Rozdział 38

Nie pisałam nic od jakiegoś tygodnia (jedynie poprawiałam rozdziały, które wrzucałam) i normalnie się czuję tak, jakby minął przynajmniej rok, kiedy zasiadam do tej części XD

Przynajmniej to chyba najdłuższy rozdział, jak do tej pory. Rekompensata za kilka dni ciszy z mojej strony. 

Przez kilka kolejnych styczniowych i zimnych dni Lea, jak zdążyła zaobserwować zmartwiona Stella, zachowywała się dziwnie. Zazwyczaj wygadana, bezpośrednia dziewczyna zmieniła się w dużo cichszą i skrytą. Obserwowała kątem oka bez przerwy Ginę, jakby była kosmitką ukrytą w ludzkim ciele. 

Jednocześnie kończył się styczeń, a co za tym idzie — zbliżały się urodziny Lily. Stella już na wakacjach zaopatrzyła się w masę prezentów dla swoich przyjaciół. Prezent dla Gryfonki nie sprawił Stelli zbyt wielkich trudności, zważywszy na to, że rozmawiała o nim z dziewczyną pod koniec wakacji. Nie tak bezpośrednio — Lily przypadkiem wspomniała o jednej książce, którą chciałaby przeczytać, ale nie mogła na nią znaleźć czasu przez nawał nauki. Stella postanowiła jej to zadanie ułatwić. 

Zawinęła tom w ozdobny, pomarańczowy papier oraz zawiązała starannie dużą kokardę. Lily nigdy nie lubiła wielkich i szałowych imprez, zresztą tak jak Stella, ale Dorcas szepnęła kilku najbliższym osobom, żeby się zebrały we wspólnym pokoju Gryffindoru. Nie na żadną imprezę-niespodziankę, bo Lily o tym doskonale wiedziała, a na krótkie spotkanie przeznaczone pod rozmowy, życzenia i prezenty. 

Z tego powodu Stella, ubrana w ciepły i miły w dotyku, gruby, różowy sweter, stanęła przed portretem Grubej Damy, która właśnie ćwiczyła śpiew, ku niezadowoleniu reszty obrazów. 

— Czekoladowe żaby — powiedziała hasło Stella, która znała je tylko i wyłącznie dzięki Dorcas. 

Gruba Dama jedynie na moment przerwała swój śpiew, aby spojrzeć z góry na Stellę, a zaraz później do niego powróciła, jak gdyby nigdy nic. 

— Czekoladowe żaby — powtórzyła Stella.

— Smacznego — odparła Gruba Dama. 

Zdezorientowana Stella zmarszczyła brwi. 

— Wczoraj hasło się zmieniło — wyjaśnił portret i powrócił do swojego śpiewu.

— Jak to? — zapytała spanikowana Stella. — Ale ja muszę się dostać na urodziny Lily! 

— To poczekaj na kogoś, kto je zna, a teraz przepraszam, jestem bardzo zajęta. 

Stella przytuliła do siebie swój pakunek i z westchnięciem rozejrzała się dookoła, ale jak na złość, nikogo nie było w pobliżu, żadnego Gryfona. Postanowiła poczekać. Na pewno prędzej czy później ktoś się zjawi. No lepiej, aby prędzej... 

Dlaczego Dorcas nie uprzedziła ją o zmianie hasła? Może sama sobie o tym zapomniała? Albo nie mogła jej znaleźć... Tak, opcji było wiele, tyle że teraz musiała stać przed wspólnym pokojem i liczyć na swoje szczęście. 

— Cześć, Stella.

Słysząc nieznajomy głos, Stella się odwróciła. Kilka kroków dalej stała blondwłosa Marlena McKinnon. Stella miała już kilka możliwości rozmawiania z tą Krukonką, ale nigdy nie miały zażyłego kontaktu. 

— Marlena! — zawołała z ulgą. — Ty też na urodziny Lily? 

— Oczywiście — powiedziała z uśmiechem i spojrzała na Grubą Damę. — A tej co się stało? Torturują ją?

— Chyba nie... — zaśmiała się niewesoło Stella. — Powiedz, że znasz hasło, ja niestety nie zostałam poinformowana o nowym.

— O ile się nie mylę... — Marlena odchrząknęła i przeniosła wzrok na portret. — Puszek pigmejski.

Gruba Dama westchnęła ostentacyjnie i wręcz ze zbolałą miną przesunęła się, odsłaniając przejście do pokoju wspólnego Gryfonów. Uradowana Stella wkroczyła do środka za Marleną. Na kanapie, fotelach i stoliku znajdowali się już wszyscy. Lily, gdy dostrzegła przybyłe Krukonki, uśmiechnęła się szeroko.

— No nareszcie! Gdzie się błąkałyście? Zaczęłam się już martwić! — zawołała Lily i wstała, aby uściskać obie dziewczyny.

— Spokojnie, spokojnie — zaśmiała się cicho Stella, gdy została wręcz uduszona przez Lily. — Prezenty ci nie uciekły. Dostałam złe hasło.

Dorcas zawołała głośne: „ach!" i palnęła się ręką w czoło. 

— Wiedziałam, że komuś zapomniałam wspomnieć, że się zmieniło! — zawołała zirytowanym tonem. — Przepraszam!

— Nic nie szkodzi — parsknęła i mrugnęła do Dorcas. 

Rudowłosa Lily odsunęła się, aby objąć Marlenę, a wzrok Stelli spotkał się ze wzrokiem Remusa. Przez chwilę się w siebie wpatrywali w milczeniu, a następnie oboje, jak poparzeni, odwrócili wzrok. Stella się zarumieniła. Pomiędzy nimi od kilku dni trwała niezręczna cisza i unikanie się nawzajem było codziennością, a wszystko z powodu tego pamiętnego wieczoru, kiedy dozwolona strefa przyjaźni została nieco przekroczona...

Teraz Stella nie potrafiła normalnie rozmawiać z Remusem, ani nawet choćby wytrzymać jego wzroku. Było bardzo dziwnie i niezręcznie, a przede wszystkim... inaczej. Miała wrażenie, że wszystko się zmieniło, a przede wszystkim sam Remus się zmienił. Dla niej. 

Speszeni wybełkotali ciche: „hej", nawet na siebie nie patrząc. Syriusz, aby zrobić miejsce Stelli, przysunął się najpierw do Remusa, ale potem, uderzając się w czoło, natychmiast, wręcz odskakując, zajął miejsce obok Jamesa. 

Jeszcze bardziej speszona Stella usiadła więc na kanapie obok Remusa, a przez wielki ucisk, oboje stykali się ramionami i kolanami, co potęgowało całą niezręczność i komiczność sytuacji.

Tymczasem Lily odpakowała prezent. Wyjęła książkę, na którą spojrzała z błyszczącymi oczami.

— Och, dziękuję! — zawołała wesoło. — Od dawna chcę ją przeczytać! 

Stella, nie wiedząc, co odpowiedzieć, tylko nieśmiało się uśmiechnęła. 

— Ale mój prezent lepszy, prawda, Evans? — James wyszczerzył zęby i znacząco spojrzał w stronę stolika.

Dopiero wówczas Stella dostrzegła wielki bukiet czerwonych róż, który na nim się znajdował. Z zaskoczenia aż ją wmurowało. James Potter i róże? To połączenie było absurdalne. Stella prędzej by się spodziewała, że chłopak w ramach prezentu wciśnie Lily albo miotłę wyścigową, albo jedną czekoladową żabę. 

Spojrzała z ciekawością w stronę Lily, która na początku obrzuciła Jamesa niedowierzającym spojrzeniem, ale później się delikatnie zarumieniła i wymamrotała pod nosem coś niezrozumiałego. 

Przez cały spędzony czas w pokoju wspólnym Gryfonów, Stella nie ośmieliła się choćby odwrócić głowę w stronę Remusa. Nie wymienili ze sobą choćby słowa. Jeszcze tak niezręcznie, to dziewczyna się nie czuła i miała wrażenie, że on również.

Myślami błądziła tylko wokół końca, aby móc wymknąć się z pomieszczenia przed tą niezręczną ciszą, więc przyjęła go, po prawie dwóch godzinach, z wielką ulgą. Szybko wstała i niemal pobiegła w stronę wyjścia, gdy zatrzymał ją głos. 

— Zaczekaj, Stella... 

Zatrzymała się gwałtownie i odwróciła powoli w stronę Remusa.

— Yyy... — wymamrotała. — Tak, tak, jasne... Co...? 

Remus spojrzał przez ramię w stronę Syriusza, Jamesa i Petera, którzy obserwowali ich z szelmowskimi uśmiechami. 

— Możemy porozmawiać w drodze do twojej wieży? — podsunął nieśmiało.

— Dobrze... — Stella ze zdenerwowaniem podciągnęła rękawy różowego swetra i ruszyła u boku Remusa w stronę wieży Ravenclaw. 

Przez pierwszą część drogi znowu oboje milczeli, a niezręczna cisza sprawiała, że Stella miała wielką ochotę stamtąd zniknąć. 

— Ja... — Remus zaczął, ale zaraz po chwili urwał, nie potrafiąc skleić logicznego zdania. — Jak u ciebie? 

— Co? — wypaliła głupio Stella. Spodziewała się, że nawiąże do pamiętnego wieczoru, ale Remus ewidentnie wolał unikać tamtego tematu. 

— Jak u ciebie? — powtórzył cicho Remus i odwrócił wzrok.

Nie miała w tamtej chwili pojęcia, dlaczego tak bardzo zabolała ją myśl o zwyczajnym zapomnieniu tego wszystkiego, ale wydawało jej się, że ktoś wbijał jej powoli nóż w serce. 

— Wszystko w porządku — odpowiedziała dziwnie pustym i nieobecnym tonem. — A u ciebie?

Remus więc zaczął opowiadać o tym, co w ciągu ostatnich, milczących dni pomiędzy nimi, się zadziało, a zadziało się naprawdę dużo. James i Syriusz sabotowali kotkę Filcha, wysyłając ją dzięki pomocy zabawkowej myszy i odrobiny magii na zewnątrz, prosto w kupę śniegu, przez co woźny wpadł w szał i zagwarantował im u siebie miesięczny szlaban.

Stella jednak jednym uchem słuchała, a drugim wypuszczała zdobyte wiadomości. Była zbyt bardzo pochłonięta salwą własnych myśli, które mieszały się ze sobą we wnętrzu jej głowy. Z jednej strony cieszyła się, że ciche dni już minęły i ponownie mogli ze sobą rozmawiać bez tej bardzo nieprzyjemnej niezręczności, aczkolwiek z drugiej czuła niezidentyfikowany smutek na myśl, że Remus zachowywał się tak, jakby nigdy nic pomiędzy nimi nie zaszło.

No dobrze, może faktycznie to nie było nic takiego i może... Może Stelli wszystko się wydawało i tak naprawdę nie zamierzali się pocałować. Wmawiała sobie, że tak właśnie było, ale jeszcze z trzeciej strony... Nawet gdyby sobie ten rzekomy pocałunek ubzdurała, to i tak było jej przykro.

Tak, zdecydowanie to wszystko było pogmatwane. Stella już sama nie wiedziała, czego w ogóle chciała. W każdym razie nie dało się ukryć faktu, że niezmiernie uradowała się, iż wszystko powracało w miarę do normy.

W miarę.

Pożegnali się przed wejściem do pokoju wspólnego Krukonów. Stella wkroczyła do dormitorium, gdzie znajdowała się, o dziwo, tylko Lea. 

— A gdzie reszta? — zapytała, wchodząc do środka i rzucając się z westchnięciem na swoje łóżko.

Lea, która przegryzała czekoladową żabę, wzruszyła ramionami.

— Paisley z Moose'm, Syeda... Nie wiem, gdzie w sumie. Może z nimi. Gina... — urwała i odwróciła wzrok, a następnie odchrząknęła. — A tobie jak minęły te urodziny Evans? — wypaliła szybko, na zmianę tematu.

— Przyjemnie... — powiedziała powoli Stella i obrzuciła przyjaciółkę bacznym spojrzeniem. Zmarszczyła lekko brwi, nagle sobie coś uświadamiając. — Lea. 

— Ja? — zapytała przestraszonym tonem i obejrzała się wokół siebie. 

— Nie, ta druga Lea — rzuciła sarkastycznie Stella i przybliżyła się do dziewczyny. — Czy ty... Czy tobie... przeszkadza Gina? 

Lea wytrzeszczyła oczy tak bardzo, że Stella przez chwilę miała lekką obawę, że wypadną z orbit. 

— Co? 

— Przepraszam za pytanie — wypaliła szybko, nagle czując się okropnie źle z faktem, że mogła tak pomyśleć. — Po prostu ostatnio dziwnie się zachowujesz, wbijasz w Ginę wzrok i w ogóle starasz się jakby o niej nie mówić... 

— Ja... — Lea skuliła się w sobie i wpakowała do ust całą czekoladową żabę, tak że teraz policzki miała tak pełne, że wyglądała jak chomik. — Emaeiwem.

— Słucham? 

Emaeiwem — wybełkotała ponownie z pełnymi ustami Lea. Szybko przełknęła słodycz i sprostowała swoją wypowiedź: — Sama nie wiem.

Zaległa chwila niezręcznej ciszy, którą przerwała Lea.

— Dziwnie się czuję — powiedziała cicho. — No wiesz, w sensie... Ja... Ja nie uważam, że Gina jest jakaś zła czy coś... Po prostu mi dziwnie. Rozumiesz, o co mi chodzi? — wyszeptała i potarła swoje ramię. 

— Tak — odparła po chwili Stella i usiadła na łóżku obok Lei, aby ją objąć. — Rozumiem. Możesz się z tym przecież dziwnie czuć, to nic złego, ale... Posłuchaj, Gina wiele przeszła. Jej własna mama przez kilka miesięcy ją odtrącała tylko dlatego, że podobają jej się dziewczyny. Gina była tym zrozpaczona, dlatego bez przerwy tyle płakała. 

— Och... Ja... nie wiedziałam... — wypaliła Lea i spłonęła rumieńcem. — Jestem okropna... 

— No co ty opowiadasz! — zaprzeczyła gorączkowo Stella. — Nie jesteś okropna, przecież niczego nie zarzucasz Ginie, dla ciebie to coś nowego, masz prawo czuć się z tym dziwnie, ale... Pomyśl. Czy to, że Gina się zakochała, tak naprawdę jest dziwne? Czy to, że kogoś kocha, już nie patrzmy nawet na sam fakt płci, jest dziwne? 

— Nie — przyznała powoli Lea.

— Wszyscy mamy prawo kochać. Człowiek bez miłości jest jak człowiek bez wody. W końcu uschnie z pragnienia. To podstawowe prawo, które każdy z nas powinien mieć. I nikt, absolutnie nikt, nie powinien sprawdzać co i z kim robimy. To tylko nasza sprawa. 

Lea pokiwała głową.

— Masz rację — przyznała powoli i się uśmiechnęła. — Jak zwykle, Stella.

Dziewczyna się roześmiała i poklepała przyjaciółkę po plecach.

— Uwierz mi, że w wielu przypadkach nie mam racji. 

Drzwi dormitorium się otworzyły, a do środka weszła wręcz promienista Gina i rzuciła się z wielkim uśmiechem na łóżko. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie jest sama.

— Nie zauważyłam was! — zawołała z westchnięciem. 

— Jak u Shelii? — zainteresowała się Lea i uśmiechnęła w stronę Giny, która natychmiast zaczęła o niej opowiadać z wielką pasją.

Tymczasem Stella poczuła lekką dumą w stronę Lei, że jej porady w jakimś stopniu pomogły. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top