Rozdział 52
Leżała na śniegu już dobrą chwilę. Kompletnie ignorowała słońce, którego promienie padały dostojnie prosto na jej twarz, targający za włosy wiatr, oraz ogólne zimno spowodowane chłodnym białym puchem.
Wpatrywała się pustym wzrokiem w szarawe chmury. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego to wszystko obrało taki obrót sprawy. Zbyt wiele zadziało się w zbyt krótkim okresie czasu. Najpierw jej pocałunek z Remusem, który, co warto zaznaczyć, oddał. Potem nagłe odtrącenie i te słowa, że „jest dla niego tylko przyjaciółką".
Czy przyjaciół się całuje?
Zazgrzytała zębami i gwałtownie uniosła się do pozycji siedzącej. Starła z nachmurzoną miną pięścią samotną łzę i na chwiejnych od długiego leżenia nogach wstała, aby następnie skierować się do zamku. Objęła się rękami, dywagując po drodze do wieży Krukonów.
Czy właśnie zaprzepaściła ich przyjaźń?
To pytanie nie dawało Stelli spokoju, a łzy bez przerwy stawały jej w oczach. Choć przez ostatnie kilkanaście minut przepłakała tyle, że była w szoku, iż jeszcze nie wyczerpała swojego zasobu. Była bardzo zdołowana, ale jednocześnie wściekła i zagubiona, a to wszystko sprawiało, że spokojna dotąd Stella przemieniła się nagle w rozdrażnioną osę.
Czy Remus mówił poważnie?
Oczywiście, że tak, skarciła się w myślach. A dlaczego niby miałby w tej kwestii kłamać? Gdyby coś do mnie czuł, to raczej oczywistym jest, że chciałby ze mną być!
Rozpacz rozdzierała serce Stelli. Od zawsze marzyła o romantycznej miłości, a teraz jedyne, co dostała, to odrzucenie swoich uczuć i zagrożenie dla jej przyjaźni z Remusem. Wszystko zniszczyła. Dlaczego wtedy pocałowała Remusa? Dlaczego nie mogła się powstrzymać?!
Przetarła dłonią sfrustrowaną twarz i przeszła migiem przez wspólny pokój Krukonów, aby następnie ruszyć w stronę dormitorium. Ktoś ją jednak zatrzymał.
— Grimes.
Stella zacisnęła zęby i powoli odwróciła się do Priscilli Pierce, która stała w dumnej pozycji — z zadartym podbródkiem, rękami założonymi za plecami oraz wyprostowała jak drut. Oczami, w którym majaczyły przebłyski wyższości, wpatrywała się w sylwetkę Stelli.
— Tak? — zapytała słabym głosem. Naprawdę bynajmniej nie miała teraz ochoty na konfrontacje z Priscillą.
— Słyszałam, że nie wypełniasz swoich obowiązków tak, jak należy — odparła zajadliwie i zmrużyła swoje czarne oczy, wpatrując się w Stellę tak dogłębnie, jakby przeglądała jej duszę na wylot.
— To źle słyszałaś — bąknęła Stella, która nie miała już nawet siły, aby być uprzejmą dla Priscilli. Jedyne, czego teraz pragnęła, to święty spokój i sen. Musiała odpocząć po tym wszystkim. I w ten sposób też miała możliwość niemyślenia o Remusie i przetrząsania po raz kolejny sprawy ich pocałunku i jego następstw.
Odwróciła się z zamiarem natychmiastowego odejścia, aczkolwiek Priscilla ponownie ją zatrzymała swoim rozważnym, aż za rozważnym, jak na jej wiek, głosem:
— Moje źródła nigdy nie kłamią.
— Kiedyś musi być ten pierwszy raz — warknęła już arogancko Stella i westchnęła. — Muszę już iść, nie czuję się zbyt dobrze, więc chcę się...
— Popuszczasz Potterowi, Blackowi, Lupinowi i Pettigrew! — zawołała z wyrzutem Priscilla. — To niedopuszczalne! Prefekt powinien solidnie wypełniać swoje powołanie i być przykładem, a ty zamiast cieszyć się i żyć z honorem, że dostąpiłaś takiego zaszczytu — zostania prefektem, przymykasz oko na ich niecne intrygi!
— Co? — Stella zmrużyła oczy.
— Od swojego źródła — powiedziała wyniośle i jeszcze wyżej zadarła głowę Priscilla — dowiedziałam się, że pewien czas temu, podczas swojego patrolu, zignorowałaś nocne wałęsanie się po korytarzach Pottera i Blacka.
— Odebrałam im punkty — zauważyła niecnie Stella. Co prawda zrobiła to tylko po to, aby wymusić na Jamesie i Syriuszu prawdę, czyli dla własnych korzyści, ale to wcale nie zmieniało postaci rzeczy.
Priscilli odebrało mowę, ale szybko pokonała stan lekkiego zawieszenia. Duma nie pozwoliła dziewczynie przyznać się do błędu.
— To nie był pierwszy raz! Przyjaźnisz się z nimi i bez przerwy im odpuszczasz!
— A ty nie jesteś ani Dumbledore'em, ani Flitwickiem, aby nakazywać mi, co mam robić! — zdenerwowała się Stella. — Pilnuj własnego nosa, Pierce, i daj mi święty spokój!
Stella odwróciła się na pięcie i z naburmuszoną miną zniknęła za drzwiami, głośno nimi trzaskając. Odprowadził ją jeszcze zduszony okrzyk wściekłości Priscilli.
Jeszcze nim przekroczyła dobrze próg drzwi, usłyszała śmiech Lei:
— Coś ty jej zrobiła? Rozgrzany węgiel pod koszulkę wrzuciłaś, że tak wrzeszczy?
Kiedy Stella podniosła wzrok na Leę, uśmiech przyjaciółki zaczął się zmniejszać, a Gina, która jeszcze była w dormitorium jako jedyna, odrzuciła na bok swoją książkę, wstając.
— Co się stało? Dlaczego płakałaś? — zmartwiła się Gina.
— Chodzi o Lupina — stwierdziła fakt Lea i chwyciła znienacka swoją miotłę. — Czułam, że coś jest nie tak, skoro tak długo nie wracałaś! — Zaczęła wymachiwać swoją miotłą jak jakąś bronią na lewo i prawo. — Mówiłam Ginie, a ona stwierdziła, że martwię się na zapas! I co? I miałam rację! — Rąbnęła końcem kija od miotły o podłogę tak głośno, że Gina drgnęła. — Sierota Lupin znowu coś odwalił! To było do przywidzenia! Co zrobił?!
Stella odchyliła głowę, kiedy Lea do niej doskoczyła i stanęła tak blisko, że zaczęła czuć na swojej twarzy oddech przyjaciółki.
— On... — zawahała się Stella. — Ja...
— Mhm...? — Lea wytrzeszczyła swoje oczy i jeszcze bardziej się przybliżyła, a Stella cofnęła, wpadając na ścianę. — MHM...?! — Swój wiercący wzrok wbijała w oczy Stelli, aż ta nie wytrzymała i pękła.
Rozpłakała się ponownie i opowiedziała o wszystkim Lei. Co chwilę robiła przerwy na zaczerpnięcie powietrza i uspokojenie swoich skołatanych nerwów.
Gina ze smutkiem chwyciła Stellę za dłoń i uspokajająco ją ściskała, nic nie mówiła. Tymczasem Lea, po skończonym wywodzie, wraz ze swoją miotłą zaczęła odstawiać scenki, które rzekomo miały zilustrować różne sceny śmierci Remusa Lupina. Wyrzucała przy tym z siebie tyle przekleństw, że gdyby usłyszała je Priscilla Pierce, zaliczyłaby zgon na miejscu.
— A to frajer! — zawołała impertynencko Lea i zamachnęła się swoją miotłą. — Jak ja go tylko dorwę... Nawet flaki po nim nie pozostaną! A wszyscy, którzy tylko będą śmieć go bronić... Potter... Pettigrew... Black... Spotka ich ten sam los! O tak! Zemsta! ZEMSTA! — Lea zasalutowała swoją miotłą, uderzając się w głowę przez ten gwałtowny ruch tak, że cofnęła się o kilka kroków do tyłu, syknęła i pomasowała obolałe czoło. — Ałć...
— Nie rób nic głupiego, Lea, proszę cię... — wyszeptała Stella i podsunęła kolana pod swoją brodę. Tym ciągłym płaczem była już wyczerpana. — To ja zawiniłam... Nie powinnam była go całować...
— Bzdury — powiedziała nieśmiało Gina. — Nie dołuj się tym tak, na pewno sobie to wyjaśnicie... Remus taki nie jest...
— Najwidoczniej święty też nie — zauważyła rzeczowo Lea. — Zostawił ją tam po tym wszystkim i sobie uciekł! Nikt nie będzie tak traktował moich przyjaciół! Włożę mu ten kij od miotły w du-...
— Lea! — syknęła Stella, ale uśmiechnęła się z rozbawieniem. Przetarła policzki z ostatnich łez i dodała: — Proszę, poważnie. Gina ma tutaj rację. Wyjaśnimy to sobie, nie rób niczego bez mojej wiedzy, nie rozmawiaj ani z nim, ani z innymi. Obiecaj mi to, dobrze? Jeśli złamiesz obietnicę, to ci tego nie daruję. Poważnie.
Stella zmierzyła ostrzegawczym spojrzeniem Leę, której mina zmarkotniała, kiedy smętnie skinęła głową.
— Muszę się zdrzemnąć... — wymamrotała półgębkiem Stella i wlazła pod kołdrę.
Jeszcze nim całkowicie odpłynęła w sen, rzuciła wokół łóżka zaklęcie, które stłumiłoby wszelkie hałasy. Ledwo wygodnie się ułożyła na swoim posłaniu, a zapadła w głęboki sen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top