Rozdział 7
- To? Gdzie idziemy? - Ula niecierpliwiła się i po raz enty z szerokim uśmiechem zapytała Janka o to samo.
- Pamiętasz, gdzie spotkaliśmy się drugi raz? Kilka dni później po spotkaniu w kawiarni? - odparł Jaś.
- Nie pam... A! Na moście - rudowłosej od razu przypomniał się ten dzień. I poprzednia wizyta w szpitalu. Zamilkła na chwilę. Potem znów zapytała. - Idziemy tam?
Janek tylko kiwnął głową. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli. Nie mógł skupić się przy Uli i przypomnieć sobie, czy wszystkiego dopilnował.
- Janek. Ty mnie w ogóle słuchasz?
- Yyy... Tak, tak. Zamyśliłem się tylko, przepraszam.
- O czym myślałeś? - zapytała rudowłosa.
- Teraz?
- Tak.
- Pomyślałem, że jesteś najbardziej ciekawską osobą, jaką znam.
- Och... To był komplement?
Chłopak skinął głową, a Ula wybuchnęła śmiechem.
Kilka minut później weszli do lasku i przeszli mało uczęszczaną ścieżką, na most. Zachodziło akurat słońce i Ula po prostu zaniemówiła. Dookoła było pełno lampionów w różnych kolorach, a na moście leżał koc i koszyk. Wszystko wyglądało jak w jakimś filmie. Uśmiechnęła się szeroko.
- I jak? - zapytał Jaś cicho.
- Jest wspaniale! Naprawdę - dziewczyna dotknęła jego ramienia i spojrzała mu w oczy. - Dziękuję...
- Nie trzeba, chodź zjeść - ujął jej dłoń i poprowadził na koc.
Słońce chowało się za drzewami, otaczającymi ich ze wszystkich stron. Tory, nad którymi wznosił się most były popsute i żaden pociąg już tędy nie jeździł, nawet sama droga została zarośnięta przez wysokie krzewy.
W powietrzu było czuć zapach bzu.
Janek i Ula zjedli, a potem zaczęli rozmawiać na różne tematy. Dziewczyna dziwiła się, że tak bardzo się dogadują, a Jaś zasypywał ją śmiesznymi żartami. Oboje śmiali się czując dookoła radosną atmosferę. Słychać było koniki polne hałasujące w trawie, oraz śpiewające ptaki. Kiedy było już całkowicie ciemno i oświetlały ich tylko lampiony, na niebie pojawił się wielki, srebrny księżyc, dokładnie nad ich głowami. Gwiazdy świeciły i napawały Ule melancholią. Jaś jednak nie patrzył na nie. Patrzył na istotę siedzącą obok niego, obserwował każdy jej ruch, jej oczy, jej dziecięcą radość, jak wskazywała ma gwiazdy i mówiła co jej przypominają.
- Tam jest chyba Wielka Niedźwiedzica..
- Yhm... - mruczał Janek całkowicie pogrążając się w obserwowaniu każdego kosmyka włosów dziewczyny. Miał ochotę jej dotknąć, spróbować smaku jej ust, przytulić i czuć bicie jej serca przy swoim ciele. Jej dłoń była zaledwie kilka centymetrów dalej, niż jego, a on tracił kontrolę nad swoimi myślami i wyobrażał sobie...
Nagle Ula wstała.
- Myślisz, że możemy puścić te lampiony w powietrze? No wiesz...
- O... Jasne. Możemy - uśmiechnął się.
Odwiązał od drzewa pierwszy lampion i podał rudowłosej.
- Niee... - zaczęła - Zróbmy to razem, dobrze?
Chłopak zdziwił się, ale podszedł i oboje wypuścili lampion w powietrze, a on wznosił się, coraz wyżej i wyżej, tak, że w końcu widać było tylko malutkie światełko.
Ula spojrzała na Janka i przyniosła kolejny lampion. Wypuszczali kolejno, następne lampiony, aż zaroiło się wokół nich od wznoszących się w powietrze światełek. Odwrócili się do siebie.
- Dziękuję... - powiedziała Ula przygryzając wargę. W oczach pojawiły jej się łzy.
- Hej... Nie płacz - Jaś położył jej dłoń na policzku i starł pojedynczą łzę.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Łatwo ci mówić - rzuciła przewracając oczami.
Janek również się zaśmiał i przybliżył do niej. Prawie stykali się nosami.
Czuła na ustach jego oddech.
Bez namysłu przylgnęła wargami do jego warg. Bez namysłu zaczęła go gładzić po włosach. Bez namysłu oddała poprzez ten pocałunek wszystkie swoje uczucia.
Janek przysunął ją do siebie i złapał za biodra.
Przygryzł jej wargę, a kiedy zabrakło im tchu oderwali się od siebie głośno oddychając.
Ula uśmiechnęła się. Chłopak to odwzajemnił. Złapał ją za rękę i przytulił.
I przez długi czas stali tak, oboje z prawdziwymi uśmiechami na twarzach i z iskierką czegoś nowego w sercu. Czegoś co odmieni ich życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top