Rozdział 13 Udało się, przeżyć;(na razie)
Pierwszy tydzień szkoły, upłynął mi, na rozmyślaniu o zmianie postępowania Clyde' a i szczerości, (lub nie), jego intencji. W szkole, nie działo się, nic absorbującego, (przynajmniej ja, niczego takiego, nie widziałem). Coraz bardziej, utwierdzałem się, w przekonaniu, że powinienem cieszyć się z jego obecnej postawy, ale także, stale patrzeć mu na ręce, zatem nie wymyślilem nic nowego. I tak, przyszedł, pierwszy weekend, w tym roku szkolnym. Tym razem, obudziłem się, wcześnie, z czego się ucieszyłem, bo dłuższy sen w sobotni poranek, oznaczałby dla mnie, utratę dużej części, cennego, wolnego czasu, (nie należę do osób, które uznają sen za najciekawsze zajęcie); naturalnie doceniam jego regeneracyjne działanie i inne zalety, ale ciągle ulegam też przemożnej obawie, przespania całego życia:), trochę jak bohaterka: "Pokoju Marvina", grana, jeśli dobrze pamiętam, przez Diane Keaton. Faktycznie: weekend, to przynajmniej w moim przypadku, jakby, synteza ulubionych zajęć. "Powiedz mi co robisz w weekend, a ja, powiem ci, kim jesteś".:) Najważniejszym punktem tej soboty, było dla mnie spotkanie z przyjaciółmi, w miejscu, które nazywaliśmy, gniazdem; (swoją drogą: to nazwa stworzona przez Profesora, kiedy ją wymyślił, wszyscy byliśmy pełni podziwu, bo jest bardzo odpowiednia). W czasie tamtego spotkania, można było odnieść, wrażenie, że jesteśmy w gnieździe kukaburry, (to ptak, który wydaje dźwięki, przypominające, śmiech), bo dłuższymi momentami, śmialiśmy się, bardzo. Głównym motywem, skłaniającym nas do takich reakcji, były trochę makabryczne, trochę okrutne, ale w istocie mające w sobie jakies ciepło i nieskierowane przeciwko komukolwiek, żarty, czy raczej, parodie, przedstawiane, przez Profesora. Pokazywał on w karykaturalny, a równocześnie, bardzo wierny, sposób, różne zachowania, niektórych, nauczycieli, z ostatnich dni, na co wszyscy, niemal pękaliśmy ze śmiechu. Był genialny. Potrafił świetnie naśladować ich zachowanie, a równocześnie, uchwycić i pokazać to, co w nich najśmieszniejsze. Była to nieco okrutna praktyka, ale nie chodziło nam o to, by kogokolwiek wyśmiać, lecz, by stworzyć sytuację, by będąc skazanymi, na naszą szkołę, uchwycić przynajmniej powody do tego, by być, "wesołymi skazańcami".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top