27

-Harry -zerwałam się z ,,łóżka,, z przeraźliwym krzykiem który obudził by zapewnie trupa .

~ Nie drżyj się tak wariatko! ~ krzyczy wilczyca ~ Jak można budzić kogoś w środku nocy!

~Nocy ~ wydałam z siebie bliżej nieokreślony dzwiek .

~Dasz spać czy nie?  ~ Milicent warknęła

~Nie !  ~ powiedziałam szybko ~ Musimy uciekać już! 

~Pojebało cię!?  ~ zawyła

~Tak ~ wzdychnełam ~ Ja nie chce aby tu był rozumiesz,  nie chce aby mnie znalazł,  dotykał,  przepraszał,  chce żyć bez niego!

~Czyli chcesz zabić nas i jego!  ~ kłótnia poziom :  HARD

~Milicent to nie tak ~ próbowałam się wytłumaczyć ~ Ja nie chce go...

~Jesteś ~ wilczyca nie umiała znaleść odpowiedniego słowa ~ Potworem!

~ Nie ja tylko on ~ wydarłam się ~ To ja mu to zrobiłam ?  Nie więc się odpiepsz!

~Wróć do niego ~ nalegała ~ Proszę,  zrób to dla nas.

~Nie mogę Mili ~ powiedziałam ~ Proszę,  nie teraz.

~Ale wrócisz tam?

~Może ~ odpowiedziałam krótko ~Daj mi już spokój!

Mili już się nie odezwała,  postanowiłam zboczyć trochę w lewą stronę,  ale na drzewie pod którym spałam wyryłam napisik.

,, Lewo  ,, 

Pokierowałam się w lewą stronę,  powoli zaczynam odczuwać brak Harry'ego przy sobie,  ale musi zapłacić za to co zrobił ,  idę powoli zastanawiając się co robi moja watacha.

Po godzinie

Jestem już blisko miasta,  nawet nie wiem jak tam doszłam,  ale mniejsza z tym.  Cofnęłam się i przemieniłam spowrotem w człowieka,  tak dawno nie byłam w swoim ludzkim ciele ,  wyjęłam z plecaka ubrania i przebrałam się w nie.  Następnie udałam się w uliczki do których dość dużo ludzi zaglądało ponieważ wtedy nikt nie wyczuje mojego zapachu... O kurwa zapach,  śmierdzę jak nie powiem co,  albo powiem śmierdzę jak gówno .  Szybko udaje się do jakiegoś budynku i próbuje dostać się gdzieś gdzie będzie łóżko i normalne jedzenie,  jednak na próżno nikt nie otwiera.  Wychodzę z budynku i natrafiłam na szkołę licealną do której szybko weszłam,  tam bedą w miarę normalne warunki do przenocowania   Wchodzę do jakiegoś pomieszczenia,  niestety stoi tam dwóch gorylów z jakimś facetem i dziewczyną.

-Czego - warknął mężczyzna w moją stronę -Kim jesteś?

-Jestem.. - jak tu się nazwać - Agnes Donner i trafiłamtu przez pomyłkę.

-Wyjdź - spojrzał na tamtą dziewczynę - A ty chodź - spojrzał na mnie .

Spojrzałam z wyżutem na drzwi,  to ich wina.

-Wyglądasz na bezdomną - powiedział a moje serce zaczęło się rozbijać na malutkie kawałeczki - Mamy akademik dla takich jak ty - powiedział spokojnie - Tylko czy chcesz?

-Mam wybór?  - zapytałam

-Nie - powiedział - Wiem że nie jesteś pełnoletnia - przekazał  wzrokiem  dwóm  gorylą a ci przybliżył się do mnie znacznie - Musisz!

-Yhy - warknęłam - Już idę - wyszłam na pięcie z pomieszczenia,  ale dopadli mnie ONI

-Zaprowadzimy cię - powiedział jeden ten wyższy.

Ogolnie był wyższy i niższy oboje mieli podobną budowę ciała.

-Tak mamo - zaczełam ruszać szczęką udając że coś mówię

-Pff - mrugnął jeden - Nie z takimi się rządziło - zaśmiał się - Jedziesz naszym autem - poinformował .

Po pół godzinie byliśmy na miejscu  duży budynek z napisem ,,Akademik,, 

-Twój nowy dom - zaśmiał się niższy

-Ale odwiedzimy cię słodziutka - dostałam klapsa w pupę na co warknęłam i chciałam mu dać z liścia,  lecz zatrzymał moją rękę - Nawet się nie wąż suko!

Wręczył mi karteczki które mam dać w dyrekcji ach to będzie piękny rok szkolny zwarzając na to że zaczyna się już za trzy dni.

Po kilkunastu minutach wyszłam z dyrekcji z tobą książek i kluczem do szafki szkolnej z numerem ,,273,,   i udałam się do pokoju numer,, 14,, na drugim piętrze.

To bedą niezapomniane dni które pokocham (ten sarkazm)

#bonusik

~_Animusia_~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top