Y'all gonna love me [epilog]

Światła zapalają się na widowni i po raz pierwszy mam szansę zobaczyć publiczność. Sto czterdzieści par oczu są wpatrzonych we mnie i czuję że nie mogłabym być bardziej szczęśliwa. Nie przeinaczona, nie przepuszczana przez usta dziesiątek plotkarzy, autentyczna, ż y w a na tej scenie, dostałam szansę opowiedzenia mojej historii właściwie. I ktoś chciał jej posłuchać. To największy komplement jaki w życiu dostałam.

Naturalną koleją rzeczy jest śmierć prawda. Historia Davida równiez kończy się śmiercią. Umiera na raka w wieku czterdziestu dziewięciu lat pozostawiając za sobą dziesiątki dzieł sławnych na calym świecie, unikatowy styl, wspomnienia, wywiady. Ludzie zapamiętają go jako osobę kreatywną, awangardową, niszową, genialną. Ja zapamiętam go jako kogoś kto przeklinał kiedy woreczek od herbaty spadł na brudną podłoge w kuchni, jako kogoś komu poglądy nie pozwoliły dokończyć edukacji mimo oczywistego talentu. Jako osobę bezkompromisową, charyzmatyczną i niezwykle narcystyczną. Ale taki już urok artystów.

Możliwe, że sama stojąc tu teraz jestem w pewien sposób narcystyczna, możnaby powiedzieć że wykorzystałam tą śmierć. Ale David był mi coś winien za lata życia w cieniu niedoścignionej, niedostępnej figury którą był. Był mi coś winien za to, że brakowało mi go za każdym razem kiedy kolejna osoba szeptała o mnie na korytarzu, kiedy chłód moich genów przejmował nade mną kontrolę i byłam dokładnie taka jak on.
Wyniosła i samotna.

Musiałam się usprawiedliwić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top