Rozdział 33

Po piątkowych lekcjach Stellę dopadł w końcu Roger. Dziewczyna wolała tego nie przyznawać, ale unikała go przez większość dnia, choć wiedziała, że to pozbawione sensu. Musiała się wywiązać z danego słowa, jeśli pragnęła dobra przyjaciółki, a tak na pewno było.

Bardzo się obawiała, że zostanie wystawiona do wiatru przez Stephanie, która przecież nie musiała wywiązywać się ze swojego słowa. Wydawała się być tym typem, który lubił gierki, mimo że Stella nie lubiła oceniać ludzi po pierwszej rozmowie. Cóż jednak mogła zrobić, skoro tak bardzo się bała, że wszystko pójdzie na marne, a ona spędzi bardzo niemiły wieczór z Rogerem? Zresztą, nie chodziło o nią, a o Paisley. Mniejsza z jej wieczorem, po rozmowie ze Stephanie miała przynajmniej pewność, że Moose nie kłamał, a przecież Paisley za nim szalała! Chodzili ze sobą tyle lat! Oni naprawdę się kochali, to było widać.

Romantyczna dusza Stelli, dobre serce, które zawsze było chętne do pomocy oraz wartość przyjaźni, którą tak ceniła, nie pozwalały odmówić postawionym warunkom. Poza tym czy mogło być aż tak źle na tej randce? Porozmawiają trochę, a potem nigdy więcej się nie zobaczą, to było pewne.

— Słyszałem, że moja siostrzyczka nas umówiła — wyszeptał z zadziornym uśmiechem i zdjął jej włosy z twarzy.

— Miejmy już to za sobą... — westchnęła Stella. — Gdzie chcesz się udać?

— Teraz? — zapytał z nutką zaskoczenia, ale również zadowolenia. — Zależy. Do mojego dormitorium, jeśli chcesz.

Stella prychnęła i pokręciła do siebie głową.

— Proponuję bibliotekę.

— Bibliotekę? — powtórzył. — Randka w bibliotece nie brzmi zachęcająco.

— Błonia? — podsunęła.

— Zimno.

Krukonka się zatrzymała i spojrzała na Rogera z niedowierzaniem w oczach.

— Gdzie indziej? Nie mamy zbyt wielu możliwości.

— Zostaw to mnie — powiedział z tajemniczym uśmiechem. — Przyjdź za pół godziny na siódme piętro. Będę tam czekał.

Nie zdążyła się niczego dopytać, gdyż Roger natychmiast szybkim krokiem odszedł. Ze zmarszczonymi brwiami ruszyła w stronę dormitorium, aby odnieść tam torbę z książkami.

W środku zastała widok, który upewnił ją w przekonaniu, że dobrze robiła. Paisley leżała ze wzrokiem wbitym z sufit, cała zapłakana i z wyglądem siedem nieszczęść, co nigdy się nie zdarzało. Dziewczyna w końcu dbała niezwykle starannie o swój wygląd. Syeda leżała tuż obok bliźniaczki i ją obejmowała, Giny nie było w dormitorium, najpewniej znowu była z Shelią, a Lea szykowała się właśnie do wyjścia. W ręce trzymała swoją miotłę.

— Trening? — zapytała Stella przyjaciółkę.

— Ta, niedługo mamy mecz ze Ślizgonami, musimy z nimi wygrać, jeśli chcemy pokonać Gryfonów, a to nasz priorytet — oznajmiła hardo Lea. — Ahoj, wygrano, Krukoni nadchodzą!

Lea zniknęła za drzwiami dormitorium, a Stella wypakowała z torby wszystkie swoje książki i również wyszła, rzucając ostatnie i współczujące spojrzenie Paisley. Szybko zbiegła po dużej ilości schodów wieży zachodniej i ruszyła powoli w stronę siódmego piętra. Zanim tam dojdzie, to na pewno zdąży minąć wyznaczony czas.

Plany pokrzyżował jej Remus, na którego wpadła w czasie wchodzenia po schodach, a właściwie on na nią wpadł. Stella w ostatniej chwili chwyciła się barierki i powstrzymała swój upadek. Z rąk Remusa tymczasem wypadł jakiś pergamin, a przez klatkę schodową rozniósł się huk upadającego szkła.

— Przepraszam — powiedzieli w tej samej chwili Stella i Remus oraz ukucnęli, aby podnieść pergamin. Ich dłonie się ze sobą zetknęły, na co oboje, jak poparzeni, od siebie odskoczyli.

Od ostatniej sytuacji, która miała miejsce jeszcze przed dzisiejszymi zajęciami, Stella w czasie przenoszenia się z klasy do klasy i obiadu w Wielkiej Sali, unikała Remusa. Wiedziała, że posunęła się daleko i sama nie potrafiła zrozumieć, co takiego ją podkusiło, dlaczego złapała Remusa, swojego przyjaciela, za dłoń? Od tamtej chwili bez przerwy o tym myślała, a przez to czuła się okropnie niezręcznie. Remus widocznie również, gdyż nie potrafił spojrzeć jej w oczy, ani do niej podejść.

Gryfon odchrząknął, złapał ponownie pergamin i podniósł z podłogi szkło. Wstał, tak samo jak Stella.

— Um... Och, to wasza mapa — zorientowała się Stella. Przyjaźń z Huncwotami miała te swoje plusy, że w razie potrzeby zawsze mogła korzystać z ich niesamowitych przedmiotów. Zdarzyło się już kilka razy, gdy pożyczali jej tę mapę.

— Co? — wypalił zarumieniony Remus. — A, tak... tak...

Speszona Stella pokiwała głową i już chciała wyminąć przyjaciela, gdy ten ją zatrzymał.

— Poczekaj... Szukałem cię... — wyjaśnił cicho.

Zaskoczona i wciąż zawstydzona Stella w akcie zdenerwowania poprawiła swoją bluzkę.

— Tak...? — wydusiła, nie wiedząc, co o tym myśleć.

— Tak... Patrz... Pamiętasz lusterka dwukierunkowe? James i Syriusz kiedyś ci swoje pokazywali... — Remus wyciągnął przed siebie owe szkło, które wcześniej upadło na podłogę. Teraz na sobie miało niewielką rysę spowodowaną upadkiem.

— Pamiętam — przytaknęła.

— Dobrze, ponieważ pożyczyłem je od Jamesa i Syriusza — wypalił. — Dla ciebie jedno...  W razie czego, wystarczy, ze wypowiesz moje imię do tego lusterka, a pojawisz się w moim. Nie życzę ci źle, oczywiście — dodał szybko i na chwilę uniósł wzrok, aby spojrzeć Stelli w oczy, ale zaraz go odwrócił. — Jeśli zaczniesz się nudzić lub będzie niemiły, czy cokolwiek innego, daj znać, a przyjdę... Przyjdziemy... na pomocy, coś wymyślę... Wymyślimy! — powiedział na jednym wydechu.

Stella się uśmiechnęła szeroko na tę fontannę słów. Dziewczynie zrobiło się strasznie miło przez fakt, że się o nią tak martwił, że mu tak na niej zależało...

— Remus... — wyszeptała.

Gryfon, wciąż lekko zarumieniony, uniósł wzrok.

— Jeśli nie chcesz tego lusterka, to zro-... — urwał, gdy wzruszona Stella wpadła mu w ramiona i wtuliła się w jego klatkę.

Nieco speszony Remus lekko odwzajemnił uścisk.

— Dziękuję... — wykrztusiła Stella.

Dopiero po dobrych kilku minutach od siebie odstąpili. Pożegnali się i ruszyli szybko w swoje strony. Stella schowała lusterko do kieszeni i wdrapała się na siódme piętro. Roger faktycznie już na nią czekał. Trochę trudno było się uwolnić od towarzystwa Remusa, a przejść do Rogera. Zdecydowanie bardziej wolałaby być w tym miejscu ze swoim przyjacielem, a nie kompletnie nieznanym chłopakiem.

— Słyszałaś kiedyś o Pokoju Życzeń? — zapytał na przywitanie Roger.

— Obiło mi się o uszy — przyznała Stella. Kiedyś miała okazję przybywać w jego wnętrzu za sprawką Huncwotów.

— Świetnie, w takim razie wiesz, co robić — powiedział ze zawadiackim uśmiechem Roger i zarzucił dziewczynie rękę na ramię. Stella powstrzymała chęć jej odrzucenia.

— Jakiego miejsca w takim razie potrzebujemy? — zapytała niepewnie.

— Miejsce na randkę, ze stolikiem, dwoma krzesłami i świeczką.

— Tradycyjnie — stwierdziła nieco zaskoczona. Nie spodziewała się czegoś takiego po Rogerze. — Nie wiem, czy wiesz, ale jeśli ma to być kolacja, to jedzenie nie pojawi się w Pokoju Życzeń.

— Dlatego mieliśmy się spotkać za pół godziny — objaśnił i wskazał ręką na coś za plecami Krukonki. Odwróciła się w tamtą stronę i z podziwem uniosła brwi. — Zgarnąłem od skrzatów domowych jedzenie z kuchni.

Pokój Życzeń nie zawiódł oczekiwań Stelli. W środku było naprawdę ładnie. Z jednej strony nic nadzwyczajnego, wszystko bardzo prosto, ale z drugiej tak, jak tego chciała.

Przez środek prowadziła jasna wykładzina. Na środku pomieszczenia w istocie znajdował się mały stolik z dwoma krzesłami oraz palącą się świeczką, które również unosiły się nad stolikiem. Oprócz niego w środku dodatkowo znajdował się milusi dywan. Panował półmrok, który przebijały jedynie świeczki. Trzeba było przyznać, że aura prześwitywała romantycznością chwili.

Stella z uśmiechem usiadła na krześle, które odsunął jej Roger. Na talerzach postawione było już jedzenie, za które od razu się zabrali.

— Muszę ci powiedzieć, że jestem mile zaskoczona — przyznała szczerze i z uśmiechem Stella.

— Nie ocenia się książki po okładce... — powiedział z tajemniczym uśmiechem. — Nawet jeśli ta okładka jest bardzo przystojna.

Zaśmiała się krótko i przytaknęła. Pokroiła kawałek kurczaka i wsadziła go do ust.

— Przepraszam, że wcześniej byłam trochę... sztywna — powiedziała, patrząc chłopakowi w oczy.

— Rozumiem, że pomysł ci się mógł nie spodobać, i nie było tak źle, nadrabiasz życzliwością i wyglądem.

Krukonka spuściła wzrok. Jeszcze nigdy nie dostała komplementu od chłopaka i przyznała, że było to naprawdę miłe przeżycie.

— Tak właściwie, dlaczego ja? — zapytała nagle. — Nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, a w naszym otoczeniu są zdecydowanie ładniejsze dziewczyny ode mnie.

— Coś mnie w tobie pociąga — wzruszył ramionami.

— Co takiego? — zapytała cicho.

— Może wszystko? — ponownie się uśmiechnął tym swoim tajemniczym uśmiechem, który, Stella musiała przyznać, był naprawdę ładny.

Już dawno się tak nie zaskoczyła. Miło przeżyła większą część wieczoru, kiedy spędzali czas przy stole, jedząc i rozmawiając o różnych sprawach.

Wszystko zbliżało się ku końcowi. Ze stołu zniknęło jedzenie, a Stella zaczęła się przechadzać po pomieszczeniu. Przez cały czas czuła na sobie uważny wzrok Rogera. Westchnęła i stanęła przy swoim krześle. Pomarańczowo-żółte światło świeczki oświetlało jej twarz.

— Miło było, ale chyba już czas na mnie — powiedziała z uśmiechem.

Roger wstał, obszedł stolik i stanął tuż przed nią. Blisko. Bardzo blisko.

— Mnie również — wyszeptał.

Serce Stelli zabiło szybciej, kiedy ujął jej podbródek w dwa palce i uniósł, aby mogła spojrzeć mu w oczy. Drugą dłonią natomiast delikatnie przejechał po policzku, a następnie czule musnął szyję. Zadrżała pod jego dotykiem. Nie zdążyła zareagować, gdy namiętnie ją pocałował, a palcami przejechał przez włosy Stelli.

Poczuła nagły przepływ dreszczy i adrenaliny. Zapomniała się i pogłębiła pocałunek. Roger jeździł dłonią po jej włosach, tarmosząc je, i plecach, natomiast zachłanne pocałunki nie pozwalały ani na chwilę odetchnąć.

Opamiętała się dopiero po chwili. Natychmiast odepchnęła Roger tak mocno, że ten wpadł na stół, zwalając z niego talerze.

— Co ty robisz? — warknął zirytowany.

— Raczej co ty robisz! — zawołała przestraszona i zdezorientowana tym wszystkim Stella.

— Całuję cię? To ty tutaj zachowujesz się jak jakaś wariatka.

— Na pierwszym spotkaniu? — wytknęła.

— Nie miałaś nic przeciwko — zauważył z uśmiechem.

Stella pokręciła z niedowierzaniem głową i szybko ruszyła do wyjścia.

— I gdzie idziesz? — zapytał z pretensją. — Jeszcze nie skończyliśmy!

— Dla mnie skończyliśmy! — odkrzyknęła, nawet się nie odwracając.

Gdy drzwi się za nią zamknęły, puściła się przed siebie biegiem, cała w emocjach. Co ona zrobiła? Co ona zrobiła? Jak mogła go pocałować! Nie chciała tego! Dlaczego więc to zrobiła? Wzdrygnęła się. Nie wiedziała nawet, gdzie się udać. Zbiegała po prostu po schodach, aby znaleźć się jak najdalej od tamtego miejsca.

— Patrz, jak łazisz, Grimes! — syknęła zdenerwowana Ślizgonka o długich brązowych włosach, gdy tylko dzięki jej szybkiej reakcji uniknęły zderzenia.

Brielle Carson, zorientowała się Stella, ale nie przeprosiła, choć w normalnej sytuacji na pewno by to zrobiła. Wypadła na korytarz i rzuciła się biegiem. Z tego wszystkiego łzy stanęły jej w oczach. Czuła się taka zagubiona...

Potrzebowałaś kogoś. Teraz.

I wtedy na kogoś wpadła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top