Rozdział 18
Plotki o tym, że Lea Foley i James Potter ze sobą chodzą, rozeszły się z szybkością światła, a ani Lea, ani James im nie zaprzeczyli. Spotykali się codziennie, Lea nawet zaczęła przesiadywać częściej przy stole Gryffindoru niż Ravenclaw.
Zmieniła się nie do poznania. Z jednej strony pod dobrym względem, wydawała się jeszcze bardziej szczęśliwsza, wręcz promieniała, ale z drugiej znacznie mniej spędzała czasu ze Stellą czy kimkolwiek innym, zdawała się nawet trochę zapominać o swoich współlokatorkach.
Dodatkowo, gdy udało się już obu Krukonkom porozmawiać, bez przerwy mówiła o Jamesie. Paisley nie omieszkała tego wytknąć, zwracając uwagę na to, że gdy to ona gderała o swoim chłopaku, to stanowiło od razu wielki problem.
Stella starała się to zrozumieć, a właściwie to rozumiała, dlatego też nic nie mówiła, nie zwracała najmniejszej uwagi i zachowywała się normalnie, wysłuchując tych wszystkich wspaniałości o Jamesie Potterze. Był to pierwszy chłopak Lei, pierwsze, właściwie, zauroczenie. Absolutnie nikt nigdy jej się nie podobał wcześniej, przynajmniej AŻ TAK bardzo, jak było to teraz.
Samej Stelli nikt nigdy się nie podobał, więc nie mogła wiedzieć, jak to jest, ale była pewna, że musiało to być wspaniałe uczucie wypełniającego wszem szczęścia i chęci ciągłego przebywania z tą osobą, dlatego wybaczała Lei brak czasu dla swojej przyjaciółki, licząc, że gdy trochę ze sobą pobędą, to coś się zmieni.
Śnieg w dalszym ciągu opanowywał całą okolicę swoimi zamieciami oraz lodowatym wiatrem. Zapowiadały się bardzo bujnie zaśnieżone święta.
Przypuszczenia Stelli co do wyrazu zgody rodziców do zaproszenia na święta Giny, sprawdziły się. Sowa przyfrunęła z wielki, wytłuszczonym tak, co wprawiło Ginę w wielkie podekscytowanie i szczęście, pomimo pierwotnych niepewności.
Pewnego wieczoru, gdy Stella i Gina siedziały obok siebie na łóżku, dyskutując o tym, co będą robić w czasie świąt, zostały świadkami nieprzyjemnej kłótni pomiędzy bliźniaczkami.
Drzwi otworzyły się z hukiem, odbijając o ścianę, gdy do środka wpadła czerwona na twarzy ze złości Syeda, a zaraz po niej równie zdenerwowana Paisley.
— Przestań zachowywać się jak dziecko! — krzyczała druga z nich.
— To ja zachowuję się jak dziecko? — odparowała Syeda z histerycznym śmiechem, dotykając wyzywająco piersi Paisley. — Zabawne, bo uważam, że jest odwrotnie!
— Moose to mój chłopak! Kiedy to zrozumiesz?!
— A ja jestem twoją siostrą! Siostrą bliźniaczką! Kiedy to zrozumiesz?!
Stella i Gina wymieniły znaczące spojrzenia i powoli zwlokły się z łóżka i zaczęły cicho, garbiąc się przy tym, podchodzić do drzwi, aby uciec z dormitorium, nim rozpęta się piekło, lecz, ku ogólnej zgrozie, Stellę złapała za nadgarstek Paisley.
— Powiedz jej!
— Ja? — zapytała Stella, posyłając Ginie błagalne spojrzenie. — Co mam powiedzieć?
— A to... — Paisley niebezpiecznie zmrużyła oczy, wpatrując się z pogardą w bliźniaczkę — że jak Moose, mój chłopak, nie ma gdzie spędzić świąt, to logicznym jest, że mu pomogę!
— Nie ma gdzie spędzić! — żachnęła się Syeda. — Właśnie, że ma, Pais! U swojego wujostwa!
— Nie kpij sobie! Oni go nienawidzą!
— Trudno im się dziwić!
— Coś ty powiedziała? — niebezpiecznie zmieniła swoje krzyki w szept. — Odszczekaj to.
— Święta to jedyny czas, gdy mogę spędzić dwa tygodnie z tobą na osobności, bez udziału Moose'a! — wykrzyczała Syeda, ze łzami w oczach.
— Mam go zostawić na pastwę losu?!
— Nie wiem, gdzieś to mam! Jak tak bardzo chcesz, to spoko, luz, ideolo! ZNAKOMICIE! Ale nie odzywaj się do mnie!
Paisley zamilkła, gdy Syeda ze złością kopnęła swój kufer, a potem ruszyła biegiem do wyjścia.
— Sysi...
— Nie odzywaj się do mnie, mówiłam przecież! — zawołała, znikając na schodach.
Cała pozostała trójka milczała, nie patrząc sobie w oczy. Stella czuła się niezręcznie i, sądząc po minie Giny, ta również, że musiały być tego świadkiem. Świadkiem rodzinnej kłótni.
— Paisley, zobaczysz, że jej przejdzie — powiedziała cicho Stella, bojąc się, że dziewczyna może być jednak w swoim bojowym nastroju i zacząć na nią zaraz krzyczeć.
— Myślałam, że mamy tę rozmowę już za sobą — wyznała, siadając na łóżku. — Myślałam, że zaakceptowała, że mam chłopaka. Staram się przecież spędzać z nią czas i nie wydaje mi się, aby była przeze mnie zaniedbywana, jak... wtedy.
Wraz z Giną pokiwały głową, patrząc na współlokatorkę ze współczuciem.
— Chyba chcę pobyć sama — powiedziała. — Jeśli nie macie nic przeciwko...
— Oczywiście — odparła szybko Stella, łapiąc Ginę za nadgarstek i wychodząc.
Przez kolejne dwa dni cisza pomiędzy bliźniaczkami była napięta i otoczona złowrogą aurą. Przynajmniej się już nie kłóciły, ale za to ciskały gromy swoimi oczami, gdy tylko ich wzrok się napotkał.
Nie było to niczym przyjemnym, zwłaszcza dla pozostałych współlokatorek, które musiały dzielnie to znosić i próbowały załagodzić, lecz nieudolnie, spór.
Stella i Lea stały przed klasą przeznaczoną pod zaklęcia i uroki. Nawet pomimo towarzystwa swojej najlepszej przyjaciółki, Lea posyłała Jamesowi, który stał kawałek dalej ze swoimi przyjaciółmi, tęskne i pełne uwielbienia spojrzenia.
— Jeśli chcesz, możesz do niego pójść — oznajmiła Stella, dbając o to, aby w tonie jej głosu nie zabrzmiała nutka złości.
— Muszę mu dać od siebie odpocząć. Poza tym — przeniosła wzrok na przyjaciółkę — jutro wybijają dwa tygodnie, odkąd chodzimy... James mówił, że coś przygotował!
— Ciekawe, co — powiedziała niezbyt entuzjastycznym tonem Stella.
Profesor Flitwick na dzisiejszej lekcji poruszał temat czarowania bez użycia słów, za pomocą jedynie pomyślenia zaklęcia.
Był to bardzo trudny temat i wymagał intensywnych, codziennych ćwiczeń, jak bez przerwy powtarzał opiekun Ravenclaw.
Lea stała naprzeciwko Stelli, próbując wytrącić jej różdżkę z dłoni za pomocą myśli. Marszczyła nos jak królik, wbijając w Stellę tak intensywne spojrzenie, że obawiała się ona, iż zaraz wypali jej dziurę w piersi.
— Skup się — powtarzała Stella. — Oczyść myśli i skup się na zaklęciu.
— To nie takie łatwe, gdy jutro ma się dostać niespodziankę z okazji chodzenia ze sobą przez dwa tygodnie! — jęknęła Lea, przestając machać różdżką. — Ty spróbuj.
Skupiła swoje myśli tylko na tym, aby różdżka Lei wyleciała jej z dłoni. Wyciągnęła swoją różdżkę, machnęła i w myślach powiedziała: Expelliarmus!
Udało się. Lea niemal krzyknęła z zaskoczenia, gdy z rąk wyleciała jej różdżka.
— Świetnie, panno Grimes! Dziesięć punktów dla Ravenclaw! — oznajmił profesor Flitwick, a Stella uśmiechnęła się, patrząc na nie dowierzanie Lei.
Pod wieczór Stella usiadła przy stoliku w bibliotece, kładąc na nim książkę i zabierając się do czytania. Odnalazła stronę, na której ostatnio skończyła, założyła kosmyk włosów za ucho i powróciła do lektury.
— Co czytasz? — usłyszała po kilku, kilkunastu, a może kilkudziesięciu minutach. Nie była pewna, czas zawsze leciał jak wypuszczona z łuku strzała, gdy przed sobą miała książkę.
Uniosła oczy, napotykając zaciekawiony wzrok Remusa, który siedział naprzeciwko. Nie usłyszała, ani nie przyuważyła, kiedy dołączył.
— William Shakespeare, Sen nocy letniej.
— Lubisz literaturę piękną? — zainteresował się, spoglądając na książkę.
— Od dziecka mama mi zamiast dziecięcych bajek czytała literaturę piękną oraz różne poematy i tak mi zostało — odparła z uśmiechem.
— Masz jakiś swój ulubiony cytat?
— Z tej książki czy ogólnie?
— Ogólnie.
— Bardzo dużo — oznajmiła z powagą, zamyślając się i przeskakując w głowie przez różne cytaty. — „Miłość jest dymem wzniesionym z obłoku Westchnień, jest ogniem w kochającym oku. Gdy nieszczęśliwa – morzem łez kochanków. Czymże jest więcej? Jest roztropnym szałem. Żółcią dławiącą i słodkim specjałem." — zacytowała bez zająknięcia. *1
Remus uniósł brwi z widocznym podziwem.
— Podoba mi się.
— To posłuchaj tego — ożywiła się Stella. — „Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać. Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna świecić. Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać. Właśnie dlatego boję się, kiedy mówisz, że mnie kochasz." To mój ulubiony. *2
— Inteligentny — przyznał.
Uśmiechnęła się, spuszczając wzrok na lekturę i gładząc stronę kciukiem.
— Jak kontakt z Leą? — zadał pytanie Remus, przerywając milczenie.
— Och, nawet nie pytaj — wypaliła skonsternowana Stella, odchylając się na krześle.
— Dlaczego? — zapytał, patrząc z rozbawieniem na towarzyszkę.
— Ciągle gada o Jamesie! — zawołała, machając rękami ze frustracji. — James to... James tamto... Mam wrażenie, że nie tylko ona z nim chodzi, ale również ja!
Remus roześmiał się tak głośno, że zza regału wyskoczyła pani Pince, grożąca palcem i tym, że jak nie będą cicho, to wyrzuci ich siłą z biblioteki.
— James też wam tak o niej bez przerwy gada? — zapytała ciszej, gdy bibliotekarka odeszła.
— Nie — powiedział z zawahaniem. — Jak tak teraz o tym myślę, to trochę to dziwne, bo o Lily mówił bez przerwy...
Stella zmarszczyła czoło, wpatrując się w Remusa. W głowie zaświeciła jej się ostrzegawcza lampka, choć nie wiedziała do końca, dlaczego. Przecież to nie musiało nic znaczyć, ale pomimo tego i tak poczuła się zmartwiona.
Może James nie traktuje Lei tak poważnie, jak ona jego?
Miała się o tym przekonać już następnego dnia, choć jeszcze o tym nie wiedziała.
•
*1 — autor cytatu: William Shakespeare; pochodzenie: strona: zamyslenie.pl
*2 — autor cytatu: William Shakespeare; pochodzenie: strona: lubimyczytac.pl
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top