Rozdział 41

Z dedykacją dla niezawodnej Miltonka
która pomogła mi podjąć decyzję o publikacji tego rozdziału, choć bardzo się wahałam i wciąż się boję, ale jednocześnie... OMG! Nieważne! Zapraszam do czytania, okej? ❤️

W dzień po walentynkach Stella siedziała obok Lei w Wielkiej Sali oraz kończyła jeść swoje śniadanie. W między czasie Lea, pod naciskiem Stelli, bo inaczej nie chciała puścić farby, zaczęła ze znudzeniem opowiadać przebieg swojego spotkania w Hogsmeade z Allanem.

— Nudno było — wyjaśniła z zamyśleniem. — No bo wiesz, ten gościu jest nudny. Ani to zabawny, ani jakoś super inteligentny. Taki nijaki. Nie wiem nawet, dlaczego zgodziłam się z nim pójść. Wolałabym spędzić randkę z tobą. — Lea uśmiechnęła się nonszalancko i mrugnęła do rozbawionej Stelli.

— Nie wierzę, że było aż tak źle — oznajmiła pewnym tonem Stella. — Jesteś do niego po prostu uprzedzona na starcie i...

— Uprzedzona? — powtórzyła z niedowierzaniem Lea. — A ty nie byłabyś uprzedzona do gościa, który uderzył cię w środek twarzy tłuczkiem?

— Och, drobne sprawy — machnęła dłonią Stella.

— Drobne sprawy! — żachnęła się Lea. — Prawie mi nos oderwało!

— To i tak by nic nie zmieniło — wtrąciła Paisley. — Ja bym tam nie widziała żadnej różnicy.

— Zaraz możemy sprawdzić, czy ja zauważę różnicę w kwestii twojego nosa! — warknęła Lea i już chciała wstać, gdy powstrzymała ją Stella.

— Jesteś strasznie narwana, gorzej z tobą niż z wiecznie nabuzowanym Potterem. — Paisley uniosła brew.

Lea zwęziła źrenice, ale nic więcej na ten temat nie powiedziała.

— Kij z moim niewypałem. Co u ciebie? Jak twoja randka z panem Lupinem? — Na twarzy Lei zagościł satysfakcjonujący uśmiech.

— To nie była żadna randka... — wypaliła zaczerwieniona Stella i skurczyła się w sobie. — A właściwie to skąd wiesz, że spędziliśmy ten czas razem?

— Potter mi powiedział — odparła oczywistym tonem.

— No tak — westchnęła ze zrozumieniem. — Po prostu oboje nie mieliśmy z kim pójść, a nie chcieliśmy osobno. Przecież to nic nie znaczy... W sensie wyjście razem w walentynki.

— Taa... — mruknęła Lea, aż nagle zbladła. — O kurczę, kryj mnie, do licha!

— Co? — Nie zdążyła się zorientować w sytuacji, gdy Lea nagle padła na ziemię i schroniła się pod stołem.

Kompletnie zagubiona Stella patrzyła się na siedzącą u swoich stóp Leę z oczami wielkości galeonów.

— Nie patrz na mnie! — syknęła Lea i palnęła przyjaciółkę ręką w kolano. — Powiedz, że mnie nie ma!

— Komu?

— Stella?

Stella zachwiała się na swojej ławie i w ostatniej chwili zdołała chwycić się siedzącej w pobliżu dziewczyny za szatę.

— Bardzo przepraszam... bardzo przepraszam... — powiedziała pośpiesznie i uniosła głowę. — O, Allan, co ty tu... yyy... robisz?

— Nie wiem, czy wiesz, ale również uczę się w tej szkole — powiedział z lekkim rozbawieniem i przejechał dłonią przez włosy, zatrzymując wzrok na pustym miejscu obok Stelli. — A gdzie Lea?

— Ona... Ona... — zawahała się i gorączkowo zaczęła przeszukiwać swoje myśli.

— Nie musisz odpowiadać, wiem, że siedzi pod stołem.

Stella zbladła. Nie wiedziała, co powinna na to odpowiedzieć. Poczuła zażenowanie za swoją przyjaciółkę, która teraz musiała palić się ze wstydu. Podrapała się po głowie z zastanowieniem.

— Bo... ten... no... spadł jej tost... dlatego go tam szuka... — Czuła się z chwili na chwilę coraz bardziej głupio, choć Allan nie wyglądał na zdenerwowanego, tylko rozbawionego, co w sumie było jeszcze gorsze... Zrobiła z siebie głupka. — Jak z twoim jajkiem, Lea? — zapytała spanikowanym tonem Stella i spojrzała pod stół.

— Tostem, nie jajkiem! — wysyczała cicho wkurzona Lea.

— No, w sensie toście z jajkiem, tak — szybko wybrnęła z sytuacji Stella.

— Chyba zjadły go szczury — orzekła, wyłaniając się spod stołu. — O, cześć, Allan. Co tam? Jak życie mija?

Lea usiadła z powrotem obok Stelli i posłała swojej przyjaciółce miażdżące spojrzenie. Paisley i Syeda przypatrywały im się ze znudzeniem, natomiast Gina zakryła usta w dłoni, zaczynając się śmiać.

— Twoje najwyraźniej bardzo aktywnie — zauważył z rozbawieniem Allan.

— Taa... Zajebiście aktywnie... — wymamrotała i posłała Stelli błagalne spojrzenie, które mówiło więcej niż tysiąc słów.

Wybawicielka wszystkich mających dość chłopaków dziewczyn — Stella Grimes — wkroczyła do akcji i pociągnęła Leę za szatę, zmuszając przy tym do wstania. Bezgranicznie ufająca przyjaciółce Lea natychmiast to uczyniła.

— Musimy jeszcze przed lekcjami skoczyć do dormitorium — wyjaśniła z uśmiechem Stella. — Miło było cię poznać, Allan. Z pewnością Lea jeszcze cię dzisiaj złapie... — Dostała od Krukonki łokciem w żebra, więc się skrzywiła z bólu i wypaliła: — Albo i nie...

Razem wypadły szybkim krokiem z Wielkiej Sali, całe roześmiane. W emocjach Lei mieszała się złość, rozpacz i rozbawienie, dlatego jej mimika twarzy dość komicznie się reprezentowała, gdy w jednej sekundzie się śmiała, a w drugiej wyglądała jak dziecko, któremu odebrano lizaka.

— Ja cię kiedyś uduszę gołymi rękami, Stell — powiedziała Lea, kiedy obie przestały się śmiać. — TOST Z JAJKIEM?! Co to w ogóle było?

— Zestresowałam się!

— Ty po prostu nie potrafisz kłamać! — oznajmiła dobitnym tonem Lea.

— No tak... No w sumie tak... — powiedziała z zamysłem i westchnęła. — Nie powinnaś mnie postawiać w takiej sytuacji! Poza tym co ty sobie myślałaś, kiedy wskoczyłaś ot tak pod stół, gdy Allan cię widział? Aż tak głupi to on chyba nie jest.

— Nie mam bladego pojęcia, jestem po prostu idiotką! — parsknęła. — Chyba chciałam strasznie od niego uciec... Tak strasznie, że gdzieś miałam, że mnie zobaczył...

— Desperatka z ciebie — pokręciła głową Stella. — No dobra, czas się zbierać na zajęcia, chodźmy lepiej, bo jeszcze... — urwała, gdy w drzwiach Wielkiej Sali pojawiła się Stephanie oraz Roger Wheelerowie.

Mina obu Krukonek automatycznie zrzedła, a pojawiła się złość i gotowość do samoobrony, jakby rodzeństwo miało się na nie rzucić z pazurami. Stephanie jednak zmierzyła jedynie Stellę pogardliwym wzrokiem, a Roger chyba nawet jej nie zauważył. Ruszyli korytarzem przed siebie, jednakże nie przeszli choćby pięciu kroków, gdy nagle Stephanie pisnęła tak przeraźliwie, że w uszach Stelli i Lei aż zadzwoniło.

Zdezorientowane cofnęły się o kilka kroków i spojrzały z nic nierozumiejącym wzrokiem w stronę Stephanie. Dziewczynie nagle wyrosły świńskie małe, różowe uszka, ogon oraz nos. Przerażona rudowłosa dotknęła dłońmi nosa, który teraz był znacznie większy, tak że zajmował większą część twarzy. Zapiszczała głośno jeszcze raz, a w jej oczach pojawiły się łzy.

— Co się dzieje?! — zawołał zbulwersowany Roger i podbiegł do siostry. Rozglądnął się dookoła, jakby poszukiwał winowajcy, aż nagle spojrzał prosto na Stellę. — Ty...

Stella otworzyła szerzej oczy, gdy Roger zaczął się do niej zbliżać, ale wtedy mu też nagle wyrosły świńskie uszka, ogon i nos. Zatrzymał się gwałtownie i z zaskoczeniem dotknął swojego ogona.

— Na Merlina, mam ogon... — wybełkotał.

Osoby, które zaczęły wynurzać się z Wielkiej Sali, zaczęły się śmiać na widok rodzeństwa Wheelerów, którzy wyglądali jak dwa prosiaki. Stephanie zalewała się łzami, natomiast Roger z uśmiechem przypatrywał się swojemu ogonowi. Stella i Lea wymieniły tymczasem przerażone spojrzenia. Nie wiedziały, co powinny zrobić.

— Proszę, proszę — rozległ się męski głos. — Teraz wyglądacie dużo bardziej jak wy.

Przez drzwi z Wielkiej Sali wyszedł Syriusz, który oparł się nonszalancko o ścianę i z zadziornym uśmieszkiem obrzucił wzrokiem Stephanie i Rogera.

— Świnki w ludzkiej skórze — dodał.

— Chyba powinniście pozostać w takiej postaci. — Do Syriusza dołączył James.

— Ty kretynie! — zawołała z rykiem Stephanie. — Co ja ci zrobiłam?!

— Nie mnie, świnko Wheeler — powiedział James — natomiast Stelli już tak.

A więc chodzi o mnie, pomyślała z zaskoczeniem Stella. Spojrzała na Jamesa, Syriusz oraz Petera i Remusa, którzy zdążyli już do nich dołączyć.

— Naprawdę? — wyszeptała Stella. — Zrobiliście to... dla mnie?

— Oczywiście, Stella, myślałem, że jesteś bardziej kumata — powiedział oczywistym tonem Syriusz. — Nigdy nie odpuścilibyśmy ot tak tym kretynom.

Pokręciła z niedowierzaniem głową.

— Nie musieliście... Przecież... możecie mieć przez to problemy. Jejku, dziękuję wam... To takie miłe, że zrobiliście to dla mnie... — wyszeptała ze wzruszeniem.

— No błagam cię, my i problemy to jedność — zauważył James. — A tak poza tym... to wszystko był pomysł Remusa.

Teraz zaskoczenie Stelli osiągnęło chyba apogeum. Remusa? Tego Remusa, który zawsze stronił od bardziej kłopotliwych żartów? Spojrzała na Remusa z błyszczącymi oczami. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek na kogokolwiek w ten sposób patrzyła... I to samo czuła... Serce jej jakby urosło.

W tamtej chwili kompletnie zignorowała fakt, że wszyscy na nich patrzyli. Zapomniała o tym, że jeszcze niedawno miała problemy z choćby spojrzeniem mu w oczy. Poczuła wielką potrzebę, więc to zrobiła.

Podeszła do Remusa i bez słowa się w niego mocno wtuliła. Przycisnęła policzek do jego klatki piersiowej, a rękami go mocno ścisnęła. Przymknęła oczy, ciesząc się jego bliskością. Czuła się dziwnie spokojnie i lekka jak piórko. Szczęśliwa. Bezpieczna.

Czuła się jak... w domu.

Czuła się jak...jakby...

O rany!.. Ona kochała Remusa Lupina!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top