• Rozdział trzeci •

LUNA

Obserwowała primabalerinę, która z niewyobrażalnym wdziękiem hipnotyzowała swoimi ruchami na scenie. Nie było w tym prawdziwej magii – jej jedyną mocą był taniec. Srebrne drobinki pokrywające jej skórę i śnieżnobiały strój migotały z każdym najmniejszym ruchem jej ciała.

Lunaris nie potrafiła oderwać wzroku od tancerki, podziwiając młodą artystkę i w duchu żałując, że nigdy nie miała szansy sama stać się podobną dziewczyną. Kochała taniec – nic więc dziwnego, że od dziecka jej ulubionymi lekcjami były lekcje walca oraz innych tańców towarzyskich, a pełne muzyki bale, które regularnie wydawała jej matka, przyciągały ją niczym barwne kwiaty pszczoły i motyle. Ale to balet fascynował ją najbardziej. Wciąż pamiętała dziecięcy ból i złość, gdy rodzice odmówili jej nauki tego tańca. W końcu była księżniczką – na co jej w życiu balet?

Choć ciałem wciąż znajdowała się w teatrze, duchem odleciała gdzie indziej. Była świadoma wszystkiego, co dzieje się na scenie, obecności przyjaciółek, a jednak myśli wciąż uciekały do wydarzeń ostatnich miesięcy. Ostatnich, które miały być takie, jak dawniej.

Nie... Przecież bez Astro nic już nie było takie samo.

Pożegnali się – zakończyli tamten rozdział. Ten piękny rozdział życia, który pokazał Lunie, czym jest miłość, czym jest szczęście, kiedy czuła, że niezależnie od wszystkiego ktoś będzie po jej stronie. Ktoś, kto kochał ją z całego serca. Kogo ona kochała. I bez kogo nie potrafiła żyć.

Byli kochankami, ale byli też partnerami. A odkąd Astro zniknął z jej życia, wszystko się zmieniło. Czasem zdarzało się, że po spotkaniach Rady nie wiedziała co myśleć, a jej pierwszym odruchem była konsultacja z Astro. Był przecież jej doradcą, a dzieląc się z nią swoją perspektywą, pomagał jej podejmować decyzje. Podpowiadał, co według niego jest dobrą inicjatywą, co wywoła złe lub dobre nastroje wśród jej poddanych, jak uspokoić obie strony Księżycowej Rady. Jednak Astro już nie było.

Od tej pory swoje decyzje konsultowała z Selene – to ona zastąpiła swojego kuzyna. Jednak przyjaciółka nie była Astro, widziała świat zupełnie inaczej. Ale w jednym miała rację – musiała wziąć się w garść. Dokładnie tak określiła to kapłanka. Musiała być silna. Nie mogła pozwolić, by złamane serce cokolwiek zmieniło. Skandal, jaki wywołała zdrada Astro, mocno osłabił jej pozycję. Wiedziała, że szansa na usunięcie jej z tronu drogą dyplomatyczną była niewielka, ale przecież już nieraz w okolicznościach podobnych do tych metody niezadowolonych jednostek i grup potrafiły być bardziej... drastyczne. Robiła więc, co w jej mocy, ażż siła wyższa nie uznała, że młoda królowa jest za mało udręczona.

Zaczęło się od silnych mdłości. Nie występowały regularnie, co bardzo utrudniało jej wypełnianie obowiązków. Choć nie musiała tłumaczyć się przed nikim, niezręczna była nagła ucieczka w czasie rozmów z ministrami lub naczelnym dowódcą sił zbrojnych. A potem dopadła ją księżycowa ospa. Jej jasną jak Księżyc twarz pokryły błękitne plamy, a od teraz prócz torsji męczyły ją gorączka i ból głowy. W dodatku wysoka temperatura ciała występowała na równi z lodowatymi dreszczami, a światło Księżyca potęgowało to uczucie. Wystarczyło, że zasłony w komnacie odrobinę się rozsuwały, by jej samopoczucie drastycznie się pogarszało. Choroba ta znana była z tego, że gdy zaatakuje organizm, żadne czary i eliksiry jej nie wypędzą – musiała sama odejść. Uzdrowiciele mogli jedynie łagodzić objawy.

Była pod stałą opieką głównego pałacowego uzdrowiciela przez niemal miesiąc. Gdy zapytała, czy mdłości mogły być zapowiedzią choroby i czy niewezwanie go było błędem, doktor Gleam odwrócił wzrok i bez słowa podał jej głównej służącej lekarstwa. Prawdopodobnie mogła uznać to za potwierdzenie. Być może starzec nie okazał królowej szacunku, jednak nie umiała się na niego gniewać – opiekował się nią od nocy narodzin i był najlepszym z najlepszych. Dzięki niemu wracała do zdrowia szybciej, niż można było zakładać. Księżycowa ospa potrafiła wyniszczać organizm przez długie miesiące, tymczasem Lunaris już teraz zaczynała dochodzić do siebie. A przynajmniej fizycznie. W środku wciąż czuła się zniszczona.

Tak bardzo chciała zobaczyć Astro jeszcze ten jeden raz – nawet jeśli będzie daleko. Czasami zdawało jej się, że wciąż jest obok – widywała go w snach, wspomnienia o nim towarzyszyły jej w chorobie. Oraz wyrzuty sumienia. Obiecała siostrze Astro, że zrobi wszystko, by go uniewinnić. Przeczytała każdy najmniejszy zapis prawny, zebrała wszelkie możliwe dowody. Ale zbyt późno. A przynajmniej dla niej.

Gdy wróci do Lumeny, wciąż będzie mogła ogłosić prawdziwą tożsamość Astro i Crystal. Nikt, kto pochodził z królewskiej rodziny, nie mógł być ścigany, aresztowany ani więziony. Jedyną osobą, która mogła go skazać, był król bądź królowa, a przecież Lunaris była przeciwko – uznała go za niewinnego. Zgodnie z prawem nie mogły ciążyć na nim żadne wyroki. Obawiała się jednak, jak bardzo jej narzeczony może namieszać w jej życiu i w sprawowanych przez nią rządach. W końcu zostanie królem, a wtedy... może zrobić jej na przekór. I będzie mieć do tego prawo. Bała się, że gdy dowie się, że ktoś może i jego zrzucić z tronu, upomnieć się o koronę, sam wyda wyrok – i to nie tylko na Astro, ale też na niewinną Crystal i jej męża.

Gdyby tylko choroba nie spowolniła całej jej pracy, już dawno każdy znałby prawdę. I gdyby Astro był wolny, gdyby wszyscy wiedzieli już, że ma królewską krew... To byłby idealny pretekst, by się pobrać. Przecież mogła zerwać zaręczyny z Soleilem i pakt zawarty z Solaris – wytłumaczenie, iż Lumenie grozi wojna domowa i walka o koronę, byłoby idealną przykrywką. By pogodzić obie strony konfliktu, wyszłaby za Astro... I wszyscy byliby szczęśliwi.

Chonsu miał doprawdy wybitne poczucie humoru. Czy bóg medycyny musiał zsyłać na nią chorobę w takim momencie? Czy musiał zniszczyć wszystkie jej plany? Czy musiał odebrać jej siły w chwili, gdy potrzebowała ich najbardziej?

– Wszystko w porządku? – zapytała szeptem Artemis, nachylając się w jej stronę. Marszczyła brwi zmartwiona, wbijając w nią spojrzenie swoich szarych oczu.

Na samym początku, gdy ból w sercu zdawał się nie do zniesienia, nienawidziła jej. Chciała jej nienawidzić. Nie potrafiła zrozumieć. Nie potrafiła wybaczyć. Ale Artemis, jej kochana Artemis, nie opuściła jej nawet wtedy, gdy przyjaciółka nie chciała jej oglądać na oczy, gdy straciła do niej całe zaufanie. Po raz kolejny była gotowa oddać własne życie, by ocalić Lunę. I omal nie odeszła na dobre. Luna wciąż czuła do niej żal, ale wybaczyła jej. I z każdą nocą wracały do tego, co było kiedyś.

– Tak, dlaczego pytasz? – Królowa udała zdziwienie. Domyślała się, że przez swoje zamyślenie musiała wyglądać jeszcze gorzej niż wcześniej. Choć makijaż i magia zakrywały wszelkie cienie pod oczami i nadawały jej twarzy życia, nie mogły ukryć innych oznak zmęczenia.

– Nie wyglądasz najlepiej.

– Dziękuję za komplement – prychnęła, po czym posłała Artemis delikatny uśmiech. Nie chciała zabrzmieć niemiło. – Ty też wyglądasz olśniewająco.

– Luno. – Siedząca po drugiej stronie Selene odwróciła się w jej stronę. – Artemis ma rację. Uważam, że czas już na nas – musisz jeszcze odpocząć przed wyjazdem. To nie będzie łatwa podróż, powinnaś korzystać z czasu, który ci został.

– Ależ, Selene, korzystam. – Złapała swoje przyjaciółki za ręce, po czym zwróciła wzrok ku scenie, gdzie właśnie kończył się pierwszy z dwóch aktów. – Jestem w najwspanialszym miejscu na świecie z najważniejszymi dla mnie osobami. Czego można chcieć więcej?

Dosłownie czuła spojrzenia, którymi musiały się wymienić strażniczka i kapłanka.

– Pamiętaj, że nie zostanę do końca. Wciąż mam obowiązki w świątyni.

– A ja nie opuszczę tego miejsca, póki przedstawienie się nie skończy – oświadczyła Luna.

– Już widzę te plotkarskie nagłówki, że znudzona śmiałaś opuścić teatr i nie szanujesz ciężkiej pracy artystów – mruknęła Artemis.

– Właśnie tak, Arti – odparła, po czym zdała sobie sprawę, że pierwszy raz od dawna zdrobniła imię przyjaciółki.

Strażniczka odwróciła wzrok, chcąc jakby ukryć uśmiech.

Luna znów patrzyła na tancerzy. Na piękno ich tańca. Na życie, które mogła mieć, gdyby los był dla niej łaskawszy.

Witam Was w kolejnym tygodniu z Lumeną!

Odhaczyliśmy już trójkę bohaterów, czas więc na następną postać. Jak myślicie, z kim spotkamy się w następnym rozdziale? Będzie on spokojny, czy może pełen akcji? (Niczego nie sugeruję).

[Miejsce na przemyślenia]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top