Upadek Królestwa Elfów - Posłaniec Czarnoksiężnika 1/3

Aurerius przeciągnął się na łóżku. Po wczorajszej, szaleńczej ucieczce bolały go niemalże wszystkie mięśnie, a mimo skrajnego wycieńczenia fizycznego i psychicznego, w nocy nie mógł zmrużyć oka. Zasnął dopiero nad ranem, a odpoczynek nie trwał długo.

Widomo wczorajszych zdarzeń zostawiło na jego umyśle spore piętno. Ilekroć zamykał oczy, na ponów znajdował się w nawiedzonym lesie. Sam, otoczony przeróżnymi stworami, czyhającymi na jego życie. W dodatku, informacje jakie uzyskał o własnym pochodzeniu dręczyły go nawet za dnia. Czuł się, jakby wciąż tkwił w sennym koszmarze.

Podniósł się powoli do pozycji siedzącej i ignorując zawroty głowy wymacał na podłodze swoje buty. Wczoraj, kładąc się spać, nie miał siły nawet się rozebrać, a ubrań na zmianę niestety nie posiadał. Wszystko zostało w zamku, który zbyt pośpiesznie opuścił. Dopiero teraz pożałował decyzji o opuszczeniu domu. Powoli założył buty. Je jako jedyne zdjął zanim padniety rzucił się na łóżko. Zarzucił pelerynę na głowę i ruszył w stronę wyjścia. Pusty żołądek dawał mu się we znaki na tyle mocno, że był w zasadzie jedynym powodem dla którego w ogóle zwlókł się z łóżka.

Zszedł po schodach, prawdopodobnie budząc przy tym innych, śpiących jeszcze rezydentów motelu. Stopnie skrzypiały niemiłosiernie przy każdym kroku, a on sam miał trudność, by zachować chociaż minum ostrożności, w efekcie czego połowę schodów pokonał niemal w biegu, próbując tylko nie rozbić sobie nosa o podłogę. Na szczęście, w ostatniej chwili zdołał zawiesić się na drewnianej barierce, co pozwoliło mu uniknąć upadku. Zaklął siarczyście i szybkim marszem opuścił holl, pozostawiając obserwujących go zza lady pracowników motelu z paroma pytaniami.

Skierował się do najbliższej gospody, by zamówić coś do jedzenia i najlepiej czegoś co pozwoli mu uzupełnić brakujące elektrolity. Finalnie zamówił jednak litrowy kufel piwa, co miało być dopełnieniem dla nadziewanej kaczki. Zasiadł do najbardziej oddalonego od światła stołu i cierpliwie czekał na posiłek, jednocześnie rozmyślając nad wczorajszą rozmową z czarnoksiężnikiem. Miał jeszcze mnóstwo pytań, w dodatku wciąż kręciło mu się w głowie. Przy obecnym stanie rzeczy, rozważał, czy nie porzucić planu przypodobania się ojcu, by powrócić na tron. Wszak był poza zamkiem dopiero kilka dni, a już miał dość. Czego wielkiego mógłby samodzielnie dokonać, by ponownie zostać mianowanym następcą tronu? Sam fakt, że rodzice pozwolili mu rezydować w zamku, tak jakby wciąż był elfickiem księciem powinien mu wystarczyć.

Z zamyślenia wyrwała go kelnerka, która z hukiem postawiła przed nim zamówiony wcześniej kufel piwa, a następnie, już ostrożnie podała mu talerz ze smakowicie wyglądającym posiłkiem. Aurerius niemal natychmiast rzucił się do jedzenia, jakby ktoś zaraz miał mu je odebrać. Głośno mlaszcząc pochłaniał kęs za kęsem, nim zdał sobie sprawę, że siedzący nieopodal goście zaczęli mu się przyglądać z niesmakiem. Dopiero wtedy zreflektował się, że przyciąga trochę zdecydowanie więcej uwagi, niż by chciał. Podziękował zaskoczonej jego zachowaniem kelnerce, a ta uśmiechnęła się zażenowana i podała mu sztućce.

- Em... Przepraszam - wyjąkał, czując jak czerwienią mu się policzki. - Długo nie jadłem, to...

- Nic się nie stało - przerwała mu dziewczyna, po czym odwróciła się i pośpiesznie wróciła na zaplecze.

Aurerius westchnął cicho. Wrócił do jedzenia czując na sobie spojrzenia większości klientów gospody. Nie zdążył skonsumować nawet połowy posiłku, gdy do jego stolika znów ktoś podszedł. Tym razem był to mężczyzna odziany w długi czarny płaszcz. Wyglądał jak rasowy poszukiwacz, a jednak nie miał przy sobie broni, co raczej stanowiło stały element ich wyposażenia. Spod płaszcza dało się dostrzec białą, flanelową koszulę, miejscami zabarwioną jakąś czerwoną substancją. Aurerius początkowo założył, że to plamy od wina, lecz widząc twarz nieznajomego doszedł do wniosku, że to prędzej ślady krwi, których właściciel nie zdołał sprać.

Obcy uśmiechnął się przyjacielsko, choć jego chłodne, żółte oczy zdecydowanie nie współgrały z owym grymasem. Obrazu osoby zdecydowanie mało przyjaznej dopełniała blizna przechodząca przez lewe oko. Sądząc po jej rozmiarach musiała być to głęboka rana, choć gałka oczna pozostawała nienaruszona, jedynie powieka miała niewielki ślad po starej ranie.

- No, proszę, proszę. - Przybysz sięgnął po drugie krzesło, obrócił je i dosiadł się do stolika, krzyżując ręce na oparciu. - A kogo mu tu mamy?

Aurerius przerwał jedzenie, wbijając wzrok w nieznajomego. Wyglądał groźnie, choć brak jakiejkolwiek broni u rozmówcy napawał go pewnością siebie.

- Czego chcesz? - zapytał chłodno.

- Pogadać - odparł obcy, jakby celowo ignorując ton półelfa.

Aurerius spuścił wzrok i odkroił sobie spory kawałek mięsa. Wepchnął cały do ust, po czym zaczął powoli przeżuwać.

- Nie, dzięki.

Nieznajomy westchnął teatralnie, na ponów skupiając uwagę półelfa na sobie.

- A szkoda. - Podniósł się niespiesznie i jakby od niechcenia rzucił; - Liczyłem, że dowiem się co robiłeś u Oracusa.

Aurerius omal nie zadławił się kawałkiem kaczki. Zakaszlał kilkukrotnie, gwałtownie podrywając się od stołu.

- Skąd wiesz, że byłem u czarnoksiężnika?- Niemalże wykrzyczał w stronę mężczyzny.

Obcy wzdrygnął się na te słowa i rozejrzał dyskretnie po lokalu. Teraz niemalże wszyscy w gospodzie przysłuchiwali się ich rozmowie. Jednak, gdy ten choćby minimalnie obrócił głowę w ich stronę, każdy natychmiast udawał, że ma jakieś bardziej zajmujące zajęcie.

- Może trochę ciszej. - Upomniał, po czym uniósł obie ręce, tak, by lewa zasłoniła prawą dłoń. Następnie, przez krótką chwilę na palcach mężczyzny zatańczył malutki płomyk, przeskakując od jednego do drugiego, niczym zaczarowany.

Aurerius zamarł. Na raz zrozumiał, że ma do czynienia nie tylko ze zwykłym magiem ognia, ale i też osobą, którą widział wczoraj w nawiedzonym lesie. Z kimś, kto bez najmniejszego trudu poruszał się po miejscu pełnym przerażających zjaw, czy upiorów. Nic sobie nie robił z fizycznego zagrożenia. W dodatku jego kontrola nad ogniem była co najmniej imponująca, jak na magów ognia. Co prawda nigdy żadnego nie spotkał, ale w książkach czytał o ich nikłych, lecz wciąż niesamowitych umiejętnościach zaklinania płomieni. Zwykle opierały się one na ograniczonej kontroli nad żywiołem, lub wywołaniem ognia, czy po prostu odpornością na wysokie temperatury. Natomiast w wypadku tego osobnika przejawiał on wszystkie trzy zdolności na raz.

- Dokończ - polecił mężczyzna, wskazując na talerz z niedojedzonym posiłkiem. - Ja poczekam na zewnątrz.

Po tych słowach, nie czekając na żadną reakcję, opuścił gospodę, zostawiając półelfa z masą pytań i szeroko rozdziawionymi ustami.

Aurerius otrząsnął się dopiero po upływie kilku sekund. Nie tracąc ani chwili dłużej, wziął ostatniego gryza wciąż niedojedzej kaczki, a następnie wlał w siebie cały kufel piwa na raz. Odstawił szkło z hukiem na stół, by zwrócić na siebie uwagę kelnerki. Łapiąc jej spojrzenie zza lady, wyjął trzy złote monety i położył obok talerza. Upewniwszy się, że obsługa to zauważyła, natychmiast ruszył do wyjścia.

- Szybko się uwinąłeś - powitał go mag ognia, gdy tylko znalazł się na zewnątrz.

Półelf zbył ten komentarz machnięciem ręki. Podszedł do nieznajomego, starając się wyglądać tak groźnie, jak tylko pozwala mu na to różnica we wzroście i masie mięśniowej między nim, a rozmówcą. Niestety, wszystkie były raczej na jego niekorzyść.

- Czego ode mnie chcesz? - zapytał szorstko.

Mężczyzna rozjerzał się niepewnie. Sprawiał wrażenie, jakby wciąż wypatrywał zagrożenia, niczym paranoik pewny, że ciągle ktoś go śledzi. Wbił chłodne spojrzenie w półelfa i gestem nakazał, by ten poszedł za nim. Sam ruszył w sobie tylko znanym kierunku.

Aurerius niepewnie potruchtał za nim. Miał pewne obawy, w końcu, jeśli bez wątpienia potężny mag ognia zamierza zaciągnąć go w miejsce pozbawione gapiów, równie dobrze może go spalić bez żadnych przeszkód. Jednakże istniała szansa, że wyjawi mu coś bardzo istotnego, co pomoże mu wrócić na elficki tron. W zasadzie, obecnie nie miał nic do stracenia. Ostatnia nadzieja zawiodła, odkąd Oracus odprawił półelfa z kwitkiem. Jedyna droga, jaką teraz mógł obrać to wstąpienie do gildii, zostanie najemnikiem, lub poszukiwaczem, by po latach dokonać czegoś tak wielkiego, by zadowolić ojca. Aczkolwiek nie był on materiałem na bohatera, a pomysł narażania życia przy każdej misji średnio mu się podobał. Zresztą cały ten proces zająłby lata i nie gwarantował sukcesu.

- Zaczekaj tu. - Stanowczy głos maga wyrwał go z zamyślenia. Nie zdążył nawet połapać, gdy mężczyzna zniknął w środku publicznej stajni.

Po zaledwie kilku sekundach nieznajomy wrócił, prowadząc za sobą dwa przygotowane do jazdy wierzchowce.

Aureriusa zamurowało na ten widok. Publiczne stajnie były jednym z najdroższych miejsc, w których możesz nabyć konia. Co prawda dawały gwarancję jakości, lecz cena zakupu tutaj, a u prywatnego sprzedawcy różniła się o kilkaset złotych monet. Mało kto mógłby sobie pozwolić na taki interes.

- Bez obaw, dogadałem się, że jeśli zwrócę je przed zachodem słońca, otrzymam większość pieniędzy z powrotem - wyjaśnił mężczyzna, widząc zdezorientowaną minę towarzysza.

Półelf omal nie parsknął śmiechem. I niby ktokolwiek wyraził na to zgodę? W publicznej stajni? To miejsce nastawione na czysty zysk, tylko ktoś o niezwykle wysokim statusie społecznym mógłby chociażby próbować wynegocjować taką ofertę, a szanse powodzenia wciąż pozostawały niskie.

- Kim ty, do cholery, jesteś? - Nim Aurerius zdążył ugryź się w język, słowa same opuściły jego usta.

Mag ognia tylko pokręcił głową z dezaprobatą. Wsunął lewą stopę w strzemie siodła i zgrabnym ruchem wskoczył na siedzisko. Pociągnął za lejce, by skierować wierzchowca w kierunku najbliższej bramy.

- Wszystkiego dowiesz się na miejscu - rzucił, nawet nie patrząc na towarzysza.

Kilkadziesiąt minut później byli już poza murami miasta. Aurerius z każdą chwilą nabierał coraz więcej podejrzeń. Wciąż nie wiedział gdzie tak właściwie jadą, a miejscy strażnicy zachowywali się co najmniej dziwnie w obecności maga. Nie dość, że przepuścili ich przez bramę dużo szybciej, omijając wszystkie procedury, to jeszcze kapitan straży powitał go jak dobrego znajomego. Jednakże z ich krótkiej rozmowy nie wyniknęło nic co mówiłoby o magu cokolwiek, prócz tego, że na imię prawodpobnie miał "Lasar". Aczkolwiek równie dobrze to mógł być jakiś zmyślony pseudonim.

"Nie, po co robić aż taką szopkę?" - pomyślał Aurerius. "Zaczynam zachowywać się jak jakiś paranoik. Muszę wziąć się w garść."

Ledwo te słowa pojawiły się w jego umyśle, gdy zdał sobie sprawę, że Lasar nagle się zatrzymał, a on sam zaraz staranuje go swoim rumakiem. Błyskawicznie szarpnął za lejce, ciut za mocno, przez co koń parskając wierzgnął niespokojnie, omal nie zwalając swojego jeźdźca z grzbietu. Półelf dramatycznie przywarł do karku zwierzęcia, czując jak jego pośladki powoli zsuwają się z siodła. Natychmiast wyjął prawą nogę z strzemienia i przełożył ją przez grzbiet ogiera.

Mag ognia oglądał z zażenowaniem, jak jego towarzysz nieporadnie zsiada z konia. Od jakiegoś czasu zastanawiał się, czy na pewno dobrze zrobił, ciągnąc tu za sobą elfickiego ex-księcia, a teraz zaczynał tego żałować.

- Dobra... Słuchaj - rozkazał, jednocześnie zeskakując z siodła, ze zdecydowanie większą gracją niż Aurerius. - Zabrałem cię tutaj, bo teraz możemy być pewni, że nikt nas nie podsłucha. Mam dla ciebie bardzo korzystną propozycję i liczę, że ją przyjmiesz.

Półelf spojrzał na niego z dozą niepewności. Już, od razu do konkretów? Nie tak przez całą drogę wyobrażała sobię tę rozmowę. Postanowił zatem sprowadzić ją na właściwe tory.

- Chwila, może byś zaczął chociaż od przedstawienia się - upomniał, siląc się na pewny siebie, przyjazny ton. - Tak więc zacznijmy jeszcze raz. Nazywam się...

- Wiem kim jesteś, elfie - przerwał mu poirytowany mag. - Moje imie też już słyszałeś. Czego jeszcze chcesz?

Aurerius cofnął się o pół kroku, nim zreflektował się, że właśnie okazał tym rozmówcy swoje zdenerwowanie. Przyjął nieco pewniejszą postawę, patrząc posto w oczy rozmówcy.

- Niby skąd wiesz kim jestem?
Lasar westchnął teatralnie.

- Czyż nie mówiłem ci, że wiem o twojej wizycie u Oracusa? - W jego głosie dało się wyłapać lekkie zirytowanie. - Wiem o tobie wystarczająco, by ci pomóc, dzieciaku. Rozumiesz?

Aurerius postanowił puścić przytyk mimo uszu. Oparł się delikatnie o bok swojego wierzchowca, po cichu licząc, że ten ustoi w miejscu. Nie chciałby, po raz kolejny, stracić równowagi na oczach rozmówcy. Palcami wolnej ręki musnął rękojeść wiszącego u pasa sztyletu. Niby przypadkowy, aczkolwiek wymowny gest bez wątpienia został dostrzeżony przez maga.

- Teraz ty posłuchaj. Dopóki mi nie wyjaśnisz co robiłeś w tym lesie i kim w ogóle jesteś, to możesz sobie pomarzyć o jakiejkolwiek rozmowie. - Przerwał na chwilę, dla lepszego efektu, po czym dodał - Rozumiesz?

Lasar uniósł wzrok do nieba, wciągając przy tym głośno powietrze w płuca. Po raz kolejny donośnie westchnął, przygotowując się mentalnie na dalszą wymianę zdań.

- Czy to jest dla ciebie ważniejsze, niż moja powoli wygasająca propozycja?

- Tak.

- Mhm...

Przez chwilę zapadła niezręczna cisza, którą przerwało kolejne westchnienie maga.

- Dobra - skapitulował. - Jak już usłyszałeś, nazywam się Lasar. Jestem... Można mnie nazwać posłańcem Oracusa. Wykonuje dla niego różne zadania, do których jemu nie chce się ruszyć dupy, a których ktokolwiek inny by prawdopodobnie nie przeżył.

- Posłaniec Oracusa? - Aurerius podrapał się po głowie w zamyśleniu. - I on sam ci wyjawił moją tożsamość?

Lasar skinął potakująco głową.

- Co więcej, dał mi coś.

Mag sięgnął do kieszenie płasza i wyjął z niej zwinięty w szmatkę, mały przedmiot. Ostrożnie odchylił materiał, a oczom Aureriusa ukazał się sporych rozmiarów zielonkawy kryształ opasany rzemykiem. Półelf przyjrzał się wisiorkowi, nie rozumiejąc po co czarnoksiężnik miałby podarować komukolwiek jakąś biżuterię samoróbkę. Dopiero po chwili dostrzegł malutką postać wewnątrz kryształu. Wyglądałem przypominała ona smoka, pradawną bestię, od lat nie spotykaną w tych regionach. Wśród poszukiwaczy powszechnie uważa się, iż stwory te całkiem wyginęły.

- Co... Czym to jest? - wykrztusił z siebie niedoszły książę.

Lasar uśmiechnął się chytrze, chowając wisiorek z powrotem do kieszeni. Zainteresowanie rozmówcy z pewnością sprawiało mu nie małą satysfakcję.

- To, mój drogi kolego, są najprawdziwsze smocze zwłoki, zapieczętowane w kryształowym artefakcie - wyjaśnił z dumą. - Jeśli rozbijesz klejnot, cała jego zawartość zmaterializuje się w tym samym miejscu. Oczywiście już pełnowymiarowa.

Aurerius nie mógł uwierzyć własnym uszom. Smocze zwłoki? To jest w ogóle możliwe? Same drobne pozostałości po smokach warte są fortunę, a ktoś naprawdę przez tyle lat trzymał sobie w krysztale całego martwego smoka? Od tych pytań zakręciło mu się w głowie. Został przed nim otwarty wręcz nieskończony ogrom możliwości.

- Co... Co zamierzasz z nim zrobić? - zapytał niepewnie. Na myśl o astronomicznej kwocie, jaką prawdopodobnie usłyszy w zamian za klejnot momentalnie zalał się zimnym potem.

- Skoro ci go pokazałem, to chyba oczywiste, że zamierzam z tobą trochę pohandlować. - Mag rozłożył ręce, uśmiechając się szeroko. Nagła poprawa humoru rozmówcy nie zwiastowała niczego dobrego. Jednak ten złożył pół elfowi propozycję niemalże nie do odrzucenia. - Chcę od ciebie tylko poręczenia. Pomogę ci wrócić na elficki tron, a w zamian ty zapewnisz mi stanowisko kapitana i przy okazji może również status legendarnego poszukiwacza.

Aurerius zamarł. Cena jaką miałby ponieść za powrót na tron okazała się być wręcz absurdalnie niska. Wszak poręczenie to nic innego jak dokument. Najzwyklejszy świstek papieru z pieczątką i paroma najczęściej nieco podkoloryzowanymi frazesami. Oferta brzmiała jak jakaś abstrakcja, tak więc, gdy szok już opadł, pojawiły się pierwsze podejrzenia.

- Skoro zależy ci na statusie, dlaczego po prostu tego nie sprzedasz? - Półelf cofnął się o krok. Jego instynkt samozachowawczy na chwilę zaczął wariować. Przez absurd propozycji maga, powoli zaczynał odbierać jego osobę jako zagrożenie. - Albo nie użyjesz do własnych celów? Po cholere ja ci w ogóle jestem potrzebny?

Lasar uniósł rękę w uspokajającym geście.

- Widzisz, niestety świat nie jest tak łatwo skonstruowany jak ci się wydaje. - Zamilkł na chwilę, jakby tymczasowo utracił chęci do rozmowy. Pustym wzrokiem powiódł po koronach drzew, rozpościerającego się nieopodal lasu. Cisza trwała tak przez kilka kolejnych sekund, aż ponownie podjął temat. - Obawiam się, że sprzedaż czegoś tak rzadkiego i jednocześnie tak cennego, jak smocze truchło jest niemożliwa. Sam pomyśl, kto byłby w stanie ponieść tak wysoką cenę, za coś, czego praktyczne zastosowanie może nigdy się nie przydać? Potencjalni interesanci byliby gotowi prędzej poderżnąć mi gardło i zabrać klejnot, niż przeznaczyć na niego majątek.

Argumentacja wydała się Aureriusowi dość trafna, choć odpowiadała na zaledwie jedno z zadanych pytań. Nie zadanych wciąż było coraz więcej.

- A samodzielne użycie klejnotu? - zasugerował. - I nadal nie rozumiem jak niby zamierzasz pomóc mi? Przecież smoczymi zwłokami nie przekupię ojca, by znów uznał mnie na następcę tronu.

Mag westchnął cicho. Tym razem nie wyglądało to tak teatralnie, a wręcz zdawało się wyrażać cały nagromadzony w nim żal.

- Jestem magiem ognia. Już sam ten fakt skreśla mi możliwość wstąpienia do armii - przypomniał.

Niestety była to prawda. Aurerius przypomniał sobie wszystkie bajki dla dzieci, w których magowie ognia zawsze byli przedstawiani jako ci źli. Ich umiejętności zamiast budzić respekt, budziły strach wśród niemagicznych obywateli. Zwykle jedyne miejsce w jakim mogli się odnaleźć, to gildie, zatrudniające ich jako najemników. Jednakże nawet tam, mimo ponadprzeciętnych umiejętności, nie mogli liczyć na równe traktowanie.

- Nikt też nie uznałby mnie jako legendarnego poszukiwacza, nawet gdybym im przyniósł trzy takie smoki - kontynuował. - Za to z poręczeniem samego króla elfów, kraju tak odizolowanego i biernego na wszystko co dzieje się poza własnymi granicami... Nawet moje pochodzenie nie byłoby w stanie przykryć tego wyróżnienia.

Wszystko brzmiało całkiem sensownie. Nawet więcej, niż tylko sensownie. Lasar skrupulatnie obalał każdą spekulację rozmówcy, aż tan musiał uznać szczerość jego intencji za wiarygodną. Co więcej, mag przedstawił mu plan, który naprawdę miał szanse na powodzenie. W wypadku jego powodzenia nawet ojciec Aureriusa musiałby uznać zasługi syna za nieocenione. W przedziale zaledwie tygodnia, były książę miał wrócić do królestwa elfów już nie jako wyrzutek, a jako zabójca smoków.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top