Rozdział 43
Musiało minąć dobre kilka dni, aby nastrój Stelli uległ stabilizacji. Wciąż była wstrząśnięta swoim odkryciem i jednocześnie załamana, bo co niby miała teraz zrobić? Podejść do Remusa jak gdyby nigdy nic i powiedzieć: „Hej, Remus, kocham cię!"? To bynajmniej nie było dobrym rozwiązaniem.
Jeszcze nigdy w życiu nie była zakochana i przez ostatnie dni nawet śmiała twierdzić, że to tylko złudzenie, że chwilowe zauroczenie, w końcu tyle z Remusem spędzała czasu, ciągle ją wspierał. Może pomyliła przyjaźń z miłością... Zbyt wiele jednak dni minęło na ciągłym rozmyślaniu o nim.
Zorientowała się nawet, że zaczęła go unikać i za każdym razem, kiedy pojawiał się na horyzoncie, jak głupia chowała się za plecami randomowych osób lub wbiegała do pierwszej lepszej klasy, aby tylko nie musieć z nim rozmawiać.
Lea doskonale widziała, że ze Stellą dzieje się coś dziwnego, ale nie potrafiła nic od swojej przyjaciółki wyciągnąć, gdyż ta wolała o tym nie rozmawiać. Nawet Syriusz i James zdążyli się zorientować, że coś było nie tak.
— Dlaczego nas unikasz? — zapytał James, kiedy wraz z Syriuszem dogonili Stellę podczas przerwy.
— Nie unikam was — odparła lakonicznie Stella i zacisnęła przez podenerwowanie usta.
— Właśnie, że unikasz. I nie tylko nas, Remus w ogóle nie może cię złapać. To wygląda tak, jakbyś nie chciała z nim rozmawiać, wiesz o tym?
— Przestańcie bawić się w detektywów, James. — Zatrzymała się i westchnęła, już przemęczona tym wszystkim, co się ostatnio działo. — Muszę nad czymś pomyśleć, nie naciskajcie.
— Ale ty ciągle myślisz! — odparował Syriusz. — Od zawsze myślisz! Jesteś Stella Grimes! Ty nie masz dnia bez myślenia! Ale ostatnio jest inaczej. Inaczej myślisz.
— Co? — Stella zmarszczyła brwi, ale Syriusz nie rozwinął tego, co miał na myśli. — To skomplikowane.
— Skomplikowane mogą być eliksiry — naciskał James i ruszył wraz z Syriuszem za Stellą, która zaczęła szybkim krokiem odchodzić. — Zielarstwo, transmutacja, zaklęcia... Ale nie unikanie swoich przyjaciół!
— Uwierzcie mi. — Stella ponownie się zatrzymała i spojrzała prosto w oczy Jamesowi. — Unikanie przyjaciół może być skomplikowane w tym wypadku.
— W jakim wypadku? — zapytał zniecierpliwionym tonem Syriusz.
Stella zawahała się. Z jednej strony nie lubiła okłamywać swoich przyjaciół, ale z drugiej nie mogła im przecież powiedzieć prawdy. Kompletnie zagubiona odwróciła się więc i odeszła, pozostawiając Jamesa i Syriusza bez odpowiedzi.
Wiedziała, że nie powinna unikać Huncwotów, ale czuła się już tak bardzo zagubiona... Nie potrafiła sobie poradzić z własnymi uczuciami i zamiast brać pierwszej miłości za coś pięknego, Stella myślała tylko nad tym, jaka to katastrofa, jak bardzo zniszczy to relację jej i Remusa...
Histeryzowała. Wiedziała o tym doskonale, ale problem w tym, że nie wiedziała, jak przestać.
Zaprzestała zupełnie słuchania na zajęciach, bo nie potrafiła się skupić. Cóż za ironia! Przez całe sześć lat z haczykiem pilnie się uczyła, aby dobrze zdać owutemy, a gdy do tych najważniejszych egzaminów brakowało zaledwie kilku miesięcy, straciła jakiekolwiek zainteresowanie prowadzonymi lekcjami.
Bez przerwy zerkała w stronę Remusa i zauważała coraz więcej rzeczy pomimo tych krótkich spojrzeń. Zrozumiała, jak piękne miał oczy, jaki błyskotliwy objawiał się w nich błysk, jak patrzył inteligentnie... Nauczyła się umieszczenia każdej blizny na jego twarzy, które dodawały Remusowi tylko uroku, a nie szpeciły. Przypomniała sobie, jak na początku ich znajomości zapytała, skąd je miał. Doskonale pamiętała jego odpowiedź, że było to spowodowane wypadkiem z dzieciństwa.
— Stella.
Stella zamrugała oczami i zorientowała się, że już dawno było po lekcji. Nawet się nie zorientowała, kiedy wszyscy wyszli i została w sali jedynie z Leą i profesor McGonagall, która krzątała się obok swojego biurka.
— Mhm? — zapytała roztargniona i wrzuciła do torby pióro.
— Już myślałam, że zapadłaś w twardy sen z otwartymi oczami — powiedziała Lea i przyjrzała się z uwagą twarzy przyjaciółki. — Czy ty w ogóle śpisz?
— Oczywiście, że śpię — zaśmiała się niewesoło i szybko wstała z krzesła. — Chodź, bo spóźnimy się na zaklęcia.
Ruszyły w kierunku wyjścia, kiedy zatrzymał je głos profesor McGonagall:
— Panno Grimes, proszę chwilkę zaczekać.
— Dogonię cię — powiedziała zaniepokojona wezwaniem nauczycielki Stelli i poklepała Leę po ramieniu. Krukonka niepewnie spojrzała na opiekunkę Gryffindoru, ale wyszła z klasy.
— Panno Gimes — zaczęła swoim surowym tonem McGonagall. — W dalszym ciągu nie oddała mi pani swojego wypracowania.
Wypracowania?, pomyślała z grozą Stella. Ale że jakiego wypracowania? To jakieś było?
Najwidoczniej profesor McGonagall wyczytała z twarzy swojej uczennicy niezrozumienie, gdy westchnęła i rzekła:
— Wypracowania o roli transmutacji w życiu każdego czarodzieja. Panno Grimes, czy wszystko w porządku? Od ponad sześciu lat zawsze pani oddawała wypracowania w terminie, taka sytuacja jeszcze nigdy nie miała miejsca.
— Przepraszam, pani profesor. Obiecuję, że jutro pani doniosę — odpowiedziała Stella, a McGonagall skinęła lekko głową, choć wciąż wyglądała na zaniepokojoną.
Stella jednak wolała nie rozmawiać o swoich problemach z nauczycielką, więc ruszyła prędkim krokiem w stronę sali od zaklęć. Zatrzymała się gwałtownie, kiedy zauważyła Remusa stojącego obok Lei. Już chciała zrobić w tył zwrot i natychmiast uciec do pobliskiej łazienki, ale wtedy wzrok Remusa zatrzymał się centralnie na niej. Nie było drogi ucieczki.
Spanikowała, kiedy zaczął iść w jej stronę, a serce biło Stelli jak dzwon. Rozglądała się na boki, jeszcze obmyślając, jak bardzo ucieczka w tamtej chwili byłaby dziwna i niezręczna, ale zrozumiała, że na to było już za późno.
— Stella, co się z tobą dzieje? — zapytał zmartwiony Remus, kiedy stanął naprzeciwko. — Uraziłem cię jakoś? Zdenerwowałem? Jeśli tak, to przepraszam, naprawdę nigdy nie zrobiłbym tego celowo, ale proszę, porozmawiaj ze mną i przestań mnie unikać.
Przymknęła oczy, licząc do dziesięciu. Bała się na niego spojrzeć. Bała się, że zatraci się w jego oczach. Bała się, że nie będzie w stanie się powstrzymywać i zrobi coś głupiego, czego z pewnością nie chciałaby teraz zrobić.
— Spójrz na mnie.
Poczuła, jak łapie ją za dłoń i to była ta chwila, kiedy nie mogła więcej powstrzymać zamkniętych oczu, musiała na niego spojrzeć. Remus, zorientowawszy się, co zrobił, natychmiast zabrał swoją dłoń i odwrócił wzrok.
— Przepraszam, że cię unikałam — powiedziała drżącym od emocji głosem, czego nie mogła uniknąć, patrząc mu w oczy. — Niczego nie zrobiłeś, to ja po prostu... Musiałam nad czymś pomyśleć...
— Nad czym? — zapytał, z powrotem unosząc na nią wzrok.
— Niczym istotnym — wyszeptała z uśmiechem, choć te słowa bardzo ją zabolały.
Wiedziała, że Remus nie do końca jej uwierzył, w końcu nie potrafiła kłamać, ale na szczęście nie wyglądało na to, aby miał naciskać, skoro wszystko było już w porządku. Uśmiechnął się do niej, szczęśliwy, że teraz wszystko będzie jak dawniej, a w żołądku Stelli aż się coś przewróciło.
Ona wiedziała, że już nigdy nic nie będzie jak dawniej.
I faktycznie tak miało być...
Zdecydowała się wieczorem, kiedy w dormitorium była sama z Leą (pozostałe współlokatorki spędzały czas ze swoimi partnerami lub, jak w przypadku Syedy, gdzieś przepadły), powiedzieć przyjaciółce o wszystkim. Potrzebowała się komuś zwierzyć, a teraz było z tym zdecydowanie łatwiej, kiedy przez ostatnie dni zdążyła się choćby odrobinę przyzwyczaić do tej wiadomości.
Nie zdająca sobie jeszcze z niczego sprawy Lea krzątała się po dormitorium, porządkując swój teren wokół łóżka. Stella czuła, że zaciska jej się gardło, za każdym razem, kiedy próbowała wyznać swoje uczucia do Remusa przed Leą. W głowie przetwarzała tysiące wypowiedzi i tego, jak zacząć, czy jak dziewczyna zareaguje na tę wiadomość. W końcu jednak postanowiła walić prosto z mostu.
— Podoba mi się Remus — wypaliła z dziwnym uczuciem, jakby się w sobie kurczyła.
Szklana figurka jakiegoś ścigającego ze znanej drużyny quidditcha, Stella nie wiedziała jakiej, wypadła Lei z rąk i rozbiła się na podłodze.
— Ożeż ty! — zawołała i rzuciła się w stronę Stelli, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co pozostało z figurki. — Remus Lupin?! O kurczę! I co teraz?
— Nie wiem — wyszeptała łamiącym się głosem i schowała twarz w dłoniach.
— Ej, ej... — Lea objęła Stellę i odciągnęła delikatnie jej dłonie od twarzy. — Przecież to fantastyczna wiadomość!
— Fantastyczna? Właśnie, że koszmarna... — wyjąkała ze łzami w oczach. — Remus bierze mnie za jedynie przyjaciółkę, widzę to w jego oczach...
— To chyba ślepa jesteś, głupolu! — powiedziała przejęta Lea. — Ja go znacznie gorzej znam, a widzę, że dla niego jesteś całym światem! Czy ty nie widzisz jak on na ciebie patrzy? Nie chciałam ci nigdy tego mówić, bo myślałam, że dla ciebie to jedynie przyjaciel, poza tym sądziłam, że sama się domyślasz, ale skoro teraz mi takie rzeczy wygadujesz, że tobie też się podoba, to ocknij się, babo. Takiego wzroku nie da się podrobić!
— Teraz to ty głupoty gadasz... — powiedziała załamana Stella i przetarła palcem łzy z kącików oczu. — Poczułabym, gdyby tak było.
Lea zacisnęła usta.
— Musisz się odważyć, Stell — ciągnęła. — Chcesz udawać, że nic więcej dla ciebie nie znaczy? Znasz Remusa, ona nigdy nie zrobi pierwszego kroku. Pewnie przechodzi przez to samo, co ty. „Och, ona mnie nie kocha!" czy „Och, ale ja zniszczę przyjaźń". Bla, bla, bla. Głupoty.
— Może to wygląda jak banały — wyszeptała. — Ale gdybyś ty znalazła się w takiej sytuacji... Zaczęła przyjaźnić z chłopakiem, a nagle zacząłby ci się podobać... Tobyś zrozumiała, że to wcale nie jest takie łatwe, jak na zewnątrz wygląda. Poza tym... — Stella przełknęła ślinę. — Lepiej się po prostu odkochać...
— Odkochać? Nie ma takiej opcji! — warknęła przez zęby Lea.
Stella jednak jedynie wbiła wzrok w ścianę, a po jej policzku spłynęła kolejna pojedyncza łza. Musiała się odkochać. Tak, to było najlepsze rozwiązanie. Na pewno z biegiem dni jej uczucia będą wygasać.
Przynajmniej ona chciała w to wierzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top