Rozdział 26
Poprawiłam już rano ten rozdział, ale zapomniałam wrzucić i dopiero teraz, po 15, o tym sobie przypomniałam XD Brawo ja!
•
— Zmieniłaś dom? — Tym pytaniem została powitana Stella, gdy wkroczyła do dormitorium.
Spojrzała nic nierozumiejącym spojrzeniem po Lei, która wyszczerzyła swoje duże zęby, patrząc na przyjaciółkę znaczącym spojrzeniem.
— Nie? Dlaczego? — zapytała powoli Stella.
— A co to za szalik Gryffindoru? — zapytała Paisley ze zawadiackim uśmiechem.
Stella spojrzała na swój szalik i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że nie oddała go Remusowi. Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Nie była w stanie.
— Jakiś potajemny romans? Kogo to szalik? — drążyła Lea.
— Nikogo...
— Nikt nie nosi szalika.
— Daj spokój, Lea. Po prostu było mi zimno i tyle — wzruszyła ramionami Stella, zbywając temat.
Lea uniosła do góry ręce w geście poddania. Paisley jęknęła, niezadowolona, że nie pozna żadnej pikantnej ploteczki. Syeda na to wywróciła jedynie oczami, zaś Gina w żaden sposób nie zareagowała.
— Gina! Szukałam cię w lokomotywie — oznajmiła Stella.
— Siedziałam z... koleżanką — wymamrotała, a potem spłonęła rumieńcem.
— Z koleżanką? — powtórzyła Paisley. — To ty masz inne koleżanki niż my? Ałć! — zawołała, gdy dostała z łokcia od bliźniaczki. — Za co to znowu?
— Brak ci subtelności, Pais.
— Przepraszam — wybąkała. — Nie chciałam, aby to zabrzmiało po ślizgońsku... Nie chciałam być wredna.
— Niestety, jesteś — przyznała z udawanym współczuciem Syeda, poklepując w pocieszającym geście siostrę po ramieniu.
— Że co proszę?
— Jesteś wredna.
— Chyba sobie kpisz, jeśli ja jestem wredna, to ty jesteś geniuszem zła!
— Odwal się w końcu ode mnie! — zdenerwowała się Syeda. — Dlaczego za każdym razem pocieszasz się tym, że niby jestem od ciebie gorsza?
— Bo jesteś.
— Nie! Urodziłam się o dziesięć sekund wcześniej! Jestem lepsza!
— Też mi co! A ja pierwsza potrafiłam chodzić!
Syeda zagroziła palcem, wstając z łóżka.
— A ja się pierwsza całowałam!
Paisley zrobiła oburzoną minę, również wstając gwałtownie.
— Przesadziłaś, siostro! A pamiętasz, z kim się całowałaś?! Z Jerrym! Tym mugolem, co jeździ traktorem! Był od ciebie starszy o pięć lat!
— To liczba! To mało! — broniła się Syeda.
— Ale nie gdy masz dziewięć lat!
Syeda już otworzyła usta, aby najpewniej wciąż ciągnąć kłótnię, gdy wtrąciła się Stella i przerwała przy tym potok słów.
— Przestańcie, głowa mi od tego pęka — mruknęła i złapała się za skronie.
Obie bliźniaczki natychmiast zamilkły, lecz w dalszym ciągu mierzyły się wściekłym wzrokiem.
— Wychodzę — oznajmiła dumnie Paisley.
— Ciekawe, gdzie. Nie masz innych znajomych — zakpiła Syeda.
— A właśnie, że mam! Choćby Moose'a!
— Pożarliście na świętach, nie rób ze mnie idiotki!
— I co z tego?! — zawołała Paisley, otwierając z wielką siłą drzwi. — To pójdę gdzie indziej!
— Świetnie!
— Cudownie! — zawołała, a potem głośno trzasnęła.
Stella podeszła do ściany i bez słowa zaczęła walić w nią całą siłą głową, gdy nagle drzwi od dormitorium ponownie się otworzyły.
— I czego tu szukasz, ty smarku... — Syeda urwała.
— Co tu się dzieje?!
Stella odsunęła się tak szybko od ściany, że wpadła na łóżko. Spojrzała z obawą na dziewczynę stojącą w wejściu. Priscilla Pierce jak zwykle czarne włosy upięte miała w wysokiego i schludnego koka. Ręce natomiast oparte na biodrach. Ciemne oczy przeskakiwały stalowym spojrzeniem po współlokatorkach.
— Co to za słowa?! — powiedziała ostrym tonem. Skierowała wzrok na Syedę, która natychmiast pozbyła się swojej buntowniczej postawy i zaczęła zachowywać się jak zbity pies. — Pytam się, to odpowiadaj!
— No... takie... zwykłe...
— A ty co, Grimes, bawisz się w wiertarkę czy kukułkę, że tak walisz w tę ścianę? — zazgrzytała zębami Priscilla.
— Raczej w podręcznik od zaklęć Lei.
Priscilla zamilkła na moment, nie rozumiejąc, o co w tym zdaniu chodziło. Lea natomiast cała poczerwieniała na twarzy ze śmiechu, który usilnie próbowała tamować. Stella była wielokrotnie świadkiem, jak przyjaciółka rzuca tym podręcznikiem z niewyobrażalną siłą o ścianę.
— Banda dzieci! Tym jesteście! — oznajmiła surowym tonem Priscilla. Uniosła z wyniosłością głowę. — Wstyd, żeby siódmoroczne dawały taki przykład! I to jeszcze prefekt! Po kim jak po kim, ale po tobie, Grimes, spodziewałam się trochę więcej rozsądku! Nie mogę ci odjąć punktów, ale odejmę za to wam wszystkim pozostałym po pięć za wasze karygodne zachowanie i wyraźną kpinę z honoru domu Roweny Ravenclaw.
— Ale ja nic nie robiłam... — wtrąciła Gina.
— No właśnie, ja też! — zaprotestowała gorączkowo Lea.
— Był hałas? Był! W waszym dormitorium? W waszym! Płacicie za to wszystkie, a to, które zawiniły, możecie roztrząsnąć same przez wyrzuty sumienia, że znowu tracimy przez was punkty!
— A to przeklęta wiedźma... — bąknęła Lea, gdy za Priscillą Pierce zamknęły się drzwi.
— Był hałas? Był! — przedrzeźniała Syeda.
— W waszym dormitorium? W waszym! — podłapała Stella, krzywiąc się nieznacznie.
— Płacicie za to wszystkie! Wszystkie! — kontynuowała Lea. — Znowu tracimy przez was punkty! Wstyd, że siódmoroczne! I to jeszcze prefekt! Po tobie, Grimes, spodziewałam się więcej rozsądku! — zawołała dramatycznym tonem Lea, stukając rozbawioną Stellę palcem wskazującym z wyzywającą miną w pierś. — Ty okrutny zbrodniarzu!
— Przepraszam, o, wielka bogini Priscillo Najlepsza! — wypaliła Stella i uniosła dłonie ku sufitowi. — Wybacz me grzechy! Wybacz me wszelkie przewinienia! To wszystko przez...
— Paisley! To wszystko wina Paisley! — przerwała Syeda.
— No nie, znowu zaczynasz?
— Ale popatrz, Stella — nalegała. — Zaczęła się wydzierać na całe dormitorium, a potem sobie uciekła przed ogniem Pierce!
Stella i Lea wymieniły znudzone spojrzenia.
— Ty też wrzeszczałaś — zauważyła cicho Gina.
— Ale Priscilla była głośniejsza!
— Obie jesteście tak samo głośne i wkurzające — ucięła zmęczona tym wszystkim Stella. — Dajcie już spokój, padam na twarz...
Obrażona Syeda fuknęła pod nosem i odwróciła się teatralnie z założonymi rękami. Wyglądała jak obrażony pięciolatek. Gina wzruszyła ramionami i powróciła do czytanej książki, gdy Stella sobie o czymś przypomniała.
Korzystając z tego, że Syeda siedziała na drugim końcu dormitorium obrażona, a Lea zajmowała się wypakowywaniem swojego kufra i całowaniem miotły, usiadła obok Giny.
— Jak w domu? — zapytała cicho.
Zaniepokojona Gina rozejrzała się dookoła, a potem wyszeptała:
— Dobrze.
— Pogodziłyście się? Przeprosiła w żywe oczy? Rozmawiałyście coś o tym?
— Tak. Przepraszała mnie już z dziesięć razy — przyznała z małym uśmiechem Gina. — Naprawdę bardzo żałuje. Twierdzi, że się po prostu zaskoczyła taką nagłą informacją i nie wiedziała, jak zareagować. Ta długa przerwa uświadomiła mamie, że przecież to, że... wolę dziewczyny... nic nie zmienia pomiędzy nami.
— Och, Gina... — westchnęła Stella. — To cudownie! Tak się cieszę!
— Ja też, serio, dzięki, Stella. Jesteś prawdziwą przyjaciółką, naprawdę wiele mi pomogłaś — powiedziała cicho, obejmując dziewczynę.
— Nawet nie dziękuj, bo nie ma za co. Co to za koleżanka, z którą siedziałaś w ekspresie? — zapytała, gdy się od siebie odsunęły.
Gina jeszcze raz się rozejrzała. Policzki Krukonki spłonęły rumieńcem, gdy zaczęła w akcie zdenerwowania bawić się swoimi palcami.
— To nic takiego, ale... No lubię ją.
— Lubisz? — zapytała podekscytowana Stella. — Ale że... tak?
— Chyba — przyznała, ponownie się rumieniąc.
— Jak się nazywa?
— Shelia McDaniel, jest z roku niżej i z Hufflepuff.
— Ale cudownie! Gdzie się poznałyście? I kiedy? — pytała Stella.
Gina zarumieniła się jeszcze bardziej i skuliła się w sobie.
— Poznałam ją w bibliotece pod koniec szóstego roku... Pomagałam jej z przygotowaniem na sumy...
— Zamierzasz coś z tym zrobić, prawda? — Stella zmrużyła ostrzegawczo oczy. — Musisz z nią o tym porozmawiać, jeśli ci się podoba.
— No nie wiem, Stella... Nie wiem, czy mi się podoba. Lubię Shelię, tak po prostu. Może trochę bardziej... Ale to bez znaczenia, jeśli, no wiesz... Woli chłopców, a pewnie tak jest...
— Skąd wiesz? — żachnęła się Stella. — Widziałaś ją z którymś?
— Nie...
— Widzisz? Jest szansa, a jeśli jest na coś szansa, to należy jej się chwytać — oznajmiła z uśmiechem Stella i złapała przyjaciółkę za dłoń. — Jestem pewna, że Shelia również zauważy, o ile jeszcze nie zauważyła, że jesteś wspaniałą dziewczyną.
— Merlinie, ty zawsze wiesz, co powiedzieć — powiedziała zaskoczona Gina i uśmiechnęła się szeroko.
— Jestem Stella, ale Merlin też może być — wzruszyła z uśmiechem ramionami.
Gina parsknęła śmiechem.
— A ty coś zamierzasz zrobić z tym? — zapytała Gina po chwili ciszy. Wskazała na szalik.
— Oddać, naturalnie — odparła wymijająco.
— Dobrze wiesz, o czym mówię.
— Nie mam bladego pojęcia — odparła, nie chcąc poruszać tego tematu, choć z drugiej strony, nawet nie wiedziała, dlaczego.
Cieszyła się, że Ginie zaczęło się układać. Wiele przeszła, kilka miesięcy ciągłego płaczu z powodu braku akceptacji przez własną mamę... Stella nawet nie potrafiła sobie tego wyobrazić, jak mogło być dziewczynie ciężko. Była bardzo silna. Stella sądziła, że jeśli by chodziło o nią, to na pewno by psychicznie nie wytrzymała.
I jeszcze ta dziewczyna... Shelia McDaniel. Stella jej nie kojarzyła, ale skoro spodobała się Ginie, to musiała być bardzo miła i wartościowa. Postanowiła, że w najbliższym czasie będzie musiała się z tą Puchonką zapoznać.
— To szalik Remusa, prawda? — Gina wyrwała Stellę z rozmyślań.
— Skąd wiesz?
— Strzelałam — przyznała, a Stella miała ochotę palnąć się ręką w twarz za swoją nierozwagę. — Ale nie było trudno. Spędzacie ze sobą dużo czasu.
— Przyjaźnimy się — zauważyła Stella.
— Jesteś tego pewna? — zapytała niepewnie, jakby się obawiała reakcji, Gina.
— Oczywiście, dlaczego miałabym...
— Źle sformułowałam pytanie — przerwała Gina i poprawiła się na siedzeniu. — Jesteś pewna, że nie czujesz do Remusa czegoś więcej?
Stella otworzyła usta, ale zaraz potem je zamknęła. Zmarszczyła brwi, zdezorientowana.
— Tak, naturalnie — powiedziała powoli. — Dlaczego miałoby być inaczej?
— Inaczej się przy nim zachowujesz — zauważyła z małym uśmieszkiem Gina.
— Inaczej? Co ty! Inaczej, naprawdę?
Gina wybuchnęła śmiechem.
— Z czego się tak po kątach śmiejecie, co? — zapytała Lea. — Ja też chcę się pośmiać!
W ten sposób zarówno Gina, jak i Stella ucięły temat, odwracając się w stronę pozostałych dwóch współlokatorek, ale w myślach Stelli wciąż pobrzmiewało pytanie Giny: Jesteś pewna, że nie czujesz do Remusa czegoś więcej?
Czy naprawdę ktoś mógł sądzić, że czuła do Remusa coś więcej? Przecież tylko się przyjaźnili. Na jakiej podstawie Gina mogłaby kiedykolwiek o czymś takim pomyśleć? Inaczej się przy nim zachowujesz. Naprawdę zachowywała się inaczej? Stella sama tego nigdy nie zauważyła.
Spojrzała na szalik Remusa, próbując obiektywnie ocenić sytuację. Ostatecznie jednak zbyła to wszystko niechlujnym wzruszeniem ramionami. Co ma być, to będzie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top