• Rozdział trzydziesty drugi •
ARTEMIS
– Myślisz, że sobie radzą? – zapytała Artemis.
Selene, martwiąc się jej stanem, postanowiła ponownie użyć magii, by pomóc jej dojść do siebie. Artemis protestowała, jednak kapłanka była uparta i nie chciała słuchać wymówek. Teraz podniosła głowę, przerywając rzucanie zaklęcia.
– Minęło już kilka dni. Jestem pewna, że wkrótce będą na miejscu. Zakładam, że jutro skontaktuje się z nami Astro.
– W jaki sposób dostaną się tam w kilka nocy... to znaczy dni?
– Wolałabym nie mówić tego na głos.
Artemis westchnęła, ale nie powiedziała nic więcej. Pozwoliła Selene robić swoje. Chociaż kapłanka powtarzała, że nie jest uzdrowicielką, a gdy wrócą, powinna udać się na kontrolę, strażniczka czuła się coraz lepiej, więc najwyraźniej zaklęcia były skuteczne.
– Skończyłam. Jak się czujesz? – zapytała Selene, wstając z klęczek.
– Fantastycznie.
– Na pewno? Nie jestem pewna, czy kości prawidłowo się zrastają.
– Nie martw się mną – odparła Artemis, ponownie wkładając na siebie sukienkę, którą znalazła dla niej Selene. Choć nie przepadała za tym typem ubioru, nie wybrzydzała.
– Muszę być pewna, że będziesz w stanie znieść podróż. Czeka nas niecałe dwa tygodnie drogi, jeśli wyruszymy tylko we dwie.
– A kiedy chcesz wyjechać? – zapytała strażniczka.
Selene niewiele mówiła jej o swoich planach. Artemis nigdy nie była zła na kapłankę, jednak teraz ogarniała ją frustracja. Lubiła być informowana o wszystkim na bieżąco – do tego była przyzwyczajona w pracy. Teraz jednak Selene przejęła dowodzenie nad wszystkim, zupełnie jakby to było czymś oczywistym, a w dodatku zachowywała się, jakby najmniejszy ruch mógł kosztować Artemis życie. Strażniczka nie mogła narzekać na brak uwagi i cieszyła się, że może spędzać z Selene tyle czasu, jednak nie cierpiała być tą, o którą trzeba się bez przerwy troszczyć. To ona chciała dbać o nią, nie odwrotnie.
– Jutro – oznajmiła Selene.
– Jutro kolejna egzekucja... No tak, mamy wtedy największe szanse – powiedziała ponuro Artemis.
Wszyscy, którzy przyjechali do Solaris wraz z nią i Lunaris, mieli zostać straceni – jeden przedstawiciel Lumeny dziennie, aż w końcu wszyscy spłoną żywcem. Artemis chciałaby mieć moc i możliwości, by temu zapobiec, jednak była bezsilna. Nie mogła włamać się do pałacu i wydostać wszystkich. Nawet ucieczka z małą grupką byłaby niemożliwa. Wiedziała, że zabezpieczenia pałacu musiały zostać wzmocnione, skoro uciekła stamtąd najcenniejsza więźniarka. Nie mogła jednak zrobić nic z poczuciem winy, że nie pomoże tym ludziom... Przecież wśród nich byli strażnicy i strażniczki, z którymi pracowała od lat. Znała tych ludzi, a teraz chciała uciec i zostawić ich tu na śmierć. Ale czy miała jakiś wybór? Mogła zginąć razem z nimi lub spróbować wrócić do domu.
– Tak... – Selene wbiła wzrok w podłogę.
– Co, jeśli natrafimy na wojska? Wciąż przecież trwa wojna, Selene.
– Wierzę, że nie potrwa już długo.
W głosie Selene Artemis wyczuła nutę niezachwianej pewności. Zupełnie jakby widziała przyszłość.
Kapłanka w ostatnim czasie zachowywała się bardzo dziwnie – tylko tak można było to określić. Była nerwowa i często budziła się w nocy. Czasem jej słowa były zupełnie niezrozumiałe, jakby wiedziała coś, o czym nie mógł nikt inny. W dodatku niekiedy rzucała Artemis takie spojrzenia, jakby chciała jej coś powiedzieć... a potem się rozmyślała. To jedynie dodawało strażniczce zmartwień. Coś wyraźnie ją trapiło, a Artemis nie wiedziała, jak jej pomóc.
– Chciałabym, żeby to było możliwe... Ale nie wierzę w to. Wszyscy zginą. My także, jeśli Księżyc nie będzie mieć nas w opiece. A wtedy już nigdy... – Artemis spuściła wzrok.
A wtedy już nigdy ci nie powiem, że cię kocham... – dokończyła w myślach.
Kapłanka spojrzała na nią, po czym przygryzła wargę. Wglądała, jakby biła się z myślami, intensywnie roztrząsała problem, którym nie chciała się podzielić. Po chwili jej wyraz twarzy się zmienił. Selene zbliżyła się do niej.
Artemis spojrzała na towarzyszkę, nie mając pojęcia, co się zaraz stanie. Jednak to, co nastąpiło, przechodziło wszelkie pojęcie strażniczki.
Selene dotknęła jej policzka. Zrobiła to w tak... czuły sposób, że Artemis zaniemówiła. Była pewna, że w ciągu tej jednej chwili całe jej policzki pokrył rumieniec. Nie tego się spodziewała.
– Nie myśl o tym teraz.
Coś w jej spojrzeniu było innego niż zwykle. Artemis nie była w stanie określić, co dokładnie się zmieniło. Znała ją od lat, a jednak za nic nie była w stanie odgadnąć, co działo się w jej głowie, ani co w tej chwili czuła. Wiedziała tylko, że jej własne serce zaczęło wybijać nowy rytm.
– A o czym mam myśleć?
– O mnie chociażby.
Artemis spąsowiała jeszcze bardziej. Była pewna, że nawet jej uszy zaczerwieniły się aż po same czubki.
– Czy to był flirt? – zapytała z nutką podejrzliwości.
– Owszem – odparła Selene, posyłając jej uśmiech, który z pewnością stopił już niejedno serce.
– Ty nigdy nie flirtujesz – sapnęła z niedowierzaniem Artemis.
– Skąd wiesz? Może flirtuję z tobą bez przerwy, tylko tego nie widzisz? – spytała zaczepnie kapłanka, uśmiechając się do niej zalotnie.
– Po pierwsze, to ty zawsze trzymasz mnie na dystans – przypomniała jej Artemis. – Po drugie, nie mam pojęcia, skąd nagle wzięłaś ochotę na flirtowanie ze mną, ale to chyba kiepski moment. Jeszcze przed chwilą omawiałyśmy coś naprawdę ważnego i...
– A to mi przypomniało o czymś ważniejszym – przerwała jej Selene, kładąc jej dłoń na kolenie. Druga wciąż gładziła jej policzek.
– Mianowicie? – zapytała Artemis, czując, że robi jej się gorąco.
Nie rozumiała zachowania Selene. Zawsze sądziła, że zna ją tak dobrze, że może przewidzieć wszystko, co powie i zrobi. Teraz wymykała się ze swoich własnych schematów.
– O tobie – odparła z prostotą Selene. – Jutro nas już tu nie będzie, a ja ciągle odkładałam wszystko w czasie. Teraz mogę już nie mieć drugiej takiej szansy.
– Szansy na co?
– Żeby powiedzieć ci, że cię kocham. – Selene wyglądała, jakby właśnie zrzuciła z siebie olbrzymi ciężar i wreszcie mogła odetchnąć.
Artemis poczuła, że wszystko w niej zamiera prócz serca. Ono biło szybciej niż kiedykolwiek.
Musiała się przesłyszeć. Selene tego nie powiedziała. Mówiła jej to tylko w snach, bo tylko tam było to możliwe.
– Powiedziałam to. Wreszcie. – Selene zaśmiała się cicho.
– M-możesz to powtórzyć? – zapytała Artemis drżącym głosem. – Chyba piasek mi wleciał do uszu i źle słyszę.
– Kocham cię – powtórzyła Selene. W jej oczach iskrzyła się czysta radość. – Kocham cię już od dawna.
– Dlaczego mi to mówisz? – zapytała Artemis, wciąż nie wierząc w to, co właśnie usłyszała.
– Bo jutro jest niepewne, a jeszcze nie tak dawno sądziłam, że mogę cię już nie zobaczyć.
– Miałaś tyle dni, żeby mi to powiedzieć – wyszeptała Artemis. – Dlaczego dopiero dziś?
Nie rozumiała, dlaczego nie potrafi po prostu cieszyć się tą chwilą. Marzyła o tym momencie. Tyle razy odgrywała go w wyobraźni. Zawsze był najpiękniejszym w jej życiu.
– Bo dopiero dziś zebrałam dość odwagi, by to zrobić – odparła Selene.
– Ale czemu...?
Selene nie pozwoliła jej dokończyć, zamykając jej usta pocałunkiem. Artemis jęknęła zaskoczona. Kobieta nie poprzestała jednak na jednym całusie. Wciąż pieściła jej wargi, domagając się odpowiedzi, aż Artemis wreszcie to zrobiła. Oddała pocałunek wpierw niepewnie, z każdym kolejnym pogłębiając intensywność.
Jej serce biło jak oszalałe, krew buzowała w jej żyłach. Czuła, jak całe jej ciało płonie, gdy pierwsze niewinne pocałunki zamieniły się w pełne pasji.
Kapłanka przyciągnęła ją bliżej siebie i przerwała pocałunek, sugestywnie odgarniając włosy, by odsłonić szyję. Artemis skorzystała z zaproszenia, przenosząc tam swoje usta. Czuła, jak kobieta cała drży z każdym kolejnym pocałunkiem.
Artemis nie zadawała już więcej pytań. Pozwalała ponieść się chwili. Zapomniała o wszelkim bólu, który do tej pory jej doskwierał. Dotyk Selene dodawał jej sił. Jej bliskość sprawiała, że po raz pierwszy od dawna Artemis czuła, że naprawdę żyje. Gdyby tylko mogła, zatrzymałaby czas, by ten wieczór trwał w nieskończoność. Wieczór pełen pocałunków i płomiennych wyznań. Wieczór bez granic między nimi. Wieczór pełen miłości.
Wszystko jednak kiedyś się kończy.
Gdy najbardziej zdesperowane promienie Słońca przedarły się do chatki, Artemis zasłoniła oczy, naciągając na siebie koc. Drugą rękę wyciągnęła w stronę Selene, chcąc ją objąć i upewnić się, że to zaćmienie nie było snem, a jej wspomnienia kolejną fantazją...
Artemis otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w puste miejsce obok niej.
Selene nie było. Wszystko, co po niej zostało, to kartka z pożegnaniem.
Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy czekali, aż slow burn Selene i Artemis przejdzie ze slow w burn.
Wyznanie miłosne? Piękne. Ale każdy autor ma wewnętrznego diabełka, który nie pozwala, by było tak pięknie. Jednorożce i tęcze nie będą wieczne. Toteż Selene zniknęła... A Wy zapewne wiecie, co się teraz stanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top