6
Po skończonym balu, tata Acze postanowił że zostanie u nas na dłużej. Nie było mi to na rękę, ale co ja mam do powiedzenia?
-Hej Cass - powiedział miło Acze, kiedy zobaczył mnie, wychodzącą do pokoju - Jak leci?
- A jak ma lecieć? - zaśmiałam się lekko - Jest całkiem.
Ten tylko wykrzywił się w grymasie, słysząc moją odpowiedź, co lekko mnie usadyswakcjonowało.
-Słyszałem o tych wilkach - spojrzał na mnie i podrapał się po karku, po czym powiedział - Poszłaś do lasu... Chciałaś mnie unikać, czemu od razu tego nie powiedziałaś?
-Głupio mi - wzruszyłam ramionami - Myślisz że nie gryzło mnie sumienie? To dziwne mieć mate i muszę się nad tym zastanowić...
-Rozumiem - wycofał się i wyszedł.
Fakt, było to głupie z mojej strony, że uciekłam, a mu nie powiedziałam, ale się wystraszyłam. Ciekawe skąd wiedział, może tata mu powiedział? W końcu jesteśmy ,, rodziną,, . Nie żebym nie kochała Acze, ale najpierw chce się z nim jakoś zaprzyjaźnić, zapoznać się, nawiązać jakąś większą więź, a potem pokochać.
~Jak ty tak możesz?! ~ zawyła moja wilczyca ~ On nas kocha, a ty go tak traktujesz!
~ Daj spokój ~ Szepnęłam ~ Nie mam na to czasu...
~Ehhh ~ wzdychnęła
Z moją wilczycą dało się porozmawiać normalnie, ale czasami miała laga mózgu, seryjnie. Kocham ją jak siostrę, ale czasami mnie wkurza.
Podeszłam do komody i wsadziłam głęboko ręke. Wyciągnęłam z szafki, butelkę czerwonego wina, które nie dawno zakosiłam tacie z pokoju, próbowałam go kiedyś i było prze pyszne. Wyjęłam korek i upiłam łyka z gwinta. Wibo było pyszne, mimo że było lekko ciepłe, nadal mi smakowało. Po kilku sporawych łydkach, trunku zostało już nie wiele, było trzymane na specjalne okazje, aby się odstresować, akurat dzisiaj przypadł ten dzień. Odstawiłam wino na półkę, zapomniałam z pośpiechu je schować. Zgasiłam światło i ledwo, ale doszłam do łóżka, kiedy się na nim położyłam, od razu usnęłam...
Rano obudziłam się z okropnym bólem głowy, ale nie żałowałam że wypiłam. Rozejrzałam się po pokoju, przy moim biurku siedział Acze, nie powiem, ucieszyłam się.
-Hejka - uśmiechnęłam się szeroko i zwlekłam się z łóżka - Co tutaj robisz?
-Nie widać? - powiedział i nawet na mnie nie spojrzał - Myślę...
-Nad czym? - podeszłam bliżej biurka.
-Nad tym czy nie zabrać cię na piknik - wstał wesoły i złapał mnie w pasie.
-Możemy się wybrać - uśmiechnęłam się - Tylko kiedy?
-Najlepiej, jak się przygotuje, jakoś za trzy dni będzie ci pasować? - uśmiechnął się miło.
-Zgadzam się - zaśmiałam się - Tylko narazie idę się wykąpać, ubrać i takie tam...
-Okey - przytulił mnie - To ja idę, przyjdę później.
-A gdzie idziesz? - zapytałam.
-Muszę coś załatwić - wzruszył ramionami - Ogólnie dzisiaj może mnie nie być, muszę ogarnąć kilka spraw.
-No oki - powiedziałam, a chłopak wyszedł.
Podreptałam do komody i wyjęłam ubrania, poszłam do łazienki aby wziąść szybki , zimny, prysznic i ubrać się w ubranka.
Spojrzałam w lustro, wyglądałam okey, może przestraszył się mojego wyglądu i uciekł? Wszystko jest możliwe jak na te wilcze czasy.
Mam nadzieję że jeszcze dzisiaj uda mi się jakoś miło spędzić dzień, może wybiorę się do May i poplotkujemy jak to zwykle...
Hejka buraczki!
Rodział mam nadzieję że jest okey, ale no wena mi lekko opada.
Mam do was pytanko 🖤 Czy ktoś z was może mi polecić taką MEGA książkę, tak abym miała dużooo weny i wgl? Z góry dzięki 🖤🖤
Next za tydzień 🖤
Papatki ❤📖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top