• Rozdział jedenasty •
CRYSTAL
– Nie mogę uwierzyć, że tu jest tyle... kurzu. – Nox kaszlnął kilkukrotnie, gdy szara chmura dotarła aż do jego twarzy.
– A ja nie mogę uwierzyć, że wiosenne porządki robiliśmy wszędzie, tylko nie tutaj – mruknęła Crystal, za pomocą magii wyciągając rzeczy z białego (obecnie raczej szarego) kufra. – Dziwię się, że dom się jeszcze nie udusił. Na zabłoconą podłogę reaguje wręcz alergicznie.
Nie weszli na strych wyłącznie po to, by ocalić Gwiezdny Dom przed śmiercią z rąk kurzu. Zrobili to, ponieważ w końcu zebrali się na odwagę.
Minęło już kilka miesięcy, odkąd cała prawda, jaką znali, została wywrócona do góry nogami. Z początku sama starała się zbyt wiele o tym nie myśleć. Z czasem jednak wszystko dręczyło ją coraz bardziej. Zwierzyła się Noxowi, a on przyznał, że sam nie potrafił przestać roztrząsać tej sprawy. Dlatego też zaczęli myśleć razem, a to myślenie kazało im zajrzeć na strych, gdzie bliźnięta przeniosły wszystkie osobiste przedmioty Crescenta i Andromedy. Crystal jednak wciąż odkładała to w czasie.
Czy jej rodzice mogli zostawić po sobie cokolwiek, jakąś wskazówkę? Coś, co rzuciłoby więcej światła na całą sprawę, wyjaśniło ich plan?
Oficjalnie mieli poszukać starych kołysek, które kiedyś rodzice Crystal zostawili na strychu, żeby wreszcie zacząć przygotowywać pokój dla swoich dzieci. Oboje najwyraźniej o tym zapomnieli, ponieważ nawet nie zerknęli w stronę owiniętych materiałem mebelków.
Nox również szukał, choć nie tego samego, co jego żona. Przyznał, że od śmierci rodziców nawet raz nie przejrzał rzeczy, które po sobie pozostawili. W jego życiu również zaszło wiele zmian... Widocznych zmian. Zmian, które niepokoiły Crystal. Nie chciała, żeby umniejszał wagę swoich poszukiwań na rzecz jej. Przecież oboje chcieli poznać swoje korzenie.
– Chyba znalazłem książki twojego taty – powiedział nagle Nox, odwijając brązowy papier, by ukazać opasłe tomiszcze o lekko uszkodzonych rogach i złamanym grzbiecie. Ostatni szczegół wyjątkowo zabolał czarodziejkę, która traktowała książki jak własne dzieci.
– Pokaż mi to. – Crystal wyciągnęła ręce, czekając, aż chłopak poda jej książkę. Wiedziała, że nie lubi, gdy wyrywa mu przedmioty z rąk za pomocą magii. Kiedy Nox wręczył jej przedmiot, przyjrzała się okładce. – Tak, to jego. Ale nic tu nie znajdziemy, to tylko jedna spośród armii jego powieści historycznych – parsknęła, za pomocą kolejnego zaklęcia wprawiając kartki w ruch, by szybko się im przyjrzeć. – Jestem pewna, że pod spodem znajdziesz jeszcze z dziesięć o Rewolucji Równonocnej.
– I ty zostawiłaś tu taki stos? – Nox uniósł brwi z niedowierzaniem.
– Musiałam zrobić miejsce na swoje książki, skoro nie mogę urządzić sobie biblioteki w starym pokoju Astro.
– Tam będą spać dzieci – przypomniał jej.
– Wcześniej tłumaczyłeś, że potrzebny nam pokój gościnny, jakby ktokolwiek z niego miał korzystać. A teraz dzieci potrzebują własnego pokoju – westchnęła, teatralnie wyrażając żal. – A mogło być tak pięknie.
W teorii mogła również prosić dom, by znów zmienił swój kształt lub zamiast małej garderoby mieć bibliotekę... Ale gdzie w takim razie miałaby pomieścić ubrania?
Nox usiadł obok niej. Przez chwilę milczeli.
– Myślisz, że coś tu znajdziemy? – zapytał w końcu chłopak.
– Nie sądzę. Mama nie była typem osoby, która opisuje swój mroczny plan w różowym pamiętniczku, rysując serduszka nad ,,i"
– Mogła zapisać w czarnym z koronami nad „i".
– Z jej zapędami to bardziej prawdopodobne – prychnęła. – Może skupmy się na tej połowie, gdzie ty zostawiłeś swoje rzeczy? A jeśli starczy mi magii, przejrzymy też drugą część – zasugerowała. Chciała jeszcze trochę odwlec w czasie przeglądanie rzeczy rodziców, a jednocześnie pomóc ukochanemu.
– A może poradzimy sobie bez używania czarów? Nie powinnaś się dodatkowo przemęczać.
– W ten sposób właśnie się mniej zmęczę! – zirytowała się Crystal. – Zresztą magia obecnie buzuje we mnie tak bardzo, więc nawet nie wiem, czym się przejmujemy. Mam jej aż nadto – powiedziała, po czym sapnęła. – Księżycu, jak tu gorąco... – Przetarła dłonią mokre od potu czoło.
W tak ciepłą noc powinni odpoczywać w ogrodzie lub polecieć nad jezioro, zamiast dusić się na zakurzonym strychu. Po co magiczny dom, jeśli sam się nie sprząta? Potrafinagle wybudować nową ścianę, wygiąć ją w łuk lub zlikwidować, ale nie możenawet przetkać własnego zlewu, ani pozbyć kurzu?
– Tak? Otworzę okno – zaproponował Nox, po czym wstał.
Podczas gdy jej mąż wykłócał się z domem, który złośliwie postanowił utrudnić walkę z klamką, Crystal skinęła dłonią w stronę najbliżej leżącej skrzyni. Nie była pewna, do której strony ich rodziny należała, ponieważ nigdzie nie została podpisana.
Otworzenie wieka było trudniejsze, niż sądziła, jednak w końcu udało jej się wygrać z rdzą i drewnem. W tym samym momencie Nox w końcu pokonał Gwiezdny Dom w starciu o okno, jednak ofiarą sporu stała się klamka, którą chłopak ściskał w dłoni, wpatrując się w nią zdezorientowany.
– Jakieś problemy, kochanie? – zapytała Crystal, parskając rozbawiona jego widokiem.
– Nieee, wcale. – Ostrożnie odłożył klamkę na kufer, z którego odłaziła fioletowa farba. – Ale będę to musiał naprawić. Mam tylko nadzieję, że to zabolało – powiedział głośniej, wbijając wściekły wzrok w ścianę.
Crystal roześmiała się, jednak w myślach zanotowała sobie, że powinna uciąć sobie poważną pogawędkę z domem. Czytała kiedyś, że magiczne budynki są bardzo uprzedzone wobec obcych, ale Nox nigdy nie był obcy. Być może jednak dom wyczuwał od niego obcą energię – taką, jaką Crystal wyczuwała od jego tatuażu. Innym wyjaśnieniem była czysta złośliwość lub też zazdrość, ponieważ gdy tylko Nox się wprowadził, Crystal mniej czasu poświęcała na polerowanie okien.
W otwartej przez siebie skrzyni znalazła setki pootwieranych kopert z przełamanymi pieczęciami z wosku. Niektóre zaadresowane były do ojca, inne z kolei do matki Crystal i Astro. Część wyglądała na bardziej zniszczoną od pozostałych – wszystkie musiały nie mniej niż około dwudziestu lat.
Zanurzyła dłoń w morzu listów, po czym wyciągnęła jeden z samego dna. Domyślała się, że te muszą być najstarsze, choć mogła się mylić.
Wzrokiem szukała adresu, jednak go nie znalazła. Po wyciągnięciu zawartości koperty szybko domyśliła się jednak, że to list Crescenta do Andromedy.
Uśmiechnęła się do siebie, czytając pierwsze słowa.
Czasem zastanawiała się, czy jej rodzice kiedykolwiek się kochali. Przez piętnaście lat czarodziejka niemal nie widziała, by któreś z nich okazywało sobie uczucia. Zawsze wydawało jej się, że to tata kochał mamę, podczas gdy ona zdawała się nie znać pojęcia miłości. Uczucia okazywała sporadycznie i na swój indywidualny sposób.
Wyciągnęła kolejny list. Tym razem to Andromeda pisała do Crescenta. Nie była to chłodna korespondencja, biło od niej swego rodzaju ciepło. Nie obezwładniająca miłość, jednak coś szczerego i dobrego. Słowa kobiety nie brzmiały formalnie. Crystal przez chwilę zastanawiała się wręcz, czy Andromeda na pewno napisała je sama.
Wiedziała, że to dziadek doprowadził do ich spotkania. Ojciec Crescenta nieraz miał okazję pracować z Andromedą, nie miała jednak pojęcia, co skłoniło go do zapoznania syna z doradczynią królewskiej pary. Jak bardzo prawdopodobne było, że to wszystko zostało zaplanowane?
Czy to jednak było ważne? Przecież w końcu ich małżeństwo i tak się rozpadło. Musiało się zakończyć w ten sposób, jeśli jedynym językiem, jakim się porozumiewali, była kłótnia. Spierali się o wszystko, zwłaszcza gdy chodziło o wychowanie bliźniąt.
Czy tata wiedział? – zastanawiała się Crystal. – Czy wiedział, kim jesteśmy?
Podczas gdy Nox w milczeniu przeglądał stary album ze zdjęciami, w którym większość fotografii była czarno-biała, Crystal wyciągnęła plik listów związanych srebrną wstążką.
Kolejny raz szukała adresu i dat. Nadawcą była jej matka, a list napisała wiosną dwadzieścia lat wcześniej, gdy bliźnięta musiały mieć ich około pięciu.
21.03.1863r.
Matko,
Piszę do Ciebie w delikatnej i niezwykle ważnej dla mnie sprawie. Obie doskonale wiemy, że Astronom z pewnością odziedziczył moc po swoim rodzicu. Crescent bezustannie oswaja go ze smokami, czym nasz syn (jakże dziwnie to brzmi mimo upływu czasu) jest wręcz zachwycony. Martwi mnie jednak zachowanie Crystal. Podobno większość darów jest dziedziczna, sama tak mówiłaś. Selene, mimo że jest Twoją wnuczką, nie córką, zdaje się mieć podobne uzdolnienia do Ciebie. Moja córka powinna zatem być zdolna zaglądać w przyszłość, tak jak jej biologiczna matka – mimo swojego bardzo młodego wieku. Owszem, jestem świadoma, iż prawdziwy dar jasnowidzenia pochodzi od Księżyca. W końcu wiesz to z własnego doświadczenia. Jednakże L., jak doskonale wiesz, nieraz była w stanie przewidzieć przyszłość. A mimo to z Crystal dzieje się coś innego, choć byłam pewna, że to właśnie wspomniane jasnowidzenie zostało jej przekazane. Nie chodzi o jej (niezdrową) fascynację eliksirami, a o to, co może widzieć, gdy mówi sama do siebie. Twierdzi, że rozmawia z prababcią. Dzieje się to w każdą pełnię.
Crescent obawia się, że może widzieć duchy lub zaglądać w przeszłość zamiast przyszłości. Uważa, że może to stanowić dla niej zagrożenie. Podobno magicznych uzdolnionych w ten sposób najłatwiej opętują dusze zmarłych, którym w każdą pełnię Luna pozwala odwiedzać żywych. Mój mąż nie zna jednak sposobu, by ją przed tym ochronić. Czy jest szansa, by w jakiś sposób zablokować jej moc? Proszę, przyślij odpowiedź tak szybko, jak zdołasz.
A.
Crystal oddychała ciężko. Jej dłonie drżały.
– Nox – wykrztusiła drżącym głosem.
– Co się stało? – zapytał zmartwiony.
– Przeczytaj to, bo... ja naprawdę nie rozumiem.
Podała mu list, a sama sięgnęła po kolejne.
22.03.1863r.
Andromedo,
Jest to zaiste niepokojące, jednak nie jesteście jedynymi rodzicami, którzy martwią się o swoje obdarzone magią dzieci. Nie zablokuję magii naszej małej księżniczce, jednak sądzę, że jestem w stanie zapieczętować jej połączenie ze światem duchowym – przynajmniej na pewien czas. Zdejmę pieczęć, gdy dorośnie i będzie potrafiła kontrolować swoją moc. Jeśli mimo to pojawią się problemy, obawiam się, że będziesz zmuszona poradzić się specjalistów w Akademii Magii.
Moonlight Shine
9.04.1864r.
Matko,
Słyszałam, że nie wolno Ci już opuszczać świątyni. Podobno zaniedbujesz swoje obowiązki i angażujesz się politycznie. Dlaczego nie odejdziesz z zakonu? Moje dzieci i córka Celeste prawie nie pamiętają babci. Obiecałaś, że będziesz nas wspierać, zamiast tego wciąż czytam o tobie w prasie. Nie obchodzi mnie twoja kłótnia z moją siostrą – przysięgałaś, że będziesz czuwać nad bliźniętami. Popadłaś w konflikt z Celeste, nie ze mną. Proszę Cię, byś przestała unikać spotkań. Potrzebuję Twojego wsparcia. Crescent nie rozumie wagi, jaką ma odpowiednie przygotowanie bliźniąt do dorosłego życia. Potrzebują kogoś, kto przygotuje je na przyszłość, a nie ramienia, w które można płakać bez końca. Astronom stale wymyka się do lasu, a Crystal zamknęła się w sobie i ucieka razem z bratem. Kary nie przynoszą skutków. Proszę, pomóż mi. Nie wiem już, co zrobić. Gdybyś mogła nas odwiedzić, z pewnością wpłynęłabyś na dzieci lepiej ode mnie – Ciebie zawsze słuchały chętniej niż mnie.
A.
Andromedo,
Rozumiem problemy, z jakimi się borykasz. Moja obietnica wciąż zobowiązuje. Muszę jednak na pewien czas zniknąć. Mam pewne przeczucie. Zaufaj mi jako matce. Nie mogę pozwolić, by ktoś, kto nie życzy mi dobrze, skupił swą uwagę na Tobie lub Celeste – albo na Waszych dzieciach.
Nie bądź zbyt surowa dla dzieci. Twój cel jest ważny, jednak nauka to nie wszystko – pozwól im cieszyć się dzieciństwem. Czasem warto przytulić zamiast skarcić, Andromedo.
Nie mów bliźniętom o mnie. Nie będą już pamiętać.
Czuwam nad Wami.
Mama
Babcia. Crystal nigdy nie miała babci. Nie pamiętała jej. Nigdy nie poznała żadnego ze swoich dziadków. Znała jednak imię Moonlight Shine – to była kapłanka, która przewodniczyła Siostrom Nocy, nim naznaczyła Selene na swoją następczynię. Która tej nieszczęsnej nocy ocaliła Crystal po ataku smoka.
Nie rozumiała, w jaki sposób w jednej chwili życie potrafi się zmienić, jednak jej zmieniało się niepokojąco często. Odkrywała kolejne sekrety, kolejne tajemnice, które jej matka ukrywała przed nią. I które być może zamierzała wyjawić nim tragicznie zmarła.
A jeśli rzeczywiście miała ten... dar, to dlaczego nigdy nie usłyszała o nim ani słowa? Dlaczego nie czuła w środku, że czegoś jej brak? Że coś ją ogranicza? Wiedziała, czym są magiczne pieczęci, jednak zawsze sądziła, że czarodzieje odczuwają jej równie boleśnie co kajdany, które blokowały całą magię. Czy to dlatego, że nosiła ją od dziecka i zdążyła się przyzwyczaić do tego uczucia? Miała tak wiele pytań, ale wszyscy, którzy mogli jej na nie odpowiedzieć, odeszli.
Dlaczego babcia nigdy nie spróbowała się z nią skontaktować? Dlaczego odcięła się od nich na dobre? Przecież musiała wiedzieć, że jej córka i zięć nie żyją. Musiała wiedzieć, że Selene została sierotą. Czy kuzynka Crystal w ogóle zdawała sobie sprawę, że Moonlight była jej babką?
– Crys... – Usłyszała szept Noxa. Chłopak nakrył jej dłoń swoją. – Wiem, że to kolejne zaskoczenie, ale...
– Ale co? – prychnęła Crystal, po czym oparła głowę na piersi męża. Czuła, jak ten delikatnie gładził jej włosy. – Mam już serdecznie dość tego wszystkiego. Kłamstwa mamy w tej rodzinie we krwi. Ja kłamałam, ty kłamałeś, Astro kłamał, a nasi rodzice osiągnęli w tym prawdziwe mistrzostwo, bo aż do śmierci nawet słowa prawdy od nich nie usłyszeliśmy. – Czuła, że zbiera jej się na płacz.
– Wiem... I przepraszam, że też dołożyłem swoją garść nieszczerości. – Kiedy odchyliła głowę, by spojrzeć mu w oczy, Nox złożył krótki pocałunek na jej czole. – Może powinniśmy odłożyć dalsze porządki na inną noc?
– Tak będzie najlepiej, bo jeszcze okaże się, że ty jesteś zaginionym księciem i następcą tronu, a nasi rodzice po cichu do przodu zaplanowali nasze małżeństwo, żeby zjednoczyć dwa narody i pociągać za sznurki.
Nox zamarł.
– Nie mów tak, bo zaczynam się bać...
Crystal odsunęła się od niego, po czym wstała i poprawiła sukienkę.
– Idę pracować, muszę ochłonąć. Mam dość rewelacji na dzisiaj.
Rozpaliła ogień pod małym kociołkiem. Wieczne kamienie połyskiwały, gdy ogień niestrudzenie próbował je spalić.
Otworzyła księgę na zaznaczonej fioletową zakładką stronie. Na brzegach widniały sporządzone przez nią notatki.
Potrzebowała wyzwania. Od dłuższego czasu stale narastała w niej frustracja. Powinna tworzyć kamienie filozoficzne, odkrywać nowe eliksiry i ulepszać stare. Chciała robić to, co najsłynniejsi alchemicy, którzy zapisali się w historii! Ona tymczasem pogrążyła się w rutynie. Środki przeciwbólowe oraz słynny wariant na kaca, a prócz tego między innymi sinepuerox, by zapobiegać ciąży i muliliberix o wręcz przeciwnych właściwościach, który jednak nie różnił się kolorem i zapachem, a jedynie słodkim smakiem. Eliksiry odkażające, pomagające na przeziębienia i na kaszel, na wysypkę u dziecka, na pozbycie się rdzy, zastępujące klej... To wszystko już ją nudziło. To tak jakby noc w noc przygotowywała do znudzenia ten sam obiad.
Działalność dla Sióstr Nocy dotąd była wybawieniem, ale od nieudanego eksperymentu, po którym długo pozostawała zawieszona między życiem a śmiercią, obiecała większą ostrożność. Nie chciała kolejny raz słuchać pouczeń Astro i uspokajać Noxa. A odkąd odpowiedzialna była również za dwójkę nienarodzonych dzieci, bezpieczeństwo w pracy było jeszcze ważniejsze niż do tej pory. Tylko raz w ciągu ostatnich miesięcy zaryzykowała, gdy Selene jej potrzebowała. Wówczas, wbrew powadze sytuacji, czuła, że żyje. Była podekscytowana na myśl o warzeniu nowej mikstury, zupełnie innej niż te, które przyrządzała zazwyczaj, by sprzedać je na Nocnym Targu.
Teraz z kolei zamiast przyrządzić środek nasenny lub zapobiegający wypadaniu włosów, postanowiła stworzyć własnego homunculusa.
Nie było to zadanie łatwe bowiem najważniejszym składnikiem, który był w stanie powołać tę niewielką istotę do życia, była pasja. Musiała chcieć go stworzyć. Musiała chcieć stworzyć coś, nad czym będzie miała pełną kontrolę, a jednocześnie będzie posiadało własny rozum. To pragnienie musiało pochodzić z jej wnętrza.
Homunculus był istotą stworzoną przede wszystkim z korzenia mandragory. Korzeń ten musiał jednak długie miesiące spędzić zamknięty w wodzie w słoju z czerwonych rubinów, które trudno było zdobyć w Lumenie za rozsądną cenę. Ożywiony mocą właściciela stawał się idealnym szpiegiem. Potrafił stapiać się z otoczeniem, wejść niewielkie otwory, a prócz tego doskonale nadawał się na asystenta.
Crystal długo czekała na ten moment. Biorąc się do pracy, nie mogła powstrzymać narastającej w niej ekscytacji.
Alchemiczka sięgnęła po nóż, po czym zaczęła kroić korzeń. Nie wiedziała jeszcze, w jaki sposób istota alchemii okaże się pomocna. W tej chwili liczyło się dla niej jedynie zajęcie myśli. Nie chciała myśleć o matce, o babce, ani o duchach, które mogłaby widzieć. O mocy, którą Moonlight zapieczętowała, a czego nigdy nie cofnęła. Chciała poświęcić się swojej pasji.
Pokrojony korzeń wrzuciła do kotła. Krople wrzącej wody omal nie poparzyły jej palców.
Włożyła rękawiczki, zasłoniła usta chustą, a oczy ochronnymi szkłami. Sięgające do ramion kręcone włosy spięła, by nie przeszkadzały jej w dalszej pracy.
Kolejno dodawała kolejne składniki, melodyjnym głosem wręcz wyśpiewując inkantacje. Nox nigdy nie rozumiał, co tak naprawdę mówiła. Choć rozpoznawał język magii, alchemicy mieli własny. Drżenie ekscytacji pozostawało niezmienne od wielu lat, gdy z jej ust wydobywały się kolejne tajemnicze dla wszystkich prócz jej podobnych słowa. Orion, jej przyjaciel, doskonale wiedział, co miała na myśli. Alchemia była niczym rytuał, w którym tylko oni mogli prawdziwie uczestniczyć.
Wywar zmienił kolor kilka razy, aż w końcu stał się błękitny. Po chwili nagle zgęstniał, a Crystal za pomocą magii wyciągnęła go z kotła, zanim zdążył na dobre przywrzeć do powierzchni. Przełożyła masę na blaszkę, schłodziła za pomocą zaklęcia i zaczęła lepić.
Drobinki magii połyskiwały w jasnym błękicie, a mała istotka powoli zyskiwała kształtów. Najpierw głowa, potem korpus, ręce i nogi, starając się by były równej długości. Narzędziami nieskończenie ostrożnie żłobiła oczy, usta, nos i uszy oraz palce u rąk. Nie chciała przecież, by jej nowy przyjaciel żył z mackami niczym ośmiornica.
Nie wiedziała, ile czasu zajął jej cały proces, była jednak przekonana, że minęły co najmniej dwie godziny, odkąd przekroczyła próg pracowni.
Zmęczona otarła czoło wierzchem dłoni, patrząc na swoje dzieło. Nie było idealne, jednak czuła satysfakcję. Zrobiła to wszystko własnymi rękami. I była z tego dumna.
– Widzicie? – powiedziała, dotykając swojego brzucha. – Będziecie mogły się pochwalić, że przy tym byłyście.
Sięgnęła po materiał w kolorze głębokiego fioletu, po czym magią ostrożnie owinęła nieożywionego homunculusa. Musiała poczekać do zaćmienia, a do tej pory nosić go stale przy sobie.
Otworzyła drzwi łączące jej pracownię z kuchnią, po czym umyła ręce, a następnie nalała sobie szklankę wody różanej. Przeszła do salonu, gdzie Nox pustym wzrokiem wpatrywał się w kartkę. Nie słyszała stukania przycisków maszyny do pisania już od jakiegoś czasu, co znaczyło, że jej mąż miał blokadę twórczą – jak to ładnie opisywał początkujący pisarz. Nie wiedziała, o czym jest jego powieść, ale twierdził, że już prawie skończył, a wtedy będzie miała niespodziankę – której się spodziewała, skoro oznajmił jej to, gdy nie chciał, by doszło między nimi do kolejnego nieporozumienia.
Nox spojrzał na nią, jakby szykował się, żeby coś powiedzieć.
A wtedy usłyszeli pukanie do drzwi.
Crystal otworzyła, spodziewając się wszystkiego. Wszystkiego prócz królewskiego posłańca, który z dumą nosił tatuaż i królewski symbol przypięty do granatowej kurtki. Przez chwilę wahał się nad swoją wypowiedzią, aż w końcu postanowił się odezwać.
– Wasza wysokość. – Ukłonił się i z niepewną miną podał list oszołomionej czarodziejce. Kolejny przeklęty list tej nocy. Co tym razem? I dlaczego zwrócił się do niej, jakby była...? – To zawiadomienie od jaśnie pani regentki. Wasza wysokość jest oczekiwana w pałacu.
Ten długi rozdział daje pewien trop do wyjaśnienia pewnej sprawy z poprzedniego rozdziału (kto czytał uważnie, ten wie), wrzuca kolejne tajemnice i zrzuca nowe bomby. A zatem... CZEGO CHCE SELENE?
Swoją drogą, jak Wam się spodobała forma listów? ^^
[skrzynka na opinie, skargi, zażalenia]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top