36 2/3
Sophie P.O.V
Dzień Póżniej
Ze mną było już okey, czułam się dobrze, ale i tak Harry zakazał mi wychodzić z łóżka dopóki nie będzie widział że już czuje się lepiej... No to mam ślepotę w domu.
-Harry - zawowałam, ale nie dostałam odpowiedzi - Harry!
-Tak? - od razu drzwi do pokoju zostały otworzone i stanął w nich Harry z tacą z jedzeniem w jednej ręce, a w drugiej kubek z jakimś napojem.
-Mogę laptopa? - ziewnęłam
-Hm- zaczął myśleć - Okey - zaśmiał się , położył na stoliku nocnym chyba moje danie i podał mi laptopa.
-Dzięks - powiedziałam i nacisnęłam guzik .
-Ekhem - mruknął - A jedzenie?
-Ehh - wzdychnęłam i odłożyłam laptopa, natomiast moje ręce trzymały teraz tacę z jedzeniem.
-Smacznego - szepnął - Jutro planuje wyjść do lasu na polowanie.
-A ja! - odwróciłam się w jego stronę - Też chcę wyjść, dobrze się czuje !
-No właśnie z tobą - zamiał się - Nie denerwuj się już myszko.
-Dobrze piesku - uśmiechnęłam się szyderczo i wróciłam do jedzenia.
-Idę na chwilę do watachy - poinformował - Zaraz wracam!
-Okey - powiedziałam kiedy już wychodził.
Wstałam z łóżka i powędrowałam aby się w coś ubrać. Ciemne długie spodnie, jasna bluzka, przewiewna kurteczka i buciki.
Wyszłam z domu i poszłam aby odwiedzić Hayd, dawno jej nie widziałam, a rozmowa w czasie kiedy Harry'ego nie będzie, będzie całkiem spoko.
Doszłam do watachy i pchnęłam drzwi, poszłam po schodach i udałam się do domu Hayd, z którego było słuchać cichy śmiech dzieci .
Zapukała dwa razy, gdy w drzwiach pojawił się mały chłopczyk, niebieskie spodenki, czerwona bluzka i skarpetki w myszki, ciemniejsza cera, czarne oczka i wąskie usteczka .
-Jest mama ? - zapytałam.
-Nie - odpowiedział chłopczyk - Ale zaraz będzie... Chcesz wejść? - zapytał energicznie i otworzył drzwi na oścież.
-Dobrze - powiedziałam, drzwi się zamknęły i nawet nie wiem kiedy chlopak prowadził mnie do swojej bazy.
W salonie na środku była wielka forteca z krzeseł, krzesła były w rogu pokoju , natomiast było tylko jedno w środku aby środek się nie zawalił, a na to był położony niebieski kocyk w białe gwiazdki.
-Fajnie prawda? - spojrzał najpierw na fortece, a potem na mnie.
-Jasne - odwiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie.
-Pobawisz się ? - pociągnął mnie za ręke do fortu.
-Nie uważasz że jestem za stara? - podniosłam lekko brew a chłopczyk zaśmiał się i polował głową na nie - Niech będzie.
Siadłam pomiędzy dużą ilością dzieci i zaczęliśmy omawiać zasady gry.
-Bawimy się w strzelanki - zawołała jedna z dziewczynek.
-Bazy są pod małymi formami - zawołał chłopak
-Na dworze za domem ! - pisneła jedna z dziewczynek
-Peintbalem! - krzyknął ktoś wbiegając do bazy.
Wszyscy się zgodzili i losowaliśmy bronie, chłopczyk który mnie tu przyprowadził dostał AK-47, ja natomiast jakąś snajperke.
-Lecimy - zawołała dziewczynka i poleciala przodem, a my za nią.
Będąc już na dworze wspiełam się na drzewo gdzie było dużo liści dzięki czemu byłam niezauważalna . Chłopak schował się w wydrążonej dziużę w drzewie aby móc nokautować ofiary. Działaliśmy aby sobie pomagać, on broni mnie, ja jego.
-Na jedynke - zawołał ktoś i gdzieś pobiegł... O co chodzi z numerkami?
Jedynie przypatrywałam się osobą wykrzykującą takie zdanie i gdzie biegnie. Dopiero kiedy zauważyłam kogoś niedaleko nokautowałam go.
Nagle do akcji wkroczyła Hayden zabijając wszystkich oprócz jakiejś dziewczynki, skubana zauważyła mnie i chłopaka.
-Koniec gry - zawołała - Czas do łóżka!
-Nieee - powiedziały chórem i biegały w kółko.
-Sophie - zajęczał chłopiec - Nie chcę spać!
-Ja też - uśmiechnęłam się blado - Ale muszę.
-A jutro przyjdziesz się pobawić? - spytał
-Jasne że przyjdę - zaśmiałam się i zeszłam z drzewa i poszłam z chłopczykiem w stronę Hayden
-Huraaa - zawołał uszczęśliwiony.
Hayden zmierzyła nas wzrokiem i uśmiechneła się leciutko.
-Hej - zawołała na przywitanie.
-Cześć! - powiedziałam i Hayden była już w moich objęciach .
-Widzę że poznałaś już Mathew'a - poczochrała włosy brązowe chłopca - Wpadniesz na herbatę?
-W sumie mogę wpaść - uśmiechnęłam się radośnie i wszyscy poszliśmy do domu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top