Rozdział 57
O ile sytuacja z Remusem naprostowała się (choć to mało powiedziane!) to pomiędzy Stellą a Leą wciąż było lekkie napięcie, które ta pierwsza postanowiła od razu naprawić. Już kompletnie zdążyła zapomnieć o tym, że Lea nawrzeszczała na Remusa. To nie było teraz istotne, w świetle tych zdarzeń. Miała tylko nadzieję, że tym razem to ona przypadkiem nie będzie się gniewała...
Był już wieczór, więc Stella była pewna, że Lea, jak zwykle o tej porze, znajduje się w dormitorium. Remus zaoferował się odprowadzić Stellę aż na sam szczyt wieży Krukonów, choć musiał bezsensownie przebrnąć dwa razy przez taką pokaźną ilość schodów.
Stanęli razem przed wejściem i kołatką. Stella odwróciła się z nieśmiałością w stronę Remusa. Ta chwila pożegnania bardzo ją skrępowała. Zniknęła dawna śmiałość. Objęła się ramionami, zarumieniła i speszona spuściła wzrok pod wpływem wzroku chłopaka. Jej chłopaka.
Najwyraźniej nie tylko ona się tutaj krępowała. Na policzkach Remusa także pojawiły się rumieńce, kiedy odchrząknął i poluzował swój krawat.
— Ee... — zająkał się. — To może... Ja... Do jutra...?
Stella szybko pokiwała głową z zawstydzonym uśmiechem na twarzy, kiedy Remus się sztywno odwrócił i zaczął schodzić po schodach. Wpatrywała się w jego plecy, aż nagle zawołała:
— Zaczekaj!
Zaskoczony wołaniem Remus natychmiast się zatrzymał i odwrócił w stronę dziewczyny, która już zaczęła szybko doń iść. Zatrzymała się tuż przed chłopakiem. Przez chwilę stała jak kołek, bez najmniejszego pomysłu, co w ogóle miała w głowie, kiedy go zatrzymywała. Wtedy się przysunęła i wtuliła w Remusa.
Odurzony tym Gryfon również bardzo delikatnie ją przytulił. Był już przyzwyczajony do tego, że Stella wprost uwielbiała się przytulać, ale mimo wszystko teraz było inaczej. Teraz byli parą. Naprawdę byli parą.
Kiedy odsunęli się od siebie, Stella szepnęła pod nosem, nawet nie patrząc z zawstydzenia Remusowi w oczy:
— Dobranoc.
Wdrapała się szybko z powrotem po schodach, odpowiedziała od razu na zagadkę i weszła do pokoju wspólnego.
Remus jeszcze przez chwilę stał wpatrzony zamglonym wzrokiem w przestrzeń, gdzie przed chwilą zniknęła Stella. Uśmiechnął się pod nosem oraz odszepnął, choć dobrze wiedział, że już go nie usłyszy:
— Dobranoc, Stella... Dobranoc.
•
Okazało się, że Lea odpoczywała nie w dormitorium, a w pokoju wspólnym. I także nie sama, a ze swoim chłopakiem, Allanem Bairdem. Ślizgonem, którego jeszcze jakiś czas temu bardzo nie trawiła przez to, że złamał jej nos w czasie jednego z meczy quidditcha.
Kiedy Stella się zbliżyła, usłyszała, że rozmawiają właśnie o wspomnianym wcześniej sporcie. Nic dziwnego, oboje ewidentnie byli bardzo nim pochłonięci. Niemniej Lea natychmiast zamknęła buzię i wysunęła się z objęć Allana, gdy tylko Stella pojawiła się na widoku.
— Stell... — zaczęła Lea i ze zrozpaczoną miną wstała, chcąc najpewniej ponowić swoje próby wyjaśnienia tego wszystkiego.
Allan taktownie milczał i wpatrywał się w swoją dziewczynę, która złożyła ręce jak do modlitwy.
— Nigdy nie chciałam niczego zrobić przeciwko tobie — kontynuowała, ale Stella nie chciała tego nawet słuchać.
Podeszła do swojej przyjaciółki i bez słowa ją przytuliła. Lea ewidentnie się tego nie spodziewała. Najpierw się spięła, ale z czasem zaczęła rozluźniać, aż westchnęła i odwzajemniła uścisk.
— To znaczy, że nie jesteś już zła...? — zapytała z niepewnością po długiej chwili ciszy.
— Nie jestem, głupolu — zaśmiała się Stella i odsunęła na kilka kroków od Lei. — Rozumiem twoje intencje. Przepraszam, że wcześniej tego nie pojęłam.
— No coś ty — machnęła niedbale dłonią. — Przecież to ja nigdy nie potrafię utrzymać swoich nerwów na wodzy. Musiałam wygarnąć temu Lupinowi. On jest naprawdę ślepy, że nie widzi tego, jaka jesteś wspaniała. Co za nieogarnięty człowiek... A tak właściwie, to gdzie ty byłaś? Nie było cię na jednej lekcji... Ty nigdy nie opuszczasz zajęć...
— Dużo się zadziało — wyjaśniła z rozmarzonym wzrokiem Stella.
— Co ty gadasz! Ej, opowiadaj natychmiast! — zawołała z pretensją Lea i pociągnęła Stellę na kanapę.
— To może ja już pójdę...? — zaproponował Allan i już chciał wstawać, aby ruszyć w stronę wyjścia, kiedy Lea zatrzymała go złapaniem za nadgarstek.
Spojrzała pytająco jeszcze na Stellę, a gdy ta skinęła głową, powiedziała:
— Zostań z nami.
Na twarzy Allana pojawił się uśmiech. Z powrotem rozsiadł się wygodnie na kanapie. Lea wbiła wyczekujący wzrok w Stellę.
— Dalej, opowiadaj!
Dziewczyna już otwierała usta, aby wszystko wyjaśnić swojej najlepszej przyjaciółce, kiedy tuż za nią rozległ się czyjś głos.
— Kto, co i, co najważniejsze, dlaczego beze mnie ma opowiadać?
Przez ramię Stelli wyglądnęła zawiedziona tym Paisley. Moose stał tuż obok niej z zarzuconą ręką na jej ramieniu. Skinął w geście powitania w stronę Allana, a potem dodał:
— Ploteczki bez Pais nie są prawdziwymi ploteczkami, moi drodzy.
— O, widzicie, jak dobrze wychowałam swojego chłopaka? — wyszczerzyła zęby dziewczyna i odrzuciła na plecy swoje piękne, długie brązowe loki.
Moose wywrócił oczami, ale nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się jedynie z lekkim rozbawieniem.
— Stella ma nam coś do przekazania — odpowiedziała na wcześniejsze pytanie Paisley Lea.
— Och, to w takim razie idę zawołać Sysię i Ginę — rzekła dźwięcznie jedna z bliźniaczek i klasnęła w dłonie. — Są w dormitorium, zaczekajcie, zaraz przyjdziemy!
Dłoń Stelli powędrowała z głośnym klapnięciem na jej czoło. Zaraz w tym pokoju wspólnym rozpocznie się wielki zjazd rodzinny! Perspektywa tego, że będzie musiała od razu opowiedzieć o tym wszystkim, co wydarzyło się pomiędzy nią a Remusem, była dla Stelli nieco krępująca. Nie lubiła być w centrum uwagi, a sprawa Remusa była dla niej troszkę... intymna...
Niemniej każda z obecnych osób była albo przyjacielem, albo osobą, której po prostu ufała. Może nie znała zbyt długo Allana, ale skoro Lea go jednak polubiła, musiał być naprawdę w porządku. Spełnienie wymagań tej Krukonki było nie lada wyczynem.
Syeda i Gina usiadły bez skrupułów na stole i teraz wszyscy wbijali zaciekawiony wzrok w Stellę. Dziewczyna westchnęła i zaczęła wszystko opowiadać. Zgrabnie pominęło tylko informację, że Remus był wilkołakiem. Nie sądziła, że mówienie o tym komukolwiek bez jego zgody będzie dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że dla samego Remusa ten fakt był przykry i odrzucający.
Po zakończeniu tej długiej i jakże fascynującej opowieści, wszystkie dziewczyny pisnęły i rzuciły się z radością na szyję przyjaciółki.
— WIEDZIAŁAM, ŻE MOJA PRZEMOWA JEDNAK COŚ DAŁA! — zawyła Lea.
— Tak się cieszę, Stella, gratulacje! — powiedziała głośno Gina.
— To musiało się prędzej czy później wydarzyć. Pomiędzy wami tak iskrzyło! — zafascynowała się żywo Paisley.
— Remus Lupin jest farciarzem! — dodała rozemocjonowana Syeda.
Chłopcy zareagowali nieco mniej wylewnie, co nie było wcale zaskoczeniem. Moose poklepał Stellę po ramieniu i pogratulował, a Allan życzył jej i Remusowi szczęścia w tym dopiero rozkwitającym związku.
Resztę tego wieczoru spędzili na rozmowach tak bardzo wybiegających w przyszłość, że Stella, choć także myślała przyszłościowo, raz po raz musiała zatrzymywać rozpędzone w prezenty ślubne bliźniaczki, żądną pozostania chrzestną ich pierwszego dziecka Leę oraz Ginę, która zaoferowała, że pragnie pomóc w przygotowaniu ich wesela.
To zaangażowanie przyjaciółek było jak miód na serce Stelli. Przyglądała się ich wyszczerzonym z jej szczęścia twarzom i zorientowała się, jak bardzo je wszystkie kochała. Bez względu na to, ile je różniło.
Kochała nieco zbyt energiczną i gwałtowną Leę. Kochała często złośliwą i pyszną Paisley. Kochała zazdrosną i kapryśną Syedę. Kochała cichszą i niepewną Ginę. Bo pomimo tego wszystkiego każda z nich była wyjątkowa. Choć często się nie dogadywały, to stanowiły spójną rodzinę, a w każdej rodzinie pojawiają się spięcia. Grunt, że zawsze potrafiły je pokonać. Razem.
•
Nieco mniej wylewna i podekscytowana atmosfera znajdowała się w dormitorium Remusa, Jamesa, Syriusza i Petera. Chłopcy swobodnie i cicho dywagowali ze sobą.
James leżał na plecach i z nogami w powietrzu na swoim łóżku, a obok niego znajdował się leżący bokiem i opierający głowę o rękę Syriusz. Kawałek dalej swoje miejsce zajmował lojalnie Peter. Zajadał się ciastkami i leżał na brzuchu, merdając w powietrzu nogami. Jak zwykle przysłuchiwał się rozmowom, co chwilę przytakując i rzadko dodając coś od siebie. Ostatni osobnik natomiast, Remus, opierał się siedząco o swoją poduszkę i choć pilnie uczestniczył w rozmowie, to myślami często uciekał do Stelli.
— Szczerze — rzekł Syriusz i zmarszczył czoło — to nie myślałem, że bez ingerencji mojej i Rogacza kiedykolwiek się zejdziecie.
— Stary, ja tam prawie zaliczyłem zawał, kiedy Lily domyśliła się, że są w końcu parą — stwierdził wciąż z lekką nutką niedowierzania James. — Ta kobieta wciąż mnie zadziwia.
— To chyba dobrze — mruknął Syriusz. — Przynajmniej nie będzie nudy w związku, nie? Ale w sumie to bardziej mnie zaskoczył fakt, że ty i Lily jesteście razem niż Remus i Stella. Znaczy wiesz, Rogaczu, od zawsze wam kibicowałem, ale i tak to mną wstrząsnęło.
— A daj spokój... Mną też.
Syriusz i Remus parsknęli śmiechem. Z opóźnieniem dołączył do nich Peter, który aż wypluł z buzi kawałek ciastka.
— W ogóle jak to się stało? — zainteresował się James i spojrzał na Remusa. — Powiedziałeś jej, że jesteś wilkołakiem, a ona nareszcie ci przemówiła do rozumu?
Remus się trochę zmieszał, ale pod wpływem intensywnego wzroku Syriusza, który w końcu też wiedział, jak to się stało, pośpiesznie wszystko opowiedział. James z zaintrygowania usiadł na łóżku.
— Nieźle — stwierdził. — To skoro mamy już mnie, ciebie, to teraz czas na dziewczyny pana szanownego Blacka i Pettigrew. Wtedy będziemy w komplecie.
Uszy Petera przybrały czerwonego koloru, kiedy skulił się w sobie i zagryzł swoje nerwy kolejnym ciastkiem. Tymczasem Syriusz także się wyprostował i potarł ręce z chytrą miną.
— Carson zaraz będzie moja — oznajmił i mrugnął zawadiacko do swoich przyjaciół. — To tylko kwestia czasu.
— Taa, ale to zakład — zauważył James. — Trzeba ci po nim znaleźć kogoś na poważnie.
Syriusz wzruszył ramionami z dziwną miną, którą natychmiast wychwycił James, ale nic na ten temat nie powiedział. Tak samo jak Remus, który zaczął się powoli kłaść spać. Pozostali przyjaciele jeszcze trochę rozmawiali, podczas gdy on zaczął usuwać się w krainę snów. Bez przerwy miał przy tym w głowie obraz śmiejącej się Stelli.
To była pierwsza noc od dawna, podczas której zdołał szybko zasnąć, nie obudził się w środku, a rano był bardzo wyspany. To była pierwsza noc od dawna, podczas której nie usychał z niespełnionej miłości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top