5. I zamienię w skwarkę
Regina obudziła się z cichym westchnieniem. Przeciągnęła się leniwie jak kot. Przypomniała sobie, na co z niecierpliwością czekała. Uklękła na podłodze i utkwiła wzrok w lśniących kafelkach. Wpatrywała się w swoje odbicie tak długo, aż zobaczyła to, na czym jej zależało.
– Znalazłaś się w posiadaniu przedmiotu, o którym rozmawiałyśmy? – spytała sucho.
Odpowiedź nie padła od razu. Nora w swej przekorności uwielbiała się z nią droczyć. Tylko jej na to pozwalała. Uzupełniały się.
Gdy nauczyły się koegzystować, wszystko stało się o niebo prostsze. Oczywiście dla nich, bo reszta świata nadal żyła w nieświadomości. Skali problemu, dojrzewającego tuż pod ich nosem nie dało się opisać słowami.
W kafelkach odbił się kpiący uśmiech. Kobieta poruszyła brwiami, przesyłając mentalną wskazówkę. Regina zgodnie z instrukcją włożyła rękę do kieszeni i wyciągnęła z nich figurkę wieloryba. Sapnęła i spiorunowała Norę wzrokiem.
– Co to, do ciężkiej cholery...? – wycedziła.
Przez moment słuchała w skupieniu wyjaśnień, ale szybko ją znudziły.
– Widzę, że ładnie błyszczy, kretynko – warknęła. – Nie to ci kazałam zabrać!
Ugryzła się w język. Trochę się zagalopowała. Zapomniała, że Nora wymagała łagodnego podejścia, inaczej odmawiała współpracy.
Regina odetchnęła głęboko i uruchomiła rezerwowe pokłady cierpliwości. Jeśli prędko się nie uspokoi, jej towarzyszka z pewnością nie omieszka się obrazić i uciec, nie udzieliwszy odpowiedzi na podstawowe pytania.
– Wytłumacz, w jaki sposób porcelanowa figurka wieloryba pomoże nam się stąd wydostać, moja droga? – szepnęła z rozmysłem.
W pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Regina wyłapywała każde słowo padające z ust Nory. Poświęciła temu całą uwagę.
– Dlaczego od tego nie zaczęłaś? – sapnęła ze słabo skrywaną frustracją, po czym włożyła rękę do drugiej kieszeni.
Zacisnęła palce na małym pudełku. Zagrzechotało, gdy nim potrząsnęła. Uśmiechnęła się szerzej niż zazwyczaj. Nora nalegała.
– Wspaniale – mruknęła.
Podniosła się z klęczek i sprężystym krokiem podeszła do drzwi. Załomotała w nie wściekle. Przestała dopiero wtedy, gdy się przed nią uchyliły.
Regina z trudem powstrzymała prychnięcie. Uchodziła za najtrudniejszą pacjentkę. Najniebezpieczniejszą. Najbardziej nieobliczalną i nieprzewidywalną. I pomimo tego, że na oddziale pracowały dziesiątki rosłych chłopów, znowu przysłano do niej pielęgniarkę Darię.
– Tak? – Blondynka w niebieskim kitlu wsunęła się przez szparę.
– Muszę się zobaczyć z doktorem Lepusem – oznajmiła Regina tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Nie przyjmuje pacjentów po godzinach – odparła rzeczowo kobieta, ale instynktownie cofnęła się o krok, zanim zdążyła dokończyć zdanie.
Regina od razu zmniejszyła dzielącą je odległość i zmrużyła niebezpiecznie oczy.
– Natychmiast – wysyczała. – Powiedz, że królowa go wzywa.
Daria przełknęła ciężko ślinę. Przycisnęła do piersi podpórkę z metalowym klipsem, posługując się nią jak tarczą.
– Dobrze, przekażę – wyszeptała potulnie pielęgniarka i pospiesznie zatrzasnęła drzwi.
Regina oparła się o nie plecami i pochyliła głowę, żeby móc przyjrzeć się odbiciu w podłodze.
– Ty tam pójdziesz – powiedziała z powagą.
Przez moment patrzyła się na siebie w ciszy, po czym potrząsnęła głową.
– Tak, musisz. Ciebie jeszcze nie rozgryzł i raczej już nie zdąży – zaśmiała się ponuro i wróciła do łóżka.
Przecież nie powinna wyglądać, jakby jej naprawdę na tym spotkaniu zależało. Zamierzała się ociągać, kiedy wreszcie po nią przyjdą. Żeby doktor Lepus trochę na nią poczekał. Zdążył utonąć w swoich myślach i wystarczająco mocno się przestraszyć. Już się bał, widziała to w jego oczach.
Ich wspólny czas w tym miejscu dobiegał końca, ale nie rozstaną się na długo. Nora polubiła pana doktora. Chciała, żeby zabrały go ze sobą. Wszelkie próby wyperswadowania jej tego pomysłu, kończyły się fiaskiem. Musiała obiecać, że nic mu nie zrobi.
Regina uśmiechnęła się pod nosem. Na szczęście "nic" pozostawia szerokie pole do interpretacji. Znała się na tym lepiej niż Nora.
༺⸙༻𖤓༺⸙༻
Nora wierciła się w fotelu. Chciała powiedzieć doktorowi Lepusowi o tylu rzeczach, że nie potrafiła zdecydować, od której zacząć. Mężczyzna wyglądał na bardziej zmęczonego niż zwykle. Mrużył oczy. Pocierał je, jakby przed chwilą dopiero się obudził.
– Z tego, co mówiła pani Daria, zrozumiałem, że to Regina chce się ze mną widzieć – oznajmił cicho.
Nora przygryzła wargę. Nie potrafiła już dłużej wytrzymać.
– Regina zmusiła mnie, żebym coś zrobiła – wyznała konspiracyjnym szeptem.
Doktor Lepus przełknął ciężko ślinę.
– Rozwiniesz myśl, proszę?
Potrząsnęła głową. Wstała z fotela i podeszła do okna. Szarpnęła za kraty mocniej niż zazwyczaj i chyba faktycznie tym razem trochę je obluzowała.
– Dobrze się czujesz, Noro?
Po fakcie zdał sobie sprawę z absurdalności pytania, które zadał. Znajdowali się w końcu w zakładzie psychiatrycznym. Tutaj nawet lekarze nie czuli się dobrze.
– Niestety nie dam rady się wytłumaczyć, ponieważ daleko mi teraz do mnie, panie doktorze – westchnęła melancholijnie.
W pierwszym odruchu zamrugał zaskoczony, w drugim jednak uznał, że nic go już raczej nie zdziwi. Zdanie, które powiedziała, wyjątkowo przypadło mu do gustu. Sięgnął po notes i je zapisał.
– Rozwiniesz myśl, Noro? – powtórzył życzliwym tonem.
– Marzę o szczęściu dla wszystkich, ale co to znaczy, nie wiem – odparła.
– Nie uszczęśliwisz wszystkich, to fizycznie niemożliwe – wtrącił. – Jeśli naprawdę ci na tym zależy, zacznij od najbliższego kręgu osób.
Klasnęła w dłonie.
– Zacznę od pana! Proszę mi powiedzieć, jak to zrobić? – zawołała.
To ten moment, pomyślał. Czuł, że przechytrzył je obie.
– Powiedz mi, jakie zadanie dostałaś od Reginy, wtedy zostanę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. – Na jego twarzy pojawił się ostrożny uśmiech. Nie dał rady go powstrzymać.
Nora zbladła. Przygryzła wargę w napięciu. Ewidentnie toczyła w swojej głowie wojnę. Otworzyła usta i spojrzała na mężczyznę z wahaniem.
Nagle wyraz jej twarzy się zmienił. Złość ją wykrzywiła. Czoło pokrył mars.
– Co ty wyprawiasz? – warknęła.
Rysy znów złagodniały. Nora sapnęła z przestrachem.
– Wykonuję plan, jak chciałaś! – zapewniła.
Zmarszczyła brwi i prychnęła wściekle.
– Przecież wiem, o czym myślałaś! Chciałaś mnie zdradzić! – podniosła głos.
Z oczu kobiety trysnęła fontanna łez.
– Nigdy! Jesteśmy jak siostry! – zapewniła gorliwie.
– Tak dobrze nam szło! Wręcz idealnie! Zrywam umowę! – warknęła.
Nora się zachwiała. Doktor Lepus wstrzymał oddech. Śledził ją wzrokiem. Je obie. Zmiany zachodziły tak dynamicznie, że w pewnym momencie stracił rachubę, na kogo patrzył. Nora zmieniała się w Reginę. Regina zmieniała się w Norę, a on nie śmiał się poruszyć. Siedział sztywno w fotelu. Nie notował. Zamarł z długopisem nad czystą kartką. Spędził trzydzieści pięć lat w zawodzie, a po raz pierwszy w życiu doświadczał czegoś podobnego.
– Udowodnij, że wolisz mnie! Choć ty jedna! – jęknęła.
– Oczywiście, że wybieram ciebie! – odparła z powagą.
– Zatem czekam! – wycedziła.
Kobieta w końcu zwróciła uwagę na doktora Lepusa. Z jej oczu biła głęboka rozpacz. Mężczyzna utkwił w nich wzrok i nie potrafił się oderwać. Zahipnotyzowała go.
Wolnym krokiem zbliżyła się do fotela, w którym siedział. Wyjęła z kieszeni porcelanową figurkę wieloryba i obdarzyła ją tęsknym spojrzeniem.
– Już więcej nie poleci, nawet gdyby mu jednak wyrosły skrzydła – westchnęła cicho, po czym uderzyła przedmiotem o drewniany podłokietnik.
Figurka pękła na kilka części, ale naprawienie jej jeszcze wchodziło w grę. Wystarczyłoby skleić ostre elementy i odstawić na jakiś czas, do wyschnięcia. Chciał to zasugerować, ale Nora okazała się szybsza. Zdecydowanym ruchem wbiła resztki wieloryba w tętnicę szyjną mężczyzny. Nie zdążył nawet krzyknąć.
– Zależało mi, żeby poszedł pan razem z nami do Krainy Czarów. Zyskam dzięki temu pewność, że już nigdy nie zostanie pan sam. Samotność panu nie służy, pamięta pan, prawda? Spodoba się panu, słowo! – szepnęła zdławionym głosem.
Nerwowym ruchem starła łzy z twarzy i odwróciła się na pięcie. Doktor Lepus słyszał, jak przemieszczała się po pokoju. Jak przysunęła ciężką komodę pod drzwi, by nikt nie wszedł. Kątem oka dostrzegł, jak zbliżyła się do okna, zapaliła zapałkę i przytknęła ją do zasłon. Sztuczny materiał zajął się błyskawicznie. Drewniane meble stanęły w płomieniach. Krwiste języki lizały ściany i dywan. Fakt, że mężczyzna broczył, ale w inny sposób stał się w gruncie rzeczy nieistotny. Technicznie już nie żył, ale zanim skonał, usłyszał dwa zdania, brzmiące różnie, ale jakby tak samo.
– Dobra robota, Regino.
– Dobra robota, Noro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top