Rozdział 1

Nie wiem jak długo włóczyłem się z torbą na ramieniu i niewielkim skrawkiem papieru w ręce. Musiała minąć co najmniej godzina, bo kościelne dzwony zdążyły już co najmniej dwa razy dać o sobie znać. Nie miałem pojęcia, gdzie teraz byłem. Może jednak to nie był najlepszy pomysł by podejmować pracę w obcym mieście. Nie miałem pojęcia, gdzie znajduje się kawiarnia, w której miałem zacząć pracować oraz hotel, w którym miałem się zatrzymać. Ludzie nie zwracali na mnie uwagi. Kiedy chciałem podejść do kogoś by zapytać się o drogę, odwracali wzrok i udawali, że mnie nie widzą.

Na ulicach z każdą minutą robiło się coraz bardziej pusto. Szedłem przed siebie z wzrokiem utkwionym w kawałku papieru. Miałem na niej zapisany adres hotelu i mojego przyszłego miejsca pracy, niestety nie mogłem znaleźć żadnej z tych ulic, a nikt nie był jeszcze na tyle uprzejmy by wskazać mi drogę.

Nagle poczułem silne uderzenia, a po chwili twardo wylądowałem na ziemi. Zdezorientowany zacząłem rozglądać się wokół. Koło mnie na chodniku leżał jakiś mężczyzna. Miał kruczoczarne włosy i zielone oczy. Zaczął się pośpiesznie podnosić z ziemi. Jego rozgniewany wzrok powędrował w moją stronę.

- Patrz jak idziesz, idioto!- Warknął i zerwał się do biegu.

Zacząłem się zbierać z ziemi, a po chwili w moją stronę biegła grupa trzech mężczyzn. Cudem uniknąłem zderzenia z nimi. Wyglądało jakby ścigali tamtego mężczyznę. Otrzepując się z brudu i zarzucając torbę na ramię zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu kartki z adresami. Podniosłem ją i zacząłem iść dalej przed siebie próbując kogoś spytać o drogę. Jak na razie nikt nie był na tyle uprzejmy by mi ją wskazać.

Spacerowałem po mieście chyba kolejne pół godziny, aż ujrzałem przed sobą mężczyznę siedzącego na ławce i czytającego jakąś książkę. Miał jasnobrązową kurtkę, beżowy szal przewieszony przez szyję, a głowę ozdabiała burza ciemnobrązowych włosów. Sprawiał miłe wrażenie. Podszedłem do niego, mając nadzieję, że się co do niego nie pomyliłem.

- Przepraszam.- Powiedziałem podchodząc do mężczyzny.

- Tak?- Oderwał się od książki i spojrzał na mnie jasnobrązowymi oczyma.

- Wie pan może gdzie znajdują się tę ulice?- Spytałem pokazując mu karteczkę.

- Oczywiście. Do hotelu dotrze pan skręcając tutaj w lewo- mówił wskazując na zakręt.- Następnie musi pan iść aż do czerwonego kiosku, nie sposób go nie zauważyć. Za nim skręci pan najpierw w lewo, później w prawo i dotrze pan na miejsce. A żeby dotrzeć pod ten drugi adres musi pan skręcić w drugi skręt w prawo i to będzie zaraz z brzegu po lewej stronie.

- Bardzo dziękuję. Do tej pory nikt nie chciał mi wskazać drogi.

- Ależ nie ma za co- powiedział ciepło się uśmiechając.

- Jeszcze raz dziękuję.- Poprawiłem pasek torby na ramieniu i ruszyłem w wskazany przez niego kierunek.

Będąc przy zakręcie w lewo obejrzałem się za siebie. Brązowe oczy mężczyzny wpatrywały się we mnie, a na jego twarzy widniał dziwnego rodzaju uśmiech. Obróciłem się szybko i wszedłem w zakręt. Idąc, starałem się skupić na jak najszybszym dotarciu do celu. Do hotelu dotarłem w około piętnastu minut. Od razu skierowałem się do recepcji.

- Dzień dobry.- Przywitała mnie recepcjonistka.- Ma pan rezerwacje?

- Tak.

- Na jakie nazwisko?

- Yoshizawa.

- Pański pokój to sześćdziesiąt dziewięć.- Powiedziała z lekkim uśmiechem kładąc klucze na ladzie.- Miłego pobytu.

Wziąłem klucze i spojrzałem z irytacją na numer pokoju. Sześćdziesiąt dziewięć, serio?! Udałem się do mojego pokoju z lekkim poirytowaniem. Wszedłszy do środka rozglądając się po pomieszczeniu. Nie zachwycało ono swoim wyglądem, ale jak na razie na nic lepszego nie było mnie stać. Położyłem swoją torbę na łóżku i udałem się do łazienki. Ona również nie byłą w zachwycającym stanie.

Wziąłem szybki prysznic i wyszedłem z budynku. Nie było jeszcze wcale tak późno, a nie miałem ochoty siedzieć tam, nie mając nic do roboty. Udałem się do mojego przeszłego miejsca pracy. Miałem nadzieję, że ten mężczyzna nie pomylił się co do adresu. Chociaż jak sobie przypomnę jego jasnobrązowe oczy, nie sądzę by mogły one kiedykolwiek skłamać.

Dojście do kawiarni zajęło mi niecałe dwadzieścia minut. Znajdowała się ona pomiędzy kafejką internetową i sklepem jakiejś sieci komórkowej. Na zewnątrz stały stoliki z przysuniętymi do nich czterema drewnianymi krzesłami, część z nich była schowana w cieniu dzięki rozłożonym nad nimi parasolem. Na zewnątrz prawie nikogo nie było. Wszedłem do środka rozglądając się dookoła. Pomieszczenie było urządzone w dość nowoczesnym, a zarazem prostym stylu. Kilka stolików było zajmowane przez niewielkie grupy osób.

Podszedłem do lady przy której stał średni mężczyzna z burzą jasnych włosów.

- Co podać?- Spytał uprzejmie, gdy znajdowałem się już blisko niego.

- Nic, jutro zaczynam pracę tutaj i chciałem się po prostu zorientować, gdzie znajduje się ta kawiarnia.

- Aha, w takim razie ty musisz być Natsume.

- Tak- odpowiedziałem z uśmiechem.

- Wchodź do środka, pokaże ci co i jak, żebyś jutro miał łatwiej.- Ruchem dłoni wskazał na niskie drzwiczki po prawej.

Przeszedłem przez drzwiczki i udałem się za blondynem w głąb pomieszczenia. Zaczął mi wszystko po kolei tłumaczyć. Co powinienem zrobić, kiedy otwieram kawiarnię, a co kiedy zamykam. Pokazał mi co znajduje się w danych pomieszczeniach oraz poczęstował mnie kilkoma dobrymi radami. Jeśli inni pracownicy będą tacy jak on, to naprawdę dobrze trafiłem. Kiedy opuściłem kawiarnię było już po dwudziestej. Wolnym krokiem szedłem w stronę hotelu. Wchodząc po schodach odzianych w czerwony dywan, w końcu doszedłem na moje pięto. Na korytarzy wiało pustaki, zresztą jak w całym tym budynku.

W pokoju przebrałem się w piżamę i położyłem się na łóżku o dużo za miękkim materacu. Już wiedziałem, że nie wyśpię się na rano do pracy, ale nie miałem innego wyjścia. Leżąc myślałem nad całym dzisiejszym dniem. Rano, gdy się obudziłem szybko ubrałem się i w pośpiechu wraz z walizkami biegłem na dworzec kolejowy, by nie spóźnić się na pociąg. Cudem udało mi się zdążyć. Większość trasy przespałem, więc z samej podróży nie mam za bardzo co wspominać, poza tym że siedziałem koło jakiejś grubej kobiety, która śmierdziała stadem mokrych kotów.

W momencie opuszczania pociągu na peronie zrobiło się wielkie zamieszanie. Szczerze mówiąc nawet nie wiem z jakiego powodu. Grupa ludzi zaczęła się kłócić z pracownikami blokując całe przejście. Nawet nie wiem kiedy zostałem pozbawiony walizki, w której znajdowała się większość moich rzeczy. Całe szczęście, że wszelkie rzeczy osobiste i dokumenty włożyłem do torby. Tylko ona mi została. Później włóczyłem się pół dnia po mieście szukając tego obskurnego hotelu i kawiarni. Nikt z mieszkańców nie chciał mi pomóc, dopiero po ponad godzinie jakiś człowiek się nade mną zlitował i wskazał mi drogę. To był naprawdę męczący dzień. Zamknąłem oczy z nadzieją, że jak najszybciej pochłonie mnie sen.


Obudził mnie budzik w komórce. Spojrzałem leniwie na wyświetlacz urządzenia. Jak to?! Przecież powinien dzwonić pół godziny temu! Zerwałem się z łóżka i zacząłem latać po pokoju starając się jak najszybciej wyszykować. Nie chciałem się spóźnić do pracy już pierwszego dnia. Szybko ubrałem się i rezygnując z śniadania, biegiem udałem się do kawiarni.

Na szczęście udało mi się zdążyć. Zdyszany zadzwoniłem do drzwi dla personelu. Otworzył je mój nowy szef. Zdziwiłem się, bo myślałem, że dzisiaj na pierwszej zmianie będę pracował z jednym z pracowników.

- Już myślałem, że się spóźnisz.- Przywitał mnie z uśmiechem mężczyzna.

- Budzik obudził mnie trochę później niż planowałem.- Tłumaczyłem wchodząc do środka.

Przebrałem się w służbowy uniform i zająłem się przygotowaniem sklepu na przyjęcie gości. Trzeba było porozstawiać stoły i krzesła, powykładać desery na ladę, przygotować ekspres do kawy i jeszcze wiele różnych rzeczy. Wraz z szefem uporaliśmy się z tym w ciągu godziny. Kiedy już wszystko było gotowe, obróciłem kartkę na drzwiach, tak by widniał na niej napis „Otwarte". Byłem bardzo ciekawe kiedy zjawi się pierwszy klient i jaki on będzie. Jeszcze nie pracowałem w kawiarni, ani w żadnym sklepie. Do moich wcześniejszych prac zaliczała się między innymi praca jako bibliotekarz, stróż parkingu, opiekun do dzieci, korepetytor języka japońskiego i przez jakiś czas byłem nawet kucharzem.

Opierałem się o ladę, czekając na przyjście klientów. Przez godzinę stałem spoglądając niecierpliwie na zegar. Było już po siódmej, a jak na razie nikt nie zawitał do środka. Byłem ciekaw czy tutaj z rana zawszę są takie pustki. W końcu moją uwagę przykuł dźwięk dzwonka, oznajmującego przybycie klienta. W końcu ktoś przyszedł!

Obróciłem się w stronę wejścia. Chwilę zastygłem w bezruchu, gdy moje oczy spostrzegły brązowowłosego mężczyznę. Spokojnym krokiem zmierzał w moją stronę. Starałem się jakoś zebrać w środku. Nie wiem dlaczego jego widok sprawiał, że w środku mnie się coś poruszyło. Może przez to, że w sposobie w jaki na mnie patrzał było coś dziwnego. Chłopie, weź się w garść! On pewnie ma żonę i dzieci, to ty sobie wyobrażasz?! Wziąłem głęboki wdech prostując się. Mężczyzna zdążył już dojść do lady.

- Co podać?- Spytałem uprzejmie.

- Kawę z mlekiem i rogala z czekoladą.

Podałem cenę. Mężczyzna zapłacił i usiadł przy najbliższym stoliku. Podczas przygotowywania kawy, cały czas czułem na sobie jego wzrok. Człowieku, weź się w garść, pewnie ci się tylko wydaje! Kątem oka zerknąłem w jego stronę. Kurczę, naprawdę mi się przyglądał. Czując się obserwowany skończyłem przygotowywać dla niego kawę i zabierając po drodze rogalik zaniosłem mu zamówienie.

Stałem za ladą starając się nie zwracać na niego uwagi. Chciałem by zjawił się tu kolejny klient, by mógłbym się czymś zająć. Szef siedział sobie w biurze, a ja byłem sam na sam z brązowookim mężczyzną. Nagle zauważyłem, że jegomość znajduję się przy mnie. Nie zauważyłem, kiedy podszedł do lady. Wyprostowałem się i wziąłem od niego kubek i talerzyk. Dobrze, że szef tego nie widział. Oberwałoby mi się, że klient sam sprząta po sobie, a nie robię tego ja.

- Trafiłeś do tego hotelu?- Spytał.

- Tak. Często tu przychodzisz?- Po co ja go o to pytam?!

- Nie, tylko okazjonalnie. Przeważnie jak nie mam pierwszej zmiany to wpadam rano na kawę.- Odpowiedział spokojnym tonem.

- Gdzie pracujesz?

- W firmie ochroniarskiej.

- Nie wyglądasz na kogoś kto pracuje jako ochroniarz- skomentowałem.

Usłyszałem jego cichy śmiech.

- Po prostu... Masz taki łagodny wyraz twarzy i... Zacząłem się jakoś tłumaczyć.

- Tak w ogóle to nie przedstawiłem się. Jestem Tatsuo.- Powiedział wyciągając w moją stronę doń.

- Natsume.- Miał pewny siebie, a zarazem delikatny uścisk dłoni.

Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, że Tatsuo specjalnie przedłużył nasz uścisk. Spojrzałem na niego, kiedy wypuszczał moją dłoń. Na jego twarzy znów widniał ten dziwny uśmiech. Nie umiałem rozgryźć, co on może oznaczać. Ciszę przerwał dzwonek, świadczący o tym, że ktoś właśnie wszedł do kawiarni. Spojrzałem w tamtą stronę. Do środka weszła właśnie grupa młodych ludzi, prawdopodobnie byli jeszcze przed zajęciami w szkole lub postanowili opuścić kilka godzin.

- Do zobaczenia- Usłyszałem głos Tatsuo, który kierował się już w stronę wyjścia.

Po chwili zniknął za drzwiami. Jeszcze przez parę sekund wpatrywałem się w drzwi, a następnie wziąłem się za obsłużenie klientów.

Dzień w pracy strasznie mi się dłużył. Co jakiś czas moje myśli uciekały w stronę pierwszego klienta. Przyszedł tu ze względu na mnie? Nie, przecież mówił, że wpada tutaj czasami. Pewnie przypadkiem przyszedł w trakcie mojej zmiany. Po pracy zjadłem obiad w pobliskiej knajpce. Zapłaciwszy za jedzenie ze smutkiem spojrzałem w swój portfel. Ciężko mi będzie wyżyć do końca miesiąca przy obecnym stanie konta. Chyba powinienem mieć jeszcze jakieś oszczędności na karcie, ale jeżeli tak, to i tak są one niewielkie. Jest początek miesiąc, a u mnie już krucho z kasą. Po prostu świetnie!

Nie chcąc siedzieć w tanim hotelu postanowiłem przejść się i rozejrzeć po okolicy. Podczas tego spaceru zorientowałem się, gdzie jest centrum handlowe, różne lokale gastronomiczne, prześliczny park oraz bogatsza i biedniejsza dzielnica. Szkoda tylko, że do tej gorszej części miasta musiałem dotrzeć, kiedy zaczynało się już ściemniać. Całkowicie straciłem poczucie czasu. Błąkałem się uliczkami szukając drogi powrotnej. Czułem się jak wczorajszego dnia, kompletnie zagubiony i zdezorientowany. Szedłem, kiedy nagłe uderzenie. Upadłem twardo na ziemię. Rozejrzałem się dookoła szukając sprawcy. W mroku dostrzegłem chłopaka o czarnych włosach i wpatrujących się we mnie zielonych oczach.

Chwila! Czy to czasem nie on wbiegł we mnie wczoraj?

Wstając z chodnika spojrzałem jeszcze raz na mężczyznę. Tak, to on! Przyjrzałem się mu uważnie. Miał na sobie ubrania w ciemnych kolorach. Jakoś nie pasował mi on do tej dzielnicy, mimo że jego styl był jak dla mnie dość średni, to wiedziałem, że te ubrania nie są jakoś specjalnie tanie. Ciekawe co on tu robił?

Kiedy zielonooki wstał, spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem.

- Uważaj jak chodzisz!- Warknął w moją stronę.

- Przepraszam.- Nie było sensu wszczynać kłótni.- Wiesz może jak dojść do Parku Wiosen?

Nie pamiętałem dokładnie ulicy hotelu, a stamtąd bezproblemowo powinienem dojść do hotelu. Miałem nadzieję, że będzie na tyle miły, że wskażę mi drogę.

- Tak- burknął.- Idź prosto z jakieś trzysta metrów, potem skręć w prawo i tam powinieneś mieć park.- Mówił wskazując palcem w kierunku, z którego tu przyszedłem.

Czyli skręciłem w złą stronę...

- Wielkie dzięki.

Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i ruszył żwawym krokiem w jakiś ciemny zaułek. Rozejrzałem się dookoła. Stałem koło jakiś podrzędnych sklepów, a przy uliczce, w której zniknął mężczyzna, znajdował się znak prowadzący do jakiegoś burdelu. Ciekawe czy to właśnie do niego kierował się zielonooki?

Nie zwlekając ruszyłem w drogą, która miała mnie doprowadzić do parku. Na szczęście było tak jak mówił. Idąc, w końcu po prawej stronie zauważyłem jaśniejące lampy parku. Stamtąd bez problemu dotarłem do hotelu.

Wykąpałem się i zaległem na niewygodnym łóżku, w którym spoczynek może tylko spowodować bóle pleców. Przed snem moje myśli znów powędrowały ku Tatsuo. Nie wiem dlaczego, cały czas zaprzątam sobie nim głowę... Podobał mi się, nie ma co dłużej udawać. Po ostatnim związku stwierdziłem, że daje sobie spokój z facetami na dłuższy okres czasu, a przecież minęły opero dwa miesiące... Ja i moje postanowienia. Ale nic na to poradzę. Coś mnie ciągnęło w jego stronę, pchało moje myśli ku niemu. Dość! To i tak nie wyjdzie. Pewnie ma dziewczynę, albo żonę lub nawet dzieci! Lepiej dać sobie z nim spokój od razu, niż robić sobie fałszywą nadzieję. Poza tym nic o nim nie wiem.

W końcu zasnąłem wtulony w kołdrę mając nadzieję na spokojny sen.


Rozejrzałem się dookoła. Stałem na jakiejś łące, a sto metrów dalej niczym płot, otaczał mnie las. Obróciłem się kilka razy wokół siebie, szukając śladu czyjejś obecności. Nikogo poza mną tu nie było. Czułem jak rośnie we mnie niepokój. Nie podobało mi się to uczucie samotności i porzucenia. Już miałem zamiar ruszyć w stronę gęstego lasu, gdy nagle poczułem czyjś wzrok na sobie.

- Natsume.- Usłyszałem ciepły i znajomy głos.

Gwałtownie się obróciłem i spostrzegłem, że nie jestem już sam. Niecałe pięć metrów przede mną stał Tatsuo. Ubrany był w białą koszulę, ciemnobrązowe spodnie i czarne buty. Nie wiedziałem skąd on się tu wziął.

- Natsume.- Powiedział tym razem nieco ciszej, po czym powolnym krokiem ruszył w moją stronę.

Stałem, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Stałem jak sparaliżowany, wpatrując się w zmierzającego w moją stronę mężczyznę. Poczułem jak moje serce przyspiesza swój rytm. Był już przy mnie. Zatrzymał się, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jego ręka powędrowała na mój policzek. Poczułem delikatny dotyk jego dłoni, która zaczęła powoli zjeżdżać coraz niżej. Zatrzymała się na mojej koszuli i z pomocą drugiej zaczęła odpinać guziki. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę w co jestem ubrany. Ja również miałem na sobie białą koszulę, spodnie były w ciemnoniebieskim kolorze, a do tego czarne buty. W sumie to jak tak dalej pójdzie, to zaraz pozostanę bez koszuli. W głębi miałem nadzieję, że nie tylko jej się pozbędę.

Stop! O czym ja myślę?! Z trudem udało mi się podnieść rękę i położyć na dłoniach Tatsuo. Zaprzestał na chwilę odpinania guzików i chwycił moją dłoń. Położył ją na swojej koszuli i powrócił do mojej. Moje ręce automatycznie zaczęły odpinać guziki jego ubrania. Chciałem przestać, ale nie mogłem. Nie panowałem nad swoim ciałem.

Po chwili oboje nie mieliśmy już na sobie górnej części garderoby. Poczułem jak jego ręce wędrują na moje biodra i pewnym siebie ruchem przysuwają je do swoich. Westchnąłem cicho, gdy Tatsuo drażniąco otarł się o moje krocze. Jedna z jego dłoni nagle znalazła się na moim policzku. Delikatnym i powolnym ruchem przyciągał moją twarz do swojej. Kiedy poczułem na skórze jego ciepły oddech, zamknąłem oczy i rozchyliłem lekko wargi, czekając na to co miało za chwilę nastąpić. Czułem, że jego twarz jest zaledwie kilka milimetrów od mojej. Stałem w bezruchu i czekałem na jego ruch, ja sam nie byłem w stanie się poruszyć. Pragnąłem by jego wargi złączyły się z moimi, lecz nic z tego.

Nagle poczułem jak jego dłoń z biodra wędruje szybko na moje kroczę. Biorę gwałtowny wdech i otworzywszy gwałtownie oczy znajduję się już w swoim pokoju. Rozejrzałem się wokół lekko zdezorientowany

To był tylko sen. Tylko sen...

Usiadłem na łóżku przeczesując dłonią włosy opadające mi na czoło. Miałem przyśpieszony oddech, a serce mocno biło w mojej piersi. Mimowolnie spojrzałem na swoje krocze. Kurczę, widziałem gościa zaledwie dwa razy, przyśnił mi się, a mi już stoi! Co ja jestem, jakiś niewyżyty nastolatek?! Dotknąłem delikatnie wybrzuszenia spodenek. Miałem tak wielką ochotę sobie ulżyć... Przez chwilę poważnie zastanawiałem się nad tym, lecz w ostateczności zrezygnowałem. Położyłem się z powrotem, chcąc jeszcze trochę pospać zanim zadzwoni budzik.


Tym razem obudziłem się o właściwej godzinie. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i ruszyłem spacerkiem do pracy. Przyszedłem dziesięć minut przed czasem. Na dworze słońce wznosiło się nisko nad dachami domów zalewając świat pomarańczową poświatą. W pracy czekał na mnie chłopak, którego poznałem dwa dni temu.

- I jak minął pierwszy dzień w pracy?- Powiedział wpuszczając mnie do środka.

- Dobrze- powiedziałem z uśmiechem.

- Miałeś trochę pecha, że trafiłeś na zmianę z szefem. Pewnie siedział tylko w swoim biurze i nic nie pomagał. Ale on już taki jest.

Miał racje. Szef pomógł mi tylko na samym początku, później zaszył się w swoim biurze.

- Przepraszam, nie przedstawiłem ci się jeszcze. Jestem Jun.

- Natsume.- Przedstawiłem się, lecz moje imię już znał.

Przebrałem się w służbowe ciuchy i wspólnie przygotowaliśmy kawiarnię do otwarcia. Zajęło nam to nieco dłużej niż wczoraj. Zmieniłem tabliczkę z „Zamknięte" na „Otwarte" i udałem się za ladę. Jun opierał się o blat stołu przy ekspresie, a ja stałem przy ladzie. Znowu przez dłuższy czas nie mieliśmy żadnych klientów.

- Tutaj z rana zawsze takie ruchy?- Odezwałem się w końcu.

- Niestety tak, ale za to na drugiej zmianie potrafi być roboty po kolana.

Dopiero po godzinie od otwarcie usłyszeliśmy dzwonek zawieszony nad drzwiami. Oboje obróciliśmy się w stronę drzwi. Kiedy moje oczy ujrzały mężczyznę zbliżającego się do lady, moje serce zaczęło mocniej bić. To on! Mężczyzna w ciemnobrązowych włosach i jasnobrązowych oczach wpatrujących się we mnie. Tatsuo, którego spotkałem dwa dni temu oraz wczoraj, gdy przeszedł do kawiarni. Znowu go widzę. Kiedy już prawie o nim zapomniałem, on znów się pojawia. Poza dzisiejszym snem udało mi się o nim nie myśleć, a teraz zjawia się tutaj. Szedł w moją stronę z tym swoim uśmiechem na twarzy.

- Co podać?

- Kawa z mlekiem i rogala z czekoladą.- Z jego twarzy nie schodził uśmiech.

Po zapłaceniu usiadł przy najbliższym stoliku. Jun wziął się za przygotowywanie kawy, a ja sięgnąłem po rogala. Zanieśliśmy mu zamówienie i wróciliśmy na swoje miejsce. W pewnym momencie poczułem jak ktoś chwyta mnie za ramię i ciągnie delikatnie do tylu.
- Chodź na chwilę na zaplecze- powiedział Jun i ruszył.

Udałem się za nim. Stanęliśmy w korytarzy po z zasięgiem wzroku Tatsuo, ale mając na widoku cały towar.

- O co chodzi?

- Znasz tego gościa?- Spytał rzeczowym tonem.

- Tak jakby...- Odpowiedziałem niepewnie.- A dlaczego pytasz?

- Jakoś dziwnie na ciebie patrzy.

- Dziwnie?- Na serio?

- Uważaj na niego. Może to jakiś gej lub gwałciciel, albo coś w tym stylu.

Szczerze powiedziawszy miałem cichą nadzieję, że tylko ta druga część nie jest prawdą. Liczyłem na to, że co do pierwszej sugestii się nie mylił.

- Będziesz uważał?- Spytał troskliwie.

- Tak.

Wróciliśmy na swoje poprzednie miejsca i każde z nas zajęło się własną robotą. On czyścił naczynia, a ja przecierałem blaty. Z naszej rozmowy wywnioskowałem, że Jun raczej nie jest tolerancyjny w stosunku do ludzi o odmiennej orientacji. W takim razie lepiej będzie jak moja orientacja zostanie tajemnicą.

Znowu poza Tatsuo sączącym powoli kawę nie było żadnych klientów. W końcu podszedł do lady przynosząc puste naczynia. Trochę mnie to zdziwiło. Powinien zostawić je na stoliku, by któreś z nas mogło je zaraz zabrać.

- Masz może któregoś dnia czas, żeby się spotkać i pogadać? Mógłbym oprowadzić cię trochę po mieście.- Mówił lekko ściszonym głosem.

Kątem oka ujrzałem, że Jun przygląda nam się z surowym wyrazem twarzy.

- Nie wiem.- Odpowiedziałem niepewnie.

Z jednej strony chciałem się z nim spotkać. Coś w tym człowieku przyciągało moją uwagę, coś pchało mnie w jego stronę. Z drugiej strony natomiast nie chciałem robić sobie fałszywej nadziei. Pewnie po prostu z życzliwości zaoferował mi oprowadzenie po mieście, a ja najprawdopodobniej liczyłbym później na coś więcej. No i jeszcze nie chciałem zrzucać na siebie jakiś podejrzeń Juna.

- No nic, jakbyś chciał się spotkać to mów.- Uśmiechnął się przyjaźnie i wyszedł.

Chwilę patrzałem na zamykające się za nim drzwi, a później spojrzałem na współpracownika, który nagle znalazł się tuż przy mnie.

- Co chciał?- Spytał podejrzliwie.

- Nic takiego.- Miałem nadzieję, że nie będzie nalegał o odpowiedź.

- Nie chcesz to nie mów- powiedział i wrócił do czyszczenia filiżanek.

Dzień w pracy miną nieco szybciej niż wczoraj, ponieważ do kawiarni przybyło więcej ludzi i mieliśmy czym zająć ręce. Przez resztę dnia rozmyślałem nad propozycją Tatsuo. Miałem naprawdę wielki dylemat wewnętrzny. Zgodzić się czy nie? Z jednej strony bardzo tego chciałem, chciałem z nim spędzić trochę czasu. Z drugiej bałem się, że zaangażuję się w coś co nigdy nie będzie miało szans wyjść. Osoba wiecznie niezdecydowana, nawet w najprostszych sprawach i angażująca się w to co nie powinna, tak to właśnie ja.

Wieczór nastał nim się obejrzałem. Po pracy poszedłem do sklepu zaopatrzyć w coś lichą lodóweczkę stojącą w koncie hotelowego pokoju, żebym jutro znów nie został bez śniadania. Będę musiał zadzwonić do rodziców, żeby pożyczyli mi trochę kasy. Zadzwonię do nich jutro przed południem. Obiad znów jadłem w jakiejś taniej jadłodajnie, podobnie kolację.
W nocy leżałem na łóżku wpatrując się w ciemne niebo za oknem. Nie było widać żadnych gwiazd. Tęskniłem za widokiem światełek porozrzucanych po całym nocnym niebie. Ostatni raz widziałem niebo pełne gwiazd, gdy miałem piętnaście lat. Zasnąłem rozmyślając o gwiazdach.


Obudziło mnie brzęczenie budzika, tym razem pozwalając się wyspać. Do pracy miałem dopiero na trzynastą, więc mogłem się jeszcze położyć spać. Wstałem o godzinie jedenastej, ubrałem się i poszedłem do jakiejś kawiarni zjeść śniadanie. Podczas śniadania myślałem o tym, skąd bym mógł wytrzasnąć pieniądze. Poza pożyczeniem jej od rodziców nie wymyśliłem żądnego innego rozwiązania. Będę chyba zmuszony do nich zadzwonić i poprosić o małą pożyczkę. Znowu...

Po posiłku udałem się do hotelu i siedząc na łóżku, chwyciłem telefon szykując się do wykonania telefonu. Parę minut zbierałem się w sobie by nacisnąć zieloną słuchawkę i wykonać połączenie. W końcu biorąc głęboki wdech wcisnąłem przycisk. Odebrała po trzecim sygnale.

- Cześć skarbie- usłyszałem dobrze znany mi głos.

- Witaj mamo.

- Jak tam w nowym mieście? Masz już jakiś znajomych? Jak w nowej pracy? I jak ci minęła podróż pociągiem?- Zaczęła zasypywać mnie pytaniami.

- Dobrze. Naprawdę tutaj ładnie.- Mówiłem patrząc z ironią na wnętrze hotelowego pokoju.- Tak, poznałem już kilku znajomych. Praca jest dość przyjemna- odpowiadałem na kolejne pytania.- A co do podróży...

- Coś się stało?- Zapytała zmartwionym głosem.

- Ukradli mi jedną walizkę.

- Co?! Jak?!

- Po wyjściu z pociągu zrobiło się tłoczno. Ludzie na peronie zaczęli się popychać i tym podobne, a w którymś momencie ktoś zabrał moją walizkę.

- Och, skarbie. Ale masz jakieś ubrania?

- Tak, najpotrzebniejsze rzeczy miałem w torbie. Niestety muszę przyznać, że moja garderoba dosyć wyszczuplała. I w sumie w tej sprawie dzwonię- mówiłem lekko zażenowany, że znów będę musiał ją o to prosić.

- O co chodzi?

- Mogłabyś pożyczyć mi trochę pieniędzy?- Przez telefon dało się słyszeć jej ciche westchnienie.- Oddam ci, gdy tylko dostanę wypłatę. Gdyby chodziło o samą garderobę, to poczekałbym, ale hotel okazał się również inny niż przypuszczałem i sam muszę zajmować się wyżywieniem.- Mimo, że pisali, że gwarantują posiłki w hotelowej restauracji.- I ciężko mi będzie wyżyć przy moich skromnych oszczędnościach.

- Dobrze synku. Ale to ostatni raz.

- Dobrze. A co tam u taty?

- A trzyma się. Trochę skarży się na bóle w krzyżu, ale jakoś daje radę.

- To dobrze. To do usłyszenia, oddam pieniądze jak najszybciej będę mógł.

- Do usłyszenia synku.

Rozłączyłem się. Całe szczęście, że mama pożyczy mi pieniądze, chociaż głupio się czuję, znów prosząc ją o to. Dobrze, że to ona odebrała, a nie ojciec. Jego byłoby trudniej przekonać. Pewnie mama będzie musiała teraz wysłuchiwać narzekań ojca.

Spojrzałem na zegarek. Dochodziło już do wpół do pierwszej. Trzeba się zbierać do pracy. Później będę musiał pomyśleć nad zmianą hotelu, bo jak na takie warunki mam wrażenie, że przepłacam. Później poszukam czegoś lepszego w okolicy.

Wszedłem do środka wejściem dla personelu i założyłem służbową bluzkę i fartuch. Pracownik za którego wchodziłem właśnie wychodził. Był nim Juno, z którym wczoraj pracowałem. Czyli dzisiaj będę z kimś obcym.

- Tylko ty byłeś na pierwszej zmianie?

- Nie, ale Ola dzisiaj ma cały dzień.- Powiedział nim zniknął za drzwiami.

Ola. Pierwszy raz słyszę takie imię. Czyli dzisiaj będę pracował z jakąś kobietą i w dodatku nie pochodzącą z Japonii. Ciekawe jak ona wygląda i jak dobrze zna japoński? Udałem się do głównej części sklepu. Stała za kasą słuchając jak klient składa zamówienie. Podszedłem do niej, a ona obróciła się do mnie, kiedy klient udał się w stronę wolnego stolika. Miała długie kręcone blond włosy, niebieskie oczy i dość jasną cerę.

- Dobrze, że jesteś. Stań za kasą, a ja zajmę się zamówieniem.- Powiedziała z uśmiechem.

Skinąłem głową. W jej głosie słychać było lekko obcy akcent, ale dość słabo słyszalny. Musiała mieszkać tutaj już dosyć długo. Ruch dzisiaj był naprawdę duży. W sumie nie zdążyliśmy nawet chwilkę pogadać. Cały czas byliśmy zajęci zamówieniami. Dopiero wieczorem na godzinę przed zamknięciem lokal opustoszał.

- Nie zdążyliśmy się nawet przywitać. Jestem Ola.

- Natsume. Nie jesteś chyba stąd?- Starałem się, żeby to nie zabrzmiało jakoś nie uprzejmie.
- Nie. Moja matka jest Polką, a ojciec Japończykiem. Do piętnastego roku życia mieszkałam z mamą, a później zamieszkałam z ojcem.

To wszystko wyjaśnia, chociaż szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, gdzie leży ta Polska. Chyba w Europie. Nigdy nie byłem dobry z geografii.

- Po czym stwierdziłeś, że nie jestem Japonką? Imię czy może akcent?

- Imię mnie trochę zdziwiło, a twój japoński jest naprawdę dobry, prawie jak u rodowitego Japończyka.
- Na prawdę ma na imię Aleksandra, a Ola to zdrobnienie. Wiem że Aleksandra jest wam trudno wymówić, dlatego zawsze przedstawiam się jako Ola.

Na dźwięk jej pełnego imienia otworzyłem szeroko oczy. Co to jest w ogóle za imię?!

- A właśnie, o mało nie zapomniałam. Rano jeden z klientów pytał się o ciebie.

- Tak? Kto to taki?

- Gdy spytałam się kim jest, żeby powiedzieć ci kto o ciebie pytał, kazał powiedzieć, że zamawiał kawę z mlekiem i rogalika z czekoladą. Wiesz kto to taki?

Tatsuo. Nie miałem stu procentowej pewności, ale kto inny mógłby to być. Przecież jeszcze prawie nikogo tu nie znam.

- Raczej wiem. Brązowe oczy i włosy?- Spytałem by się upewnić.

- Tak. Szczerze mówiąc, niezłe z niego ciacho- powiedziała uśmiechając się do mnie.

Tak, niezłe ciacho, przytaknąłem w myślach.

- Wiesz może co chciał?

- Nie. Pytał się czy dzisiaj pracujesz i powiedział, że spróbuje wpaść jeszcze wieczorem.
Oboje spojrzeliśmy na zegarek. Za dziesięć minut zamykamy lokal. Chyba raczej nie zdąży. No nic, szkoda.

- Może się weźmiemy za sprzątanie.- Zaproponowałem.- Raczej nikt nie przyjdzie.

- Zgoda.

Wzięliśmy się za sprzątanie lokalu. Wycieraliśmy stoły, nakładaliśmy na nie krzesła, chowaliśmy ciasta do lodówek, a wszystkie talerzyki i kubki do szafek. Jako, że wcześnie zaczęliśmy skończyliśmy zaledwie dziesięć minut po zamknięciu.

- Idź do domu, ja zajmę się jeszcze papierkową robotą.

- Okej. Do zobaczenia.- Pożegnałem się z nią.

- Do zobaczenia.

Przebrałem się i wyszedłem. Na ulicach było już ciemno. Drogę oświetlały tylko uliczne latarnie. Księżyc schował się za kłębowiskiem chmur. Na niebie nie było widać ani jednej gwiazdki. Na ulicach również panowały pustki. Tylko z pobliskich barów dało się słyszeć muzykę oraz zaobserwować ludzi wychodzących stamtąd równocześnie usilnie próbując zachować równowagę. Ruszyłem spokojnym krokiem do hotelu, delektując się rześkim powietrzem. Mniej więcej w połowie drogi miałem wrażenie, że ktoś za mną idzie. Przełknąłem ślinę i szedłem dalej starając się ignorować to uczucie. Chwilę później dało się słyszeć kroki małej grupki osób. Przyśpieszyłem kroku, lecz oni również poczynili podobnie.

Obróciłem się, by sprawdzić kto za mną idzie. To był błąd. Grupa trzech mężczyzn była już przy mnie. Zasłaniając mi usta dłonią przyparli do ściany budynku. Patrzałem na nich z przerażeniem. Nie wiedziałem co robić. Próbowałem wzywać pomocy, lecz przeszkadzała mi w tym ręka jednego z napastników. Poza tym nikogo wokół nie było. Pustka.

Nagle w słabym świetle rozpoznałem jednego z nich. Był to mężczyzna, którego wczoraj widział zmierzającego w stronę burdelu. Było z nim jeszcze dwóch chłopaków niższych od niego. Jeden miał czarne włosy, lecz nie tak intensywnie jak ten, na którego wpadałem przez ostatnie dwa dni. Przytrzymywał on mnie mocno przy ścianie. Natomiast ten, który zasłaniał mi usta był ciemnym blondynem. Zielonooki, którego spotkałem wcześnie zdawał się nimi dowodzić.

- Cicho bądź!- Nakazał mi.- Puść go- zwrócił się do blondyna.

Poczułem jak blondyn zabiera rękę z moich ust.

- Pomocy!- Wydarłem się automatycznie.

Ręka blondyna powędrowała na moją szyję i zaczęła podduszać ciągnąc mnie lekko do góry zmuszając bym stanął na palcach.

- Oddawaj kasę!- Odezwał się zielonooki.

- Ja... Ja nie mam.- Wyjąkałem walcząc o oddech.

Naprawdę nie miałem. Portfel wraz z wszystkimi dokumentami oraz pieniędzmi zostawiłem w hotelu. Czarnowłosy nie wierząc mi, zaczął przeszukiwać moje kieszeniach. Nie miałem w nich nic poza kluczykami do pokoju. Cieszyłem się, że po rozmowie z mamą zapomniałem zabrać ze sobą telefon. Zapewne w tej chwili straciłbym go bezpowrotnie. Ich szef wyraźnie rozdrażnionym brakiem jakichkolwiek łupów, spojrzał na mnie gniewnie. Zaczynało mi brakować powietrza. Rękami próbowałem zabrać dłoń blondyna z mojej szyi. Poczułem jak ktoś chwyta mnie za rękę i zaczynać ściągać zegarek. No tak, przecież nie odejdą z pustymi rękami. Nie mieli nic więcej do zabrania. Nie miałem już nic, poza własnym ubraniem na sobie. Miałem nadzieję, że chociaż tego mi nie zabiorą. Zaczynało mi naprawdę brakować tlenu. Przed oczami zaczęły tańczyć mi czarne plamki.

- Puśćcie mnie! Pomocy!- Wołałem ostatkiem sił.

Dłoń blondyna nadal spoczywała na mojej szyli. Nagle jeden z mężczyzn obróciło się w kierunku, z którego przyszliśmy. Obraz przed sobą robił mi się czarny. Czułem, że długo już tak nie wytrzymam. Przed sobą miałem już tylko wielką czarną plamę

- Chłopaki, ktoś idzie!- Usłyszałem jednego z nich.

Tuż przed tym jakpochłonęła mnie ciemność, poczułem jak dłoń blondyna gwałtownie mnie puszcza.Było już za późno, leciałem w dół równocześnie zapadając się w ciemność.    

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top