Rozdział 20
Ojejuś! Dziękuję za ponad 2k wyświetleń! ❤️
•
Przez następne kilka dni zarówno Lea Foley, jak i Stella Grimes unikały bliskich spotkań z Huncwotami. Stella nie miała nic przeciwko Remusowi, Syriuszowi i Peterowi, ale tak się składało, że zazwyczaj chodzili w towarzystwie Jamesa, wiec nawet jeśli nie chciały, musiały również unikać przyjaciół Pottera.
Szczerze powiedziawszy, Stella liczyła na to, że w najbliższej przyszłości Lea i James ze sobą porozmawiają, a ten drugi choć raz wykaże się empatią i przeprosi dziewczynę, którą tak niemiło potraktował.
Stelli brakowało trochę towarzystwa Remusa, ale zazwyczaj rozmawiała z nim w towarzystwie pozostałych Huncwotów. Teraz nie mogła sobie na to pozwolić ze względu na Jamesa. Nie lubiła się na nikogo gniewać i właściwie nie była nie wiadomo jak wściekła - nie mogła znienawidzić przez jedną sytuację chłopaka, z którym się tak zaprzyjaźniła. Tęskniła nawet trochę za jego towarzystwem, ale ze względu na Leę, która nawet nie chciała słuchać o Jamesie, nie narzekała.
Co prawda Lea ogłosiła w któryś wieczór bardzo głęboką i długą przemowę na temat tego, że nie ma nic przeciwko, aby Stella rozmawiała z Jamesem, wręcz przeciwnie - osobiście czułaby się źle, gdyby zaprzestała, ale Stella sama czuła się trochę dotknięta jego zachowaniem.
W któryś grudniowy dzień, gdy wraz z Leą szła na transmutację, drogę zastąpiła im Lily. Stella zaskoczyła się jej widokiem. Musiała sama przed sobą przyznać, że ostatnio rozmawiała z nią bardzo dawno, ze względu na zainteresowanie Lei Jamesem. Jakoś nie potrafiła spojrzeć Lily w oczy po tym, jak tamtego pamiętnego dnia stanowczo zaprzeczyła, żeby Krukonce podobał się Potter.
— Możemy porozmawiać? — Lily przygryzła wargę, bawiąc się palcami. Wyglądała na zestresowaną.
Lea zmierzyła Lily wzrokiem. Widocznie próbowała ukryć niechęć, ale nieudolnie.
— Dobrze — westchnęła. Wraz ze Stellą usunęła się w kąt korytarza, aby nie zajmować przejścia, oraz oparła od niechcenia o ścianę. — O czym więc chcesz ze mną rozmawiać, Evans? Czyżbyś miała coś do... hmm, powiedzenia? — dodała z jadem.
Stella uznała, że niesłusznym. To nie była wina Lily, że James najwyraźniej tak bardzo się w niej zakochał, że nie potrafił spróbować z inną, nawet jeśli ta go ciągle odrzucała. Stella dźgnęła Leę łokciem w bok, posyłając znaczące spojrzenie.
— Um, źle się z tym czuję... — przyznała Lily.
— Och, więc chodzi znowu o ciebie? — przerwała kąśliwie Lea.
Stella tym razem uderzyła przyjaciółkę z całej siły, na co Lea się skrzywiła z bólu i wykrztusiła:
— Wybacz. Możesz mówić dalej.
Lily zdawała się tego wszystkiego nie widzieć, bo wzrok wbity miała w podłogę.
— Nie chodzi o mnie... Chodzi o ciebie. Wiesz, głupio mi, że tak wyszło. Nigdy bym źle dla ciebie nie chciała. Nie zasłużyłaś na to. Chciałabym coś zrobić, abyś lepiej się poczuła, ale nie wiem co.
— Daj już spokój, Evans — burknęła Lea. — Wiem, że to nie twoja wina. Tak naprawdę w głębi duszy wiedziałam, że coś takiego może z tego wszystkiego wyniknąć i byłam na to przygotowana. A ja na pewno nie zamierzam rozpaczać po jakimś chłopie. Wszystko gra — oznajmiła i poklepała Lily po ramieniu.
— Naprawdę?
— Cóż, nie będziemy najlepszymi przyjaciółkami, Evans — powiedziała szczerze Lea. — I na pewno moje ego będzie miało do ciebie problem, ale nie zamierzam się na ciebie wściekać, bo komuś się podobasz.
— Tak się cieszę, Lea — wykrztusiła Lily z westchnięciem ulgi.
— No wiem, że jestem wspaniała i bardzo wyrozumiała — wymamrotała sarkastycznie — ale teraz musimy już iść, bo zaraz rozpocznie się transmutacja, a wszystkie dobrze wiemy, jaka jest McGonagall.
Lily pokiwała z uśmiechem głową i we trójkę ruszyły w stronę klasy. Gdy Stella i Lea usiadły w swojej standardowej ławce, pierwsza z nich nachyliła się w stronę tej drugiej i powiedziała, jeszcze nim zdążyła się rozpocząć lekcja:
— Jestem z ciebie dumna.
— Ja z siebie również. Widzisz, czegoś mnie jednak zdołałaś przez te siedem lat nauczyć — oznajmiła, mrugając. — Bo siedem lat temu wydłubałabym Evans oczy i nie wybaczyła do końca jej życia i sto lat dłużej.
Podczas zajęć napotkała spojrzenie Remusa, więc się do niego uśmiechnęła, chcąc dać sygnał, że między nimi wszystko w porządku, a gdy przerzuciła mimochodem wzrok na Jamesa, wyciągnęła przed siebie lewą rękę i postukała palcem prawej o nadgarstek, mając nadzieję, że chłopak zrozumie przekaz - czas się kończył na ostatnie rozmowy, niedługo miała nadejść przerwa świąteczna. Liczyła, że James przeprosi Leę przed przerwą. Spojrzała więc na niego znacząco i odwróciła się, wbijając spojrzenie w profesor McGonagall.
Po zakończonej lekcji, z racji, że Lea miała mieć teraz wolne, a ona eliksiry, rozdzieliły się. Stella przeczekała pod klasą, aż wyjdzie z niej Remus. Wyszedł wraz w towarzystwie z Jamesem, więc posłała mu znaczące spojrzenie. Zrozumiała aluzję, odchodząc od towarzystwa.
— Aż taka jesteś na niego wściekła? — zaśmiał się, gdy ruszyli przed siebie.
Stella westchnęła.
— Nie. Mam po prostu nadzieję, że szybciej się zbierze, aby przeprosić Leę.
— Uwierz mi, że zbiera się do tego od momentu, gdy wparowałaś do naszego wspólnego pokoju — poinformował Remus, z dziwnym uśmiechem na twarzy.
— Aż tak nim wstrząsnęłam? — uśmiechnęła się szelmowsko.
— Nie sądziłem, że można osiągnąć taki skutek na Jamesie Potterze bez krzyczenia — zmarszczył czoło.
— Ja nie sądziłam, że w ogóle można osiągnąć jakiś skutek na Jamesie Potterze.
Remus zaśmiał się, a Stelli zrobiło się cieplej. Uwielbiała jego śmiech.
— Obawiałem się, że ze mną też nie będziesz chciała rozmawiać — powiedział cicho.
— Coś ty, dlaczego? Nie przestałabym z tobą rozmawiać, nawet jeśli zagrożono by mi śmiercią — odparła lekko, miało to zabrzmieć zabawnie, lecz zorientowała się, że Remus się nie śmieje, tylko spogląda na nią poważnym wzrokiem. Szybko się zreflektowała: — Może niestosownie mówić teraz w ten sposób... w sensie o śmierci, gdy na zewnątrz dzieje się tyle złego...
— Nic ci nie zarzucam — odparł szybko Remus. — Nie to miałem na myśli... Ja... Po prosto to, co powiedziałaś... było miłe.
Stella wzruszyła ramionami, czując się dziwnie miło.
— Jakie masz plany na święta? — zapytała.
— Pewnie co drugi dzień będziemy z resztą u Jamesa, a ty?
— Gina u mnie będzie — odparła. — Mamy już kilka planów. Cieszę się, że przyjeżdża, będzie, co robić.
Remus pokiwał głową, a Stella się zamyśliła. Spojrzała na swojego towarzysza, który był o przynajmniej głowę od niej wyższy.
— Może w przerwie od Jamesa wpadłbyś do mnie? — zaproponowała.
Chłopak wyraźnie się zaskoczył i jednocześnie zmieszał.
— Do ciebie?
— Wiesz, jeśli nie masz innych planów ani nic przeciwko...
— Oczywiście, że nie — powiedział szybko, machinalnie poprawiając swoją szatę. — A twoi rodzice? Nie będą mieli?
— Ucieszą się, że cię poznają — oznajmiła. — Już w tamtym roku to proponowali. Mmm, zbyt dużo im o tobie naopowiadałam... — Zarumieniła się i odchrząknęła, odgarniając włos na plecy. — Prześlę ci sową namiary i się zgadamy.
— Jasne.
Do końca dnia humor dziwnie dopisywał Stelli. Była jeszcze radośniejsza niż zwykle (a niektórzy sądzili przez długi czas, że to niemożliwe do zrealizowania, aby Stella Grimes potrafiła być jeszcze bardziej radosna) oraz miała w sobie wielki pokład energii, który przeznaczyła na pomoc Lei w zielarstwie.
W głębi sobie wiedziała, że to wszystko było spowodowane przez zgodę Remusa i fakt, że spędzą trochę czasu poza szkołą, ale dziwnie było jej samej przed sobą to przyznać. Wmawiała sobie, że to nic przecież dziwnego, bo są przyjaciółmi i było czymś naturalnym, że cieszyła się, iż ją odwiedzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top