• Rozdział siedemnasty •

CRYSTAL

Zaskakujące było to, jak w jednej chwili życie potrafiło stanąć na głowie. Stało tak przez chwilę, by później upaść twarzą w błoto i nie móc się podnieść. Na szczęście życie Crystal jeszcze trzymało się dzielnie w pionie – nawet jeśli pozostawało odwrócone.

Nie uważała się za patriotkę na tyle wielką, by z dnia na dzień stwierdzić, że rządzenie państwem (nawet niejawnie) jest jej przeznaczeniem. Robiła to, bo tego właśnie od niej oczekiwano. Robiła to, żeby pomóc Astro. Pech chciał, że jako jedyna z całej zaangażowanej w podział władzy nie miała wyboru, ponieważ to ona była mostem łączącym Astro i Noxa. Zgodnie z prawem korona należała jej się jako jednej z koronnego rodzeństwa oraz jako mężatce.

Astro i Selene wyjechali kilka nocy wcześniej. Crystal wiedziała, że zdążyli przekroczyć granice Lumeny i że byli już w drodze do Solaris. Znała plan, sama pomogła opracować kilka elementów. Był dość prosty, ale miała przeczucie, że się powiedzie. A przynajmniej na to liczyła. Jedyne wsparcie, jakie mogła zaoferować bratu i kuzynce, to eliksiry, które kazała Astronomowi zabrać ze swojej pracowni. Miała wielką nadzieję, że nie zgubił się wśród nieoznakowanych fiolek.

Nawet nie chciała myśleć, co się stanie, jeśli Astro i Selene zawiodą. Jeżeli zostaną złapani... Podzielą los Luny. A Crystal nie mogła sobie wyobrazić straty brata. Wiedziała, że pękłoby jej serce.

Teraz alchemiczka była skupiona przede wszystkim na swojej misji. Prócz tego, że zamierzała nie doprowadzić Lumeny do ruiny, zamierzała znaleźć zdrajcę. Czy też zdrajców. Przed wyjazdem, Astro poprosił ją, by to właśnie tym się zajęła. Z jego analizy wynikało, że co najmniej kilka osób na terenie pałacu było zaangażowanych w niszczenie bariery, jednak jedna z nich musi wszystkim przewodzić. Rozpadanie się ich jedynej ochrony było tym bardziej niebezpieczne, że zagrażały im już nie tylko smoki. Choć istoty ognia, burzy i lodu w dużej części zostały wyleczone ze smoczej gorączki, część z nich wciąż mogła stanowić zagrożenie. Teraz jednak nadchodziło coś groźniejszego – Solaryjczycy. Crystal nie wiedziała, jak potoczą się losy tej nagłej wojny. Istniała nadzieja, że ostatnie szlaki drogi dyplomacji okażą się strzałem prosto w cel, a król Sole zaniecha wojny. Nawet jeśli Księżycowa Rada będzie żądna krwi narodu, który ośmielił się zniewolić ich królową, Crystal wiedziała, że decyzja należała do niej i Noxa – a oboje pragnęli pokoju. Mogło się jednak okazać, że dojdzie do starć na terenach pomiędzy królestwami. A to oznaczało poważny problem.

Crystal wracała właśnie z kolejnej narady wojennej. Świeżo upieczona królowa uparła się uczestniczyć w każdym takim spotkaniu. Teraz wiedziała już, że stan ich wojsk jest fatalny. Liczebnością Solaris przewyższało ich kilkakrotnie, w dodatku w skład ich armii wchodziło znacznie więcej magicznych niż w przypadku Lumeny. Nie wspominając już o tym, że prawdopodobnie słoneczni żołnierze wciąż szkolili do walki sfinksy i feniksy. Tymczasem Lumena od czasu zawarcia pokoju między czterema nacjami nie inwestowała w rozwój swojej armii. Ludzie nie chcieli zostawać żołnierzami, jeśli ich żołd był niski, a praca monotonna, gdyż polegała przede wszystkim na ,,pozostawaniu w gotowości". Część z nich zostawała strażnikami przejść w barierze i pilnowała dróg do Subterry. Wielu postanawiało również odejść do Gwiezdnej Straży. Wyposażenie wojska również pozostawało wiele do życzenia, gdyż przemysł zbrojny Lumeny opierał się w głównej mierze na eksporcie towaru do innych królestw. W dodatku obecność magicznych w szeregach armii była niewielka. Podczas gdy w Solaris obdarzeni magią mężczyźni z biedniejszych rodzin zostawali wcielani do wojska, Lumena nie praktykowała obowiązkowej służby wojskowej – zwłaszcza biorąc pod uwagę spadającą liczbę czarodziejów i czarodziejek w kraju. Większość magicznych dążyła do zyskania jak najlepszego wykształcenia i przyczynienia się do rozwoju Lumeny, a także do zarabiania jak najlepiej.

Wniosek był prosty: mieli za mało ludzi, za mało broni, a na dodatek nie byli przygotowani do wojny. Mieli kilka tygodni, nim Solaryjczycy dotrą pod barierę Lumeny. Gdyby nie uszkodzenia, które w ciągu ostatnich nocy pojawiły się na wschodniej części bariery, księżycowi mogliby liczyć, że ochronna kopuła da im trochę czasu. W końcu sforsowanie jej bez magii Księżyca i gwiazd było sztuką trudną – a przynajmniej tak twierdzili eksperci. Crystal wiedziała jednak, że było inaczej, a skoro pęknięcia rozprzestrzeniały się szybciej, niż Lumeńczycy byli w stanie je naprawiać, słoneczni żołnierze szybko przekroczą granicę.

Dlatego Crystal musiała znaleźć tych, którzy zamierzali doprowadzić jej kraj do zguby. Ale najpierw...

– Panowie, czy to aby na pewno konieczne? – Crystal odwróciła się na pięcie, złapała pod boki i spojrzała zirytowana na dwóch strażników, którzy podążali za nią krok w krok.

Obaj byli niemal identyczni – mieli około dwóch metrów wzrostu, ważyli z pewnością nie mało, a samą swoją potężną, umięśnioną sylwetką sprawiali, że przeciętna staruszka na ulicy zabarwiłaby swoje pończochy na żółto ze strachu. Czaszki ogolili na łyso, a odróżniał ich jedynie zarost na twarzy – jeden miał śnieżnobiałą, elegancką bródką, drugi zaś zakręcone ku górze wąsiki. Być może dla innych wyglądali nieco przerażająco, jednak Crystal (mimo że pół metra niższa) czuła jedynie frustrację na ich widok. Galaxy Capricorn, kapitan straży, natychmiast po zaprezentowaniu Crystal i Noxa Księżycowej Radzie i przeprowadzce małżeństwa do pałacu, przydzieliła im obojgu ochronę. Zmęczona całonocnym szaleństwem czarodziejka nie protestowała, chcąc mieć jedynie święty spokój i odpocząć. I w ten oto sposób wylądowała pod opieką ,,dryblasów syjamskich", nie mając serca ich odprawić.

– Nie rozumiem, co wasza wysokość ma na myśli – odezwał się Bródka, marszcząc skonfundowany brwi.

Nie zapamiętała ich imion, dlatego w myślach nazywała strażników niezwykle oryginalnymi pseudonimami.

– Jestem świadoma tego, że pani kapitan obawia się szpiegów i możliwego zamachu na moje życie i mojego męża – odparła, starając się brzmieć w miarę oficjalnie i dostojnie, oraz nie dać upustu emocjom, które kazały jej zawołać: ,,Przestańcie za mną łazić, do cholery, jak jacyś zboczeńcy! Mogłabym was powalić małym palcem u nogi, gdybym wczoraj nie uderzyła nim o stolik!". Na szczęście pozostała kwiatem lotosu w oazie spokoju. Pozornie. – Czy jednak naprawdę panowie muszą chodzić za mną krok w krok?

– Wasza wysokość, na tym polega nasza rola – odezwał się Wąsik.

– Dobrze, dobrze, rozumiem, macie pilnować, by nikt nie wszedł w nocy do komnaty i nie domalował mi wąsów, ani nie wpadł z aparatem do łazienki – powiedziała, na chwilę zapominając, iż zaledwie chwilę temu narzuciła sobie rolę dostojnej damy, która latami szkoliła się w sztuce dyplomacji i radzenia sobie z natrętami pokroju spaczonych moralnie dziennikarzy i podejrzliwych, starych klientek. – Czy jednak naprawdę musi was być dwóch? Mojego męża pilnuje tylko jeden człowiek.

– Ależ, wasza wysokość... – odezwał się Bródka, mierząc ją wzrokiem. Crystal wciąż nie przywykła do tego, że tak ją tytułowano. Ludzie w pałacu jednak zaskakująco szybko odnaleźli się w nowej sytuacji. – Jesteś, pani, kobietą. W dodatku z dzieckiem.

Chrzanić opanowanie – pomyślała Crystal, czując, że jej cierpliwość się skończyła. Miała serdecznie dość tego, że gdy tylko chciała udać się na stronę, towarzyszył jej dwuosobowy orszak. A teraz jeszcze uznano, że jej płeć nagle ma wpływ na jej bezpieczeństwo! I to mówił ktoś, kim dowodziła kobieta!

– I co to ma do rzeczy? – Teraz była prawdziwie zirytowana. Czuła, że jeśli się nie opanuje, rano ktoś obudzi się nie tylko z ręką w nocniku, ale też z kilkoma brodawkami na tyłku. No i może wysypką w strategicznym miejscu. – To, że jestem niska i w ciąży, nie znaczy, że nagle nawet oddychanie może mnie zabić! Nie wychowałam się jako salonowa lalka, jestem dyplomowaną alchemiczką, a także ukończyłam kierunek specjalizujący się w magii ofensywnej i defensywnej oraz w walce z urokami. Jeśli jakiś gagatek mi podskoczy, zaraz wróci z płaczem do mamusi. Naprawdę niepotrzebna mi całodobowa opieka dwóch napakowanych facetów – same zaćmienia wystarczą. Zresztą, co ja się produkuję! Królowa Lunaris miała tylko jedną strażniczkę i świetnie się trzymała. A teraz: sio!

Bródka i Wąsik wyglądali na zdezorientowanych i nieco przestraszonych. Chyba nigdy nie spodziewali się, że istotka wielkości chomika będzie im grozić palcem.

– Wasza wysokość... – odezwał się niepewnie Wąsik. – Czy to był rozkaz?

– Tak, na litość gwiazd! – odparła Crystal, wyrzucając ręce do góry. – Mam dość użerania się z wami. Idźcie sobie na kawę, ciastko, czy cokolwiek i nie chcę was widzieć do zaćmienia.

Mężczyźni zaskakująco szybko na to przystali.

Crystal westchnęła z ulgą.

Podczas gdy ona rozmawiała z generałem Asteroidem i wyraziła zgodę na wysłanie połowy ich wojsk na spotkanie Solaryjczykom, Nox od kilku nocy prowadził rozmowy z ambasadorami, którzy próbowali nakłonić władców Subterry i Arboros do zajęcia stanowiska i wsparcia Lumeny. Teraz jednak Crystal była już wolna, a Nox w dalszym dyskutował z przebywającymi za granicą Lumeńczykami. Stella towarzyszyła mu przez cały czas, starając się odpowiednio nim pokierować.

Alchemiczka odwróciła się i ruszyła w stronę swojej nowej komnaty.

Dziwnie czuła się z myślą, że przygotowane dla nich pokoje należały wcześniej do jej biologicznych rodziców. To tam Io i Larissa zmarli. Od tego czasu minęło dwadzieścia pięć lat, jednak ta wiedza wprawiała ją w trudny do określenia nastrój.

Crystal rozglądała się po pałacowych korytarzach. Spoglądała na obrazy, mijała wysokie okna, z ciekawością przypatrywała się mijającym ją służącym. Czy gdyby jej biologiczni rodzice żyli, to właśnie byłoby jej życie? Teraz czuła się nieswojo w roli królowej, nawet jeśli nie pełniła jej w taki sposób, w jaki powinna. Czy jako księżniczka od urodzenia miałaby podobne odczucia? A może byłaby pewna siebie? W końcu jako Polluxa nie byłaby tą samą osobą, co Crystal.

Dziewczyna przystanęła i wyjrzała przez okno. Uniosła wzrok w stronę Księżyca.

Zawsze buntowała się i uciekała przed takim życiem. Jej matka zawsze chciała zamknąć ją w srebrnej klatce. Kiedyś Crystal podejrzewała, że Andromeda widziała ją w roli Łuny, Astro zaś jako Lunara. Teraz miała przeczucie, że adopcyjna matka od zawsze zamierzała osadzić ich na tronie. Nie zdążyła uwięzić dzieci w pałacu. Astro jednak sam utknął w nim z ochotą. Teraz również i Crystal dobrowolnie zamknęła się w królewskiej klatce.

Crystal dobrze wiedziała, że Nox nie jest zadowolony z nowego obrotu spraw. Czuł się równie zagubiony, co ona, a jednak wspierał ją ze wszystkich sił. Dziewczyna była mu wdzięczna, że zgodził się na udział w tym szaleństwie. Mógł odmówić, a jednak teraz nosił koronę.

Bardzo bała się tego, jak zostanie przyjęta przez Radę. Wiedziała, że to banda napuszonych idiotów i wariatów, choć nawet wśród nich były inteligentne jednostki. W ciągu kilku ostatnich nocy otrzymała kilka zaproszeń na prywatne spotkania z Łunami, Lunarami, a także członkami Nadwornej Loży Czarodziejów. Odrzuciła wszystkie, Stelli zaś kazała przekazać, że powodem jest jej wyjątkowo silne zmęczenie. Jako cierpiąca z powodu nadchodzącego macierzyństwa młoda kobieta nie powinna się tłumaczyć. Ba! Jako królowa nie musiała się z niczego tłumaczyć. Choć wiedziała, że w ten sposób jedynie zrazi do siebie członków Rady i chwilowo odwlecze szansę na zapoznanie się z potencjalnymi zdrajcami, nie żałowała tej decyzji, a także innych podjętych przez kilka nocy swojego urzędowania. Jeśli jednak będzie zmuszona zostać w pałacu więcej niż miesiąc...

Nie. Nie powinna nawet dopuszczać do siebie takiej myśli.

Astro wróci. Musi wrócić.

Na całe szczęście, przez ostatnie kilka nocy nikt nie wchodził jej w drogę. Członkowie Księżycowej Rady, którzy zamieszkiwali pałac, z pewnością obserwowali ją z odległości, próbując wybadać, jaką osobą jest nowa królowa. I jak można na nią wpłynąć. Crystal jednak była na to przygotowana i postanowiła nie poświęcać im zbyt dużo uwagi. Miała ważniejsze problemy na głowie.

Ruszyła w dalszą drogę. Miała ochotę rzucić się na łóżko i wykrzyczeć w poduszkę. Była zmęczona, stale musiała chodzić na stronę, a w dodatku nerwy zjadały ją od środka, jakby była smakowitą babeczką z kremem.

Chciała wrócić do domu. Chciała znów skupić się na swojej pracy, znów rozważać, jakie imiona dla dzieci będą idealne i jak ona i Nox urządzą pokój dla bliźniąt. Chciała w spokoju ponownie przeanalizować korespondencję jej przybranej matki i babki i polecieć do Akademii Magii, by porozmawiać z kimś, kto mógłby odpieczętować jej zdolności. Chciała w spokoju spotkać się ze swoim najlepszym przyjacielem i wyjechać na kilka nocy nad jezioro, by wykorzystać ostatnie letnie noce. Chciała nie musieć przejmować się tym, że jej kraj szykował się do wojny, a ona stała niejako na jego czele.

Nie mogła jednak wrócić do domu. Jeszcze nie.

Nie rozumiała, dlaczego drzwi do komnaty zawsze ktoś pilnował – nawet jeśli alchemiczka i jej mąż przebywali poza swoimi pokojami. Mogła jedynie snuć domysły, że w ten sposób nie chciano dopuścić, by ktoś wszedł do środka i przygotował śmiertelną pułapkę na króla i królową. Wszyscy w końcu znali historię króla Moona V, który zmarł nagle w trakcie kąpieli w wyniku dodania trujących substancji do mydła przez służącą – która rzekomo miała zemścić się za zakończenie z nią romansu.

Pozwoliła, by strażniczka otworzyła jej drzwi (jakby Crystal nie miała rąk i nie potrafiła sama gałki przekręcić), po czym weszła do środka.

Główna komnata pełniła funkcję sypialni i urządzono ją w jasnych barwach. W pokoju dominował błękit, a także białe meble. Wielkie łoże z baldachimem stało na prawo od wejścia, a po obu jego stronach znajdowały się zdobione drzwi. Jedne prowadziły do garderoby, drugie do przestronnej łazienki. Po przeciwnej stronie znajdowały się tylko jedne drzwi, choć Crystal zdała sobie sprawę z ich istnienia dopiero po kilku nocach, gdy znudzona wpatrywała się w ścianę. Mimo wielu prób nie udało jej się jednak ich otworzyć. Dopiero po czasie zauważyła, że na gałce wygrawerowano inicjały: J i C.

Wiedziała, że komnaty, do których przeniosła się z Noxem, były wcześniej zamieszkiwane nie tylko przez Io i Larissę, ale również przez Jupitera i Cassiopeię – rodziców Lunaris. Sama Luna jednak najwyraźniej nie zamierzała przejąć po nich pokoi i przeniosła się znacznie dalej, z kolei umieszczenie Crystal i jej męża w komnatach poprzedniej królowej wydawało się Stelli niewłaściwe. Przynajmniej dzięki temu czarodziejka nie mogła się nudzić.

Podejrzewała, że drzwi prowadzą do ukrytego pomieszczenia i niezbędny jest do nich klucz. Problem polegał jednak na tym, że... Nie miała żadnego klucza. Nie potrafiła też sforsować drzwi zaklęciami. Nox z kolei miał dość tego, że jego ukochana bawi się w detektywa, zamiast w końcu iść spać. Tymczasowo zamknęła więc śledztwo, jednak zamierzała kiedyś do niego wrócić. Kto wie? Może rodzice Lunaris ukryli tam pracownię alchemiczną, w której schowane zostały niezwykle rzadkie i cenne składniki, o których Crystal śniła od lat, a jej przyjaciel Orion byłby gotów sprzedać wszystkie niepotrzebne organy za choćby okruchy. Oczywiście szanse na to były równe temu, że rankiem w Lumenie wstanie Słońce, a nie Księżyc, skoro ani poprzedni król, ani dawna królowa nie posiadali magii, ale pomarzyć zawsze mogła.

Położyła się na łóżku, czując niezwykłą miękkość materaca i puszystej jak chmura kołdry. Była bardzo zmęczona i z wielką chęcią zostałaby tam aż do rana, nie wychodząc nawet na kolację. Nie pozwalały jej na to dwie rzeczy. Pierwszą był stale domagający się uwagi pęcherz, dlatego po kilku chwilach podniosła się i udała do łazienki. Kiedy wróciła, rozejrzała się po komnacie, gotowa zająć się drugą sprawą.

Być może nie otrzymała „w spadku po Lunie" komnat, ale za to przydzielono jej dawne służki królowej, z Venus Glitter na czele. Niestety głównodowodząca pomocnych duszków w falbankach nie najlepiej kryła niechęć do Crystal, ale jednak to ona przyczepiła się do niej jak rzep. Stale dbała o czystość i ubiór czarodziejki, była gotowa na każde skinienie, a w międzyczasie wygłodniałym wzrokiem wpatrywała się w zajętego swoimi sprawami Noxa. Nic więc dziwnego, że alchemiczka straciła cierpliwość i następnej nocy wszystkie panie „ubierzemy waszą wysokość jak lalkę", „wykąpiemy waszą wysokość jak niemowlę" i ,,poprzekładamy wszystkie prywatne rzeczy waszej wysokości do tajemniczych miejsc" zostały wysłane na tajną misję. Crystal nikomu nie powiedziała, co nakazała dziewczynom, ale Nox szybko poszedł za jej przykładem i swoich dwóch służących również odprawił na całą noc.

W ten oto sposób Crystal została w komnacie sama.

Przed wyjazdem do pałacu nie zdążyli zabrać ze sobą nic, jednak Stella zorganizowała ich przenosiny wyjątkowo sprawnie. Zgodnie z życzeniem małżeństwa przewieziono część ich ubrań, a także przedmiotów osobistych. Crystal nie była zadowolona z tego, że ktoś obcy panoszył się po jej domu. Nie była też zadowolona z tego, że Gwiezdny Dom zostanie sam na tak długo... Był marudny, ale za nic nie chciała, żeby zdziczał lub zapadł się w sobie.

Alchemiczka otrząsnęła się z rozmyślań, po czym wsunęła rękę między fałdy długiej sukni i wyciągnęła z ukrytej kieszeni fioletowe zawiniątko. Kiedy odwinęła materiał, zobaczyła błękitną figurkę homunculusa.

Miała ożywić go w czasie pierwszego zaćmienia od jego stworzenia, jednak nagle Selene wysłała do niej posłańca. Od tej chwili Crystal nie miała czasu zająć się swoim małym dziełem. Teraz jednak miała odpowiednie warunki, by powołać go do życia. Choć nie takie narzędzia, jakich by sobie życzyła...

Z toaletki za pomocą magii zabrała szminkę w ciemnym odcieniu, kwiat z wazonu, książkę, a także lusterko i amulet z szafirem.

Położyła homunculusa na wolnym kawałku podłogi i bez mrugnięcia okiem zaczęła rysować okrąg wokół figurki. Na jego linii zapisała symbole w tylko sobie znanym języku. Nie był to alfabet Moona, którym posługiwał się na co dzień każdy Lumeńczyk, a magiczne runy.

Wokół homunculusa ułożyła pozostałe przedmioty. Kwiat miał być symbolem życia, książka mowy, szafir umysłu, z kolei lustro duszy.

Na całe szczęście poprzedniej nocy zabrała z pałacowej biblioteki książkę, w której znalazła tę samą instrukcję, którą zostawiła w domu. Teraz otworzyła ją przed sobą, przeczytała w myślach kilka razy, po czym zaczęła inkantować na głos. Crystal czuła, jak silna magia wibruje wokół niej. Zaklęcie powtórzyła siedem razy, aż linia zaczęła świecić. Gdy zgasła, czarodziejka zaczęła wpatrywać się w homunculusa.

Błękitna istotka nie ruszała się, aż w końcu... zamrugała.

Maleńki człowieczek, którego kończyny o dziwo były równej długości, powoli zaczął podnosić się do siadu, aż w końcu wstał, po czym uniósł błękitną główkę na Crystal.

– Stwórczyni! – zawołał na jej widok. Crystal nie potrafiła wyrazić dumy i radości, jaką odczuwała na widok stworzenia, które stworzyła własnymi rękami i swoją magią uczyniła żywą istotą. – Co rozkażesz, stwórczyni? – zapytał swoim cienkim głosikiem.

Astro dał jej zadanie. A teraz ona zamierzała je wykonać. Choć, tworząc homunculusa, nie wiedziała, co będzie jego celem, teraz już wiedziała, w czym jej pomoże.

– Mam dla ciebie zadanie.

Mam nadzieję, że Crystal i porównanie jej do chomika rozluźniły atmosferę po poprzedniej bombie... W następnym rozdziale z kolei poświęcimy chwilę uwagi Noxowi, żeby biedak nie popadł w zapomnienie. A jego wątek może okazać się bardzo ciekawy ^^

[Miejsce na Wasze opinie]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top