• Rozdział piąty •

NOX

Ich stolik znajdował się na uboczu, na jednym z przestronnych balkonów restauracji. Crystal specjalnie przesunęła stojącą pod ścianą kryształową doniczkę z olbrzymią rośliną o rozłożystych liściach, by ta jeszcze bardziej odgrodziła ich od reszty gości. Nie dlatego, że robili coś nielegalnego. Obawiała się, że jeśli ktoś rozpozna ją lub Noxa, będzie zmuszona sięgnąć po radykalne metody radzenia sobie z natrętami, a te przysporzyłyby pracy pracownikom restauracji odpowiedzialnym za sprzątanie. Choć przewidywali co najwyżej ścieranie sosów bądź plam z zupy, z pewnością byli gotowi zająć się uprzątnięciem krwawego jeziora. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że jedyne nieszczęście, jakie spotka ich tego wieczoru, to herbata, którą przypadkiem wylał na siebie i swoją żonę.

Corvus natychmiast sięgnął po serwetkę, męcząc się blokującymi dostęp do niej świeczkami, naczynkami z przyprawami oraz wazonikiem z kwiatami. W międzyczasie jego dziewczyna, Elara, zdążyła wyciągnąć ze swojej torebki eliksir odplamiający. Crystal z pewnością znała jego fachową nazwę, jednak Nox nigdy nie potrafił spamiętać ich wszystkich, choć dziewczyna niemal bez przerwy używała przy nim języka alchemików.

– Proszę – podała przyjacielowi fiolkę, podczas gdy Crystal uspokoiła Corvusa, pokazując mu własną chusteczkę, którą właśnie wycierała materiał sukienki. – Warto zawsze mieć go pod ręką.

– Każdy eliksir warto mieć pod ręką, ale nie każdy ma tak pojemną torebkę – zauważyła czarodziejka, po czym zmarszczyła brwi, widząc, że wszyscy patrzą na nią z rozbawieniem. – Jeśli zastanawiacie się, czy mam przy sobie cały arsenał, to uprzedzam, że nie. Jeśli połkniecie pasożyta, a ten wyżre wam kości, to ich wam nie odtworzę na miejscu.

– Błagam, nie mów o pasożytach – jęknął Nox, ściskając nasadę nosa.

– Właśnie, zaraz jemy i będziemy myśleć tylko o tych małych robaczkach – zgodziła się Elara, wzdrygając się z odrazą.

– Albo mają dziś duży ruch i braki w personelu, albo obsługa jest fatalna – powiedział Corvus, próbując skierować rozmowę na inny plan i wychylając się, żeby odszukać wzrokiem kelnera.

– W tej sali na lewo od wejścia chyba szykowało się wesele – zauważył Nox, po czym zerknął z uśmiechem na Crystal.

Pomyślał o ich własnym świętowaniu zaledwie kilka miesięcy temu. Szkoda, że przyjęcie miało przykry finał, jednak większość wspomnień pozostała dobra.

– Właśnie, a skoro o weselu mowa... – zaczęła Crystal zaraz po tym, jak strzepnęła paproch z ramienia Noxa i ofuknęła go, stwierdzając, że bez niej skończyłby marnie. – Chcecie nas o czymś poinformować? – zapytała z uśmiechem, wskazując na pierścionek na palcu Elary.

– No w końcu! – wykrzyknęła Elara, po czym spojrzała z wyrzutem na przyjaciela. – Nox, jubiler jesteś, myślałam, że pierwszy zobaczysz!

– Zaręczyliście się? – Chłopak uśmiechnął się szczerze do przyjaciół.

Naprawdę cieszył się ich szczęściem. Teraz już rozumiał, dlaczego byli tacy tajemniczy i wręcz napompowani czystą euforią.

– Ano tak – potwierdził Corvus i objął ramieniem swoją narzeczoną.

– To wspaniale! – Crystal klasnęła w dłonie. Niespodziewanie nad stolikiem rozbłysły drobne iskierki magii, dowodząc podekscytowania czarodziejki.

– Widzisz? Mówiłem, że długo to nie potrwa. – Nox zwrócił się do swojej ukochanej. – A ty obstawiałaś, że zaczekają co najmniej pięć lat. I gdzie moja nagroda za trafną prognozę?

Crystal szybko cmoknęła go w policzek.

– Masz i już ci starczy – powiedziała alchemiczka.

– Hej, my tu jesteśmy! – zaśmiał się Corvus. – I od razu zapowiadam, że nie będziemy się grzebać ze ślubem jak wy.

– Właśnie, my się wręcz musimy pospieszyć – zauważyła Elara. – Zanim moi rodzice zmienią zdanie i zakopią twojego trupa w ogródku, kochanie.

– Hej, ale szczegóły! Potrzebujemy całej historii! – powiedziała Crystal i za pomocą magii uniosła dzbanek, by nalać wszystkim herbaty.

Zanim któreś ze świeżo upieczonych narzeczonych zdążyło powiedzieć choć słowo, Crystal niechcący wylała ziołowy napar na kolana Elary, słysząc głos kolejnego wysłannika władcy najmroczniejszych odmętów mrocznej otchłani:

– Crystal Sagittarius? – Dziennikarz. Jakżeby inaczej, przecież nie mogli mieć szczęścia.

Młodzieniec zbliżył się do ich stolika, w dłoniach dzierżąc aparat niczym broń.

– No nie, już kolejny się pyta. Kochanie, musisz być strasznie podobna do tej całej Crystal – spróbował wybrnąć z tego wszystkiego Nox.

Chłopak objął czarodziejkę ramieniem, by jak najbardziej przysłonić sobą drobną postać dziewczyny. Miał nadzieję, że hiena prasowa nie zdążyła zauważyć swoim czujnym okiem blizny. Wtedy nie było już mowy o przypadkowym podobieństwie – każda dziewczyna mająca metr pięćdziesiąt wzrostu i jasnobrązową skórę mogła obciąć sobie grzywkę, włożyć identyczną fioletową sukienkę i zawiązać na szyi apaszkę, ale nie było możliwości, by ktokolwiek prócz Crystal nosił podobną bliznę. W końcu nie każdego smok omal nie pozbawił oka. I życia.

– Pani Sagittarius, tylko kilka pytań! – Dziennikarz nachylił się w ich stronę tak bardzo, że kapelusz omal nie spadł mu z głowy.

Goście przy stoliku obok zerkali na nich z zaciekawieniem.

Niedobrze, niedobrze – myślał Nox.

– Mój mąż już panu powiedział, że nastąpiła pomyłka – powiedziała Crystal, zawzięcie szukając czegoś w swojej torebce, odwracając się niemal tyłem do dziennikarza.

Młody chłopak, zapewne tylko kilka lat młodszy od nich, bezskutecznie próbował zwrócić na siebie uwagę alchemiczki.

Elara wstała z miejsca, by bronić przejścia do dziewczyny.

– Czy to pani brat stoi za niszczeniem bariery nad Lumeną? – pytał uparcie dziennikarz.

– Mam tylko trzy siostry – skłamała bez wahania Crystal. Była spokojna i opanowana. Nox domyślał się jednak, że w środku aż się gotowała i miała ochotę rzucić na dziennikarza paskudną klątwę.

Nie wiedział, czego Crystal szukała w swojej torebce, jednak domyślał się, że żadna etykietka, którą przeczytała do tej pory, nie spełniła jej oczekiwań. Miał nadzieję, że w swoim czarodziejskim niezbędniku miała jakiś eliksir, który wybawi ich z opresji, a nie uchroni przed wzdęciami. Choć przed nimi też by mogła – o ile cokolwiek zjedzą.

– Czy działała pani w zmowie ze swoim bratem? – Dziennikarz wyciągnął z kieszeni wyświechtany notes.

Chłopak wyraźnie chciał zdobyć gorący materiał i znaleźć się na wyższym stanowisku. Nox od razu zauważył to po aparacie – pozostali dziennikarze często chodzili parami, z czego fotograf był oddzielną jednostką, choć niestety w pakiecie z sępem. To znaczyło, że musiał dopiero zaczynać.

– Ej, kolego, może już wystarczy? – Corvus podniósł się z krzesła i spojrzał groźnie na chłopaka.

– A czy państwo wiedzą cokolwiek na temat Astronoma Sagittariusa, który dokonał ucieczki z Więziennej Twierdzy po tym, jak został skazany za powiązania ze smokami?

– Wiemy, że to nie twój interes, ty mały... gnomie – warknęła ze złością Elara, opierając zaciśnięte pięści na biodrach. Jej wyzwisko nie było szczególnie bolesne, a jedynie ironiczne, gdy spojrzeć na fakt, że Elara była znacznie niższa od chłopaka. Noxa wzruszało jednak, że broniła jego żony i jej brata, choć wcale nie musiała.

– W takim razie nie jestem zainteresowany. Pani Sagittarius, tylko kilka pytań...

– Ma pan może uczulenie na dym z purchawki? – przerwała mu nagle Crystal, podnosząc głowę.

Nox uśmiechnął się, widząc dobrze znaną mu minę. W środku był w pełni gotowy na wszystko, co się teraz wydarzy.

– Co? – zdziwił się młodociany dziennikarz.

– To dobrze. Do zobaczenia kiedy indziej.

Elara i Corvus z pewnością wiedzieli, że to do nich skierowane zostały ostatnie słowa.

Gdy nagle wszystko wokół spowił szary dym, Nox już trzymał Crystal za rękę. Goście oraz obsługa znajdujący się w siwej chmurze byli zbyt zaskoczeni, by przejąć się wpadającą na nich parą, która szybkim krokiem przeciskała się w stronę wyjścia. Chłopak domyślał się, że żona już nieraz musiała odnaleźć się podobnej sytuacji, dlatego tak szybko znalazła drogę mimo słabej widoczności. Choć nawet ona musiała przecierać oczy, gdy znaleźli się już w wolnej od dymu restauracji.

Nikt nie pytał, dlaczego nagle wychodzą. Nikt też nie zwracał większej uwagi na Crystal – w końcu każdy był tego wieczoru zabiegany. A już na pewno nikt nie zwrócił na jej towarzysza o szpiczastych uszach Arborańczyka.

– Myślisz, że będzie nas gonił? – zapytała Crystal, gdy znaleźli się już przed budynkiem.

– Cóż, o tej porze nikt chyba nie zauważy, jeśli przetrącę mu parę kości na środku drogi...

– Ty? – prychnęła rozbawiona i chwyciła go za rękę. – Ty byś świetlika nie skrzywdził. Nie zapominaj za to, kto złamał nadgarstek twojemu największemu wrogowi w czwartej klasie.

– Mały ja jest ci dalej wdzięczny, kochanie – powiedział i zaczął prowadzić ich w stronę, z której przyszli. Tego zaćmienia zdecydowali się na długi spacer zamiast lotu na miotle. – Ale duży ja woli trzymać się tej optymistycznej wersji, w której to ja go unieszkodliwiam.

– Optymistycznej?

– Ja co najwyżej wyłamię mu bark, jeśli wykorzystam efekt zaskoczenia i moje ukryte zdolności. Ty byś go zagryzła.

– No wiesz co! – oburzyła się Crystal, jednak nie mogła powstrzymać śmiechu.

– Ach, no jakżebym mógł zapomnieć! Przy okazji przeklęłabyś całą jego rodzinę na kilka pokoleń wprzód i zabrała aparat jako trofeum.

– Brzmi jak plan.

– Ale może lepiej nie wcielaj go w życie. Wolałbym, żeby nasze dzieci nie musiały oglądać matki zza krat.

– Tam przynajmniej mogę spodziewać się posiłku.

– Jak bardzo jesteś głodna? – zapytał.

– Potrójnie, więc jestem gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią.

Wstąpili więc po drodze do cukierni. W dalszą drogę do domu ruszyli z nadziewanymi kremem rożkami, które od razu poprawiły humor im obojgu.

Na szczęście o tej porze drogi były puste – nikt nie pędził na miotle, wzniecając przy tym tumany kurzu. Jeśli już ktoś zapuszczał się na spokojne tereny poza miastem, wolał ryzykować złapaniem za nieprzepisowy lot poza wytyczoną ścieżką, niż koniecznością wizyty w pralni. Takie przypadki były bardzo częste. Crystal i Nox jednak woleli trzymać się dróg bez względu na to, czy była ona piaszczysta czy nie.

Crystal, która zwykle bez najmniejszego trudu pokonywała długie dystanse na własnych nogach, co pewien czas potrzebowała przerwy, dlatego zatrzymywali się na porośniętym granatową trawą polu. Srebrzyste i białe kwiaty rosły dziko, a ich płatki emanowały delikatnym blaskiem. Nic więc dziwnego, że mimo braku Księżyca, wszystko było doskonale widoczne i bez latarni.

Spojrzał z troską na dziewczynę, która opadła na miękką trawę, łapiąc oddech. Prawą ręką gładziła zaokrąglony brzuch. Robiła to bardzo często, jakby ten drobny gest wpływał na nią kojąco.

Poprzedniego zaćmienia wprost szalał z niepokoju o nią. Nie podobało mu się, że w swoim obecnym stanie chciała lecieć sama do Astarte, wałęsać się po ciemnych zaułkach, narażając na niebezpieczeństwo siebie i ich dzieci. Nawet jeśli zapewniała, że nic jej nie będzie i umie o siebie zadbać, a najgorsza część misji Sióstr Nocy już minęła, nie potrafił się o nią nie martwić. Zgodził się tylko dlatego, że jej pomoc była niezbędna. I dlatego, że Crystal była gotowa wszcząć awanturę. Jedynym warunkiem, jaki postawił, było odwiezienie jej do stolicy.

Nie mógł powiedzieć, że całkiem nie podoba mu się to, co robi. A przynajmniej co regularnie robiła jeszcze kilka miesięcy temu, nim dowiedziała się, że spodziewa się dzieci. W głębi duszy był z niej dumny. Gdyby nie zależało mu na niej tak bardzo, z pewnością patrzyłby na nią z podziwem, ale nie potrafił zaakceptować tego, że dobrowolnie ryzykowała swoim życiem i zdrowiem. Co prawda istniało też ryzyko, że Gwiezdna Straż ją za to aresztuje, ale na to rada zawsze mogła się znaleźć. Jednak fakt, że mogłaby zostać śmiertelnie ranna w czasie szamotaniny, zostać wykryta i zamordowana z ukrycia... to go przerastało. Podobnie jak to, że jeśli on wygra ich spór, a Crystal postanowi odejść na „emeryturę" (jak to sama określała), dziewczyna będzie musiała stracić wspomnienia... I kto wie, czy prócz Sióstr Nocy przypadkiem nie zapomni czegoś jeszcze.

Crystal i Astro nieraz tłumaczyli mu, dlaczego grzebanie w ludzkiej pamięci zostało zakazane – ta magiczna praktyka nieraz kończyła się niepowodzeniem. Nieumyślnie można było pozbawić kogoś zbyt wielu wspomnień lub przez ostrożność nie wykonać magicznego zabiegu prawidłowo, usuwając tylko część niepożądanych i przypadkiem zostawiając niepasujący do całości element. Szwagier sam to sprawdził – w końcu to właśnie nieumiejętnie wyczyszczona pamięć doprowadziła do tego, że Artemis mogła zacząć go podejrzewać o powiązania ze smokami. Zabawa ze wspomnieniami wcale nie była taka prosta. Przypominało to magiczną operację, gdzie osoba magiczna musiała odnaleźć się w miliardach nitek pamięciowej pajęczyny, które łączyły ze sobą poszczególne momenty z życia. Dlatego ,,pacjent" musiał pozostać nieprzytomny – by nowe wspomnienia nie zaburzały gotowej sieci.

Gdyby Crystal straciła wspomnienia o Siostrach Nocy, mogłaby przypadkiem stracić inne – nawet pozornie niepowiązane. Do tego dochodziła wieczna dezorientacja – brakujący element układanki, który wzbudzał frustrację samą swoją nieobecnością.

Nie rozumiał, jak jego ukochana mogła się na to godzić. Jak mogła znieść to, że tak wiele ryzykuje, wiedząc, że w końcu może wszystko stracić? Musiał jednak to zaakceptować. Mógł stawiać swoje warunki, ale nie zabronić jej tego w pełni. Gdy w końcu szczerze ze sobą porozmawiali, był w stanie zrozumieć, dlaczego to dla niej takie ważne. I choć nie powiedziała tego wprost, widział, że dla niej to także wyzwanie, coś, co daje jej szansę się wykazać. Crystal była ambitna i wszyscy o tym wiedzieli – zapewne dlatego rodzina oraz profesorowie Akademii Magii byli zdziwieni, gdy oznajmiła, że nie przyjmuje miejsca w Nadwornej Loży Czarodziejów.

W końcu ruszyli w dalszą drogę do domu. Nie byli zbyt daleko, tak naprawdę już niewiele dzieliło parę od położenia się w wygodnym łóżku z miską prażonych orzechów i wielkim zbiorem anagramów do rozwiązania. W końcu wyścig na myślenie i wspólne zajadanie się przekąskami było najlepszą formą spędzania czasu przed snem.

Wiedział, że po drodze miną jego stary dom, jednak jak zwykle na widok znajomego budynku ściskało mu się serce, a głowę zalewały wspomnienia. Białe ściany i niebieski, nieco krzywy dach, a wokół tyle roślin, że ów parcela była piekłem dla alergików. Nic się nie zmieniło mimo zmiany właścicieli. Nawet domek na drzewie wyglądał tak samo, jak wtedy gdy jako dzieci bawił się z bliźniętami. Choć drabinka była wymieniana wielokrotnie (zwykle to Crystal sabotowała próby uratowania ją przez rycerza w tekturowej zbroi i smoka, któremu brakowało dwóch jedynek), dach reperowany co najmniej trzy razy, a okno dwa razy więcej (kiedy dochodziło do walki o honor i ostatni kawałek ciasta z galaktyczną posypką, musiały być jakieś zniszczenia), to kryjówka nie zmieniła się nic a nic. Z tym że teraz to inne dzieci snuły tam filozoficzne rozważania, umierały z przejedzenia i do znudzenia grały w ulubione planszówki.

Zatrzymał się. Crystal puściła jego dłoń i objęła go od tyłu. Kochał Gwiezdny Dom, nawet jeśli to miejsce czasem wyraźnie go nie znosiło, zamykając mu drogę ucieczki z balkonu, oblewając wodą z fontanny przed wejściem, przesuwając meble tak, by uderzył w nie małym palcem... Spędził tam najpiękniejsze chwile z miłością swojego życia. Tam miały dorastać ich dzieci. Ale czasem nie potrafił powstrzymać tęsknoty za miejscem, w którym się wychowywał... I w którym nagle został całkiem sam.

Spojrzał w okna. Wnętrze pogrążone było w mroku, ale nawet w ciemności widział nowe zasłony. Wiedział, że ani on, ani żaden z jego ojców nie zgodziłby się na wściekle różowe firanki w kuchni. Nie umiał się pogodzić z tym, że to miejsce w ciągu ostatnich kilku lat zaczęło się zmieniać... Wciąż przed oczami miał wszystkie te chwile, które spędził tam jako dziecko. Phobosa, który uczył go grać na fortepianie. Callisto, który ignorował narzekania męża i z uśmiechem podawał synowi kolejną kanapkę z jego ulubionym dżemem – kosmicznym tak go nazywali z bliźniętami, choć oficjalna nazwa musiała brzmieć inaczej. Najważniejsza jednak była duża ilość magii i cukru. Dwie z tych rzeczy wciąż były z nim: fortepian i hurtowe ilości dżemu. Ale nie było już rodziców. Wkrótce po śmierci wujostwa poinformowano go, że jego ojcowie także zginęli w starciu ze smokiem. Phobos chciał tylko ściągnąć męża do domu... Ale już nie wrócił. Nox w ciszy pustego domu mógł tylko pocieszać się myślą, że być może zginęli razem. Że nie byli sami, a z ukochaną osobą.

– W porządku? – zapytała Crystal, opierając głowę o jego ramię.

– Zamyśliłem się tylko. – Posłał jej uspokajający uśmiech i, odwróciwszy się, schylił się, by pocałować ją w czoło. – Wracajmy do domu.

Ruszyli w drogę, a wówczas do Noxa wróciły rozmyślania, które chciał porzucić... przynajmniej na jakiś czas.

Sporo się zmieniło przez ostatnie miesiące, a jedną z tych zmian był on sam. Wciąż nie był w stanie rozwikłać zagadki zmiany swojego wyglądu. Jego tatuaż rozrósł się na całe ramię, sięgając teraz od barku po czubki palców. Na szczęście już nie świecił. O ile tatuaże były w Lumenie czymś normalnym, skoro każde dziecko otrzymywało co najmniej jeden zaraz po urodzeniu, tak już jego szpiczaste uszy nie mogły uchodzić za codzienny widok. Znacznie się wydłużyły i nie był w stanie ich ukryć. Rosły jeszcze przez jakiś czas po jego ślubie z Crystal, jednak tym razem partnerka już wiedziała, czego się spodziewać i zawsze dawała mu wsparcie, gdy jego ciało przeszywał nagły ból. Aż w końcu wszystko ustało dwa tygodnie po zniknięciu Astro – dobrze to pamiętał, bo z ich sypialni zniknął jedyny zielony element, którego zbyt długo nie podlewał.

Trudno było wyjaśniać to ludziom, którzy znali go od dawna. Ich wujostwo omal nie zemdlało, a w przypadku Elary i Corvusa obawiał się, że zniszczył im psychikę. Tylko Orion – przyjaciel Crystal – zdawał się reagować na fakt ze spokojną ciekawością, w przeciwieństwie do stałych klientów, sąsiadów czy sprzedawców w sklepach, którzy reagowali zaskoczeniem – delikatnie rzecz ujmując. W dodatku musiał zadbać o zezwolenie na przebywanie na terenie Lumeny – co brzmiało absurdalnie. Absurdem z pewnością nie było to dla członkini Gwiezdnej Straży, która tchnięta poczuciem obowiązku poprosiła go o pokazanie dokumentów, które zezwalały cudzoziemcom na prowadzenie działalności gospodarczej. Przy wsparciu Crystal udało mu się naprostować sytuację, a istnym zbawieniem okazał się jeden z jego klientów, którzy regularnie przychodzili do niego na Nocny Targ. Gdyby nie Selene, która przekazała sprawę prosto do Luny jeszcze zanim choroba zmogła królową do reszty, zapewne czekałby na dokumenty jeszcze kilka miesięcy, jeśli nie cały rok.

Nie wiedział, dlaczego rodzice nie powiedzieli mu prawdy... Przecież któryś z nich musiał wiedzieć. Phobos kilka razy wspomniał, że jeszcze zanim go przygarnęli, mieszkali we dwoje w Arboros ze względu na pracę Callisto. Musieli się domyślać, skąd się wziął. O ile... sami nie przenieśli go przez granicę, co przecież przeczyłoby wszystkiemu, co mu mówili. Ale niczego już nie był pewien.

Crystal mocniej ścisnęła jego dłoń.

Nie... jednego zawsze był pewien.

Trochę powagi, trochę humoru - to wszystko w tym (dość długim) rozdziale. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam i że dalej jesteście ciekawi nadchodzących wydarzeń. W końcu już za moment Artemis opowie o wyjeździe do Solaris - w końcu musi być tam, gdzie Luna! A przy okazji dowiecie się, jak się mają sprawy pomiędzy nią a Selene...

A przy okazji jak sądzicie: Crystal i Nox spodziewają się a) dwóch chłopców b) dwóch dziewczynek c) pół na pół? Jestem pewna, że nigdy Wam tego nie zdradziłam i jestem ciekawa, co obstawiacie ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top