Rozdział 64
Perfekcjonizm, ambicja i pracowitość Stelli nie pozwalały na obijanie się przed owutemami. Głównie wraz z Remusem (czasami z Lily i Brielle) wkuwała materiał. Przez to, że była wielką panikarą i czasami wręcz wyolbrzymiała niektóre sprawy, stresowała się tak bardzo przed tymi ostatecznymi egzaminami, że wielokrotnie nie mogła spać po nocach.
Remus dawał jej niewyobrażalnie wielkie wsparcie. Zresztą jak robił to zawsze — nie tylko od wtedy, kiedy zostali parą. Oprócz chłopakiem, Remus był dla Stelli przede wszystkim przyjacielem. To cudowne uczucie mieć kogoś tak bliskiego.
Z sali po owutemach Stella wyszła niezwykle zadowolona, a z jej serca zniknął ciężar, który nosiła do tego dnia od kilku dobrych tygodni. Nareszcie było po! Czuła niewyobrażalną ulgę, nawet jeśli nie była pewna każdej swojej odpowiedzi, którą postawiła. W tamtej chwili jednak dosłownie miała gdzieś wyniki. Najważniejsze, że ten stres i niepewność minęły.
W późny wieczór przed oficjalnym zakończeniem roku szkolnego Stella leżała na brzuchu na swoim łóżku i z uśmiechem wspominała wraz ze swoimi przyjaciółkami kilka zabawnych czy mniej zabawnych chwil, które się wydarzyły w czasie tych siedmiu lat.
Paisley i Syeda bez przerwy się przekrzykiwały, a każda z nich pragnęła jak najbardziej zawstydzić tę drugą. Gina raczej bardziej przysłuchiwała się, była bowiem większym typem słuchacza niż mówcy. Lea nieraz krzyczała tak głośno, próbując wybić swój głos ponad głosy bliźniaczek, że Stella dziwiła się, dlaczego nie zawitała u nich jeszcze Priscilla Pierce. Najwyraźniej jakimś cudem postanowiła odpuścić w ten ostatni dzień.
— Nigdy nie zapomnę — powiedziała głośno Syeda i obroniła się przed atakami Paisley, która najwyraźniej już przeczuwała, że miała nadejść kolejna żenująca historia z jej życia — jak słodka Pais dwa lata temu pomyliła dormitorium damskie z męskimi i nie zorientowała się, jak weszła do pokoju jakichś randomowych chłopaków, oraz położyła w łóżku jednego z nich.
— Na Merlina, Sysiu! — wrzasnęła dziko Paisley i schowała z zawstydzeniem swoją twarz w dłoniach. — To było tak bardzo niezręczne! Byłam wtedy taka padnięta... Po prostu się nie zorientowałam, że skręciłam w złą stronę, okej?
— Moose pewnie był w siódmym niebie! — zawołała z dzikim rechotem Lea. — Tak samo jak wtedy, kiedy pomyliłaś go z jego przyjacielem i pocałowałaś na środku pełnego ludzi korytarza.
— Zejdźcie ze mnie! — jęknęła Paisley, ponownie chowając się ze wstydu. — Sysia kiedyś wpadła do Flitwicka i obudziła go krzykami, że nasze hogwardzkie jezioro płonie!
Syeda parsknęła tak głośnym śmiechem, że się zapowietrzyła. Stella pokręciła z niedowierzaniem głową, zaś Gina, przypomniawszy sobie tamtą akcję, popłakała się ze śmiechu.
— Miałam koszmar, okej? — warknęła zaborczo Syeda. — Chciałam dobrze, chciałam ratować Hogwart i jezioro. Tak byłam w to zaoferowana, że zapomniałam, że to był sen. Myślałam o waszych życiach, wy niewdzięcznice!
— Stella kiedyś komicznie udawała McGonagall, gdy ta stała tuż za nią! — wtrąciła ze złowieszczym uśmieszkiem Lea.
— A ty nic mi nie powiedziałaś! — dodała oskarżycielsko Stella. — Myślałam, że ja ją tak rozbawiłam, a ta cwaniara chichrała się ze stojącej za mną McGonagall! Och, tak chcesz się bawić, Foley? A pamiętajcie, jak Lea po jednym z wygranych meczy rzuciła się na Flitwicka tak, że biednego przewróciła?
— Byłam w takiej euforii, że chciałam go wyściskać po naszej wygranej! — burknęła.
Rozległa się ponowna lawina śmiechu. Wtedy wzrok Syedy padł na Ginę.
— A niech to, myślałam, że o mnie zapomnicie! — zawołała zrozpaczona Gina i schowała głowę pod poduszką.
— Gina kiedyś zasnęła na lekcji, a przez sen zaczęła wołać na cały głoś, że się topi — powiedziała Syeda. — Potem tłumaczyła się Slughornowi, że topi się w nawale nauki, który mamy! Nie uwierzył.
— To był jedyny raz, kiedy mi się przysnęło! — jęknęła Gina. — Nigdy nie lubiłam eliksirów...
Ponownie każda z dziewczyn wybuchnęła śmiechem. Wtedy drzwi dormitorium się otworzyły, a w nich stanęła Priscilla Pierce.
— No kiedyś to się musiało stać — mruknęła do ucha Stelli Lea, a potem dodała głośniej: — Tak, tak. Wiemy. Jesteśmy żenadą dla Ravenclawu. Zachowujemy się jak pierwszaki. Powinnyśmy być poważne i dumne z naszego domu, a nie wygłupiać się i chichrać jak pijane. Tak, tak. Wiemy.
Priscilla zmierzyła Leę świdrującym wzrokiem.
— Tak się składa — powzięła z dumą — że przyszłam tutaj tylko podziękować wam za te siedem lat niespokojnych nocy.
Zdezorientowane współlokatorki zamilkły i wymieniły się spojrzeniami.
— Nawet jeśli irytowałyście mnie niezmiernie, to nie byłyście... najgorszym złem, jakie mogło mnie spotkać. A teraz możecie powrócić do swoich śmiechów. Tylko trochę ciszej. — Priscilla Pierce bez słowa zamknęła za sobą drzwi i szybko odeszła.
Zaległa cisza.
— Łoo — skomentowała Lea i uniosła wysoko brwi. — Na taki cud, to ja nawet nie liczyłam w ostatni dzień roku szkolnego.
Dalszy późny wieczór, a właściwie już noc, dziewczyny spędziły na cichszych rozmowach. Każda z nich myślami jednak była już przy jutrze i swoich planach na bliższą czy dalszą przyszłość.
•
Lokomotywa Ekspresu Hogwart-Londyn zaczęła hamować na peronie. Zaspana Stella, której się przysunęło przez większą część drogi, uniosła głowę z ramienia Remusa i przetarła oczy z cichym westchnięciem.
— Nie wierzę, że już nigdy tam nie wrócimy — wymamrotała do Remusa. — To... to takie dziwne.
— Wiem — przyznał z dziwnym wyrazem twarzy, który zaniepokoił Stellę.
— Co się stało?
— Nic — odparł natychmiast.
— Przecież widzę, że coś...
— Później o tym porozmawiamy, dobrze? — uciął Remus z lekkim chłodem, który sprawił Stelli ból.
Nie wiedziała, dlaczego tak nagle z dnia na dzień się od niej odsunął. Już od kilku dni wydawał się być taki nieobecny i ewidentnie ją unikał. Odpowiadał słówkiem i był bardzo zamyślony. Stelli to się nie podobało. Zaczęła coraz bardziej się martwić, że jej obawy w kwestii tego, że chciał z nią zerwać, były słuszne.
Poczuła na sobie wzrok Lily, której James właśnie zdjął z półki bagaż. Ona także wydawała się tym zaniepokojona i wyraźnie myślała o tym samym, co Stella.
Niebo było zachmurzone, lecz mimo wszystko było całkiem ciepło. Od czasu do czasu wiał chłodniejszy wiatr, ale to w niczym nie przeszkadzało. Stella, wciąż z przykrością spowodowaną zachowaniem Remusa, wyszła na świeże powietrze.
W oddali dostrzegła Leę, która rzuciła się właśnie na szyję... Devina, w którym Stella niegdyś po kryjomu się podkochiwała.
Nie zważając na Remusa, który teraz i tak zostawił ją bez słowa samą i podszedł do Syriusza, ruszyła w stronę Lei i Devina.
— Stell, dobra wiadomość. Devin ma narzeczoną — podkreśliła dosadnie Lea, jakby tylko się obawiała, że Stella zamierza odebrać jej brata.
— Gratulacje — powiedziała z uśmiechem Stella. — I cześć, Devin. Pamiętasz mnie jeszcze?
— Ostatnio widziałem cię, jak byłaś jeszcze dzieckiem — zaśmiał się Devin i obrzucił Stellę wzrokiem. — Teraz jesteś już piękną kobietą.
Stella się lekko zarumieniła i wymamrotała nieśmiałe podziękowania.
— Devin! — warknęła Lea i uderzyła roześmianego brata w ramię. — Powiem twojej narzeczonej!
— Daj spokój, dziecko. — Devin uniósł ręce w geście poddania.
— Jestem już dorosła, ty skończony pacanie!
— Jak chcesz, dla mnie i tak jesteś berbeciem.
Stella uśmiechnęła się z rozbawieniem. Lea od zawsze bez przerwy tylko kłóciła się ze swoim rodzeństwem, lecz nietrudno było zauważyć, że Devina to ona szczerze uwielbiała.
— A jak u ciebie, Stella? Masz jakiegoś chłopaka? — zapytał Devin oraz obronił się przed kolejnym atakiem swojej młodszej siostry.
— Mam — przyznała z lekkim zawahaniem. Odwróciła się w stronę Remusa, który wciąż na nią nie patrzył. A potem dodała tak cicho, że tylko ona była w stanie to usłyszeć: — Chyba...
— Lea już się chwaliła tym swoim. Dlatego przyszedłem ją odebrać, chcę go poznać, tak go pochwalała.
— Bo jest dużo lepszy od ciebie — przewróciła oczami, a potem dostrzegła gdzieś w tłumie Allana. — Tam jest! Chodź, tylko nie rób mi wstydu, Dev!
Devin położył sobie dłoń tam, gdzie leży serce, obiecując przy tym, że nie zrobi jej wstydu, a następnie pozwolił się pociągnąć w stronę Allana.
Tymczasem Stella pozostała sama. Jakoś nie miała ochoty wracać do Remusa. Czuła, że mu się tym narzuci. Od kilku dni miała wrażenie, że bez przerwy tylko to robiła.
Ostatni raz spojrzała w stronę Remusa i przeszła samotnie przez ścianę, wychodząc z peronu dziewięć i trzy czwarte. Ledwo zdążyła zbadać otoczenie, a na jej szyję rzuciła się Ruth.
— Mamo! — zawołała ze szczęściem Stella i umocniła uścisk.
— Gratulacje, skarbeńku! Ukończyłaś szkołę! — zawołała Ruth i odsunęła się od córki. — Jestem z ciebie taka dumna! Mam nadzieję, że już się nie przejmujesz tymi swoimi egzaminami. Na pewno wyszło ci świetnie!
— Nie przejmuję — zapewniła z uśmiechem Stella i przeszła teraz do Ricarda, aby go również wyściskać.
Tata Stelli nigdy nie był zbyt wylewny, a takie okazywanie uczuć było dla niego niezręczne, więc z zakłopotaniem poklepał córkę po plecach.
— Gratulacje — mruknął.
— Gdzie jest Remus? — zapytała z ekscytacją Ruth. — Kiedy napisałaś nam, że został twoim chłopakiem, to nie mogłam się już doczekać, aby tylko znowu go spotkać! Tak się cieszę! To dobry chłopak, skarbeńku!
— Taa... — mruknął Ricardo i potarł swojego wąsa. — Gdzie on jest?
Mina Stelli nieco zrzedła.
— Poznacie go kiedy indziej... Jestem zmęczona po podróży, możemy już jechać...?
Ani Ruth, ani Ricardo nie wyczuli, że coś było nie tak, co sprawiło, że Stella odetchnęła z ulgą. Nie chciała na razie z nimi o tym rozmawiać. Miała nadzieję, że sytuacja z Remusem zdoła się naprostować w przypływie następnych dni. Nie chciała martwić swoich rodziców, skoro sama nie miała bladego pojęcia, co teraz pomiędzy nimi się działo.
Jednego była pewna. Nie było to nic dobrego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top