Rozdział 40

W dzień przed walentynkami i wyjściem do Hogsmeade, kiedy Stella i Syeda zdążyły już sobie zaplanować spędzenie tego czasu w pubie pod Trzema Miotłami w towarzystwie pysznego i słodkiego jak miód Kremowego Piwa, Syeda niespodziewanie została zaproszona przez Deweya Wade'a, szukającego Gryfonów. 

W ten sposób Stella pozostała kompletnie sama — Paisley wybierała się oczywiście z Moose'em, Gina z Shelią, zaś Lea z Allanem Bairdem, pałkarzem ze Slytherinu, który przypadkowo trafił ją tłuczkiem, więc pragnął ten czyn jakoś zrekompensować. Krukonka bardzo nie chciała nigdzie z nim pójść, bo wciąż się za ten czyn w środku wściekała i od samego początku darzyła tego chłopaka uprzedzoną niechęcią, ale ostatecznie się zgodziła, tylko przez pryzmat tego, że chciała świętego spokoju, gdyż Allanem ewidentnie targało bez przerwy poczucie winy.

Zrozpaczona perspektywą, że w walentynki Stella zostanie sama jak palec, wahała się w dzień wyjścia, czy to aby na pewno dobry pomysł, aby pójść bez towarzystwa żadnej osoby. Może lepiej byłoby zostać w zamku? W końcu widok trzymających się za ręce par i wesoło ze sobą rozmawiających z pewnością nie pomoże w środku łaknącej prawdziwej miłości, romantycznej duszy... 

Zrezygnowana niemal nie tknęła nic na śniadanie, jedynie nagryzła kawałek tostu. Starała się nie pokazywać swoim przyjaciołom, jak bardzo źle się czuła z faktem, że została bez nikogo. Po śniadaniu, kiedy większość zbierała się w sali wyjściowej, wpadła na Huncwotów, którzy byli dziwnie rozemocjonowani, nawet jak dla nich.

— Co się dzieje? Lily umówiła się z Jamesem czy co? — roześmiała się z niedowierzaniem na tę perspektywę.

— Tak! — odparł uradowany James, a Stella musiała się złapać ściany, aby nie upaść z wrażenia.

— Co? Chyba żartujesz! — okrzyknęła wyzywająco. — Poważnie? Nieee! Tak? Nieee! 

— Ej! Dlaczego tak bardzo w to nie wierzysz, Grimes? — zapytał dogłębnie urażony James i znacząco się odsunął. — Mój urok osobisty i błyskotliwość działają na każdego — wyszczerzył zęby i zaczął robić dziwne pozy. — No przypatrz się! Tego nie zakwestionujesz! 

Stella walnęła się ręką w czoło. 

— Poważnie pytam, dlaczego się z tobą umówiła? Nic mi o tym nie wspominała! Jeszcze wczoraj obrzucała cię krytycznym spojrzeniem, a dzisiaj... Czy ty jej dolałeś amortencji?! 

— Chyba sobie żartujesz, Stella! Teraz to naprawdę mnie ranisz doszczętnie! — obruszył się James. — Sam nie sądziłem, że się ze mną umówi, gdy o to spytałem, ale ona jedynie odparła krótkie: tak i sobie poszła bez słowa! 

Syriusz z głupim uśmiechem pokiwał głową.

— A ty, Syriusz, z kim idziesz? — zapytała Stella.

— Ja... Eee... — zająkał się i wymienił z Jamesem spojrzenie. — Ja zostaję w zamku.

— Dlaczego? Przecież zawsze wychodzisz z nami! — zauważyła.

— No... Dzisiaj jakoś nie mam ochoty. — I ponownie ta sama wymiana spojrzeń. Stella już zdążyła się zorientować, że nie mówili jej prawdy.

— O co chodzi? — zapytała powoli. — Widzę, że kłamiesz, Syriusz. 

Chłopak podrapał się po karku. Stella jeszcze nigdy nie widziała Syriusza Blacka tak zakłopotanego. 

— Nieważne, powiem ci kiedy indziej, dobra? Nie, serio, Stella, nie naciskaj — oznajmił dobitnym tonem, kiedy już otwierała usta, aby coś dodać. 

Z rozczarowaniem pokiwała głową. Nie zamierzała naciskać, ale zachowanie Syriusza ostatnimi dniami było jakieś... dziwne. Wydawał się być jakby zamyślony i zdecydowanie zbyt często zerkał w stronę stołu Slytherinu na każdym posiłku w Wielkiej Sali. Nawet ona, siedząc przy stole Krukonów, to widziała. 

— A wy, idziecie z kimś? — zapytała Stella i spojrzała po Peterze oraz Remusie.

— Ja też zostaję w zamku, nie lubię walentynek — mruknął Peter i wsadził sobie do buzi ciastko. 

— Sam — powiedział cicho Remus.

Zaległa cisza. James, Syriusz i Peter przeskakiwali spojrzeniem od Remusa aż po Stellę, nie biorąc ani jednego, głośniejszego oddechu. Serce Stelli zabiło szybciej, a ona w sobie poczuła nagły przepływ adrenaliny i chęć zapytania Remusa, czy poszedłby z nią, ale zatrzymała ją jakaś bariera. Te słowa nie potrafiły dziewczynie przejść przez gardło. Nie miała bladego pojęcia, dlaczego, przecież odbywali takie przyjacielskie wyjścia niejednokrotnie. 

Remus widocznie również nie kwapił się z tą propozycją, co umocniło Stellę w przekonaniu, że on również nie oczekiwał takiego zwrotu akcji. 

— To do zobaczenia... gdzieś... — wypaliła niezręcznie i już odwróciła się, aby odejść w stronę Hogsmeade, gdy zatrzymał ją głos.

— Rany boskie! Jak z dziećmi! — zawołał oburzony Syriusz. — Ogarnijcie się i pójdźcie ze sobą, wy cymbały skończone!

Stella gwałtownie się odwróciła i stanęła twarzą w twarz z Remusem, który zawstydzony wzrok wbijał w podłogę. Ponownie nastąpiła niezręczna i napięta cisza.

— Remus, bądź facet, zaproś Stellę, już — powiedział dobitnym tonem James i klepnął Remusa po plecach.

— Ale... — wyjąkał Remus.

— Stella — rzekł zrezygnowany James i spojrzał tym razem na dziewczynę — bądź facet i zaproś Remusa.

— Co...? — wypaliła. 

— No bałwany! — Palnął się ręką w czoło Syriusz. — Oboje idziecie osobno, więc pójdźcie razem! Proste i logiczne! Jeden plus jeden to dwa! Więc samotny człowiek plus samotny człowiek równa się dwa samotne człowieki, czyli brak samotnych człowieków! 

— Nie mówi się człowieki... — parsknął cicho Remus.

— Tak, ale wasza dwójka to nie ludzie, tylko pomylone człowieki! — odparł oczywistym tonem, przewrócił oczami i chwycił Jamesa jedną ręką, zaś Petera drugą i pociągnął za sobą, pozostawiając Stellę i Remusa samych.

— No to... — zaczęła Stella po kolejnej chwili ciszy, ale przerwał jej Remus.

— Możemy pójść razem, prawda? Jako przyjaciele — wypalił na jednym oddechu.

— A... no tak... możemy... jako przyjaciele... — wymamrotała Stella, a już po chwili ruszyła w towarzystwie Remusa ścieżką w stronę furtki.

Było ciepło, przynajmniej jak na miesiąc, jakim był luty. Śnieg zdołał już nieco stopnieć, ale z rana zdążyło jeszcze go trochę przybyć, więc straty się wyrównały. Wiał lekki wiatr, przez który Stella musiała, aby się nie przeziębić, okryć szczelniej swoją szyję niebieskim szalikiem Krukonów. 

Przez całą drogę do Hogsmeade przyglądała się Remusowi z ukosa, a oboje nic do siebie nie mówili, ta niezręczność była naprawdę dobijająca. 

W Hogsmeade każda wystawa sklepowa była pełna najróżniejszych, walentynkowych upominków. Wszędzie mieszały się rzeczy z elementami lub zdobieniami o kształcie serduszka, a róż i czerwień były kolorami wiodącymi. Nastrój wioski oraz wszystkich osób, które mijali, był niezwykle pełny ekscytacji i radości. 

— Gdzie idziemy? — podjęła pierwsza jakiś krok w stronę jakiejkolwiek rozmowy Stella. 

— Eee... — zająkał się Remus, a nagle jego wzrok padł na herbaciarnię pani Puddifoot. — Może tam? 

Ruszyli więc w stronę herbaciarni, która była niezwykle ciasnym pomieszczeniem, zawierającym masę okrągłych stolików. Ustrojona była w kokardy, falbanki, a na stolikach znajdowały się klimatyczne świeczki i dodatki o kształcie serduszka. Atmosfera była bardzo romantyczna, więc Stella zaczynała żałować i zdawać sobie sprawę, że przyjście tutaj na przyjacielskie spotkanie było błędem, zwłaszcza, że obok nich siedziały przyciśnięte do siebie pary zakochanych.

To będzie zaiste koszmar, pomyślała przerażona Stella, kiedy usiadła przy stoliku naprzeciwko Remusa.

Uśmiechnęła się niezręcznie do Remusa, kątem oka zauważając, jak siedząca obok nich para zaczyna się całować. 

— Piękny dzień, prawda? — zapytała i zaśmiała się z podenerwowania.

Porażka, istna porażka, myślała spanikowana.

— Racja, piękny dzień... Słońce świeci... Zima się już kończy — wymamrotał Remus, a Stella natychmiast i z szybkością światła pokiwała głową.

Rozmowa o pogodzie, co za tragedia... 

Wtedy wyratowała ich, tylko na chwilę, kelnerka, która przyszła przyjąć zamówienie.

— Coś podać na tę randkę, kochaneczki? — zapytała przesłodzonym głosem, a Stella już myślała, że za moment zapadnie się pod ziemię.

— Poproszę kawę i te ciasteczka... — wskazała cicho, z zawstydzeniem, na menu. 

— Ja to samo — powiedział Remus, a kelnerka uśmiechnęła się wesoło i odeszła. 

I znowu niezręczna cisza.

— Ugh, mam tego dość — oznajmiła nagle Stella i spojrzała na Remusa. — Głupie walentynki! Chodźmy stąd! — zawołała z nagłym przypływem śmiałości, który odepchnął na bok zawstydzenie.

— A nasze zamówienia? — zapytał skołowany Remus, kiedy chwyciła go za rękę i natychmiast pociągnęła za sobą.

— Walić zamówienia! Zje je sobie sama! — odparła śmiało i wręcz wybiegła z herbaciarni, ciągnąc za sobą rozbawionego Remusa, który również zapomniał o swoim zawstydzeniu. — Jesteśmy w Hogsmeade! Możemy robić to, co nam się żywnie podoba, zamiast siedzieć w sztywnej herbaciarni, jak każda para!

Remus przemilczał fakt, że nazwała ich parą, choć jego serce zabiło gwałtowniej.

— O, popatrz! — Stella nagle się zatrzymała, przez co na nią wpadł, ale ona się tym nie przejęła. Wskazała palcem w stronę końca Hogsmeade, gdzie, za ostatnim domkiem, widniała ścieżka. — Zobaczymy, dokąd prowadzi. 

— Ale...

— Nic nie gadaj, tylko chodź! — roześmiała się i ponownie zaczęła biec.

Remus nie potrafił jej odmówić, zwłaszcza, że uwielbiał ją w takim stanie — euforii. Parsknął cicho śmiechem i również rzucił się przed siebie, czując ciepło dłoni Stelli na swojej. 

Zadyszani wpadli na ścieżkę. Z szerokimi uśmiechami nią ruszyli. Wyszli przez furtkę poza teren wioski, ale zignorowali ten fakt, chociaż mogli mieć później problemy, gdyby ktoś się dowiedział. Nie przejęli się tym jednak, ponieważ zaczęli w końcu czuć się dobrze w swoim towarzystwie. 

Wpadli pomiędzy drzewa, które po chwili się rozstąpiły, a ich oczom ukazało się coś na wzór małego, choć nieco zniszczonego przez zarośla parku. Stella strzepnęła z ławki śnieg i bez zrażenia na niej usiadła. Remus natychmiast zrobił to samo, ale wtedy drewno nie wytrzymało.

Coś głośno skrzypnęło, a chwilę potem oparcie ławki odpadło. Oboje runęli plecami w śnieg. 

Stella nie pokładała się ze śmiechu. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła się tak histerycznie śmiać, że Remus już po chwili do niej dołączył.

— Chyba ci się przytyło od tej czekolady! — zawołała i przekręciła głowę, aby spojrzeć z szerokim uśmiechem na Remusa, który beztrosko wzruszył ramionami.

— Czy ja wiem? — udał zamyślenie i nagle wyciągnął z kieszeni swojego płaszczu tabliczkę czekolady. Odpakował ją i przysunął w stronę Stelli. 

— No nie! Ty ją ze sobą wszędzie nosisz! — ponownie się roześmiała.

— A żebyś wiedziała! Chcesz kawałek? — Pomachał jej czekoladę przed nosem. 

— Nie wypada odmówić, kiedy Remus Lupin częstuje czekoladą — powiedziała uroczystym tonem, a Remus przełamał czekoladę na pół. 

Oboje wsadzili sobie po kawałku do buzi i zapatrzyli w niebo, z którego zaczęły opadać tańczące ze sobą o najróżniejszym kształcie płatki śniegu. Spędzili większość czasu przeznaczonego pod Hogsmeade właśnie tutaj, bez przerwy śmiejąc się i rozmawiając, a niezręczność i początkowy niewypał spotkania pozostawili głęboko w niepamięć. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top