Rozdział 8 Ten sam, był tylko czas
Z perspektywy Alex
Po naszej rozmowie w gnieździe, poszłam odwiedzić Matta. Wchodzę do jego domu, patrzę: nie ma go. W końcu zajrzałam do kuchni i cholera, nie mogłam uwierzyć własnym oczom: mój chłopak stał nad garami, jak jakaś kuchta! Wiedziałam, że umie i czasem lubi coś ugotować, czasem nawet wychodziło mu to naprawdę nieźle, ale nie przesadzajmy: tłuc garnkami w taki piękny dzień, kiedy wszyscy staraliśmy się nieco odpocząć, od naszych strapień? Bez zastanowienia wskoczyłam na niego, i, zabrzmi to jak wyznanie kompletnej wariatki (nie przeczę, bywam nią:), ale ucieszyłam się, że upuścił garnek i gotowanie obiadku szlag trafił, a wraz z nim jego bezsensowne plany na najbliższe godziny. Miło spędzony czas przy garach- to dopiero sobie wymyślił! Upuszczony przez niego garnek, poleciał na kuchenkę, on zacząl krzyczeć, że wysadzę dom itd, ale wreszcie zrobił coś mądrego: po prostu wyłączył gaz:). A ja powiedziałam mu rzecz, która, w pewnych sprawach, miała go uspokajać, a uaktywniać w innych, "nie przyszłam doprowadzić do eksplozji domu, tylko ciebie". I udało się. Teraz sam rozumiał, że na dzisiejszy dzień, były opcje o wiele przyjemniejsze od gotowania. Na szczęście, udało mi się go skłonić, do ich wybrania:) W końcu, Matt powiedział:
- Ty, patrz, co za czasy...
Ja mu przerwałam i ze śmiechem, mówię:
- No, jakie mamy czasy, dziadku.
Brzmiał rzeczywiście, jak dziadek, który miał właśnie zacząć narzekać, na "tą dzisiejszą młodzież", czy coś w tym stylu. Ale jak się okazało, chciał powiedzieć, dość rozsądną, a nawet, żartobliwą rzecz:
- Co za czasy! Mężczyzna gotuje, a dziewczyna zaciąga go do sypialni!
- To nowa emancypacja, kolego; nic nie poradzisz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top