syriuszem wdarli się bez pytania do środka.
Stella otworzyła usta i znieruchomiała. Miała wrażenie, jakby każdy z jej mięśni się skurczył i odmówił posłuszeństwa do najmniejszego drgnięcia. Spojrzała tępym wzrokiem na dwójkę przyjaciół.
— Co?
— Mieliśmy ci nie mówić — westchnął Syriusz i przejechał dłonią przez włosy. — I gdyby tutaj chodziło o to, że po prostu przestał cię kochać czy coś takiego, to zachowalibyśmy się solidarnie wobec niego...
— Ale ten idiota ponownie zaczął panikować z tym swoim wilkołactwem — dokończył James.
— Zaczął nawijać, że w Hogwarcie to było coś innego, bo tam byłaś stosunkowo bezpieczna w murach zamku, a jeśli udałoby wam się zamieszkać razem, to byłabyś znacznie bardziej zagrożona...
— Gada o tym od czerwca. Próbowaliśmy wybić mu to z głowy. — Syriusz uderzył głową o ścianę z warknięciem godnym jego animagicznej postaci. — Nawet Lily i Brielle interweniowały...
— One też wiedziały? — Stella poczuła się zdradzona, że o sprawie, która dotyczyła jej związku z Remusem, ona dowiadywała się jako ostatnia.
— Lily chciała ci od początku powiedzieć — ciągnął tym razem James. — Ale Remus jest naszym przyjacielem. Najpierw my chcieliśmy spróbować wybić mu to z głowy, ale nie podziałało. On zaczyna już naprawdę świrować. Wygląda tak, jakby się zaciął, bo bez przerwy tylko powtarza w kółko, że „jest niebezpieczny". Debil, no. Znowu mu odwaliło.
— Debil — przytaknął Syriusz. — Ale nawet mimo że ciągle gada o tym zerwaniu, to się do tego nie zbiera. Dni za dniami mijają, on ciągle twierdzi, że przyjdzie do ciebie jutro, a staje na tym, że nie wychodzi ze swojego pokoju. Pani Lupin nawet nam mówiła, że dostał chyba jakiejś choroby, bo tylko leży w łóżku i patrzy się w sufit.
— Nie mamy tu co do gadania. Musisz ty zainterweniować, Stella. — Nalegający wzrok Jamesa wbił się w Stellę, która podciągnęła rękawy swojej bluzy aż po palce u dłoni i objęła się rękami.
Zacisnęła mocniej zęby, a wzrok umiejscowiła w podłodze. Zamyśliła się. Podejrzewała, że to o to chodziło, nie mogłaby tego wykluczać. Czuła, że takie coś będzie miało miejsce po zakończeniu Hogwartu. Nie potrafiła jednak uwierzyć, że to nie Remus wyznał jej swoje obawy. Poczuła nagle chęć ponownego uderzenia chłopaka z liścia w policzek, ale postanowiła zrezygnować z tej idei. Uniosła swój wzrok z powrotem na Jamesa i Syriusza, którzy już otwierali usta, aby zapytać, co zamierzała zrobić, gdy Stella ich wyprzedziła:
— Idziemy.
Różdżką przywołała swój płaszcz, bo był wietrzny i deszczowy lipcowy dzień. Słońce zdawało się chować za ciemnymi chmurami, jakby nie chciało zostać wypatrzone, zaś wiatr bił w okna swoimi długimi palcami. Wyszła na zewnątrz wraz z Jamesem i Syriuszem.
Złapała chłopaków pod ramiona, a następnie się teleportowali. Znaleźli się przed domem państwa Lupinów. Stella od razu puściła przyjaciół i szybkim krokiem podeszła do drzwi. Zapukała.
Otworzyła jej kobieta o śniadej cerze i blond, lekko siwych włosach. Na czubku nosa miała okulary, zaś w dłoni trzymała książkę. Najwyraźniej Stella przerwała jej czytanie.
— James, Syriusz... — powiedziała Hope Lupin na widok przyjaciół swojego syna i uśmiechnęła się promiennie. — Jak miło was widzieć! Och... A ty pewnie jesteś Stella, tak, kochanie?
— Zgadza się, dzień dobry. — Dopiero teraz Stella uświadomiła sobie, że to było jej pierwsze spotkanie z matką Remusa. Kiedy tutaj się teleportowali, to kompletnie o tym zapomniała, że w takich okolicznościach ją pozna.
— Wejdźcie, proszę. — Otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła trójkę do środka.
Dom wyglądał bardzo przytulnie. Był mały, wszędzie dominowały meble wykute z jasnego drewna, znajdowała tu się masa kolorowych dywanów i pięknych kwiatów. W holu natomiast mieściła się imponująca biblioteczka. Już wiadomo, po kim Remus lubił czytać.
Pani Lupin zaprowadziła ich pod schody, na które wskazała swoją pomarszczoną przez starszy wiek dłonią.
— Drugie drzwi na prawo.
Stella uśmiechnęła się nerwowo i podziękowała. Zaczęła wspinać się po schodach, kiedy zorientowała się, że Jamesa i Syriusza już nie ma u jej boku. Odwracając się, dostrzegła przyjaciół przez drzwi jadalni. Siedzieli i zajadali się wypiekami Hope Lupin, która promieniała dumą na masę komplementów dotyczących jej umiejętności gotowania.
— Bajeranci — mruknęła z rozbawieniem Stella, ale mina jej zrzedła, kiedy tylko stanęła naprzeciwko drzwi prowadzących do sypialni Remusa. Dopiero wtedy poczuła ogromny stres, a zaciśnięta w pięść dłoń znieruchomiała w powietrzu. Nie mogła się zmusić, aby zapukać.
W końcu jednak wzięła głęboki wdech i zapukała. Usłyszała zaproszenie, toteż bez zrażenia weszła do środka.
Pokój Remusa był mały, ale także przytulny. Znajdowało się tutaj tylko pojedyncze łóżko, szafa na ubrania, dywan, fotel i mała biblioteczka. Dodatkowo okno na środku ściany przeciwnej od wejścia ciągnęło się przez połowę. Remus leżał w łóżku z książką. Na widok Stelli gwałtownie usiadł, a tom wypadł mu z dłoni na podłogę.
— Stella? Co ty tutaj robisz? — wykrztusił.
— Jak to co? Przyszłam ci znowu dokopać — rzuciła i podeszła do łóżka Remusa. Usiadła na jego brzegu, a potem spojrzała na chłopaka z iskrą wściekłości. — Coś ty znowu wymyślił? Chcesz ze mną... zerwać? Po tym, ile razem przeszliśmy? Mówiłam ci już wielokrotnie, że to głupota! Ta twoja hipokryzja, że jesteś „niebezpiecznym potworem". Bla, bla, bla... Ocknij się, Lupin. Nie jestem głupia, ostatnio wiele czytałam o wilkołakach. I wiesz co? Wyolbrzymiasz.
Wbiła w niego taksujące spojrzenie. Nie zamierzała stąd wychodzić ze świadomością, że choć tak długo walczyła o Remusa, to teraz go straci przez głupi powód, jakim była jego obsesja na punkcie rzekomego niebezpieczeństwa, które stanowił.
Remus wyglądał tak, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
— O animagii też już czytałam — ciągnęła Stella. — Zamierzam od razu zacząć uczyć jej się z pomocą Jamesa, Syriusza i Petera. Syriusz mówił, że boisz się ze mną zamieszkać. W porządku, Remus. Chciałabym bardzo już z tobą dzielić dom, tak jak robią to Lily i James, ale mogę zaczekać. Zostanę animagiem, to wtedy nie będziesz musiał się tak o mnie obawiać. Tylko przestań mnie od siebie odsuwać, bo to boli.
Zakończywszy, Stella spuściła szklany od łez wzrok na swoje dłonie. Zamrugała kilkukrotnie, aby pozbyć się łez. Nie chciała się przed nim rozkleić.
Remus otworzył usta, ale znowu nic nie był w stanie wykrztusić. Zupełnie tak, jakby jego struny głosowe przestały nagle działać.
— Ja się tak boję, Stella... — powiedział w końcu zachrypniętym głosem, a w jego oczach także stanęły łzy. — Tak się boję, że cię skrzywdzę...
— Nie skrzywdzisz mnie — wyszeptała i przegrała walkę ze swoimi łzami. — Remus, nie mów tak, proszę. Pełnia jest tylko raz w miesiącu, będziesz wtedy poza domem. James i Syriusz zobowiązali się, że nawet pomimo swojego własnego życia, w dalszym ciągu będą ci towarzyszyć. Jestem pewna, że nawet gdyby coś się wymknęło spod kontroli, a nie myślę, że tak będzie, to oni dopilnują, aby nic się złego nie stało.
Załamany Remus zakrył twarz w dłoniach.
— Jak tylko nauczę się animagii — podjęła znowu — to już w ogóle nie będziesz musiał się martwić. Pod postacią zwierzęcą będę w stu procentach bezpieczna. Spójrz na to z tej logicznej strony. Nie masz nawet teraz argumentów przeciw, skoro James, Syriusz i Peter od piątego roku towarzyszyli ci w każdej przemianie i nigdy nie wyrządziłeś im krzywdy. Pełnia jest tylko raz w miesiącu. Raz, podczas gdy możemy być ze sobą... dopóki tylko się mną nie znudzisz. — Na twarzy Stelli pojawił się uśmiech rozbawienia połączonego z lekkim niepokojem na samą myśl, że Remus mógłby się nią znudzić.
Z ust Remusa wydobyło się westchnięcie, kiedy przybliżył się do Stelli i złączył swą dłoń z jej. W zamyśleniu pomasował skronie.
— I? — zaryzykowała Stella.
— Przepraszam... Znowu cię zraniłem... — wyszeptał gorzko Remus i z zawstydzenia odwrócił wzrok. — Znowu...
— Rozumiem, rozumiem cię, nie musisz przepraszać. Wiem, że chcesz jak najlepiej, ale bądź ze mną szczery. Jeśli masz jakieś obawy, to mów mi wprost. Jesteśmy w związku, takie sprawy powinniśmy razem przedyskutować. — Z cichym westchnięciem przytuliła się do jego boku i opiekuńczo pomasowała Remusa po ramieniu.
Spędzili jeszcze kolejne kilka minut w jego pokoju, a następnie, kiedy Remus wziął się w garść, zeszli na dół. Na widok ich złączonych dłoni James i Syriusz wznieśli okrzyki triumfu, a pani Lupin rozpogodziła się jeszcze bardziej, niż wtedy, kiedy mówili z fascynacją o jej wytwornych wypiekach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top