Kłótnia, śnieg i pierwszy pocałunek

Czy usunęłam książkę, gdzie miałam dodawać one shoty o pewnym shipie i zamiast tego przepisałam ten jeden jedyny, który się tam znajdował, tutaj?

Być może...

⌁⌁⌁

Sięgnąłem do kieszeni kurtki po zapalniczkę i pudełko papierosów. Mimo drżących z zimna rąk, szybko wyjąłem jednego i już po chwili mogłem się mocno zaciągnąć.

Był późny wieczór. Znajdowałem się na parkingu za jednym z bloków. Samotna latarnia, pod którą stałem, oświetlała okolicę. W oddali słychać było przytłumione odgłosy ulicy; trąbienie samochodów, czekających w korku, przepełnione autobusy, ludzi, spieszących się, aby jak najszybciej dotrzeć do domu.

Po raz kolejny miałem ochotę cofnąć czas. Naprawić swoje głupie decyzje, błędy, których nigdy nie powinienem popełnić. 

Jakoś od zawsze tak miałem, że najpierw działałem, a później myślałem. Podpisywałem papier, zanim zrozumiałem jego treść, mówiłem coś, co nigdy nie powinno zostać wypowiedziane na głos. Nie zliczę, ile razy orientowałem się dopiero po fakcie, co uczyniłem.

Przynajmniej mogłem się cieszyć, że nigdy nie miałem wpływu na "swoje" państwo. Gdybym grał w nim jakąś rolę, pewnie szybko zniknęłoby z map, z powodu mojej głupoty i braku cierpliwości.

Trwałem tak jeszcze przez jakiś czas, powoli wypuszczając dym z ust, gdy moje rozmyślania przerwał trzask zamykanych drzwi oraz kroki, kierujące się w moją stronę.

Odwróciłem się dopiero, kiedy osoba zatrzymała się obok mnie. Była to kobieta o krótkich, lekko kręconych, białych włosach, z gdzieniegdzie widocznymi czerwonymi pasemkami. Miała czerwone oczy, patrzące na wszystkich łagodnie, z niemal matczyną troską. Na ramiona nałożyła białą, puchową kurtkę, a na nogach miała czarne kozaki i luźne jeansy.

Zgasiłem papierosa rzucając go na ziemię i przydeptując podeszwą buta. Razem z personifikacją staliśmy, patrząc sobie prosto w oczy. Żadne z nas nie chciało się odezwać jako pierwsze, mimo to, pod wpływem jej smutnego, zawiedzionego spojrzenia w końcu powiedziałem:

- Przepraszam.

Ona jednak nic mi nie odpowiedziała, nawet nie uchyliła tych swoich pięknych warg, jedynie uniosła na chwilę kąciki ust, by znów spojrzeć na mnie tym swoim wzrokiem. Jakbym był niegrzecznym dzieckiem, które narozrabiało.

- Nie powinienem był tego mówić. Po prostu... trochę wytrąciła mnie ta sytuacja z równowagi - dodałem, nie patrząc jej w oczy.

Ta jednak nadal milczała, najwyraźniej czegoś ode mnie oczekując.

Zastanowiłem się chwilę, co mógłbym jej powiedzieć. W końcu cicho westchnąłem.

- Wiem, że jestem kretén i że nic mnie nie usprawiedliwia. Zachowałem się idiotycznie... - zawahałem się, widząc jej uniesioną do góry brew. - Chcę cię przeprosić. Nie wiem, jakich epitetów musiałbym użyć do określenia siebie, ani co zrobić, ale wiedz, że uczynię wszystko, abyś tylko mi wybaczyła.

Tym razem białowłosa uśmiechnęła się do mnie i mnie przytuliła.

- Czyli już nie jesteś na mnie zła? - spytałem ją, odwzajemniając przytulasa.

- Nie, już nie - odpowiedziała lekko rozbawiona. - Ale zastanawiam się, czy z tym zrobieniem wszystkiego, nie żartowałeś.

- Cieszę się, że wrócił ci humor - mruknąłem, odsuwając ją od siebie.

Znowu patrzyliśmy sobie w oczy. Widząc te piękne, czerwone tęczówki, nagle postanowiłem zrobić coś, na co nigdy nie miałem odwagi. Przysunąłem do siebie kobietę i namiętnie wpiłem się w jej usta. Nawet jeżeli miałaby mnie odtrącić, chciałem choć raz posmakować jej warg.

Czerwonooka przez chwilę stała nieruchomo, jednak ku mojej radości, odwzajemniła pocałunek.

Całowaliśmy się tak długo, dopóki nie zabrakło nam tchu. Dopiero wtedy niechętnie odsunęliśmy się od siebie.

Teraz też zauważyłem, że zaczął padać śnieg. Cienka pierzyna białego puchu pokryła już ziemię. Wirujące śnieżynki, tańczące niczym baletnice na wietrze, były dobrze widoczne w blasku latarni. Sprawiały, że ten wieczór stał się jeszcze bardziej magiczny.

- Wiesz co... - przerwała ciszę kobieta.

Spojrzałem w jej stronę zaciekawiony.

- Tak?

- Chyba cię kocham - oznajmiła mi zmieszana. Jej policzki były jeszcze bardziej czerwone niż zwykle.

Schyliłem się, zakładając kosmyk jej włosów za ucho.

- Ja też - szepnąłem i zbliżyłem się, aby ponownie ją pocałować.

Kiedy nasze usta niemal się stykały, okno w bloku naprzeciwko nas otworzyło się i wyjrzał z niego mężczyzna z czupryną czerwonych jak ogień włosów.

- Lengyelország, Csehország, wracajcie, bo nam tam zamarzniecie! - Krzyknął do nas, po czym schował się w domu, zatrzaskując okno.

⌁⌁⌁

615 słów

łał, kto by się spodziewał, że ten ship to może być czechpol ._.

Powiem szczerze, że przeprosiny Czech wyszły mi co najmniej źle, ale co się dziwić, w końcu pisze to osoba, nie umiejąca przepraszać :)

Trochę pozmieniałam wygląd tego one shota, bo wcześniejszy nie trawiłam, jednak nadal mi czegoś w tym brakuje. Czego? Nie wiem, może jak się dowiem, to to zaktualizuję, jednak na razie się na to nie zanosi.

Postaram się też w najbliższym czasie dodać one shot o Kupal Nocce, Nocy Kupały, Sobótce, przesileniu letnim czy jakkolwiek to nazywacie. Obecnie mam niemal tysiąc słów, a jeszcze nie skończyłam i tak "oficjalnie" nie sprawdziłam, co mogę jeszcze tam dopisać.

Miłego dzionka/wieczorka/nocki moje pierożki 🥟🌿🌾🪴

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top