Rozdział 3 Nowa plaga

Rozdział, który za chwilę się rozpocznie, będzie się zasadniczo różnił od wcześniejszych.Pojawią się opisy działań złych i barbarzyńskich, które mam nadzieję, nigdy nie będą mieć w takiej czy innej postaci, miejsca w rzeczywistości, choć paradoksalnie do napisania tego fragmentu opowiadania zainspirowały mnie pewne autentyczne przeżycia, to wydaje mi się, że takie postępowanie w tym wymiarze,w takiej postaci, nie byłoby możliwe.Mimo to niestety nienawiść, podłość, zaściankowość, istnieje naprawdę i to przeciwko nim kieruję to opowiadanie, ale podkreślam raz jeszcze: opowiadanie, a nie opis realny, czy nawet w każdym momencie, realistyczny, opis.
Po dotarciu na miejsce, ujrzeliśmy widok jak ze starego westernu, albo powieści o polowaniach na czarownice: dość spora grupa rozwścieczonych, a ludzi, biegła za niepozornym, już nie tak młodym mężczyzną.Kiedy zbliżali się do nas Luke; ten, który zawsze miał coś do powiedzenia, odezwał się do nich:
-Ludzie, co wy wyprawiacie?
na co, jeden z biorących udział w gonitwie, Frank Marczak, grubawy, łysiejący, ponury i cały czas stwarzający wrażenie mówiące, że jest groźny, typ:
- jak ty się zwracasz do starszych, smarkaczu?Nikt cię nie nauczył szacunku i kultury?"
Luke teraz pokazał, że potrafi zabłaznować i to nie zawsze po to, by wszystkich rozśmieszyć:
-Jak widać nie, ale nic straconego, państwo mogą mnie tego nauczyć, ze szczególnym wskazaniem na: jak zgodnie z zasadami dobrego wychowania gonić i wyzywać człowieka.
Frank zrobił się czerwony jak burak, reszta "gończych" stała obojętnie, jakby wszyscy jej członkowie byli głusi i ślepi ( tak mi się wydawało zanim nie popatrzyłem im w oczy, zobaczyłem większe lub mniejsze zakłoptanie u każdego z nich, ale dostrzegłem też, że chociaż nie są pewni siebie, bardzo chcieliby tacy być.)
-Gnojku nie pozwalaj sobie na zbyt wiele i przestań nas uczyć!To zły człowiek, a takich nie będziemy tolerować!Sukinsyn roznosił broszurki jehowitów, już my mu pokażemy, że tu mieszkają katolicy!
-Powrót średniowiecza i Inkwizycji- zadrwił Luke w swoim stylu.
-Widzę, że z wami też trzebaby porozmawiać jak z tym panem- mówił Marczak, więc jak jesteście do siebie tacy podobni, to go sobie zabierajcie- powiedział i pchnął biednego człowieka w naszą stronę, tak, że upadł on twarzą na ziemię.W tym akurat posłuchaliśmy Franka; zabraliśmy poturbowanego i zszokowanego nieszczęśnika do naszego gniazda i nie chcąc go narażać na następne spotkanie z nienawistnikami, wezwaliśmy tam do niego lekarza.Tak oto nasze "gniazdo", przestało być miejscem anonimowym i tylko dla nas, ale zyskało nowy status: ostoja tolerancji w naszym miasteczku i przyjazne miejsce dla tych, którzy odczuli jej brak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top