• Rozdział dwudziesty siódmy •
CRYSTAL
– Wasza wysokość, może powinnam jednak wezwać uzdrowiciela? – zapytała Yue, patrząc zaniepokojona na Crystal.
Czarodziejka wyglądała na wyjątkowo osłabioną. Wciąż pozostawała w koszuli nocnej i delikatnie gładziła ciążowy brzuszek. W rzeczywistości nic jej nie dolegało – prócz lekkich mdłości i ciągłego parcia na pęcherz oraz, nie wiedzieć czemu, obolałych mięśni. Nie były to jednak dolegliwości na tyle uciążliwe, by przykuły ją do łóżka. Chciała jedynie mieć kolejną wymówkę, żeby pozbyć się swoich służek i a by nikt jej nie przeszkadzał przez resztę nocy.
– Jestem tego pewna. Możesz odejść. Wezwę cię, jeśli będę czegoś potrzebowała – odparła Crystal, uśmiechając się słabo.
Służka dygnęła i prędko wybiegła z komnaty, najpewniej w celu narzekania na królową ze swoimi współpracowniczkami, a szczególnie z Venus. Crystal jednak nie przejmowała się tym, że dziewczyny obgadują ją w kuchni przy ciasteczkach i herbacie. Dziś była pełnia Księżyca. Alchemiczka odliczała noce do tej chwili, choć na jej głowie ciążyły liczne znacznie ważniejsze sprawy... Powinna była skupić się właśnie na nich.
Astro w dalszym ciągu nie dawał znaku życia. Owszem, być może nie kontaktował się z nią za pomocą szklanej kuli, ponieważ właśnie teraz przebywał w solaryjskim pałacu i nie miał czasu na uspokajanie swojej bliźniaczki. Wiedziała jednak, że póki nie otrzyma od niego potwierdzenia, że razem z Selene i Luną wracają do domu, nie zaśnie spokojnie. Starała się nie dawać tego po sobie znać, ale z każdą kolejną nocą bała się coraz bardziej o los brata. Być może wyczułaby jego śmierć, ale nie potrafiła stwierdzić, czy jej bliźniak od siedmiu boleści nie trafił ponownie do celi – tym razem na terenie wroga. Choć, jeśli tak było, mógł śmiało zacząć prowadzić ranking takowych miejsc.
Również wieści, które przyniósł jej generał Asteroid, przyprawiały ją o niepokój. Zaledwie wczoraj zakończyła się bitwa pod Słonecznymi Skałami, od której przebiegu zależały dalsze posunięcia lumeńskiej armii. Oddział Lumeny został wybity niemal do zera. Ci, którzy przeżyli, trafili do niewoli lub mieli szczęście uciec w trakcie walk. Choć w solaryjskich szeregach również były straty, nie mogły się jednak równać ze spustoszeniem wśród księżycowych.
By zachować trzeźwość umysłu, Crystal starała się nie myśleć o żołnierzach jako o ludziach, a o liczbach. Wiedziała, że w ten sposób wykazywała brak empatii wobec tych ludzi, jednak nie mogła przez wieczność zadręczać się śmiercią tych, którym nie była w stanie pomóc. W obecnej sytuacji mogła jedynie dzielić się swoimi spostrzeżeniami z generałem Asteroidem, wierząc, że jej wkład minimalnie zwiększy szansę Lumeny na przetrwanie. Wojna dopiero się zaczynała, a Solaris musiało zrozumieć, że księżycowi będą się bronić tak długo, jak to konieczne. Bariera wokół królestwa była dodatkowo wzmacniana, z kolei wszelkie pęknięcia łatane szybciej niż do tej pory.
Ludzie pozostawali wzburzeni, a ich przerażenie rosło. Lumena już od setek lat nie miała do czynienia z wojną, a sam fakt konfliktu z Solaris wydawał się abstrakcją w oczach Lumeńczyków. Niektórzy wciąż nie zamierzali uwierzyć, że solaryjskie wojska ruszyły na Lumenę – mimo poborów do wojska i utworzenia nowych ośrodków szkoleniowych. Crystal zastanawiała się, czy ich sceptyczność wobec wojny przetrwa widok zapłakanych rodzin poległych, którzy zginęli w ,,wyimaginowanej wojnie".
Do tego wszystkiego dochodził jeszcze żuk, którego Sapphire – jej homunculus – złapał w szklankę. Błękitna istotka słusznie nazwała insekta szpiegiem. Gdy, znalazłszy odpowiednie pudełeczko, za pomocą magii uwięziła tam żuka, od razu wyczuła, że nie jest to zwykły owad. Biła od niego obca magia, a jednak po jego dłuższej analizie zdała sobie sprawę, że jest ona znajoma. Miała wrażenie, jakby ta obca struktura towarzyszyła jej od dawna. Nie to było jednak najważniejsze, a sam fakt szpiegującej istoty.
Owszem, była hipokrytką, posiadającą własnego szpiega w postaci homunculusa, jednak żuk był czymś zupełnie innym. Nie reagował na bodźce, które nie były dźwiękami, przez co sprawiał wrażenie martwego – aż do chwili, gdy naprawdę wyruszył w podróż w zaświaty. Crystal, która wręcz paliła się do kolejnych eksperymentów przeprowadzanych w ukryciu w środku zaćmienia, była zawiedziona. Poleciła Sapphire'owi, by dalej szukał podobnych żuków w pałacu. Była pewna, że malutkich szpiegów jest znacznie więcej – w końcu ryzykowne było posiadanie wyłącznie jednego owadziego sługusa, gdy służba nie pozwalała prześlizgnąć się do pałacu nawet musze, a co dopiero opalizującemu żukowi.
Żuk podsłuchiwał wszystkich mieszkańców pałacu. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że opalizującą zieleń już wcześniej dostrzegała kątem oka. Żuk był na parapetach, czaił się w cieniu pod ścianą, był nawet przypadkowym pasażerem na sukni jednej z członkiń Nadwornej Loży Czarodziejów. Pozostawało jednak pytanie... Kto był jego właścicielem? Do kogo trafiały uzyskane informacje? Kto wydawał polecenia? Miała swoje podejrzenia, jednak musiały zaczekać. A przynajmniej do chwili, gdy Sapphire dowie się czegoś więcej. Prócz szukania kolejnych żuków poleciła mu obserwowanie Aurory – z zachowaniem bezpiecznej odległości.
Dziś jednak to wszystko miało odejść w cień. Pełnia Księżyca zdarzała się co równe dwadzieścia osiem dni, nie licząc pojedynczych wypadków, gdy co trzydzieści trzy miesiące bogini Luna spoglądała na Lumenę dwukrotnie, przywdziewając błękit zamiast srebra i bieli. Tylko w takie noce według profesor Evernight Crystal miała szansę spotkać się z duchami. Żadna dusza jednak nie unosiła się nad jej łóżkiem i nie przyprawiła jej o zawał serca tuż po przebudzeniu.
Musiała spróbować. Ta zdolność mogłaby jej pozwolić raz na zawsze rozwiać wszelkie wątpliwości. W końcu zdobyłaby wszelkie odpowiedzi, które jej rodzina zabrała ze sobą do gwiazd. To przecież było równie ważne co sprawy państwowe, prawda?
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za Yue, Crystal usiadła na łóżku gotowa podjąć pierwszą próbę przywołania. Szybko jednak stwierdziła, że nagłe podniesienie się do pionu nie było najmądrzejszym pomysłem, po czym szybko podreptała do łazienki, stawiając drobne, nerwowe kroki.
Gdy wróciła, ponownie usiadła na posłaniu, krzyżując nogi, po czym przywołała do siebie stojącą na tacy przy łóżku filiżankę i uśmiechnęła się. Nox wiedział, co zamierzała zrobić, dlatego zadbał, żeby dobrze rozpoczęła noc. Kiedy tylko Crystal się obudziła, Yue przyniosła jej budyń z owocami i ciasteczkami, a do tego herbatę z błękitną cytryną i imbirem, którą kazał przynieść mąż alchemiczki. Crystal nie mogła narzekać na tego rodzaju luksusy jak ulubione, choć niezbyt zdrowe śniadanie.
Upijając łyk ciepłego naparu, jeszcze raz zastanowiła się nad wyborem osoby, którą chce spróbować przywołać. Mimo że wiedziała to od pierwszej chwili, wciąż się wahała. Czy drugi wybór nie był rozsądniejszy? Czy nie dowiedziałaby się więcej? A jednak, odłożywszy filiżankę, skupiła się na swoim tacie.
Tak jak w czasie rzucania zaklęć, tak i teraz skoncentrowała swoją magię, starając się scalić ją z myślami. Myślała o Crescencie uczącym ją pierwszych czarów i ze spokojem poprawiającym jej błędy. Przypominała sobie, jak przybrany ojciec czytał jej i Astro bajki do snu. Wracały wspomnienia lekko spalonych ciastek pieczonych po powrocie starszego czarodzieja z Akademii Magii, gdzie był profesorem. Ze wszystkich sił starała się przywołać go do siebie takiego, jakim go zapamiętała. Jasnobrązowa skóra i drobne zmarszczki w kącikach fioletowych oczu, które uważnie obserwowały otoczenie zza szkieł okularów. Białe włosy przetykane srebrzystą siwizną i jednodniowy zarost na twarzy, przypominający zimowy szron. Tatuaże na wierzchach dłoni w kształcie konstelacji Strzelca. Wiecznie pomięta ciemna koszula i marynarka, amulety na szyi i na nadgarstkach. I ten delikatny uśmiech, który potrafił rozgrzać niemal każde serce. Niemal, ponieważ jednego nigdy nie rozgrzał całkowicie...
– Poradziłaś sobie nawet lepiej, niż sądziłem – usłyszała.
Nie... nie usłyszała. Nie fizycznie. Ten głos był w jej głowie i niewątpliwie należał do jej taty.
Prędko otworzyła oczy. Przed nią stał Crescent Sagittarius. Uśmiechał się do niej ciepło.
Crystal nie wypowiedziała nawet słowa. Gorące łzy spływały po jej twarzy, gdy wpatrywała się w twarz ojca. Już dawno pogodziła się z jego stratą, nauczyła się żyć w świecie bez niego. A jednak nigdy do końca nie wyparła z serca tęsknoty, nie potrafiła wyzbyć się żalu, że nie miała szansy być przy nim, gdy odchodził. Ale teraz znów był obok – nawet jeśli tylko duchem.
– Tatusiu... – wydusiła w końcu zdławionym przez płacz głosem.
Zerwała się na równe nogi, w końcu uporawszy się z pierwszym szokiem. Chciała przytulić Crescenta, wypłakać się w jego koszulę, jak to robiła jako dziecko. Zawahała się jednak, gdy jej ręka zawisła zaledwie kilka centymetrów od ojca.
Jej taty tu nie było. Nie naprawdę. Nie mogła go dotknąć, nie mogła też usłyszeć go inaczej niż w swojej głowie. Gdy tylko spróbowała złapać go za rękę, jej dłoń przecięła powietrze.
Crescent spojrzał na nią smutno.
– Przykro mi, Crystal... Z pewnością liczyłaś się z tym, że to będzie niemożliwe.
Nie otworzył ust. Czarodziej jedynie patrzył na nią, a słowa wybrzmiewały w jej głowie.
– Tak... Tak było. – Otarła twarz rękawem koszuli. – Ja po prostu... Strasznie za tobą tęskniłam.
– Wiem, kochanie – powiedział Crescent. – Przepraszam, że do was nie wróciłem.
– To nie twoja wina, tato... – odparła. – Najwyraźniej... Najwyraźniej tak miało być.
Crescent wyciągnął w jej stronę dłoń i pogładził jej policzek. Nie poczuła tego dotyku. Miała wrażenie, że musnęło ją wyłącznie lodowate powietrze, a nie ludzka dłoń.
– Zostawiłem cię jako dziewczynkę... Byłaś dzieckiem. A teraz jesteś kobietą i sama spodziewasz się dziecka. To minęło tak szybko, choć wcale nie odczuwam biegu czasu. Ale kiedy tu jestem... Widzę, jak szybko leci. Wszystko tak bardzo się zmienia.
– Odwiedzałeś nas już? Mnie i Astro? – zapytała. Czuła, jak ciepło rozlewa się w jej piersi. Było coś wzruszającego w tym, że ojciec mógł towarzyszyć swoim dzieciom nawet po śmierci.
– Czasami – przyznał Crescent. – Nie widzę wszystkiego, wbrew temu, w co się wierzy. Tam jedynie czuję. Jedynie schodząc z nieba widzę naprawdę.
– Chyba rozumiem – powiedziała. – Wracałeś, kiedy... czułeś więcej? Kiedy działo się coś ważnego?
– Tak. Zwykle tak. Nie wiem, jak wiele czasu minęło... Ty i Nox wzięliście ślub. Pamiętam to.
– Byłeś tam? – zapytała. – Czyli widziałeś też, jak...?
– Widziałem też Astro, tak.
– A... mama? Też tam była?
– Tak.
Spuściła wzrok. Z jednej strony nie chciała wspominać o matce... Ale nie mogła się powstrzymać. Mimo wszystko chciała wiedzieć, czy Andromeda też nad nią czuwała, czy ona również była przy córce w tak ważną dla niej noc.
– To... dobrze. Tak sądzę.
– Crystal, o co naprawdę chciałaś zapytać? – Crescent spojrzał na nią, jakby w ten sposób chciał zajrzeć jej w głąb duszy.
– O... wszystko. Dlaczego ty i mama nie powiedzieliście nam wcześniej?
– Nie powiedzieliśmy czego? – zapytał Crescent.
– Ty... nie wiedziałeś? – zdziwiła się Crystal. Gestem wskazała całe pomieszczenie.
Crescent przez moment wyglądał na zagubionego, jednak po chwili spojrzał na córkę ze zrozumieniem.
– Ach... Czyli już wiecie.
– Tego przecież chciała mama, prawda? Żebym ja została królową, a Astro królem.
– Tego chcieli wasi rodzice. Andromeda i ja mieliśmy was tylko wychować i przygotować do tej roli. Chcieliśmy zaczekać, aż dorośniecie, aż będziecie gotowi przyjąć to brzemię na siebie.
– Więc co stało wam na przeszkodzie? Poza tym, że... że odeszliście. – Nie była w stanie wypowiedzieć słowa ,,umarliście".
– Nie pasowaliście do tego świata – powiedział Crescent. – Wasza matka i ja kłóciliśmy się o to tak długo, aż w końcu nasze drogi musiały się rozejść. Nie potrafiliśmy być zgodni za życia, zbyt wiele rzeczy widzieliśmy inaczej. Ja chciałem wam zapewnić normalne dzieciństwo, Andromeda była skupiona na misji.
– Misji przejęcia władzy? Tylko o to jej chodziło? – zapytała z goryczą. – No tak, czemu ja się dziwię? Przecież wiedziałam to wcześniej.
– Masz prawo mieć do niej żal – przyznał czarodziej. – Ale wierz mi, że chciała dobrze. Kocha was na swój sposób.
– I... to wszystko? To był cały plan? Dlaczego w ogóle nas zabraliście? Dlaczego nie wychowaliśmy się tutaj?
– Crystal... To są sprawy, które powinnaś omówić z matką.
– Dlaczego nie z tobą? Myślałam, że będziesz wiedział to samo, co ona...
– Kochanie... Uważam, że to, co wiesz teraz, jest wystarczające. Andromeda, a nawet Callisto i Phobos – oni mogą mieć inne zdanie. Póki jednak zdaje się, że nic wam nie grozi...
– Czyli powinnam wiedzieć coś jeszcze? Dlaczego nie możesz wyłożyć wszystkich kart od razu? – uniosła się Crystal, zupełnie ignorując wzmiankę o swoich teściach.
Crescent uśmiechnął się półgębkiem.
– Nie zawsze jest to rozsądne. Wierzę, że teraz tak jest dla ciebie najlepiej.
Crystal odwróciła wzrok. Nie dowiedziała się prawie niczego...
– Czasem niewiedza jest najlepsza – dodał. – Teraz, póki nie wiecie wszystkiego... Jesteście bezpieczni. Wszyscy. Nie mogą was już skrzywdzić ani wykorzystać. To najważniejsze.
– Nie zgadzam się z tym. Jestem dorosła, a mam wrażenie, że traktujesz mnie w tej chwili jak dziecko.
Crrescent spojrzał na nią czule.
– Dla mnie nadal jesteś dzieckiem. I bardzo cię kocham. Jestem dumny z tego, kim jesteś – powiedział, po czym ponownie musnął jej twarz. Zimne powietrze owionęło zabliźnioną ranę na jej oku.
– Nie chcesz wiedzieć, skąd się wzięła? – zapytała lekko zdziwiona.
– Kiedyś mi opowiesz, gwiazdeczko. Na mnie już, niestety, czas. I proszę... powiedz Astro, że wszystko się ułoży.
– Zaraz... Odchodzisz? Tak szybko? – zapytała, jednak nie doczekała się odpowiedzi. Gdy tylko słowa opuściły jej usta, ojciec zniknął. – Tato?
Obejrzała się za siebie. Chmury przysłoniły Księżyc. Zbierało się na deszcz.
– Przed czym chcesz mnie chronić? – zapytała cicho.
Panie i panowie, przed Wami wspaniały Crescent Sagittarius, który dla dobra dzieci postanowił trzymać je w niewiedzy... Dlatego Crystal nadal nic nie wie. A jednocześnie wie już, że coś wielkiego jest na rzeczy.
Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się spodobał i dostarczył Wam odpowiednią dawkę emocji. Cieszę się, że mogłam umieścić Crescenta choć na chwilę. W początkowym planie była Andromeda, jednak po dłuższym zastanowieniu uznałam, że Crystal raczej nie miałaby ochoty na spotkanie z matką, nawet jeśli ta miałaby odpowiedzi na wszystkie tajemnice wszechświata.
Teraz coraz bardziej nie mogę się doczekać pisania prequela... Ale zanim to nastąpi, powstać musi jeszcze tom trzeci. Oraz bonusowe opowiadanie o Amaterasu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top