Rozdział 44
Korytarze Hogwartu były skąpane w mroku, za oknami panowała noc, a na niebie usiane były gwiazdy. Zmęczona Stella kończyła właśnie swój patrol, który do tej pory przebiegał bez skazany. Było cicho, nigdzie nie spotkała pałętającego się i zagubionego ucznia.
Oświetlała korytarze wysoko uniesioną różdżką i odliczała ostatnie minuty, aby nareszcie udać się do dormitorium i położyć do łóżka. Nie spodziewała się, że w tych ostatnich minutach cokolwiek bardziej emocjonującego się zadzieje, dlatego tak bardzo się zaskoczyła, gdy usłyszała czyjeś kroki, które odbiły się echem po korytarzu. Dobiegały zza jej pleców, więc odwróciła się z prędkością i wyciągnęła przed siebie różdżkę, ale nikogo nie zauważyła.
Odgłos kroków automatycznie przycichł i teraz ponownie zapanowała cisza, aczkolwiek tym razem była to ta z rodzaju mrożących krew w żyłach. Powiedzenie, że Stella się przestraszyła, byłoby zdecydowanie niedomówieniem. Z jednej strony wiedziała, że w zamku nic jej nie grozi, ale z drugiej strony żyła z świadomością, że poza Hogwartem dzieją się okropne rzeczy, których sprawcą był Voldemort, a ta myśl nie sprzyjała samotnym wędrówkom po Hogwarcie.
Popełniła ten sam błąd, co w horrorach — ruszyła w stronę miejsca, skąd dobiegał dźwięk.
Serce miała już tuż przy gardle, a ręce zaczęły jej się trząść i pocić, kiedy wyjrzała poza róg korytarza, ale nikogo nie zastała. Stanęła i zmrużyła oczy, uważnie się przyglądając każdej części tego miejsca.
Na pewno ktoś tam był! Przecież słyszała! Musiał się gdzieś ukryć, gdzieś może za...
— BOO!
Stella krzyknęła tak przeraźliwie głośno, że nie zdziwiłaby się, gdyby obudziła pół Hogwartu. Łapiąc się za serce, odwróciła się i przymknęła oczy, gdy dostrzegła jedynie Jamesa i Syriusza.
Podeszła do ściany i oparła o nią plecy, aby uspokoić serce, które biło jej tak mocno, że cud, iż w dalszym ciągu nie wyskoczyło jej z piersi.
— Oszaleliście?! — zawołała z pretensją i skierowała w ich stronę swoją różdżkę, aby oświetlić twarze zbiegów.
— Z miłości? Ja tak — przyznał z chytrym uśmiechem James i nonszalancko oparł się o ścianę obok Stelli, która bez ceregieli dźgnęła go różdżką w ramię.
— Skończony głupek — wypaliła. — Ty też, Syriusz.
— Och, co za szkoda... — wyjąkał i oparł się równie nonszalancko po jej drugiej stronie. — A już myślałem, że tylko Jamesowi się oberwie!
— Co wy tutaj robicie o tej porze? Powinniście być w łóżkach — zauważyła, kiedy już na dobre się uspokoiła.
— Imprezujemy — odparł zadowolony Syriusz, chwycił Jamesa za ręce i obaj na środku korytarza zaczęli tańczyć jak dwa głupki.
Stella walnęła się ręką w czoło i ostentacyjnie westchnęła.
— Poważnie pytam i mówię, że powinniście...
— Ojoj, pani prefekt się znalazła! — zakpił James i puścił Stelli oko, okręcając Syriusza, który niemalże się wywrócił.
— I co robisz, idioto? Nie jestem szmacianą lalką! — fuknął Syriusz.
— Zamknij się, bo obudzisz McSłyszę-Wszystko — ostrzegł James i skierował wzrok na Stellę. — Wlepisz nam szlaban? — zapytał z powątpieniem.
— Pomyślę nad tym — oznajmiła twardo i obrzuciła dwójkę przyjaciół wzrokiem.
Tak naprawdę to nie zamierzała, oczywiście, nakładać na Jamesa i Syriusza szlabanu, ale w tamtej chwili była na nich tak zła, że postanowiła ich trochę postraszyć, jak wcześniej oni.
— Jasne — rzucił nieprzekonany Syriusz.
— Powtórzę się jeszcze raz, co wy tutaj robicie o tej porze? — nie poddawała się Stella.
— Nieważne. Nieważne, co robimy — próbował wymigać się James. — Przecież to i tak dla ciebie nieistotne, skoro nas nie obciążysz żadnym szlabanem. Tak czy tak?
— Nie.
— Nie przewidujemy takiej odpowiedzi, pani prefekt — odparł Syriusz i podszedł do Stelli, zarzucając jej rękę na ramię i mierzwiąc włosy. — Grzeczna Stella nie wlepi szlabanu grzecznemu Syriuszowi, prawda?
— Coraz bardziej zaczynam się nad tym zastanawiać — rzuciła z niezadowoleniem i wyplątała się z objęć Syriusza. — Gadać. Co robicie?
— Nie możemy powiedzieć — odparł z przepraszającym uśmiechem James.
— Dobra, jak chcecie. — Stella uśmiechnęła się nikczemnie. — Odejmuję dwadzieścia punktów Gryffindorowi, a jak mi nie powiecie, to dorzucę wam jeszcze szlaban.
— Stella! — zawołał dotknięty do żywca Syriusz i złapał się ręką za serce. — Chyba dostałem zawału... Widzisz, co ze mną zrobiłaś, kobieto?!
— Będziesz tańczyć na jego grobie, co, Grimes?! — oburzył się James i dopadł Syriusza, który teatralnie padł mu w ramiona i zamknął oczy, wystawiając język i udając martwego. — Zadowolona jesteś z siebie?!
— Czasami mnie osłabiacie. — Pokręciła głową z założonymi na piersi rękami. — Teraz liczę do trzech i albo mi powiecie, albo czeka was szlaban.
— Raz — zaczął James.
— Dwa — powiedział Syriusz, który nagle „zmartwychwstał".
Stella zmrużyła oczy i już otworzyła usta, aby powiedzieć „Trzy", ale uprzedził ją James:
— Dobra, dobra, już ci mówimy.
— NIE MÓWIMY! — warknął ostrzegawczo Syriusz.
— Co nam szkodzi? I tak powinna dawno już wiedzieć, to nasza przyjaciółka.
— W sumie to może wiedzieć. — Wzruszył ramionami beztrosko Syriusz.
— Aleś zmienny — mruknęła rozbawiona Stella.
— Cały mój urok — wyszczerzył zęby Syriusz.
Z wyczekiwaniem, wciąż oświetlając różdżką przestrzeń wokół nich, Stella spojrzała na dwójkę Huncwotów.
— Syriusz umawia się z Brielle Carson — powiedział w końcu James, a szczęka Stelli prawie dotknęła podłogi. — Nie na poważnie, oczywiście. To tylko wyzwanie.
— Wyzwanie? — powtórzyła z niedowierzaniem Stella i przeniosła swój wzrok na Syriusza, który wzruszył ramionami i podejrzanie odwrócił wzrok. — Po co?
— Stwierdził, że może mieć każdą. — James wyszczerzył zęby. — Więc próbuje zdobyć Carson, ale coś mu nie wychodzi.
— Właśnie, że wychodzi — obruszył się Syriusz. — Już kilka razy się spotkaliśmy.
— No dobra, to dziwne, ale jednocześnie mnie to nie dziwi, bo to wy — stwierdziła rzeczowo Stella. — Ale co ma z tym wspólnego wasze wałęsanie się po późnych godzinach po Hogwarcie?
— Chcemy wykorzystać jedno z tajnych przejść na miejsce spotkań — pośpieszył z wyjaśnieniami Syriusz i wyciągnął z kieszeni spodni kawałek pergaminu, który rozłożył, przytknął do niego różdżkę i powiedział wyraźnie: — Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego!
Mapa zaczęła wypełniać się różnymi korytarzami, pomieszczeniami i przejściami. Stella dostrzegła nazwisko swoje, Jamesa i Syriusza tuż obok siebie.
— Najlepiej przejrzeć je w nocy, kiedy nikt nam nie patrzy na ręce — dodał James.
Ten cały pomysł z poderwaniem Brielle Carson bynajmniej nie podobał się Stelli. Bawienie się czyimiś uczuciami nie było w porządku, nawet jeśli w stosunku do osoby, która grała w te same gierki. Stella nie znała dobrze Brielle, lecz zdążyła zauważyć, że ta niezbyt dobrze traktowała jedną ze swoich domniemanych przyjaciółek.
Wiedziała jednak, że cokolwiek by nie powiedziała, to Syriusza by nie zatrzymała, jeśli wpadł już na jakiś pomysł.
— Stella — rzekł Syriusz — bez tej twojej apodyktycznej miny. Nie zatrzymał nas Remus, to nie zatrzymasz również ty. Proste.
Sam dźwięk imienia Remusa sprawił, że drgnęła i natychmiast jej myśli tak gwałtownie zmieniły tor, że prawie się wykoleiły.
— Wiem, że was nie powstrzymam — odpowiedziała ze spokojem — nawet pomimo tych utopijnych wizji.
— Utopijnych? — zapytał z urazą Syriusz. — Ty też w mój urok nie wierzysz? — zapytał chełpliwie.
— To nie kwestia twojego uroku, Syriusz. Nie znam prawie w ogóle Brielle, ale nie wygląda na taką, co by dała się złapać w twoje sidła. Poza tym, proszę, uważaj. Ranienie uczuć nawet nieprzyjaznej dla ciebie osoby nie jest dobrym pomysłem.
— Gdyby jeszcze Carson miała jakiekolwiek uczucia — odbił piłeczkę z powątpieniem James.
— A jak ty się czułeś, kiedy Lily uciekła przed twoim wyznaniem z kawiarni w czasie waszej randki w Hogsmeade? — zapytała.
To było bardzo dobre pytanie. Mina Jamesa zmieniła się natychmiast. Już nie był taki pewny swego, jak wcześniej. Widocznie w ułamku sekundy zaczął powątpiewać w ten plan i się zacukał.
— To cios poniżej pasa, pani prefekt! — obwieścił oburzony Syriusz.
Tymczasem James, na którego teraz spojrzeli, odpowiedział:
— Czułem się tak, jakbym po wielkiej wygranej, na którą tyle czekałem i pracowałem, spadł na samo dno...
Syriusz wytrzeszczył oczy i spojrzał ze strachem na najlepszego przyjaciela, a potem z oburzeniem z powrotem na Stellę.
— Takich dobrych argumentów się nie używa, pani prefekt! — zawołał z pretensją i wytknął dziewczynę palcem.
— Przemyślcie to — poprosiła, a następnie, bez słowa, oddaliła się od nich szybkim krokiem.
Kiedy już opuściła ich towarzystwo, zatrzymała się na środku korytarza i kucnęła, obejmując się w pasie. Stella miała wrażenie, że straciła dech w piersiach, a łzy zaczęły ponownie spływać jej z oczu, kiedy słowa Jamesa nie potrafiły opuścić myśli Krukonki.
— Czułem się tak, jakbym po wielkiej wygranej, na którą tyle czekałem i pracowałem, spadł na samo dno...
Czy właśnie w ten sposób poczułaby się, gdyby Remus nie odwzajemniał jej uczuć? Czy właśnie o to toczyła się stawka? Wóz albo przewóz? Wygrana albo kompletna porażka?
Miłość albo pustka?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top