Rozdział 24

— Jeszcze raz przepraszam, ale długo was nie było, więc zaczęłam się zastanawiać, czy wszystko jest w porządku i w ogóle...

— Gina, spokojnie, przecież nic się nie stało! — powiedziała zaskoczona przejęciem przyjaciółki Stella, poklepując dziewczynę po ramieniu.

Gina wymamrotała coś jeszcze pod nosem, czego Stella jednak nie usłyszała. Obie usiadły na łóżku, śledząc wzrokiem Remusa, który rozglądał się dookoła, aż zobaczył biblioteczkę pełną najróżniejszych książek.

— Dużo poezji — zauważył. Przeskoczył wzrokiem po licznych tytułach.

— Stella pisze wiersze — powiedziała Gina.

— Konfident! — pisnęła Stella i rzuciła Krukonce niedowierzające spojrzenie. — Miałaś nic nie mówić...

— Ale... Stella, to nie jest nic, czego mogłabyś się wstydzić, a wręcz przeciwnie.

— Naprawdę piszesz? — zainteresował się Remus. Odszedł od biblioteczki oraz usiadł na wygodnym fotelu, patrząc wyczekująco na dziewczynę.

— Coś... tam... tak — wymamrotała i schowała kosmyk włosów za ucho. — Ale nie uważaj mnie za jakąś poetkę czy coś, bo naprawdę to nie jest nic...

— Żartujesz? — przerwała Gina. — To jest świetnie! Nigdy nie przepadałam za poezją, ale to bardzo mi się podoba.

Zawstydzona Stella spuściła wzrok. To nie tak, że się wstydziła tego, że pisze, ale jakoś nie lubiła się z tym dzielić. Gina odkryła wszystko w wyniku przypadku.

— Mógłbym zobaczyć? — zapytał Remus.

— Poważnie, to jest nic — powiedziała cicho, bawiąc się palcami.

— Nawet gdyby to było „nic", to wciąż jest twoje.

Spojrzała na niego niemrawym wzrokiem i cicho westchnęła.

— Dobrze, ale nie mów, że nie ostrzegałam.

— Jeśli od tego umrę — rzekł — pozwalam ci przyznać, że zrobiłem to na własną odpowiedzialność.

Posłała mu rozbawione spojrzenie, wyciągając z szuflady kopertę. Wysypała z niej warstwy wypełnionego pergaminu.

— Dużo tego — przyznał Remus. Pochwycił pierwszy pergamin, który podwinął mu się pod rękę.

Za każdym razem, gdy ktoś dostał okazję zobaczenia utworów Stelli, dziewczyna niezwykle się tym stresowała. Wiedziała, że Remus na pewno by jej nie wyśmiał, ani poważnie nie skrytykował, ale wciąż serce łomotało w piersi Stelli, a ręce lekko drżały. Wiersze to była trochę jej sfera prywatna, wypisywała w nich wszystko to, co czuła, wierzyła, o czym myślała...

A teraz to wszystko, co było głęboko w sercu Stelli, trzymał w rękach Remus.

— To jest naprawdę piękne... — wydusił po dłuższej chwili, w dalszym ciągu przyglądając się z podziwem w oczach zapiskom.

— Mówiłam! — zawołała z radością Gina.

— Przestańcie, przecież to jest nic... — Stella czuła, że coraz bardziej się zawstydza. W tamtej chwili miała wielką ochotę tak najlepiej zniknąć.

— Mnie się bardzo podoba, naprawdę — rzekł poważnie Remus. Spojrzał Stelli prosto w oczy. — Masz bardzo poetycką duszę.

— I romantyczną — dodała Gina.

— Gdy się czyta tyle Szekspira, nie da się nie być romantykiem — zaśmiała się cicho i odebrała od Remusa swoje wiersze oraz z powrotem wrzuciła je do szuflady.

— Czekasz na księcia na białym koniu?

— Nie — odpowiedziała od razu, siadając z powrotem na łóżku. — Nie potrzeba mi żadnego księcia. Chcę po prostu, aby ktoś mnie pokochał, ktokolwiek — wyjaśniła i objęła się rękami. — W dzieciństwie mama raz przeczytała mi mugolską bajkę „Piękna i bestia", bo uznała, że jako jedna z nielicznych opowieści dla dzieci ma piękny morał. Tutaj żadna księżniczka nie musi być ratowana przez księcia. Pokazuje, że nawet zewnętrzna bestia może być w środku przystojnym księciem.

Remus uśmiechnął się lekko na te słowa i lekko zarumienił. Spuścił wzrok, ale nic nie powiedział.

Te kilka godzin minęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dopiero Remus wszedł do domu Stelli, a teraz musiał już wracać. Stella i Gina odprowadziły go do drzwi. Przez okno do przedsionka wpadały promienie zachodzącego słońca, oświetlając go pokraśniałą poświatą.

Chłopak narzucał właśnie na siebie płaszcz, gdy z salonu wyszła pulchna kobieta.

— Ojej, idziesz już, Remusie? — zapytała smutnym głosem.

— Niestety tak, ale było bardzo miło — odpowiedział uprzejmie i uśmiechnął się do Stelli.

Dziewczynie zrobiło się niewyobrażalnie ciepło na te słowa, gdy również się do niego uśmiechnęła, nie potrafiąc nic odpowiedzieć.

— A ja przyszykowałam kolację! — powiedziała zmartwiona Ruth. — Może byś jeszcze został? Jak to tak, wypuścić gościa głodnego z domu? Nie wypada!

— Nie chcę sprawiać kłopotu...

— Jakiego kłopotu, kochanie! — machnęła dłonią. — Przyjaciele naszej Stelli zawsze są mile widziani! To jak, zostajesz? Wszystko już przyszykowałam!

Remus niepewnie spojrzał na Stellę, a gdy ta szybko pokiwała głową, odpowiedział cicho:

— Będzie mi niezmiernie miło.

Stół jadalny przykryty był eleganckim, białym obrusem, który ozdobiony był licznymi złotymi kwiatami. Nad nim wisiał mały żyrandol, który oświetlał pomieszczenie. Stella z Giną wpadły do kuchni wraz z Ruth, aby pomóc kobiecie przy przenoszeniu talerzy z jedzeniem. Remus początkowo również chciał pomóc, ale Ruth stanowczo temu zaprzeczyła („Jesteś gościem!").

Kolacja była obfita i w formie mniejszego szwedzkiego stołu - na środku leżały liczne talerze z różnymi warzywami, owocami czy słodkościami. W trzech dużych dzbankach można było dostrzec sok z ręcznie wyciskanych owoców, który był bardzo świeży i orzeźwiający.

Gdy wszyscy usiedli i zaczęli jeść przez pomieszczenie przeszedł odgłos dobywanych sztućców. Gina pałaszowała swoją kolację tak, że aż trzęsły jej się uszy. Diabelskie dziecko, jak zwykła określać swojego kuzyna Stella, bez przerwy na wszystko narzekało, ale widocznie jedzenie go uspokoiło, gdyż chłopiec siedział większość uczty jak mysz pod miotłą, zapychając się jedzeniem.

— Więc Remus Lupin, tak? — zapytał wąsaty mężczyzna, ojciec Stelli.

Zaalarmowana Stella uniosła wzrok, nie trafiając kanapką do buzi.

— Tak, panie Grimes — odpowiedział powoli, jakby z niepokojem, Remus.

— Powiedz mi, Remusie, jakie plany masz na przyszłość? Jakaś praca, rodzina?

— Och, ja... — wydukał i niezręcznie poprawił rąbek bluzy. — No nie wiem do końca...

— Nie wiesz do końca? — powtórzył zwyczajnym tonem pan Grimes. — Jesteś w siódmej klasie, tak? To ta, pod koniec której macie ważne egzaminy. One decydują o waszej przyszłości, więc fakt, że nad niczym jeszcze nie myślałeś, jest trochę zastanawiający...

— Ricardo! — zawołała karcąco pani Grimes.

Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego tym, że został zbesztany.

— Przecież to zwykłe pytanie!

— On jest młody, nie każ mu od razu myśleć o przyszłości! — ciągnęła niezadowolona Ruth.

— Ja wiedziałem od dziewiątego roku życia, jakiego zawodu się podejmę — wzruszył ramionami, ale natychmiast zamilkł, gdy został obrzucony kolejnym oburzonym spojrzeniem.

Nie sprawiło ono jednak, że trwał w ciszy przez resztę kolacji.

— Doszły mnie słuchy, że się dobrze uczysz, mam nadzieję, że to prawda? — zapytał i spojrzał na Remusa wzrokiem, który nie przyjmował sprzeciwu.

— Naturalnie.

— Tak właśnie sądziłem. — Ricardo widocznie był zadowolony odpowiedzią. — Bo nauka jest najważniejsza w życiu każdego człowieka. Bez względu na to, czy jesteś zwykłym człowiekiem, czy czarodziejem, tak? — zapytał nagle. Zerknął wyczekująco na Remusa.

— Oczywiście! — wypalił szybko i nieco zbyt głośno.

Stella zakryła uśmiech w serwetce, którą wytarła usta.

— Liczę na to, że dbasz o Stellę — kontynuował pan Grimes.

— Tato, potrafię sama o siebie dbać, nikt tego nie musi robić za mnie — oznajmiła z jednej strony delikatnym, ale z drugiej stanowczym tonem Stella.

— Oczywiście, że potrafisz. Jesteś bardzo silna, ale mężczyzna również powinien dbać o swoją kobietę.

Zalęgła krótka cisza, w czasie której zarówno Remus, jak i Stella spłonęli rumieńcem. Stella poczuła się bardzo niezręcznie.

— Remus to mój przyjaciel — wybąkała, podkreślając ostatnie słowo.

Kątem oka zauważyła, jak Gina zaczyna stosować jej taktykę, chowając swój śmiech w serwetkę.

— Przyjaciel — powtórzył. — No tak — dodał nieprzekonany i wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć „Bez różnicy".

— Ricardo, skończyłbyś już z tym przesłuchaniem! — powiedziała niezadowolona Ruth. — Dajmy im zjeść!

— Niech będzie — burknął.

Stella była ogromnie wdzięczna swojej mamie, że przerwała ten cały wywiad, bo miała już go naprawdę dość. Obawiała się, że Remus wystraszył się jej taty. Do końca posiłku wydawał się być nieco bardziej blady i nawet nie ośmielił się więcej spojrzeć w oczy mężczyźnie, z którym wcześniej rozmawiał.

Zaraz po kolacji, gdy Stella i Gina pomogły ze sprzątaniem (Remus mimo swoich nalegań w dalszym ciągu nie mógł odnieść choćby swojego talerza), Stella postanowiła, że odprowadzi kawałek ulicą Remusa, aby się z nim pożegnać.

Słońce zaszło już niemalże całkowicie. Cała okolica pochłonięta była zmrokiem, przebijanym jedynie przez światło latarni. Noc była bardzo chłodna. Stella opatuliła się bardziej swoim płaszczem, naciągając szalik na zziębnięte usta.

— Przepraszam za to wszystko — powiedziała nagle.

— Nie musisz przepraszać, nic się nie stało.

— On taki naprawdę nie jest — ciągnęła. — Wydaje się być zgorzkniały, podczas gdy tak naprawdę jest cudownym tatą. Mam wrażenie, że czasami za bardzo się nawet martwi, pewnie stąd te wszystkie pytania... Nie chce, abym się obracała, wybacz za te słowa, w złym towarzystwie.

Tak naprawdę sądziła, że przyczyna pytań była zaiste inna, ale nie wolała o tym głośno mówić.

— Rozumiem.

Przystanęli na rogu uliczki. Stella otuliła się płaszczem. Spojrzała na oświetloną przez latarnię twarz Remusa.

— Mam nadzieję, że mimo wszystko podobało ci się dzisiaj — powiedziała cicho i spuściła wzrok.

— Jasne — zapewnił, zbliżając się. — Było miło.

Uśmiechnęła się pod nosem, a potem uniosła wzrok.

— Mnie również.

Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, w całkowitej ciszy, aż w końcu Remus odwrócił wzrok.

— Będę znikał.

— Tak — wypaliła, również odwracając wzrok. — Tak. Ja też, pa!

— Cześć! — rzekł i się deportował.

Stella natomiast ruszyła w drogę powrotną. Nie potrafiła przy tym zrozumieć, dlaczego jej serce biło tak szybko, a zimno, które dopiero co oblepiało ciało, przeobraziło się w istne gorąco.

Wspięła się schodami na piętro i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Stanęła jak wryta, gdy zobaczyła, że na jej łóżku siedzi zapłakana Gina. Łzy małymi strumykami spływały po policzkach. Jedną ręką zakrywała usta, zaś w drugiej, która bez przerwy drgała, trzymała zaplamiony łzami pergamin.

— Gina! — zawołała przestraszona Stella oraz szybko podeszła do przyjaciółki. Ukucnęła przed nią i złapała dziewczynę za rękę. — Co się stało?

Gina wzięła, drżąc na całym ciele, wdech i wcisnęła w dłoń Stelli zwitek pergaminu, a zaraz potem powiedziała szeptem:

— Mama mnie przeprasza i prosi, abym wróciła...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top