• Rozdział dwudziesty trzeci •
CRYSTAL
– Jak ty znalazłaś to przejście? – dziwiła się Crystal, oglądając się po dość ciasnym korytarzu.
Stella, zgodnie z obietnicą, pomagała jej po cichu wymknąć się z pałacu. Choć Nox nie był zadowolony z zaćmiennej wycieczki swojej żony, to jednak nie protestował. Crystal musiała porozmawiać nie tyle z Orionem, ile z profesor Evernight, jedną z wykładowczyń Akademii Magii. Jej domeną była spirytystyka, a właśnie wiedza z tej dziedziny była alchemiczce obecnie niezbędna. Chciała odblokować resztę swojej magii i ją opanować. Jeśli teoretycznie była w stanie kontaktować się z duchami zmarłych, a właśnie tak zrozumiała treść listu... Mogła porozmawiać z rodzicami – jednymi i drugimi.
– Zawsze byłam ciekawska. Awaryjne wyjście to podstawa, nie można się bez niego obyć.
Crystal spojrzała na nią, intensywnie myśląc. Te słowa brzmiały znajomo... Podobnie jak znajomo wyglądały buty dziewczyny ze śmiesznym, białym futerkiem.
Alchemiczka niby przypadkiem musnęła dłonią rękę Stelli, starając się lepiej wyczuć jej aurę. Asystentka drgnęła.
– Spotkałyśmy się już kiedyś, prawda? – zapytała Crystal, w końcu rozpoznając energię dziewczyny. Dotąd dobrze ją maskowała.
– Odnoszę to samo wrażenie. – Stella spojrzała na czarodziejkę z błyskiem w oku. – Twoje nazwisko oznacza strzelca, prawda? Strzelca ze strzałą.
– Zgadza się. Ale twoje znaczy ,,światło" i nie ma nic wspólnego z lisami.
Luminoso uśmiechnęła się do Crystal.
– Przejrzałaś mnie, Siostro.
– Przede wszystkim przejrzałam twoje buty. Przysięgam, że kiedyś zdradzi cię twoje własne obuwie.
Stella roześmiała się perliście. Crystal z kolei nie mogła powstrzymać uśmiechu. Tożsamość jej przyjaciółki w końcu nie była dla niej tajemnicą.
Lisica zawsze była jedną z najbliższych jej Sióstr. To z nią najczęściej współpracowała i z nią natychmiast nawiązała więź. Lubiły swoje towarzystwo i wiele razem przeżyły. Naprawdę wiele...
– Zaprawdę powiadam ci, jesteś szurnięta. Zdrowo kopnięta, szalona i...
– Och, daj mi już spokój – warknęła Crystal, po czym zacisnęła zęby z bólu. – Życie ci ocaliłam, niewdzięcznico. Wystarczy zwykłe ,,dziękuję".
Kiedy Siostry odkryły, że Centrum Energii Magicznej zostało przejęte, a grupa przestępcza nie tylko odcięła dopływ energii całemu miastu, ale również wzięła zakładników, natychmiast wkroczyły do akcji. Podczas gdy Gwiezdna Straż prowadziła negocjacje, Czarne Kaptury miały stolicę w garści. Miasto nie było przygotowane na brak energii. Moc czerpana z kryształów i wiecznych kamieni nigdy się nie wyczerpywała, a wszelkim awariom zapobiegano natychmiast. Astarte było uzależnione od magii – zwłaszcza ośrodki medyczne, które nie były samowystarczalne, a brały odpowiedzialność za podtrzymanie przy życiu przedwcześnie urodzonych niemowląt i ciężko chorych. Wszelka niezbędna aparatura była zasilana dzięki Centrum Energii Magicznej.
Gwiezdna Straż za wszelką cenę chciała uniknąć płacenia Czarnym Kapturom kolosalnej sumy za uwolnienie zakładników i przywrócenie funkcjonowania Centrum. Siostry Nocy nie bawiły się w rozmowy. Pojawiły się znikąd, jak zawsze i zrobiły swoje. Nie obyło się bez walki, grupa była bowiem dobrze uzbrojona.
Crystal okazała się nieoceniona dzięki swoim eliksirom, a jej szybka reakcja pozwoliła czarodziejce osłonić Lisicę przed strzałem.
Nie miała pojęcia, czym była broń, jakiej używały niektóre Czarne Kaptury. Nie był to miecz. Przedmiot przypominał stalową rurę połączoną z cienkim ostrzem, która po naciśnięciu elementu rączki wystrzeliwała niezwykle szybki pocisk. Jeden z nich trafił Crystal w bok.
Teraz alchemiczka znajdowała się w jednej z ich kryjówek, przyciskając dłoń do obficie krwawiącej rany. Stale chłodziła ją zaklęciem, jednak ból był nie do zniesienia, jakby pocisk rozerwał jej część ciała na strzępy.
– No jasne, jeszcze się przechwalaj, jaka to z ciebie bohaterka. – Lisica wyciągnęła z torby nożyczki i ostrożnie rozcięła materiał bluzki Crystal. Dziewczyna syknęła. – Nie wygląda to dobrze.
– Ty wyglądałabyś jeszcze gorzej, gdyby trafiło cię w brzuch. Jestem pewna, że wyglądałabyś pięknie jako sito.
– Sito ma więcej niż jedną dziurę. I nie mów już tyle, wariatko.
– Potrzebny mi finistormentorum... Na pewno zostawiłam buteleczkę w torbie.
Lisica bez słowa podała jej fiolkę. Crystal wypiła jej zawartość jednym haustem. Natychmiast poczuła, jak ból ustępuje.
– Czy możesz już mnie połatać? Nie mogę wrócić w takim stanie do domu.
– To nie był magiczny pocisk. Muszę sprawdzić, czy nie utknął w ciele... A przynajmniej tak mi się zdaje. – Lisica wyraźnie się denerwowała. – Pierwszy raz mam do czynienia z czymś takim.
– Czego was uczyli na tej medycynie, to ja nie wiem... Mam być twoim eksperymentem?
– Nie żartuj sobie, Strzało. Teraz naprawdę nie mam ochoty na żarty. Jeszcze mi tu umrzesz i co ja wtedy zrobię?
– Przyjdziesz na mój pogrzeb, ot co.
– Nawet nie znam twojego imienia, więc na to nie licz.
Lisica uniosła rękę nad raną, wyraźnie namyślając się, jakiego zaklęcia powinna użyć.
– Jak już umrę, moja tożsamość nie będzie grała większej roli. Zdejmiesz maskę i tyle.
– O ile nie masz wytatuowanego imienia na czole, nic mi to nie da – parsknęła Stella, skupiając energię w dłoni. W długiej trzymała pęsetę.
– Po prostu będziesz na każdym pogrzebie od teraz, aż w końcu trafisz na ten właściwy.
– W tym fini-czymś jest alkohol? Bo strasznie wesolutka jesteś jak na kogoś, kto jest ranny.
– Nie mogę sobie z przyjaciółką pożartowa-Au! – Nagły okrzyk bólu wyrwał się z gardła Crystal.
Lisica z dumą patrzyła na zakrwawiony, nieco zgnieciony pocisk, który zawinęła w chusteczkę.
– Nie mogłaś mnie ostrzec?!
– Bolałoby bardziej – powiedziała uzdrowicielka, po czym za pomocą magii zaczęła zasklepiać ranę.
– Kiedyś ci się odpłacę, kiedy nie będziesz się tego spodziewać – zagroziła jej Crystal.
– Musiałabyś wiedzieć, gdzie mieszkam i jak wyglądam.
Miała rację. Tak naprawdę jedynie kolor oczu pozostawał widoczny. Nawet odcień skóry był trudny do rozróżnienia, jednak Crystal podejrzewała już, że Lisica musiała mieć przodków z Solaris. Póki nie spotkały się przypadkiem po cywilnemu, nie powinny znać swoich tożsamości. Dopiero takie spotkanie mogło stanowić wymówkę, gdy nie dało się zignorować dobrze znanej magii Siostry.
– Jakoś cię znajdę. Przeznaczenie cię do mnie przyciągnie.
– Jeszcze zobaczymy.
Crystal była pewna, że jej przyjaciółka się uśmiecha. Choć jej twarz pozostawała zasłonięta, odwzajemniła go. Kiedyś się jeszcze się spotkają – bez masek.
– Kiedy mówiłem, żebyś wpadła, myślałem, że przyjdziesz... no nie wiem... o ludzkiej porze? – Orion uniósł brew i zaplótł ramiona na piersi.
– Nie mogłam się wyrwać wcześniej. Praca, sam rozumiesz. – Crystal wyłgała się gładko.
– Jakoś inaczej wyglądasz... Weszłaś już w ten etap małżeństwa, że inaczej się malujesz i ubierasz?
– Nie bądź już taki złośliwy – odparła Crystal. Owszem, wyglądała inaczej. Jej makijaż nie był tak mocny i ciemny jak zawsze. Obecnie jako królowa prezentowała się w tak jasnych barwach, że powoli zaczynało jej się od tego robić niedobrze. Potrzebowała głębokiej czerni i ciemnego fioletu. – Spieszyłam się, to tyle. Nie miałam czasu na strojenie się dla ciebie, wybacz.
Orion przewrócił oczami.
– No dobrze, ostatnie pytanie, zanim zaprowadzę cię na spotkanie z przeznaczeniem. Kto to, u diaska, jest?!
Stella pomachała do niego, uśmiechając się czarująco.
– Moja przyjaciółka. Nox nie mógł przyjść ze mną, a strasznie się boi mnie puszczać samą, więc zabrałam Stellę ze sobą.
– To ty masz przyjaciół poza mną? – Orion złapał się dramatycznie za serce. – Poczułem się dotknięty.
– Wszyscy wiedzieliśmy, że to kiedyś nastąpi. – Crystal położyła mu rękę na ramieniu, podejmując grę. – Musisz się z tym pogodzić. A teraz prowadź, profesorku, zanim profesor Evernight straci cierpliwość.
Orion machnął ręką, żeby poszły za nim. Stella złapała Crystal za łokieć, sprawiając, że dystans między nimi a Orionem się zwiększył.
– Słuchaj, a ten twój przyjaciel ma kogoś? Przystojny jest.
– Kto, Orion? – parsknęła Crystal. – Wierz mi, że jeśli kiedyś wpuści kogoś do tego swojego mrocznego serca, to będzie to chłopak.
– Ech, zawsze to samo... – jęknęła Stella, po czym nic już nie powiedziała.
Orion zaprowadził je do eleganckiego gabinetu. Wszystko było w odcieniach granatu – obicie foteli, tapeta na ścianach, dywany, zasłony, nawet kryształowy przycisk do papieru w kształcie jednorożca.
Wykładowcy chwilę pogawędzili, po czym Orion dokładniej nakreślił sytuację.
Profesor Evernight była korpulentną kobietą o ciemnej skórze, białych włosach i niezwykle intensywnych, błękitnych oczach. Na nosie miała okulary w srebrnej oprawce. Podobnie jak wszystko w gabinecie jej strój również był granatowy – od żakietu przez spodnie aż po buty. Nawet lakier do paznokci miał odcień indygo.
– Ach tak, pani Sagittarius – mruknęła kobieta. – Pamiętam panią. Najlepsza absolwentka roku 1877/1878.
Crystal zarumieniła się. Nie spodziewała się, że profesorka, która nie miała z nią wiele wspólnego, będzie ją pamiętać. A już na pewno nie pomyślałaby, że zapamięta, kiedy ukończyła Akademię.
– Tak to ja – potwierdziła.
Profesor Evernight gestem poprosiła, by wszyscy troje usiedli. Stella zajęła miejsce najbardziej z tyłu, najwyraźniej nie chcąc się wtrącać.
– Mówicie więc, że w dzieciństwie zapieczętowano pani magię?
– Tylko tę część, która odpowiada za kontakt ze światem niematerialnym – odparła Crystal. – Czy jest szansa, że potrafi ją pani zdjąć?
– Tak, jest to jak najbardziej możliwe. Pytanie tylko, czy jest pani gotowa podjąć się takiego wyzwania. Nie każde medium jest w stanie kontrolować swoją moc. Możliwe, że jest pani jednym z przypadków, w których ta umiejętność jest równie naturalna co oddychanie lub unoszenie przedmiotów za pomocą magii. Może się okazać też, że nowoodkryty talent będzie wymagał lat praktyki, nim nauczy się pani okiełznać nową moc. Istnieje ryzyko, że po tylu latach zapieczętowania będzie pani równie mocno narażona na opętanie, co małe dziecko. Sądząc jednak po wynikach, jakie miała pani w czasie nauki w Akademii, jestem skłonna stwierdzić, że pani magia jest na tyle silna, by poradzić sobie z takim talentem.
– Skąd będziemy wiedzieć, którym przypadkiem jestem? – zapytała Crystal, bawiąc się obrączką na palcu. Denerwowała się. Jeśli istniało zagrożenie opętaniem, czy rozsądne było zdejmowanie pieczęci w tym momencie? Kiedy była odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale również za swoje nienarodzone dzieci?
– Wkrótce nadejdzie pełnia. To wtedy najprościej spotkać się z duchami – nie są do tego potrzebne żadne seanse czy rytuały. Jeśli żadna dusza nie będzie błąkać się w pobliżu, chwila medytacji powinna być wystarczająca. Jestem pewna, że przynajmniej jedna gwiazda pani wysłucha.
– A jeśli to nie zadziała?
– To znaczy, że wszystko wymaga ćwiczeń. Sądzę jednak, że jeśli bez żadnych przeszkód w dzieciństwie była pani w stanie porozumieć się z duchami, to i teraz nie powinny nastąpić problemy.
– Ale... Wciąż istnieje ryzyko, że Crystal zostanie opętana przez ducha i będą niezbędne egzorcyzmy? – zapytał Orion, zerkając na przyjaciółkę z lekkim niepokojem.
– Niewielkie. Czy mimo wszystko jest pani zdecydowana zdjąć pieczęć?
– To zależy jeszcze od tego, czy będzie bolało – odparła Crystal, uśmiechając się nerwowo.
– Tylko trochę.
– „Trochę" jak ugryzienie komara, czy „trochę" jak wyciąganie kuli z rany postrzałowej? – zapytała alchemiczka, zerkając na Stellę, która aż zachłysnęła się z oburzenia, jakby nie spodziewała się, że do dziś będzie jej to wypominać.
– Jak ugryzienie dużego komara. – Profesor Evernight mrugnęła do Crystal, podniósłszy się z fotela.
Czyli będzie bolało jak cholera – pomyślała Crystal, starając się rozluźnić ciało.
Kiedy kobieta dotknęła dłonią okolic serca czarodziejki, ta przez chwilę nic nie czuła. Po chwili jednak uderzyło ją gorąco i ból. Crystal zacisnęła dłonie na oparciu krzesła i zacisnęła zęby, żeby nie krzyczeć. Nagle jej ciało przeszył silny dreszcz, jeśli tak można było nazwać uczucie podobne do porażenia piorunem.
Miała wrażenie, że w tej jednej chwili stała się lżejsza. Jakby kula u nogi, do której przyzwyczaiła się przez te wszystkie lata, nagle zniknęła. Było to uczucie tak niesamowite, że Crystal na chwilę zaparło dech w piersi. Czuła się... pełna. Nigdy nie miała wrażenia, by jej czegoś brakowało, jednak teraz w końcu była kompletna.
– I po bólu – skwitowała profesor Evernight.
Kiedy wróciła do komnaty, nadchodził już świt. Była zmęczona i marzyła tylko o przespaniu całej nocy pod miękką kołdrą. Jednak to musiało zaczekać.
– Jesteś wreszcie – szepnęła zachwycona widokiem homunculusa. Sapphire, bo tak go nazwała, popychał w jej stronę szklankę odwróconą do góry dnem. – Co tam masz?
Minęło już trochę czasu, odkąd nakazała istotce śledzić ambasadorów zamieszkałych w pałacu. Aura wokół zniszczeń bariery miała w sobie coś obcego, a ponadto żaden Lumeńczyk, który przeżył Smoczą Furię, nigdy nie próbowałby zniszczyć tego, co chroniło całe królestwo przed niebezpieczeństwem. Ambasadorowie byli jednym z pierwszych tropów alchemiczki, toteż to ich wybrała na cel. Homunculus tylko raz zdał czarodziejce raport i od tej pory Crystal go nie widziała. Istotka potrafiła świetnie się maskować, a w dodatku zakraść dosłownie wszędzie.
– Mam tu szpiega, stwórczyni! – zawołał piskliwym głosem Sapphire, z dumą wskazując na szklankę. Nawet nie zamierzała pytać, jakim cudem nie tylko uwięził coś pod nią, ale też wtaszczył naczynie na stolik. Może była tam już wcześniej?
– Szpiega? – zapytała zadziwiona i przykucnęła.
Sprawiła, że wokół jej dłoni pojawiła się delikatna poświata, by lepiej przyjrzeć się zawartości szklanki. W środku znajdował się... żuk.
Wróciliśmy na moment do Crystal, która wreszcie zabrała się za sprawę związaną z jej mocą. Nowa umiejętność z pewnością przyda jej się w przyszłości. W końcu ma dużo zmarłych, z którymi może się kontaktować... Gdzieś z 3/4 swojej rodziny XD
Crystal i Stella w końcu mogą stać się najlepszymi przyjaciółkami w prawdziwym życiu, skoro już znają swoje tożsamości. Co sądzicie o ich duecie? ^^
Na chwilę wrócił też Orion. Uwielbiam go i myślę, jak by tu go wcisnąć do tomu trzeciego, by miało to sens... Na pewno coś wymyślę.
Kogo odwiedzimy w następnym rozdziale? Możecie zgadywać w komentarzach!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top