Rozdział 53
Następnego dnia Stella czuła się już lepiej. Mimo wszystko była bardzo zmęczona po ciężko przespanej nocy, ale postanowiła nie dramatyzować. Sprawę Remusa po prostu odstawi na bok. Musiała mieć czas, aby to wszystko przemyśleć, bo zdążyła się zorientować, że tutaj nic nie trzymało się sensu.
W Wielkiej Sali zjadła śniadanie ze strusiowym pędem i ruszyła natychmiast na lekcje, nawet nie zatrzymując swojego wzroku na stole Gryffindoru. Nie poczekała choćby na Leę, co, jak miała się okazać niebawem, było sporym błędem.
Stała oparta o ścianę, przeglądając, aby zająć czymś myśli, podręcznik do eliksirów. Czasami unosiła wzrok, by przyjrzeć się śniegowi, który już powoli zaczął się topić. W pewnej chwili uświadomiła sobie, że przez tę całą akcję z Remusem ostatecznie przegapiła jego urodziny...
Machnęła na tę myśl dłonią. No trudno. Teraz miała inne sprawy na głowie. Najpierw przecież musiała porozmawiać z Remusem... I jakoś to wszystko wyjaśnić... Jakoś.
— Stella! Stella! — usłyszała zdyszane okrzyki parę stóp dalej.
Z zaskoczeniem zamknęła książkę i odwróciła głowę w stronę biegnącej szybko jak błyskawica Giny, a tuż za nią, jak jej cień, podążała nieco wyższa Shelia — jej dziewczyna.
— Co się dzieje? — zapytała ze zdumieniem, kiedy Gina złapała ją za dłoń i zaczęła z trudnością łapać oddech.
— Lea... — zaczęła Gina.
— No nie... Co zrobiła? — wymamrotała podenerwowana.
— Nawrzeszczała na Remusa przy całej Wielkiej Sali. Musieli ją odciągać, bo mało brakowało, a zaczęłaby miotać na lewo i prawo zaklęciami!
Shelia natychmiast pokiwała głową na potwierdzenie tych słów, a w środku Stelli aż zawrzało ze złości.
— Przecież ją prosiłam! — krzyknęła z niedowierzaniem Stella. — Miała nic nie robić! Boże, jaki wstyd... Remus teraz mnie weźmie za ostatnią łamagę, która nasyła na niego swoją nieokiełznaną przyjaciółkę... Czy ona naprawdę nie mogła już sobie tego darować? Dlaczego jej nie powstrzymałyście? — zapytała z pretensją, mając na myśli Ginę i pozostałe współlokatorki. Siedząca przy stole Puchonów Shelia najpewniej nawet nie zdążyła się zorientować, co się działo.
— Nie zdążyłyśmy... Wiesz, jaka jest Lea... — westchnęła i spuściła wzrok. — Przepraszam, że zawiodłam...
— Nie przepraszaj, bo to nie twoja wina. Temperamentu Lei nie da się usidlić — zapewniła Stella, a jej wzrok padł na sylwetkę wspomnianej dziewczyny, która zamajaczyła w tle.
— Ona nie chciała źle — próbowała obronić Leę Shelia, choć nawet dobrze jej nie znała.
— Wiem — westchnęła Stella i złapała się za skronie — ale znowu złamała obietnicę... Widzimy się potem.
Opuściła towarzystwo Giny oraz Shelii i natychmiast ruszyła w stronę Lei. Buzowała w Stelli złość. Prosiła ją. Lea złożyła obietnicę, którą teraz złamała. Stella nienawidziła czegoś takiego. To najbardziej denerwowało ją w Lei — pomimo złożonego słowa, nie zawsze go dotrzymywała i nie potrafiła utrzymać swojego temperamentu na wodzy.
Stella wiedziała doskonale, że Lea na pewno nie chciała źle uczynić. Z pewnością po prostu martwiła się o to, co się wydarzyło, pomiędzy nią a Remusem i była wkurzona z takiego obrotu sprawy, bo która przyjaciółka by nie była? Niemniej to nie usprawiedliwiało złamania danego słowa.
Kiedy podeszła do Krukonki, złość ustąpiła zwykłemu zawiedzeniu. Nie potrafiła uwierzyć, choć to wydawało się z drugiej strony takie do przewidzenia, że Lea to zrobiła.
— Przepraszam — wypaliła przejęta Lea. — Nie powinnam... ale on cię tak źle potraktował! Wkurzyłam się! Musiałam mu wygarnąć!
— Prosiłam cię.
— Wiem, wiem... — Lea przejechała dłonią przez twarz. — Dałam się ponieść emocjom... Ale on na to zasługiwał!
Stella pokręciła ze sfrustrowaniem głową.
— To bez znaczenia. Ja powinnam to z nim wyjaśnić. Bez sensu się wtrąciłaś. Teraz pewnie ma mnie za jakąś idiotkę... — jęknęła i się zawstydziła na tę myśl.
— To on tutaj jest idiotą, nie ty! — zawołała wojowniczo, ale Stella nie chciała już jej słuchać.
— Prosiłam cię o jedno. O jedno — zauważyła i zacisnęła usta w wąską linię. — A ty zbagatelizowałaś moją prośbę i zrobiłaś scenę. Ile mamy lat, Lea? Takie sprawy wyjaśnia się prywatnie pomiędzy stronami konfliktu. A teraz nie dość, że zrobiłaś ze mnę jakąś idiotkę, to jeszcze każdy już wie, że zostałam odtrącona. Dzięki, naprawdę — mruknęła z sarkazmem i odwróciła się, aby odejść.
— Stella... — jęknęła z rozpaczą i zatrzymała ją, złapawszy za dłoń. — Proszę, nie złość się! Naprawdę przepraszam! Ale jesteś moją przyjaciółką! Nie mogłam siedzieć bezczynnie!
— Rozumiem i nie złoszczę się, dobrze? — westchnęła i wyrwała swoją dłoń. Zrobiła kilka kroków do tyłu i odwróciła wzrok. — Po prostu potrzebuję chwili. Jestem już zmęczona tym, że ciągle nie dotrzymujesz danego mi słowa.
Tym razem Lea nie odpowiedziała. Może to i lepiej, bo cóż mogłaby rzec? „Masz rację i o tym wiem" czy „Przepraszam, nie chciałam, ale jednak chciałam". Była zawiedziona tym, że Lea odstawiła takie przedstawienie, przecież poradziłaby sobie sama. Obiecała, że jej na to pozwoli!
Podczas zajęć, choć siedziały tuż obok siebie, nie odezwały się do siebie ani słowem. Lea bez przerwy rzucała Stelli ukradkowe, smutne spojrzenia, ale ewidentnie tym razem postanowiła udowodnić, że wcale nie była takim rzepem na psim ogonie i potrafiła być cierpliwa.
Sprawa z Remusem była jedną wielką niewiadomą, przynajmniej na ten moment. Próbowała na niego nie patrzeć. Z precyzją uskakiwała wzrokiem przed jego postacią, choć wielokrotnie podczas zajęć czuła na sobie jego palący wzrok. Obawiała się jednak, że wystarczyłoby tylko jedno spojrzenie, ażeby ponownie zatraciła się w tych zielonych oczach, a skoro Remus stwierdził, że była dla niego tylko przyjaciółką, to taka alternatywa byłaby bynajmniej nieodpowiednia dla ich przyjaźni, która już teraz wisiała na jednym włosku.
Z odrobiną przykrości zauważyła, że pozostali Huncwoci zaczęli ją unikać. Z jednej strony było to dosyć zrozumiałe — w końcu na pewno musieli czuć w powietrzu niezręczne zawieszenie czy zakłopotanie z całej sytuacji, która ostatnimi dniami wynikła. Stella nie miała wątpliwości, że o wszystkim wiedzieli, tak jak wiedziały o tym jej przyjaciółki. Problem leżał w tym, że Remus nie przyjaźnił się z Leą, Paisley, Syedą i Giną... Zaś ona bardzo lubiła towarzystwo Jamesa, Syriusza i Petera...
Czuła ukłucie bólu w klatce piersiowej, które było jak porażenie prądu. Skupiło się pierw w jednym miejscu, a następnie rozprzestrzeniło po całym ciele. Czuła, jak włoski na ciele stają jej dęba. Było to tak deprymujące uczucie, że wręcz rozdzierało Stellę na pół. To nie było przyjemne doznanie — czuć nieprzychylność od strony swoich przyjaciół tylko dlatego, że zakochała się w ich wspólnym przyjacielu... Co miała na to wszystko niby zrobić? Przeprosić?
Byłaby w stanie to uczynić. Nawet jeśli czuła, że nie miała za co. Stella od zawsze miała potrzebę wszystkich przepraszać. Stroniła od konfliktów, i to zdecydowanie, przez co właściwie posiadała wielką wadę — była uległa, nieasertywna. Co prawda zależało jeszcze o czym była mowa, ale wciąż raczej bardziej należała do osób nieasertywnych niż asertywnych.
Kiedy ciągnąca się lekcja transmutacji uległa zakończeniu, Stella zauważyła, że Remus odłączył się od swojej grupy. Przyjaźniąc się z Gryfonem od dwóch lat wiedziała, że ten niemalże zawsze przed obiadem zaglądał dodatkowo do biblioteki, gdzie noga Jamesa Pottera i Syriusza Blacka chyba nigdy nie śmiała przystanąć.
Wykorzystała tę sprzyjającą okazję i podeszła do chłopaków, których miny na jej widok nieco zrzedły, co ponownie dobiło Stellę.
— Chłopaki, wiem, że o wszystkim zdajecie sobie sprawę — zaczęła z niezręcznością Stella, ale jej wywód przerwał James.
— Słuchaj, wiem, że to będzie pogmatwane, co teraz powiem... — westchnął i przejechał dłonią przez swoje włosy. — Ale naprawdę, Stella, musisz dać nam czas, a wszystko naprawimy.
— Co? — wydukała.
— Remus — kontynuował tym razem Syriusz — ma teraz ciężkie chwile. On...
— Remus ma ciężkie chwile? — zapytała z niedowierzaniem. — Halo, to on mnie odtrącił. Nie mogę uwierzyć, że go bronicie!
— Nie rozumiesz — wymamrotał z rozpaczą James.
— To mi wyjaśnijcie, proszę. Chcę zrozumieć. Naprawdę chcę! — jęknęła z żalem Stella i spojrzała najpierw na Jamesa, potem na Syriusza, a na końcu jeszcze na Petera.
— To skomplikowane — wybełkotał ten trzeci, a jego uszy zaczerwieniły się z zawstydzenia.
Skomplikowane? Stella nie potrafiła w to uwierzyć. Co takiego mogło być w tym skomplikowanego? Wtedy do niej dotarło, o co mogło chodzić. Na pewno o to samo, o co szło od tylu dni! Coś przed nią ukrywali! Coś, co dotyczyło Remusa! I nie chcieli jej, na Merlina, powiedzieć!
— Jesteście... — Stella nie potrafiła znaleźć idealnego złośliwego określenie, które pasowałoby teraz do Huncwotów, więc, z ogromną złością, odwróciła się na pięcie i zaczęła szybko odchodzić.
Wszystko zaczynało się walić. Nieporozumienie z Remusem. Kłótnia z Leą, a teraz jeszcze napięta atmosfera pomiędzy nią a Jamesem, Syriuszem i Peterem... Dlaczego życie zrobiło takiego gwałtownego fikołka? Z rozchwianymi myślami zniknęła za rogiem, co wykorzystali natychmiast Huncwoci.
— Co robimy? — wyspał zafascynowany tym, że coś się dzieje, Peter.
— Wprowadzamy długo rozpracowywany plan — stwierdził ponuro nieporozumieniem ze Stellą Syriusz i potarł ręce. — Plan zeswatania Stelli i Remusa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top