Rozdział 21
Dziś rozdział KS, zamiast „Do samego końca", bo naprawdę nie potrafię usiąść do Jily pomimo kilku prób i nie jestem pewna, czy do piątku jakikolwiek rozdział się z Jily pojawi, ale obiecuję, że na weekendzie coś zorganizuję.
•
Mecz quidditcha, a właściwie dogrywka, która rozegrała się z uwagi na wcześniejszy wypadek Syriusza Blacka, zakończyła się zwycięstwem Gryffindoru, czego chyba każdy się spodziewał. Niemniej Hufflepuff widocznie poświecił więcej czasu swoim treningom, gdyż grał tym razem znacznie lepiej.
Dwa dni przed wyjazdem uczniów na święta, w niedzielę, odbył się drugi wypad do Hogsmeade. Po zjedzeniu przez Stellę i Leę posiłku, gdy ruszyły w stronę wyjścia z zamku, dogonił je James Potter i poprosił o rozmowę z Leą.
Dziewczyna zmierzyła go najpierw czujnym spojrzeniem, a potem skinęła lekko głową i odeszła na obok, aby wysłuchać to, co miał do powiedzenia. Stella poczuła ulgę. Czyli w końcu się do tego zebrał.
Cierpliwie czekała, aż skończą, starając się co chwilę nie spoglądać w tamtą stronę i nie podsłuchiwać. Wiedziała, że Lea i tak o wszystkim opowie. Wbijała więc wzrok w tańczące płatki śniegu i obserwowała uczniów, którzy wyszli już z zamku i zmierzali w stronę bamy do Hogsmeade.
Rozmowa przeciągała się coraz dłużej, tak że Stella zaczynała się powoli niepokoić. Miała naprawdę wielką nadzieję, że ani James, ani Lea niczego nie zepsują. Miała dość już tej napiętej ciszy pomiędzy dwojgiem przyjaciół i braku towarzystwa Huncwotów.
W końcu Lea do niej dołączyła i razem ruszyły na świeże powietrze. Specjalnie, wiedząc, że Stella była w tych kwestiach niecierpliwa, przeciągała wyjawienia szczegółów rozmowy, lecz ostatecznie nie trwało to zbyt długo, bo musiała się tym wszystkim podzielić.
Okazało się, że James naprawdę ładnie ją przeprosił. Powiedział, że nigdy nie chciał jej zranić, że wciąż dla niego była ważna, jako przyjaciółka. Wytłumaczył się, że nie wykorzystał Lei, bo naprawdę chciał spróbować, ale ostatecznie po prostu nie wyszło. Dodał, że nieporadnie mu się wymsknęły te słowa. Lea twierdziła, gdy opowiadała o tym wszystkim przyjaciółce, że wyglądał na naprawdę skruszonego i widocznie żałował.
Ostatecznie się pogodzili. Lea i tak się już nie gniewała, pogodziła się z tym faktem, że wciąż podobała mu się Lily i zapewniła go, że wciąż pragnęła utrzymywać z nim przyjacielski kontakt, na co James bardzo się ucieszył.
Stella zresztą też. Nareszcie wszystko powróciło do normy.
Najpierw udały się do Miodowego Królestwa, aby uzupełnić zapasy, a potem do sklepu Zonka, gdzie Lea kupiła kilka zabawnych, magicznych przyrządów, takich jak łajnobomby, cukierki wywołujące czkawkę oraz kubek herbaty gryzący w nos. Stwierdziła, że po powrocie do domu będzie potrzebna jej amunicja, aby opanować młodsze i starsze rodzeństwo.
Zawędrowały później do pubu Pod Trzema Miotłami, gdzie zastały resztę Huncwotów przy jednym ze stolików, więc się dosiadły. Zamówiły sobie po kremowym piwie.
— Chciałbym usłyszeć, o czym tak rozmawiają — powiedział James, groźnie mrużąc oczy i wpatrując się w kogoś nad ramieniem Stelli.
Gdy się odwróciła, dostrzegła po drugiej stronie pubu Brielle i Jaylę oraz jakąś niską blondynkę, która jadła słodycze. Z rozbawieniem zauważyła, że miała ich naprawdę sporo na całym swoim stoliku.
— Pewnie ślizgońskie sprawy, no wiesz — odparł Syriusz, upijając łyka kremowego piwa.
— Czyli co? — zapytała Stella. — Knują jak wypatroszyć takiego przebrzydłego Gryfona jak ty?
Remus zakrztusił się kremowym piwem. Syriusz kilka razy poklepał go mocno po plecach.
— Na przykład tak — odparł Syriusz. — Uwierz, że ona potrafiłaby to zrobić.
— Ja też bym cię z chęcią wypatroszyła — wzruszyła ramionami Lea.
— Wspaniale wiedzieć. Zapamiętam na przyszłość.
Peter parsknął śmiechem, a Lea puściła mu z uśmiechem oko, na co chłopak się zarumienił.
— A wy jakie gryfońskie sprawy knujecie? — zapytała Stella.
— Jakie gryfońskie sprawy knujemy? — powtórzył James i wymienił z Syriuszem znaczący uśmiech. — Mamy pewne plany na te święta, ale nic ci nie powiemy.
— Dlaczego?
— Nie dla kruka ta kiełbasa — rzekł z powagą Syriusz i wraz z Jamesem się roześmiali.
Stella zmrużyła oczy i posłała Remusowi pytające spojrzenie, lecz on również zdawał się nie wiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. Peter też wzruszył ramionami. Westchnęła ostentacyjnie.
James zmarszczył brwi i wskazał na rzecz, która wystawała z kieszeni Lei.
— Łajnobomba?
— Naturalnie.
— Na pewno wciąż nie jesteś zła? — zapytał z obawą, odsuwając się na krześle od stolika i przygotowując się do ewentualnego biegu.
— Spokojnie, to na moje rodzeństwo — odparła z iście ślizgońskim uśmiechem. — Devin przyjeżdża na święta, więc trzeba mieć na niego amunicję... — dodała z rezygnacją.
— Devin? — powtórzyła Stella. — O Boże, pamiętam, jak mi się kiedyś podobał...
Remus ponownie zakrztusił się piwem, więc Syriusz ponownie klepnął go kilka razy po plecach.
— Co za Devin? — zapytał Remus.
— Mój starszy kretynowy brat — mruknęła Lea, patrząc z obrzydzeniem na Stellę. — Jaki ty masz okropny gust...
— No co ty, on jest przystojny — odparła nieco urażona Stella.
— Jak wygląda? — zaciekawił się Remus.
— Jak ja! — odparowała Lea. — CZY TY CHCIAŁAŚ CHODZIĆ Z KIMŚ, KTO WYGLĄDA JAK TWOJA PRZYJACIÓŁKA?
— Jakby na to nie spojrzeń, to pasujecie do siebie — podsunął chytrze Syriusz.
Lea rzuciła mu niedowierzające spojrzenie.
— Stella nie gra w quidditcha, odpada na pierwszym rzut.
— Wypraszam sobie — prychnęła, popijając kremowe piwo. — Twojemu bratu zdawało się to nie przeszkadzać...
— Co? — warknęła Lea, gdy Remus już po raz trzeci zakrztusił się kremowym piwem i w końcu odstawił je na bok, postanawiając nie kończyć picia. — Ty się z nim naprawdę spotykałaś?!
— Ach, te wasze babskie dramaty — powiedział James.
— A ty jak byś zareagował, gdyby Syriusz umówił się z twoją siostrą, co?
— Nie mam siostry.
— A jakby miał — wtrącił Syriusz — toby z chęcią zmieniła nazwisko — uśmiechnął się szelmowsko.
— Odwal się od mojej nieistniejącej siostry! — oburzył się James.
— No widzisz! — podłapała Lea i skierowała wzrok ponownie na Stellę. — To jak, chodziłaś z nim?
Remus również spojrzał na Stellę.
— Och, tylko żartowałam — przewróciła oczami. — Miałam wtedy czternaście lat, a on siedemnaście. Zbyt bardzo się wstydziłam do niego podejść.
— Chwała boska!
— Nawet nie mów, że nie chciałabyś mieć mnie w rodzinie — odparła znudzona Stella.
— Na pewno nie jako dziewczyna Devina. Fuj!
Stella prychnęła pod nosem i demonstracyjnie odwróciła się do niej plecami.
— Devin ma narzeczoną — powiedziała zgryźliwie Lea.
— O, nie... Co ja teraz zrobię... Zostanę na starość z kotami! — zawołała dramatycznym tonem.
— Nie byłbym tego taki pewny — powiedział Syriusz, patrząc znacząco na Remusa, lecz Stella tego nie zauważyła.
Spędzili w pubie jeszcze z godzinę, rozmawiając i śmiejąc się wspólnie. Później ruszyli powoli w stronę zamku. Śnieg przestał sypać, a zamiast niego pojawił się bardzo porywisty wiatr. Stella trzymała swoją czapkę w obawie, że zaraz zostanie przez niego porwana, a wolała się naprawdę z nią nie rozstawać, zważywszy na tak zimne dni.
Lea drżała jak sardynka w puszce, podskakując i ciągnąc za sobą Stellę. Zostawiali w tyle Huncwotów.
— Szybciej! — jęczała.
— Trzeba było się cieplej ubrać — odparła, lecz przyśpieszyła kroku. — Okropny jest ten górski wiatr.
Lea nie odpowiedziała. Gdy dotarły do furtki, a Stellą ja chwyciła, aby otworzyć. Stało się to, czego się tak obawiała.
Jej czapka stwierdziła, że wyleci sobie do innego kraju.
Pierwszym odruchem było rzuceniem się w pogoni za czapką. Szybowała jednak wyżej, niż Stella była w stanie sięgnąć, więc przypomniała sobie o różdżce. Wciąż ze wzrokiem wbitym w swoje ubranie, wyciągnęła ją, ale nim cokolwiek zdążyła zrobić, zderzyła się z kimś przez swoją nieuwagę.
Krzyknęła, gdy razem upadli na ziemię.
— O Boże, przepraszam! — wypaliła spanikowana, unosząc głowę i natrafiając na znaną twarz. — Remus! — wykrzyknęła i natychmiast podniosła się z jego ciała.
— Tak, to ja — odparł, masując obolałą głowę.
— Przepraszam! Biegłam za głupią czapką... — wykrztusiła, ze złością rozglądając się dookoła — która, oczywiście, najpewniej jest już na Alasce... — zamilkła, gdy zobaczyła, jak Remus z rozbawieniem wymachuje tuż przed jej twarzą krukońską czapką.
Otworzyła usta, wpatrując się w swoje nakrycie głowy, jak w jakiś antyk.
— Ojej... — mruknęła. — Jednak zrezygnowała z Alaski...
— Widzisz? A tak bardzo jej nie doceniałaś — odparł, podszedł i włożył Stelli tak czapkę na głowę, że zakryła jej oczy.
— Hej! Teraz nic nie widzę! — zaśmiała się.
— Przynajmniej czapka jest bezpieczniejsza — parsknął, lecz podniósł ją nieco, aby była w stanie patrzeć jakkolwiek na świat.
— Dziękuję — powiedziała cicho, spojrzawszy Remusowi w oczy.
Chłopak odwrócił wzrok, zarumienił się i wymamrotał, że nie ma za co.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top