Rozdział 62

Pogodny kwiecień minął szybciej, niż się zaczął, a zastąpił go jeszcze słoneczniejszy maj. Owutemy dla siódmorocznych stały się nagle dziesięć razy bliższe, aniżeli było to jeszcze końcem kwietnia. Wzrosła panika, zwłaszcza u Stelli, która zaczęła odchodzić od zmysłów.

— Uczysz się dniami i nocami — powiedziała pewnego dnia powoli Lea i wyrwała z dłoni przyjaciółki książkę. — Musisz odpocząć! Spójrz na siebie! Jesteś... No, prawie umarlakiem. 

Zmęczona od ciągłej nauki Stella jęknęła i przetarła swoje oczy.

— Nie mogę, muszę dobrze zdać owutemy, aby zostać uzdrowicielką...

— Kochana, ale nie kosztem swojego zdrowia psychicznego. Poprzyjcie mnie. — Wzrok Lei skierował się na znajdujące się w dormitorium Syedę i Ginę. 

— Lea ma rację — odparła od razu Syeda, choć ewidentnie nawet nie usłyszała pytania — sama skupiona na swoich materiałach.

— Syeda, ty też ciągle siedzisz w podręcznikach! — zawołała zdradzona Stella.

— Och, więc o to chodziło? — Na moment uniosła wzrok znad czytanej treści i spojrzała najpierw na Stellę, a potem na jej towarzyszkę. — Lea absolutnie nie ma racji. 

— Dzięki — bąknęła sarkastycznie kapitanka drużyny Krukonów i spojrzała wyczekująco tym razem na Ginę. — Może chociaż ty przemówisz im do rozumu?

— Zgadzam się. Stella, powinnaś sobie zrobić kilkudniową przerwę, potem znacznie łatwiej będzie ci na nowo powtarzać — przytaknęła z nieśmiałością Gina i ruszyła w stronę wyjścia. — Idę się spotkać z Shelly, na razie!

Syeda na pożegnanie pomachała swoją dłonią, wciąż skupiona na nauce, Stella nawet tego nie usłyszała, aż tak nią pochłonięta, zaś Lea rzuciła krótkie: „pa". 

— Nie wytrzymam — mruknęła do siebie Lea, kiedy Stella wciąż nic sobie nie robiła z jej słów, a potem gdzieś wyszła bez ani jednego słowa.

Przynajmniej cisza pozwoliła na znacznie efektowniejsze przyswajanie treści. Stella naprawdę miała trudności ze skupieniem, kiedy nie było absolutnej — ale to absolutnej! — ciszy. Zresztą nawet z nią czasami nie szło jej to zbyt dobrze. Zwłaszcza teraz, kiedy była tak bardzo zmęczona. Może Lea i Gina miały rację? Może faktycznie czas zrobić sobie przerwę?

Nie miała czasu, aby to przemyśleć, bo Lea ponownie wróciła do środka. Stanęła w drzwiach i oparła się o framugę. 

— Lupin czeka na ciebie przed pokojem wspólnym.

— Słucham? — zaskoczona Stella zamrugała kilkukrotnie. — Nie umawialiśmy się nigdzie...

— Bo ja was umówiłam. Remus ma za zadanie cię zrelaksować i wybić ci z głowy ciągłe uczenie — rzekła dziarsko. — Idź do niego, na co czekasz?

Stella jeszcze przez chwilę wbijała w Leę nieobecny wzrok. Nagle potrząsnęła głową i ziewnęła przeciągle. Uznała w myślach, że w sumie Lea miała rację. Zbyt dużo ostatnimi czasy poświęcała się nauce, przez co zaniedbywała nawet Remusa.

Zeszła więc szybko z łóżka i ruszyła w stronę drzwi. Lea się odsunęła, aby mogła przejść. 

— Jesteś dobrą przyjaciółką — powiedziała z uśmiechem Stella i położyła Lei dłoń na ramieniu.

— Wiem, a teraz biegnij — wyszczerzyła zęby.

Stella cicho parsknęła pod nosem, ale posłusznie wybiegła. Przeszła przez pokój wspólny, a następnie stanęła na korytarzu, gdzie faktycznie znajdował się Remus. 

— Naprawdę wyglądasz, jakbyś nie spała od tygodnia — zauważył cicho i ze zmartwieniem Remus. — Przemęczasz się. Wiem, że ci zależy, ale czasami trzeba odpuścić, choćby na moment.

Westchnęła ciężko, kiedy Remus do niej podszedł i ujął jej twarz w dłonie.

— Wiem... Ale tak się stresuję... Boję się, że słabo mi pójdzie i nie przyjmą mnie na stanowisko uzdrowicielki...

— Stella, przecież jesteś świetna, kto by cię nie chciał? — zaśmiał się Remus i pocałował ją w nos, na co dziewczyna się zarumieniła oraz spuściła wzrok na podłogę.

— Mówisz tak tylko dlatego, że jestem twoją dziewczyną — wymamrotała. 

— Nie, od zawsze tak sądziłem — sprostował. — A teraz chodź, przejdziemy się po błoniach. Świeże powietrze i ruch pomagają w lepszym samopoczuciu. Oraz, oczywiście, czekolada, ale na nią przyjdzie czas potem.

— Czekolada! A jak! — parsknęła z niedowierzaniem Stella, kiedy Remus złapał ją za dłoń.

— Czekolada — przyznał z lekkim rozmarzeniem. — Ona we wszystkim pomaga, możesz mi uwierzyć na słowo.

— Wierzę, czekoladomistrzu

Chwila przerwy faktycznie dobrze oddziałała na Stellę. Spacer po błoniach ze spleconymi swoimi palcami z tymi Remusa był naprawdę przyjemny. Ożywił nieco zmęczoną Stellę i zdecydowanie zrelaksował. 

— Od dzisiaj uczymy się razem — zapowiedział Remus, kiedy weszli z powrotem do zamku. — Będę monitorował, czy znowu sobie nie szkodzisz. I bez żadnej nocki w książkach! Lea o wszystkim mi powie. 

— Dobrze, dobrze — rzekła z uśmiechem Stella. — Wszystko, co rozkażesz. To co... Idziemy się uczyć? — zapytała z nadzieją.

— Nie dzisiaj — stwierdził. — Dzisiaj odpoczywamy.

— Ale mówiłeś, że od dzisiaj! — złapała go za słówko.

— Nieważne, od jutra. — Remus się roześmiał na widok zawiedzionej miny Stelli. Wygląd tak, jakby chciał coś jeszcze dodać, gdy przerwał mu krzyk:

— REMUS! 

— Właśnie, Remus! 

Stella i Remus odwrócili się w stronę biegnących ku nim Jamesowi i Lily. Chłopak pierwszy dopadł parę i złapał swojego przyjaciela za ramiona.

— Powiedz jej! — zawołał z dramatycznym uniesieniem James, a wtedy jego wzrok spoczął na Stelli. — O, i Stella... REMUS, NO!

— C-co? — zająkał się z zdezorientowania Remus i zrobił krok w tył, kiedy wpadła na niego także Lily.

— Doprowadza mnie do szału! — zawołała z pretensją Gryfonka. — Czy możesz mu wyjaśnić, że moja przyjaźń z Drew jest tylko przyjaźnią a nie jakimś szalonym romansem?

— Sama przyznałaś, że mu się podobasz! — odparował James. 

— Że mu się podobałam, to czas przeszły, ty idoto! — warknęła i odsunęła się od niego. — Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

— Świetne odbicie piłeczki, Evans!

— Jeszcze raz powiesz do mnie po nazwisku, to dostaniesz tą piłeczką prosto w twarz, Potter! — krzyknęła zaczerwieniona ze złości Gryfonka, a następnie z furią odwróciła się na piętach i zaczęła odchodzić.

— I gdzie leziesz?! Remus miał ci wytłumaczyć!

— Nie martw się, wytłumaczy to tobie, ty durny zazdrośniku! — zawołała przez ramię i szybko skręciła w lewy korytarz. 

Oszołomiony Remus otworzył z wrażenia usta i spojrzał na Jamesa.

— Znowu? — zapytał powoli.

— Znowu się kłócą? — włączyła się Stella. — Drew... Drew... To ten kuzyn Marii, tak?

— Tak — przytaknął James i założył ręce na piersi. — Ten młody podrywa mi dziewczynę! Przystawiał się do niej! 

— James — zaczął spokojnie Remus. — Lily stwierdziła, że to było kiedyś, czy to prawda?

— Może i tak, ale to nie oznacza, że już nie będzie! A ona wciąż z nim wszędzie łazi! 

— Nie możesz jej tego zakazać — powiedziała Stella. — Musisz w końcu zaufać Lily, skoro chodzicie ze sobą. Chyba nie chcesz jej stracić, James? 

— Oczywiście, że nie — wymamrotał z lekkim zakłopotaniem. Wbił wzrok w podłogę. — Ale po prostu... strasznie mnie to denerwuje. Ona też powinna mnie zrozumieć, zamiast odpowiadać krzykiem.

— Najpierw ty postaraj się zrozumieć ją i pokaż, że akceptujesz Drew. — Stella położyła dłoń na ramieniu niepewnego co do tej idei Jamesa. — Zaufaj mi, to pomoże. 

— Już długo się ciągle kłócicie o to samo — westchnął Remus. — Może czas nareszcie załagodzić ten spór? Z tego, co widziałem, Drew nie przekracza żadnych barier i moim zdaniem nie musisz się niczego od jego strony obawiać. Mówiliśmy ci to tysiąc razy. Poza tym zawsze pozostaje opcja wyjaśnienia tej sprawy także z nim, prawda?

Z głębokim zastanowieniem James pokiwał głową. 

— Chyba macie rację... Kurde, no faktycznie, już zbyt długo się o to sprzeczamy... — James walnął się ręką w czoło, a następnie odwrócił i zaczął szybkim krokiem zmierzać w stronę, gdzie zniknęła Lily. Na odchodne zawołał jeszcze energicznie: — Jesteście wspaniali! Wasze dzieci będą miały szczęście! Dobra, biegnę za nią! Ale z tym Drew i tak nie porozmawiam, nie ma takiej opcji! 

— A wasze dzieci niezbyt! — zawołał na to roześmiana Stella. 

James zdążył się jeszcze odwrócić, nim zniknął za zakrętem, i pokazać jej nieprzyzwoity gest. Dziewczyna na to roześmiała się jeszcze bardziej, podczas gdy Remus pokręcił jedynie głową.

— Oni są niemożliwi — powiedziała Stella, kiedy zaczęli znowu iść przed siebie.

— Nawet nie mów, od tygodni kłócą się o tego Drew — westchnął Remus. — Najgorsze w tym jest to, że James jeszcze nas wszystkich w to wplątuje. Przychodzi do dormitorium i zaczyna się wydzierać na cały głos. Raz nawet Peter przez niego spadł z łóżka i niemal wybił sobie oko o kąt szafki!

— To do nich takie podobne... W końcu są z dwóch różnych światów.

— Myślisz, że w takim razie nie przetrwają? — zaniepokoił się Remus.

— Nie, myślę, że właśnie dlatego przetrwają.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top