Rozdział 23

Słońce wyglądało zza chmur, a śnieg przestał już choćby prószyć. Było nienaturalnie ciepło jak na środek zimy, choć chłodny wiatr nie ustępował. Zdenerwowana Stella bębniła palcami o parapet, wyglądając od kilkunastu minut nieustannie przez okno, które wychodziło prosto na ulicę, teraz niemalże całkowicie pustą. Tylko sąsiadka właśnie żegnała się z mężem, który wsiadał do swojego mugolskiego samochodu, a jakiś rudy kot przeskakiwał pomiędzy śnieżnymi zaspami gdzieś w oddali.

Wzięła głęboki wdech, a później wypuściła powietrze ustami, aby uspokoić skołatane serce.

— Spokojnie — powiedziała cicho rozbawiona Gina.

— Nie wiem, dlaczego się tak denerwuję... — przyznała Stella, nie odwracając wzroku od okna. Zgarnęła kosmyk blond włosów za ucho. — Choć może dlatego, że będzie u mnie pierwszy raz?

— Ja też jestem u ciebie pierwszy raz — zauważyła Gina, siadając na łóżku.

— No... tak... — wybełkotała niepewnie dziewczyna. — Ale to jakieś takie... inne... Jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.

Gina nie odpowiedziała, ale Stella zauważyła, że rzuciła jej zaciekawione spojrzenie, a dodatkowo z dziwnym uśmieszkiem, który jednak postanowiła zignorować.

— O Boże, jest! — zawołała przerażona Stella, odskakując jak oparzona od okna i natychmiast padając twarzą na ziemię.

— Co ty robisz?

— Muszę się schować! — odparła oczywistym tonem, unosząc lekko głowę, aby móc spojrzeć przyjaciółce w oczy. — Bo sobie pomyśli, że siedziałam cały czas przy oknie i go wyczekiwałam.

— Ale przecież to robiłaś... — zauważyła zagubiona w tym wszystkim Gina.

— Nie musi o tym wiedzieć — wyjąkała zawstydzona Stella, a gdy usłyszała dzwonienie do drzwi, natychmiast się podniosła, przypadła do drzwi, otwierając je gwałtownie i szybko jak strzała zbiegła po schodach, krzycząc przy tym donośne Ja otworzę.

Jeszcze nim złapała za klamkę, zdołała poprawić swój ciepły, różowy sweter i włosy. Wzięła głęboki wdech i otworzyła z wielkim uśmiechem drzwi.

— Hej, Remus! — zawołała nieco zbyt entuzjastycznie i głośno, przez co miała ochotę walnąć się ręką w czoło i zapaść pod ziemię.

— Cześć... — powiedział cicho, wchodząc do środka, gdy dziewczyna otworzyła szerzej drzwi w zapraszającym geście.

Ściągnął kurtkę i czapkę. Podał je Stelli, która natychmiast odłożyła na pufę.

— Zimny wiatr, co? — zapytała, pragnąc ze wszelkich sił zacząć jakoś rozmowę, bo niezręczna cisza ciążyła w powietrzu.

— Troszkę.

Uśmiechnęła się, gdy zauważyła, że miał zarumienione od chłodnego wiatru policzki i nos. Uznała w myślach, że to bardzo urocze, ale zaraz potem się skarciła.

— Um, więc... Może pokażę ci mój pokój? — wybąkała, nie patrząc mu w oczy.

— W porządku.

Ruszyli razem w stronę schodów, weszli już kilka schodków, gdy z kuchni wypadła kobieta. Poprawiła niezdarnie chustę, która opadła jej na twarz i uśmiechnęła szeroko, gdy zauważyła Remusa.

— A więc to ty jesteś Remus! — zawołała z radością, podchodząc do skołowanego tym chłopaka i ściskając jego dłoń. — Przyjaciel naszej Stelli!

Stella uśmiechnęła się głupio, czując się niezwykle zażenowana. Bardzo kochała swoich rodziców, nigdy nie miałaby im czegokolwiek za złe, bo w końcu przygarnęli ją i wychowali na swoją córkę, ale w tamtej chwili wolała być sama z Remusem.

— Tak, to chyba ja — wymamrotał zawstydzony Remus. — Bardzo mi miło panią poznać.

— Ależ to mnie miło! Bardzo miło! Tyle się o tobie nasłuchaliśmy! Pomagasz naszej Stelli, opiekujesz się nią, naprawdę dziękujemy!

— Och, no nie ma za co, proszę pani...

— Jaka tam pani! — machnęła energicznie dłonią. — Mów mi po imieniu, kochanie! Wystarczy samo Ruth!

— Oczywiście. — Pokiwał z niewielkim uśmiechem głową.

Ruth otworzyła usta, aby najpewniej coś jeszcze dodać, ale Stella ostatecznie przerwała wypowiedź.

— Będziemy na górze, mamo — wypaliła szybko. Złapała Remusa za nadgarstek i pociągnęła za sobą.

— Nie ma sprawy! Bawcie się dobrze! I pamiętaj, Remusie, jeśli będziesz czegoś potrzebował, to daj znać! — zawiadomiła, zagroziła palcem i odeszła radosnym krokiem.

Wdrapali się po krętych schodach na samą górę. Stella już miała zaprosić Remusa do swojego pokoju, gdy z pomieszczenia obok rozległ się głośny huk, a po nim zaraz kilka kolejnych. Zwęziła źrenice, poruszając zirytowana nozdrzami.

— Coś się stało? — zapytał zaniepokojony Remus.

Stella spojrzała na niego i wskazała palcem pobliskie drzwi.

— Dziecko diabła.

— Co? Masz rodzeństwo? — uniósł brwi, widocznie zaskoczony.

— Nie mam — sprostowała — ale niestety mam kuzyna, który co roku przyjeżdża do nas na święta i wakacje, bo ciotka bez przerwy pracuje. Można by pomyśleć, że przez to będzie odczuwał brak miłości, ale nie! — zawołała dramatycznym tonem. — Skądże znowu!

— Aż taki jest zły? — zaśmiał się Remus, widząc rozeźlenie w oczach Stelli.

— Lubię dzieci — przyznała. — Naprawdę lubię i nie wyobrażam sobie życia bez dużej rodziny, ale... — urwała, aby wziąć głębszy oddech i przeczekać kolejny huk, który się rozszedł pomiędzy ścianami. — Ale to jest potworem, a nie dzieckiem. Strasznie rozpieszczony, przyzwyczajony do tego, że robi, co chce i dostaje, co chce. Robi wszystko, aby mnie zdenerwować, specjalnie! Sprawia mu to satysfakcję, rozumiesz? Dziecko diabła!

Remus nie wytrzymał i się roześmiał.

— Przepraszam — powiedział szybko, zakrywając dłonią usta.

Stella rzuciła przyjacielowi długie i ostrzegawcze spojrzenie, a potem ruszyła do drzwi. Zaciekawiony Remus podążył tuż za dziewczyną.

Otworzyła drzwi, gdy z pomieszczenia rozległ się kolejny i chyba najgłośniejszy jak dotąd huk.

— Przestań! — zawołała karcącym głosem, patrząc na siedzącego na podłodze młodego chłopaka, który uderzył kijem swojego robota.

— Spadaj! — zawołał, rechocząc przy tym i z całej siły okładając zabawkę.

— To jest mój dom i należałoby okazać trochę szacunku, zwłaszcza, że moja mama cię za każdym razem zabiera pod swój dach!

— Będę robił, co chcę! — wrzasnął, rzucając dziewczynie wściekłe spojrzenie.

— A właśnie, że nie będziesz! Zaraz wylądujesz tyłkiem w śniegu i zobaczymy, czy wciąż będziesz taki cwany! — zagroziła.

— Nie możesz nic zrobić, bo moja mama przyjdzie! — zarechotał i uśmiechnął się chytrze.

— A chcesz się przekonać? — warknęła. — Zachowuj się chociaż trochę ciszej, gdy mam gości, proszę cię.

Chłopiec prychnął, a jego wzrok stanął na Remusie.

— Bo co? — żachnął się, zakładając ręce na piersi. — Bo przyszedł twój chłopak?

— A może tak, nic ci do tego!

— No jasne! Ty nie masz chłopaka! — zawołał oburzonym tonem.

— A skąd wiesz? — zapytała, mierząc go wściekłym spojrzeniem.

— Bo jesteś adoptowana!

Stella zbladła, a ręka, którą dotąd opierała o framugę drzwi, bezwładnie opuściła się wzdłuż ciała. Milczała już przez tak długą chwilę, że Remus zaczął ratować sytuację.

— Nie powinieneś tak mówić — wydusił, a Stella wyczuła w głosie zwykle spokojnego Gryfona nutkę pretensji, a może nawet złości.

Chłopiec natomiast wzruszył ramionami, wystawiając złośliwie język. Stella zauważyła, jak Remus się cały napina i przestępuje z nogi na nogę, więc położyła mu dłoń na ramieniu, aby dać tym znak, że wszystko jest w porządku.

W ten sposób wyszli z pokoju chłopczyka, zamykając za sobą drzwi. Stella podeszła do okna i oparła się o parapet. Wbiła wzrok w odległy las. Wiedziała, że nie powinna się przejmować takimi słowami, zwłaszcza, jeśli wypowiadało je dziecko, które najpewniej nawet nie znało ich dokładnego znaczenia.

— Nie przejmuj się, Stella — usłyszała tuż obok siebie cichy głos Remusa.

Pokręciła do siebie głową oraz wbiła palce w parapet. Remus delikatnie gładził ją po plecach.

— To dzieciak, pewnie nie wie, co mówi — ciągnął.

— Naprawdę nie mam problemu z tym, że jestem adoptowana — wyznała po chwili ciszy. Spojrzała na chłopaka. — Ale przykro mi, gdy niektórzy uważają ten fakt za obrazę lub pretekst do wypominania tego przy każdej okazji. Uważam Ruth za swoją mamę, bez względu na więzy krwi.

— I dobrze, bo jest twoją mamą, to ona cię wychowała.

— Tak — uśmiechnęła się lekko i przytuliła się do Remusa. — Dziękuję.

— Nie masz przecież za co — powiedział cicho, muskając jej ramię.

— Właśnie, że mam. Dziękuję za ciebie. Dziękuję za to, że przy mnie jesteś.

Remus zatrzymał swoją dłoń, która dotąd delikatnie gładziła Stellę, ale nic nie odpowiedział na te słowa. Usłyszeli odgłos otwieranych drzwi, ale oboje się tym nie przejęli. Stella się czuła bardzo dobrze w ramionach Remusa. Nie wiedziała dlaczego, ale jego dotyk był bardzo kojący, bliskość uspokajająca, a ciepło bijące od ciała sprawiało, że jej samej było coraz bardziej goręcej.

— Um, nie chciałam przeszkadzać...

Stella natychmiast się odsunęła od Remusa. Przed drzwiami pokoju stała Gina, która przestąpiła z niezręcznym uśmiechem z nogi na nogę.

— Nie przeszkadzasz — rzekła Stella, poprawiając różowy sweter. Wymieniła jeszcze spojrzenie z Remusem i całą trójką weszli razem do pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top