Rozdział 49

Początek marca nadszedł pełną parą, a mugolskie powiedzenie „w marcu jak w garncu" idealnie opisywało te pierwsze dni. Raz śnieg zdążył się już stopić, wyszło słońce tak promienne, że nie w myśli Stelli było, że dwa dni później śnieg znowu spadnie, a słońce zniknie bez śladu, jak też się stało.

Jednocześnie zbliżały się wielkimi krokami urodziny Remusa. Pomiędzy Stellą a nim relacja była teraz bardzo dziwna, przynajmniej z punktu widzenia Stelli, która nie potrafiła zrozumieć, co w końcu ich łączyło. Remus w dalszym ciągu unikał tematu biblioteki, a Stella, choć zachowanie chłopaka zaczynało ją powolutku co najmniej drażnić, to również nie przyczyniła się do tego nagłego aktu odwagi, aby pstryknąć chłopaka w nos i zapytać: „Co ty, do jasnej Anielki, odwalasz?". 

W tym całym rozgardiaszu emocjonalnym Stella odnalazła jeden jedyny plus. Przynajmniej jej relacja z Remusem ponownie wkroczyła na właściwe tory, nawet jeśli nie byli ze sobą do końca szczerzy. Cieszyła się, że odzyskała przyjaciela, z którym mogła porozmawiać o wszystkim, wspólnie się pouczyć czy pośmiać. 

Pouczyć... No właśnie. Owutemy czuła już w kościach. Drżała na samą myśl o egzaminach. Strasznie się takimi sprawami stresowała, nawet bardziej niż powinna. Wpadła w jakiś amok — nocami siedziała z nosem w książce, jadła szybko posiłek w Wielkiej Sali i wychodziła, jeszcze nim ktokolwiek zdążyłby w ogóle przyjrzeć się temu, co znajdowało się na stole, każdą przerwę spędzała w bibliotece, gdzie mogła się skupić na powtórkach. 

Lea temu wszystkiemu przypatrywała się z lękiem i próbowała ze wszystkich sił odciągnąć od tej passy swoją najlepszą przyjaciółkę. Sama nie przejmowała się w ogóle owutemami. Pragnęła grać w drużynie quidditcha od dziecka i ciągle mawiała, że bez znaczenia, jak zda owutemy, skoro przy naborze do drużyny będzie się liczyć tylko to, jak grała i latała na miotle. 

Beztroskość Lei nie podzielał jednak prawie nikt. Paisley i Moose'owi nadal marzyła się praca jako aurorzy i choć do tej pory Paisley raczej olewała naukę, to ostatnio spędzała nad książkami masę czasu wraz z Moose'em. Syeda bardziej miała podejście „Co ma być, to będzie", a Gina od zawsze regularnie i dobrze się uczyła, więc Stella nie zaobserwowała jakiejś nagłej zmiany nastawienia, jak w przypadku całkowitego przeobrażenia Paisley. 

W tym pełnym skupieniu na nauce Stella odnajdywała spokój w związku z ciągłym rozmyślaniem o Remusie i tym, co ostatnio pomiędzy nimi się działo. To była ta dobra strona ciągłego przeładowywania swojej głowy powtórką wiadomości.

W życiu Lei natomiast pojawienie się Allana zadziałało jak kopniak. Stała się dużo bardziej energiczna i wyglądała na szczęśliwszą. Po drażliwym rozstaniu z Jamesem nikim się nie interesowała i choć wmawiała Stelli, że ma tę sprawę już za sobą i kompletnie gdzieś to, co pomiędzy nimi było, to Stella wiedziała, że wcale nie było tak łatwo. Do pojawienia się Allana nie spojrzała na żadnego innego chłopaka i Stella sądziła, że niezbyt optymistyczne nastawienie do niego nie wynikało wcześniej tylko z tego faktu, że rozwalił jej nos, a również z tego, że obawiała się ponownego rozczarowania, które mogłoby wyniknąć ze związania się z drugą osobą.

Dziesiątego marca Remus miał urodziny, w związku z czym Stella obmyślała możliwości, jakie miała do zaoferowania w ten dzień, w końcu Remus miał skończyć osiemnaście lat. Miała już kilka pomysłów, ale zależało jej na tym, aby było to coś wyjątkowego, więc bez przerwy na wszystkie idee, które wpadały dziewczynie do głowy, kręciła z niesmakiem nosem. 

— Och, owiń się w papier prezentowy, przyczep do włosów kokardkę i daj mu siebie, co za problem, Stella? — zapytała lekko Paisley, kiedy Stella po raz setny westchnęła głęboko i wyżaliła się dziewczynie, że nie wie, co dla niego przygotować, a tak chciała, aby było to coś wyjątkowego!

— Chybaś oszalała — stwierdziła Stella z uniesioną brwią.

— Będziesz dla niego najlepszym prezentem, to proste. — Paisley zmarszczyła brwi i głupio przyjrzała się swojemu kociołkowi. — Dlaczego jest koloru bursztynowego, skoro miał być pomarańcz?

— Słucham? — wydusił Moose i spojrzał z wyczekiwaniem na Stellę. — Ma być pomarańcz?

— Jaki pomarańcz? Przecież ten eliksir nie powinien mieć żadnego koloru! — przeraziła się na poważnie Stella i wręcz odepchnęła od kociołka Paisley, pochylając się nad nim. — Co to... O Boże, Paisley, zła strona! — Dopiero teraz spojrzała na podręcznik Paisley, który otworzony był dziesięć stron dalej niż powinien.

— Żartujesz — powiedziała Paisley i spojrzała na podręcznik swojej przyjaciółki. — A niech to... Slughorn mnie obedrze ze skóry! — jęknęła.

— Paisley, weź mnie, błagam, nie strasz... — Moose odetchnął, podczas gdy jego dziewczyna posłała mu ostry wzrok i przydeptała ze złośliwością stopę. 

Stella, Paisley i Moose ze swoją zbolałą od bólu miną równocześnie podnieśli wzrok i natrafili na siedzącego przy swoim biurku Horacy'ego Slughorna z nosem w pergaminach, pewnie sprawdzającego wypracowania. 

— Mamy jeszcze jedną godzinę, robimy od nowa! — zawołała Stella.

Po cichu wypróżniła kociołek Paisley i zaczęła zajmować się jej eliksirem, podczas gdy dziewczyna kończyła już łatwy proces warzenia Stelli. 

— Rany, Stella, ty wiesz, że jesteś boska? — westchnęła Paisley i starła strużkę potu z czoła. — Tyle mnie razy już wyratowałaś! Ja nie wiem, co ja robię w tym Hogwarcie. 

— No co ty opowiadasz! — zaśmiała się Stella. — To żaden problem. 

— Naprawdę, strasznie ci dziękuję — powiedziała szczerze Paisley i pokręciła ze zdruzgotaniem głową. — Jestem jakąś amebą. 

— Nie zaprzeczę.

— To był moment, kiedy właśnie powinnaś zaprzeczyć — parsknęła Paisley z udawanym obrażeniem. 

— Przed mówieniem prawdy? — wyszczerzył się Moose.

— Ty naprawdę chcesz zrobić sobie problemy, co, skarbie? — fuknęła ze sfrustrowaniem Paisley.

— Chyba jeszcze nigdy nie powiedziałaś do mnie „skarbie" — zauważył z zadowoleniem i uśmiechem Moose, na co Paisley lekko się zarumieniła. 

— Możliwe...

Stella uśmiechnęła się na ten widok. Paisley i Moose od zawsze, pomimo lepszy czy gorszych dni, stanowili dobraną parę. 

Na szczęście eliksir Paisley udało się skończyć na czas, więc obie dziewczyny i Moose odetchnęli, kiedy pod koniec zajęć Slughorn pochwalił ich eliksiry. 

Wieczorem Stella była umówiona z Remusem na wspólne powtórki do owutemów, które zaczęli prowadzić. Każdym spotkaniem z chłopakiem była strasznie podenerwowana, bo nie mogła być pewna tego, co się wydarzy. Czuła się dosłownie jak na jakimś rollercoasterze emocjonalnym lub w domu strachu, gdzie z każdego rogu mogło nagle coś na nią wyskoczyć. 

Miała już tego całego ukrywania dość. I również tego, że Remus bagatelizował całą sprawę. Zadawała sobie pytanie, dlaczego tak się działo, jaki był tego powód. Może myślał, że ona nic do niego nie czuła? Nie no, jakim cudem mógłby tak pomyśleć, skoro to on się odsunął, nie ona? 

A niech cię licho trzaśnie, Remusie Lupinie, pomyślała ze zrezygnowaniem Stella.

Wpadła do biblioteki i usiadła naprzeciwko Remusa, przy stoliku, który zajmował wraz z całym gronem różnych dodatkowych książek czy innych podręczników do nauki. Na ten widok Stella wypuściła powietrze z ust i nieco zjechała na oparciu swojego krzesła. 

— Dramat godny Szekspira — skwitowała.

— Mogło być gorzej — pocieszył ją Remus. 

— Lady Makbet też tak sądziła i wiesz co ją spotkało? Postradała zmysły. 

Remus roześmiał się cicho, a Stelli zrobiło się cieplej na sercu. Uwielbiała jego śmiech... 

Wtedy nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki, poczuła się tak, jakby ktoś przebił jej serce sztyletem. Miała wrażenie, że coś rozdzierało ją od środka. Dlaczego Remus tak to wszystko ignorował? O co tak naprawdę chodziło? Tak bardzo chciała się tego dowiedzieć! Spytać, pociągnąć go za język... Ale tak się bała poruszania tego tematu... Tego, że Remus zrani ją swoimi słowami, że jednak się okaże, że to, co sobie wymyśliła, nie było prawdą. Obawiała się odrzucenia, a była już w takim stadium, że odtrącenie jej uczuć wydawało się Stelli gorsze od ich ignorowania. 

Remus zdawał się zauważyć ten błysk bólu w jej oczach, kiedy zapytał:

— Stało się coś?

— Nie — rzuciła pustym jak w kalwińskim dworze głosem. — Nic się nie stało. 

Powrócili do nauki, choć Stella wciąż czuła się nieobecna duchem w tej bibliotece. Zorientowała się bowiem, w jak słabej była pozycji. 

I na co było ci to całe zakochanie się?, pytała z rozpaczą samą siebie. 

A cała zabawa miała dopiero się zacząć, i to w same urodziny Remusa... Stella nigdy nie sądziła, że wszystko będzie w stanie runąć w jeden dzień, zupełnie całe jej życie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top