Y'all gonna love me [prolog]


Światła gasną, z wyjątkiem jednego reflektora który wpatruje sie prosto we mnie, drobinki kurzu niemal dorównują brokatowi, czuję się jakbym była ostatnią osobą na ziemi i....zaczynam opowieść.

Gryffindor miał kiedyś w swoim odważnym gronie jednego młodzieńca którego charakter porównywać możnaby do pasji z jaką ogień trawi drewno. Na imię mu było David. Był z mugolskiej rodziny, oczekiwano wiec od niego że z pokorą i radością nosić będzie różdzkę o mocy tak nieposkromionej i dotąd przed nim skrywanej. Jednak zderzenie światów poruszyło w nim coś innego. Chcęć doskonalenia. Uważał, że separacja światów nie sluży im i zamierzał to zmienic, mimo ze dopiero skończył piętnaście wiosen chciał modernizować szkołę i system magii. Oczywscie popadł w konfilkt ze starszyzną, którzy zadecydowali o tym by odebrać mu różdzke. Wtedy jednak latynoska krew wzburzyła sie w Davidzie, uniósł sie on dumą i złamał źródło swojej mocy następnie rzucając kawałki pod nogi dyrektora Hogwartu. Wyrzucony, twierdził że sam odchodzi. Na koniec krzyknął tylko, iż czarodzieji czeka szybka zagłada jeśli ktoś sie nimi nie zajmie. Tylko żeby nie wracali z płaczem do niego.

Kurtyna zasuwa sie na chwilę a ja mam minute by napić się wody i odetchnąć. To zabawne opowiadać o zmarlym w sposób kompletnie inny niż sie go zapamiętało.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top