Rozdział 73
2 maja. Od Bitwy o Hogwart mijają właśnie 23 lata. Wznieśmy różdżki za wszystkich poległych /*
A przy okazji równocześnie dzień „Harry'ego Pottera". Trzeba obejrzeć przynajmniej jedną część!
•
Dni za dniami mijały i mijały, ale Stella w dalszym ciągu nie powzięła decyzji w kwestii Jacqueline, czy też Adeline — jak teraz się nazywała. Była strasznie zrezygnowana i zawiedziona. Oczekiwała czegoś więcej... Może to właśnie było błędem? Nie wiedziała.
Z jednej strony jej serce pragnęło dać matce szansę, pomimo tego, że nigdy nie próbowała jej odnaleźć. Wzruszyła się słowami, które wypowiedziała. O tym, że zawsze była przez nią kochana. Gdyby tak nie było, Jacqueline nie kłopotała się, aby cokolwiek wyjaśniać. Jeśli naprawdę wolała założyć własną rodzinę bez Stelli, to nie zaprosiłaby jej do środka domu, nie opowiedziała całej historii, nie prosiła o przebaczenie. Tak wskazywała logika.
Z drugiej strony Stella była strasznie uparta i nawet pomimo tych wszystkich wzruszających słów z jakichś względów nie chciała ot tak przebaczyć matce te wszystkie lata. Była wściekła, że nigdy, ani jednego razu, kobieta nie kwapiła się, aby chociaż spróbować odszukać swoją córkę. Na to nie było wyjaśnienia, nie było i już. W tym tkwił problem.
Stella próbowała więc dać sobie czas i nie myśleć o podjęciu decyzji, przynajmniej na razie. Zamierzała jeszcze porozmawiać o tym wszystkim z Ruth i Ricardo. To oni zawsze pomagali przy najtrudniejszych decyzjach i jeszcze ani razu się na nich nie zawiodła.
Rodzice Remusa wyjechali do chorego dziadka od strony jego ojca, więc dom był cały wolny do późnego wieczoru. Z racji, że Stella i tak nie miała nic lepszego do roboty — a oprócz tego uwielbiała spędzać czas z Remusem — wybrała się do niego wraz z książką.
— Zawsze biorę ze sobą książkę — wyjaśniła, kiedy Remus z rozbawieniem otworzył szerzej drzwi. — I różdżkę. To dwa przedmioty, z którymi się nie rozstaję.
— Różdżkę... rozumiem — powiedział, zamykając drzwi. — Mamy wojnę. Nieodpowiedzialnie byłoby się poruszać bez niej.
— A ja jestem odpowiedzialna! — zawołała ze śmiechem. Zarzuciła ręce na szyję Remusa i krótko go pocałowała.
— Oczywiście — uśmiechnął się. — Ale książka? Aż tak zamierzasz się u mnie nudzić?
— U ciebie nigdy się nie nudzę. — Znając dom Remusa już jak własną kieszeń, ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro, gdzie mieścił się jego pokój. — Ale to jest taka moja mała zasada. Nigdy nie wiesz, czy nie znajdzie się chwila idealna, aby przeczytać dobrą książkę. Bez niej czuję się jak bez ręki. Wolę mieć na wszelki wypadek zawsze przy sobie.
Uśmiech Remusa się poszerzył, kiedy zaczął wdrapywać się za nią po schodach. Razem weszli do środka pokoju, a Stella natychmiast rzuciła się w pozycji rozgwiazdy na łóżko.
— Auu, wciąż nie zmieniłeś tego twardego materacu. Co z tobą, człowieku, nie tak? — jęknęła i przewróciła się na plecy.
— Mnie tam wygodnie. — Remus wzruszył ramionami i do niej podszedł.
Wszedł na łóżko, a kiedy Stella chciała się podnieść do pozycji siedzącej, przywarł do niej ciałem, uniemożliwiając zmienienie pozycji. Zaśmiała się. Remus podniósł się na łokciach i spojrzał na leżącą pod nim Stellę z dumnym uśmieszkiem.
— Mój tata nie byłby zadowolony, gdyby tak nas zobaczył — zaśmiała się.
— A mój pewnie by był — parsknął Remus, za co dostał kuksańca w ramię. — No co? Śpieszy mu się do dziadkowania!
Na wspomnienie o dzieciach w oczach Stelli zapłonęły iskierki.
— Czyli... Czyli chciałbyś mieć dzieci?
Remus odwrócił wzrok i westchnął.
— Boję się... — przyznał. — Ale wiem, jak bardzo jest to dla ciebie ważne... A poza tym sam bym chciał...
— No zobacz, rozmawiamy już o dzieciach... — Stella z zarumienionymi policzkami poprawiła kołnierz jego białej koszuli.
— To nic dziwnego — powiedział. — Podchodzę do ciebie poważnie po tym wszystkim, co razem przeszliśmy. Poza tym... gdybym próbował znowu się wykręcać od związku przez swój... ee... futerkowy problem, to zapewne drugi raz dostałbym w twarz.
Stella zaśmiała się głośno, a usta Remusa rozciągnęły się w uśmiechu.
— Wciąż kocham twój śmiech.
— A ja wciąż kocham ciebie. — Stella uniosła głowę o kilka cali, aby pocałować Remusa.
Kiedy potem opadła na materac, nie miała ani chwili na złapanie oddechu, ponieważ Remus przywarł do niej i oddał pocałunek. We wnętrzu Stelli aż zawrzało. Sama nie zorientowała się, kiedy zaczęła odpinać guzik po guziku od koszuli Remusa. Była cała rozpalona i nagle pragnęła o wszystkim zapomnieć.
Zapomnieć o tej cholernej Jacqueline, pracy, która ostatnimi czasy tak ją przemęczała, poważnej małżeńskiej kłótni Paisley z Moose'em, po której dziewczyna przyszła rozpłakana prosto do Stelli (wstydziła się mówić o tym bliźniaczce). O wszystkim.
Dłoń Remusa przesunęła się po jej udzie i wpadła pod koszulkę, którą jej zdjął przez głowę zaraz po tym, jak Stella rozpięła ostatni guzik jego koszuli. Wtedy nagle znieruchomiał i się wycofał.
Zdezorientowana Stella, oddychając ciężko, usiadła.
— Co się stało?
— Nic, nic... — Odwrócił wzrok. Ewidentnie nie było to żadne „nic".
— Widzę przecież. Zrobiłam coś... źle? — przestraszyła się Stella.
— Nie, nie ty...
— To o co chodzi?
— Na Merlina! O nic! — krzyknął ze złością Remus i spojrzał twardym wzrokiem na Stellę, która aż się w sobie skuliła. Remus rzadko tak nagle wybuchał...
Nastała cisza. Lupin schował twarz w dłoniach i westchnął głęboko.
— Przepraszam, nie chciałem na ciebie krzyczeć... Ja... Ech, wiesz, który mamy dzisiaj dzień?
Zakłopotana Stella otworzyła już usta, aby odpowiedzieć, kiedy zrozumiała, o co Remusowi chodziło.
— Dwa dni przed pełnią — wyszeptała.
Remus skinął głową z martwą miną.
— Przepraszam, w tym okresie jestem bardzo drażliwy... Ale i tak nie powinienem na ciebie krzyczeć... A ty nie zrobiłaś nic źle, wręcz przeciwnie... — Remus się zarumienił, z zakłopotaniem spuszczając wzrok. — Ale przed pełnią jestem niespokojny, ciągle tylko myślę o tym zbliżającym się dniu, o przemianie, o skutkach... O tym, że mogę zrobić komuś krzywdę...
— Remus — wyszeptała.
Podeszła bliżej i go objęła od tyłu. Czuła ciepło bijącego od jego nagiej skóry.
— Nikomu nie zrobisz krzywdy — zapewniła. — Jeszcze nigdy tak się nie stało. Wierzę, że sobie poradzisz. Zaopiekuję się tobą, kiedy tylko przejdziesz przez tę noc, obiecuję.
Remus westchnął cicho i spojrzał na Stellę.
— Nie zasłużyłem na ciebie.
— Nie żartuj sobie — zaśmiała się i pogładziła Remusa po plecach. — Ty też wiele dla mnie robisz, dlaczego więc nie miałabym się odwdzięczyć tym samym?
Remus odwrócił wzrok, pokręcił głową i wymamrotał pod nosem coś niezrozumiałego nawet dla samego siebie. Stella pochwyciła swoją koszulkę i z powrotem ją na siebie naciągnęła. Następnie wstała z łóżka i chwyciła Remusa za dłoń, zmuszając go do tej samej czynności.
— Chodź — powiedziała.
— Zaraz, gdzie?
— Do kuchni, po czekoladę.
— Wiesz, gdzie trzymam czekoladę? — zapytał z fascynacją Remus.
— Twoja mama mi pokazywała.
— Zaczynam się martwić, że dogadujesz się z nią lepiej niż ze mną!
— My najlepsze przyjaciółki! — zawołała, ciągnąc Remusa w stronę wyjścia.
— Czekaj, koszuli nie ubrałem... — Remus zatrzymał się i zrobił krok w stronę łóżka, ale Stella ponownie go pociągnęła za rękę.
— Nie potrzeba ci — powiedziała z figlarnym uśmieszkiem.
— Nie?
— Lepiej wyglądasz bez — mruknęła z rozbawieniem, klepiąc Remusa po gołej klatce piersiowej.
— A ty? Tak jest niesprawiedliwie — zauważył z szelmowskim uśmieszkiem. Stella wywróciła oczami, odwróciła się na pięcie i ponownie pociągnęła za sobą Remusa.
— Rozważę tę opcję, panie Lupin.
•
Tak jak obiecała, tak też Stella uczyniła. Po pełni od razu z samego rana zawitała w domu państwa Lupinów. Zapukała do drzwi, a otworzyła jej Hope Lupin, która na widok gościa rozpromieniła się.
— Jak miło cię widzieć, Stella! — zawołała i objęła na przywitanie. — Jak się czujesz?
— Dobrze, dziękuję... A jak czuje się Remus? — Spojrzała na kobietę z niepokojem i lekkim strachem. Zdawała już sobie sprawę, że ciężko przechodził pełnie.
— Cóż — westchnęła. — Nie najlepiej... Właściwie to tak fatalnie dawno się nie czuł... Martwię się, ciągle leży w łóżku, nie ma ochoty niczego jeść... Ani nawet na rozmowę... Ale myślę, że ciebie wpuści. — Hope uśmiechnęła się blado i położyła dłoń na plecach Stelli, wprowadzając dziewczynę do środka.
Stan Remusa bardzo przejął Stellę, która natychmiast szybkim krokiem, pokonując po dwa stopnie na raz, ruszyła do jego pokoju. Zapukała do drzwi, a słysząc słabe „zapraszam", weszła do środka.
Faktycznie wyglądał fatalnie. Podkrążone oczy, blada cera, nowe zadrapania, siniaki... A do tego ten przerażająco zmęczony wzrok. Podeszła do łóżka i usiadła na jego brzegu. Złapała Remusa za dłoń z zatroskaną miną na twarzy.
— Jak tam? — zapytała cicho.
— Mogło być lepiej. — Remus uśmiechnął się krzywo i spróbował usiąść, ale syknął z bólu i z powrotem się położył. — Trochę tylko... poobijałem się...
— Trochę? — Stella pokręciła głową. — Gdzie cię boli najbardziej? Jestem w końcu uzdrowicielką, mogę ci pomóc.
Remus westchnął.
— Jakoś w okolicy prawego uda i w dół w stronę kolana...
Stella skinęła głową i odsunęła kołdrę. Pomogła Remusowi ściągnąć krótkie szorty, które miał na sobie i obejrzała uważnie udo. Aż się skrzywiła, widząc obrażenia.
— Gdzie ty to sobie zrobiłeś? — wymamrotała i podniosła wzrok na Remusa. Zaczęła wyciągać ze swojej torebki kilka rzeczy, które ze sobą wzięła z zamysłem, że może będzie w stanie uśmierzyć Remusowi ból. Podała mu eliksir.
— Nie mam pojęcia — odparł, opróżniając fiolkę, zaś Stella machnęła różdżką nad jego udem.
Obszerny i okropny fioletowy siniak zaczął znikać. Dotknęła dłonią uda Remusa, na co ten drgnął i syknął.
— Och, przepraszam... Gdzie dokładnie cię boli?
— Tutaj. — Wskazał miejsce, a Stella ponownie machnęła różdżką i wyciągnęła z torebki jeszcze kilka przydatnych rzeczy, jak chociażby specjalny bandaż, którym owinęła jego udo. Miał on pomóc w regeneracji. Potem z powrotem zakryła Remusa kołdrą.
— Dziękuję — wyszeptał po wszystkim.
Uśmiechnęła się i z troską pogładziła chłopaka po policzku, a wtedy wzrok Remusa padł na jeszcze jedną rzecz, którą przypadkiem wyciągnęła.
— A to... co to jest?
Zwróciła spojrzenie w miejsce, gdzie patrzył Remus i wyciągnęła rękę po tę rzecz. Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
— Kiedy byłam mała i chorowałam — powzięła — mama za każdym razem kupowała mi jakiegoś pluszowego miśka. Tak żeby poprawić mi nastrój. Był to drobny, tani, często też sam przez nią tworzony prezent. Pomyślałam, że tobie też takiego przyniosę... jeśli go chcesz.
Twarz Remusa się rozpogodziła.
— Jasne. — Wyciągnął rękę po pluszaka, a widząc, czym był, zaśmiał się. — Wilk? Co za zbieg okoliczności!
— Tym samym zbiegiem okoliczności ten wilk był pierwszym pluszakiem, którego dostałam od mamy.
Zszokowany Remus spojrzał Stelli w oczy, aby upewnić się, że nie żartowała. Kiedy zrozumiał, że mówiła poważnie, westchnął.
— O kurczę.
Uśmiechnęła się z rozbawieniem na widok miny Remusa. Wtedy wyciągnęła z torebki coś jeszcze i rzuciła do rąk chłopaka. Była to czekolada.
— Jak ty mnie znasz — pokręcił głową. — Dziękuję.
— Proszę bardzo. A teraz daj buziaka, zanim cały się pobrudzisz. — Stella wskazała na swoje usta.
Roześmiał się i podniósł, tym razem już nie miał z tym takiego trudu przez wzgląd na opatrzenie rany przez Stellę.
— Jesteś pewna, że chcesz się całować z tym widmem? — zapytał ironicznie Remus i wskazał ze znaczącym wzrokiem swoją zmęczoną i ogólnie w złym stanie twarz.
— Jestem pewna.
Przysunęła się do Remusa, kiedy ten ją pocałował. Wtedy zrozumiała, że bez względu na to, jaką decyzję podejmie w odnośnie matki, będzie szczęśliwa. Będzie szczęśliwa, ponieważ miała przy sobie ludzi, których szczerze kochała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top