• Rozdział dwudziesty dziewiąty •

SELENE

Nastał dzień – Słońce rozpoczynało swoją wędrówkę po niebie. Złoty blask powoli wpadał do skąpanej w mroku komnaty.

W cieniu siedział człowiek. Zasiadał na tronie ze szlachetnego kruszcu w otoczeniu zaufanych doradców i dowódców, którzy teraz drżeli ze strachu. Nie rozumieli, co się stało. Wstawał kolejny dzień, a jednak Słońce nie interweniowało. Czyżby ich bóstwo postanowiło pozwolić na to, co miało się zdarzyć?

Na dziś zaplanowano kolejną egzekucję. Kobiety upadłe zostały oczyszczone przez ogień, jednak teraz wszystko to było jedynie kolejnym ruchem politycznym. Dzień po dniu ginąć miał kolejny przedstawiciel księżycowego ludu znajdujący się po solaryjskiej stronie, aż Lumena przystanie na ustępstwa, osłabiając swoją już i tak beznadziejną sytuację. Teraz jednak wszystko szło po złej myśli, gdyż w pałacu znalazło się ucieleśnienie śmierci. Niezwykle pięknej śmierci.

Król spojrzał z niepokojem na postać, od której biło białe światło. Była to kobieta w białej sukni. Na ciemnej skórze widniały runy, emanujące własnym, złocistym blaskiem. Ciemne włosy zdawały się unosić na wietrze, choć nikt nie wyczuwał nawet jednego podmuchu. Nazywała się Selene Pixidis, lecz władca Solaris nie miał prawa tego wiedzieć – widział ją po raz pierwszy i ostatni w życiu. Choć król nie władał magią, wyczuwał od niej moc. Roztaczała wokół siebie boską aurę. Była Księżycem. I była Słońcem. Bóstwa połączyły siły, czyniąc z prostej kapłanki swoją wysłanniczkę. Swoje ramię sprawiedliwości.

– Straże! – wykrzyczał. – Wyprowadzić stąd intruzkę!

Nikt nie odpowiedział na jego wołania. Towarzysze cofnęli się, wyczuwając bijącą od postaci moc. Była to energia tak potężna, tak czysta, że nie mogła pochodzić z tego świata. Strażnicy opuścili broń i padli na kolana, bijąc czołem w posadzkę. Błagali kobietę o litość, jednak ta na nich nie patrzyła. Selene wbijała pusty wzrok w króla Sole, który mrużył oczy, nie mogąc znieść jasności, która ją otaczała.

Mężczyzna wstał i sięgnął do broni. Choć blask go oślepiał, nie uląkł się. Wycelował ostrze w stronę Selene.

– Zginiesz, czarownico – rzekł. Jego dłoń drżała.

Nikt nie rzucił się na pomoc królowi, gdy biała łuna wokół czarodziejki nabrała mocy. Pierwsze promienie Słońca padły na jej ciało. Runy zalśniły jaśniej. Oczy stały się prawdziwie puste, gdyż nie posiadały już ni tęczówek, ni źrenic. Przypominały gwiezdne niebo.

Kobieta otworzyła usta i rozłożyła ręce. Nagle wszystko spowiło światło. Moc wydobyła się z niej tak gwałtownie, jakby była jedynie naczyniem, kryjącym w sobie zgubę. Gdy jasność ustąpiła, martwe ciało króla leżało wyciągnięte na posadzce, a za nim jego towarzysze. Ich dusze opuściły ciała.

Selene wiedziała, co ujrzy, jeszcze zanim otworzyła oczy. Gdy uniosła powieki, znów unosiła się wśród gwiazd. Mrugały do niej porozumiewawczo, jakby spodziewały się ją ujrzeć właśnie dziś.

– Witaj, moja mała nosicielko ognia – powiedziała bogini zza pleców czarodziejki.

Kobieta odwróciła się. Jej imienniczka wydawała się wyglądać identycznie jak w czasie poprzedniego spotkania. Jedynie jej wyraz twarzy się zmienił.

– Witaj, pani. – Selene pochyliła głowę.

W sercu kapłanki panował niepokój. Jej wizja była... zupełnie inna niż poprzednie. Nie zawierała licznych symboli ani ukrytych znaczeń. Selene nie była jedynie obserwatorką, ale nie czuła też tego, co główna bohaterka jej wizji.

Kilka miesięcy temu przewidziała atak smoka i to, że niemal śmiertelnie zrani Artemis. Jeszcze w Lumenie, w świątyni, miała wizję, w której na własnej skórze odczuła cierpienie. Teraz wiedziała, że śniła wówczas o Lunie. Jednak tym razem przyszłość była szczegółowa.

Widziała siebie obdarzoną mocą dwóch bóstw różnych jak ogień i woda. Widziała, jak staje się morderczynią.

– Czy rozumiesz już, o co pragnę cię prosić, Selene? – zapytała bogini, patrząc na nią z uwagą. W jej oczach zdawały się odbijać gwiazdy.

– Chcesz, żebym zabiła króla Solaris – wyszeptała głucho kapłanka. – Racz mi wybaczyć, pani, jednak nie mogę tego zrobić.

Wielu wierzyło, że Siostry Nocy w rzeczywistości były skrytobójczyniami. Zabijały tych, którzy byli dla nich niewygodni. Przychodziły po zmroku, by przelewać niewinną krew. Robiły to wyłącznie w skrajnych przypadkach. Setki żyć były cenniejsze od jednego, które przynosiło innym wyłącznie cierpienie. Choć prosiła Crystal, by znalazła sposób na bezbolesne pozbawienie życia za pomocą eliksiru, sama nigdy nikogo nie zabiła, choć wielokrotnie omal tego nie zrobiła, broniąc się zaciekle. Przestała szukać, gdy jej kuzynka omal nie straciła życia, wykonując polecenie. Długo o tym myślała. Dopiero po rozmowie z Artemis postanowiła, że nigdy nie zabije drugiego człowieka. Nawet jeśli w grę będzie wchodzić jej własne życie. To kłóciłoby się z jej sumieniem i wiarą. A teraz sam Księżyc prosił, by pozbawiła kogoś życia. Jak miała to zrozumieć?

Bogini wyglądała, jakby spodziewała się tej odpowiedzi.

– Pokazałam ci, co się wydarzy i dlaczego. Wszystko jednak zależy od ciebie.

Selene nie wiedziała, kiedy to nastąpi, jednak zrozumiała dość. Nie chciała nikogo zabijać, a jednak nie potrafiła znieść myśli, że jej odmowa może być wyrokiem dla znacznie większej ilości osób.

– Jeśli odmówię, wszyscy umrą? – zapytała. – I ja... też?

Bogini uniosła kąciki ust w rozbawieniu.

– Jesteś nosicielką mojego ognia. Nie jestem mściwa. Żadne z nas nie jest. Jesteś istotą wolną, Selene, masz prawo odmówić.

– A więźniowie?

– Nie tylko ich krew się przelewa – powiedziała cicho bogini. – Ci, którzy bronią swoich domów, giną. Wasi nowi władcy nie utrzymają kraju długo.

– Nie możesz im pomóc, pani? – zapytała Selene ostrożnie. Chciała wierzyć, że z boskim wsparciem Crystal i jej mąż opanują sytuację, a wojsko odeprze atak.

– Mogłabym. Jednak nawet ta pomoc będzie wymagać niewinnych ofiar. Powiedz, Selene, czy winne ofiary nie są rozsądniejszym wyborem?

– Tak, pani – odparła kapłanka, niechętnie przyznając bogini rację. – Czyli muszę to zrobić? Słońce również tego oczekuje? Chce pozbyć się własnego wyznawcy?

– Chce zakończyć cierpienie. Sol jest już stare, potrzebuje spokoju.

– Nie mogę w takim razie was zawieść...

– Masz prawo wyboru, Selene. Jeśli odmówisz, przyszłość się dokona, lecz w innych okolicznościach.

Selene zmarszczyła brwi.

– Co masz na myśli, pani?

– Zostałam wyznaczona przez wszystkich, by wybrać naszą wysłanniczkę – oznajmiło wcielenie Księżyca. – Wybrałam ciebie już dawno temu, wiedząc, że masz dość siły i rozumu, by unieść ciężar przyszłości. Wierzę, że jesteś odpowiednią osobą do tego zadania. Nie musisz robić wiele, gdyż całe wsparcie otrzymasz z Drugiego Świata. Jeśli odmówisz, Sol ześle swojemu wysłannikowi kolejną wizję. Przyszłość ulegnie wówczas zmianie, a na twoim miejscu znajdzie się następca tronu Solaris.

Selene zamarła.

– Książę Hae? On też widział przyszłość?

– Niedokładną – potwierdziła bogini. – Młody nosiciel ognia dostrzegł we śnie ciebie. Będzie gotów podjąć się wyzwania, jeśli zajdzie taka konieczność.

– Ale... Musiałby zabić własnego ojca – wyszeptała kapłanka.

– Hae pragnie pokoju. Pragnie zmian. Taka jest za to cena. Te śmierci są konieczne, by zapanowała równowaga.

Selene zacisnęła usta. Jeśli ona nie stanie się morderczynią, na jej miejscu znajdzie się ktoś inny. Ktoś, kto bez wahania postanowił jej pomóc. Ktoś, kto miał szansę coś zmienić. Jak to na niego wpłynie? Pozbawienie życia nie tylko własnego ojca, ale też ludzi, których znał od lat? Nawet jeśli jego uczucia w stosunku do nich były zimne niczym zimowy mróz, ten czyn zostawi na jego duszy trwały ślad. Miała na to pozwolić, bo była tchórzem? Bo bała się, że sama nie zniesie poczucia winy?

– Zgadzam się – powiedziała cicho. – Kiedy nadejdzie chwila, zakończę to.

Bogini uśmiechnęła się do niej łagodnie i uniosła rękę. Dłonią dotknęła jej czoła i kciukiem zatoczyła krąg.

Selene poczuła, jak jej po jej ciele przechodzi dreszcz. Wygięła plecy w łuk, jakby w jej kręgosłup uderzył piorun. Oczy rozszerzyły się, gdy poczuła wypełniającą ją moc.

A potem się obudziła.

– Selene, jesteś tu?

Kapłanka zamrugała, jakby właśnie wybudziła się z transu. Spojrzała na swoich przyjaciół, którzy oderwali wzrok od szklanej kuli.

Astro, jej towarzysz długiej podróży, wpatrywał się w nią z nutą podejrzliwości. To on zadał pytanie. Położył dłoń na jej ramieniu, jakby sam dotyk był w stanie ściągnąć ją na ziemię i wyrwać z zamyślenia. Nie mógł wiedzieć, że wciąż rozmyślała o wizji...

– Tak, przepraszam. Myślałam tylko o tym, co powiedziała Crystal.

Twarz jej kuzynki była widoczna w szklanej kuli. Za nią stał mniej wyraźny, zamglony Nox. Oboje wyglądali na zmęczonych. Wyjaśniali, jak wygląda sytuacja w kraju i na froncie.

Rankiem, kiedy wszyscy doprowadzili się do porządku, a rany Artemis i Luny zostały opatrzone na miarę medycznych umiejętności pary czarodziejów, Selene uznała, że czas opowiedzieć o wszystkim Crystal. Domyślała się, że jej kuzynka zamartwia się na śmierć, a to było wyjątkowo niewskazane w jej stanie. Wszyscy musieli zastanowić się teraz, co dalej.

– Nie mam pojęcia, co zrobić... – powiedziała cicho Luna. – Dajecie sobie radę lepiej, niż mogłabym ja. Nie potrafię pomóc, przykro mi – zwróciła się do małżeństwa po drugiej stronie szklanej kuli.

Crystal zmarszczyła czoło.

Nikt tego nie oczekuje. A przynajmniej w naszym gronie.

Sam twój powrót zapewni dostateczne morale, by uspokoić przynajmniej sytuację wewnętrzną – zauważył Nox, pochylając się w stronę kuli.

Selene znów poczuła, jak wszystko w niej napina się do granic możliwości, a wnętrzności skręcają tak mocno, że z pewnością zaplotły już skomplikowany węzeł. Oni jeszcze nie wiedzieli, że wszystko potoczy się inaczej, niż mogliby zakładać. A wtedy część ich problemów się skończy. Taką przynajmniej miała nadzieję.

Artemis nakryła jej dłoń swoją.

– Selene, czym się denerwujesz? – zapytała cicho.

Czarodziejka odwróciła wzrok. Miała nadzieję, że się nie zarumieniła. Wciąż nie wiedziała, jak powinna reagować na Artemis teraz, gdy emocje opadły. Nadal nie zdecydowała, jak powinna się zachować, w jaki sposób pokierować ich relację...

Znów pomyślała o wizji. Nie wiedziała, co działo się później. Czy przeżyła? A może wybuch magii pozbawił ją życia? Wiedziała tylko, że musiała zostać w Solaris. Ale nie powinna zatrzymywać Luny w Awii dłużej niż to konieczne. Lumena potrzebowała królowej.

– Sądzę, że powinniśmy się rozdzielić – oznajmiła nagle.

Wszyscy spojrzeli na nią, jakby postradała rozum. Może faktycznie tak było?

– Jak to: rozdzielić? – zapytał Astro.

– Ty i Luna powinniście jak najszybciej wrócić do Lumeny. Z moich obserwacji wynika, że po kilku dniach straż przy bramach straciła czujność. Byłam tam wczoraj. Wyruszycie jutro o świcie. Z map, które tu znalazłam, wiem, gdzie możecie się schować, dopóki nie dotrze prawdziwy transport. Do tego czasu będziecie się poruszać zaklętym dywanem – powiedziała, wskazując na zwinięty w rulon środek transportu pod ścianą. Był zakurzony, jednak rankiem upewniła się, że nadal działa. – We dwoje zwrócicie na siebie mniej uwagi. Jeśli ty, Astro, wykorzystasz jeszcze trochę magii, w razie konieczności możesz zmienić wygląd Luny za pomocą iluzji.

Astro potaknął głową. Już wcześniej wyjawił jej, że w ten sposób już nieraz przedostał się niezauważony do Lumeny, gdy był ścigany przez prawo. Ona w zamian pokazała mu swój pierścień. Teraz ta wiedza była im potrzebna.

– Ale dlaczego nie możemy ruszyć wszyscy? – zapytała Luna.

– Artemis wciąż dochodzi do siebie. – Strażniczka obruszyła się na słowa Selene, ale nic nie powiedziała. – Nie potrafię jej wyleczyć w pełni, to zbyt skomplikowany zabieg dla mnie. Niemniej jednak, póki nie istnieje zagrożenia życia, nie należy się spieszyć. Artemis potrzebuje odpoczynku. Luna jest w lepszej kondycji, a przede wszystkim jest najbardziej potrzebna – wyjaśniła wszystkim.

Nie kłamała, mówiąc, że Lunaris była w dobrym stanie fizycznym. Może pozostawała poobijana, ale po kilku dniach była w stanie samodzielnie się poruszać. Jednak jeden rzut oka wystarczył, by Selene zrozumiała, że największe rany zadano jej na psychice. Domyśliła się już, co się stało. Nie chodziło tylko o iluzje. Widziała to po reakcjach przyjaciółki i po jej cichych łzach. Jednakże postanowiła milczeć w tej sprawie.

A jaki jest prawdziwy powód? – zapytała Crystal podejrzliwie. Kiedy marszczyła brwi, robiła identyczną minę, co jej bliźniak. Jej wzrok mówił, że nie podda się, dopóki nie pozna prawdy.

Jedno i drugie jest czasem takim wrzodem na tyłku... – prychnęła w myślach zirytowana, że usiłowali ją przejrzeć. Zwykle ich wścibstwo było bardziej dyskretne, jednak przestawali o to dbać, gdy tylko mieli gorszą noc. Crystal wyglądała na wyjątkowo spiętą, Astro zaś od kilku dni był na zmianę osowiały i nabuzowany, jakby tylko czekał, aż będzie mógł kogoś uderzyć. W dodatku zmęczenie coraz bardziej odbijało na nim swoje piętno.

– Nie mam żadnego innego powodu, a ty, Crystal, skup się na swoim zadaniu. Porozmawiamy później.

Selene zakończyła połączenie, zanim jej kuzynka zdążyła jej się odgryźć. Być może reagowała zbyt gwałtownie, jednak miała do tego prawo. Ciążył na niej obowiązek i nikt nie mógł jej zrozumieć. Nie mogła nikomu powiedzieć, co się działo. Co miało się stać.

– Trzeba was przyszykować do drogi – oznajmiła.

Jeśli wizja Selene wydała Wam się znajoma, to z pewnością pamiętacie poprzednią, która nawiedziła ją na pustyni. Wówczas miała mniej szczegółów, a teraz nabrała ostrości. Teraz już wiecie, że Selene skopie kilka tyłków, wyglądając przy tym epicko. A może jednocześnie pięknie i przerażająco?

I, jak widzicie, nie tylko Selene ma taki dar... Otrzymał go również Hae. I naprawdę nie mogę się doczekać, aż napiszę o Amaterasu, by wspomnieć także o nim i jego powiązaniach ze Słońcem. To opowiadanie będzie dołączone do tej książki i liczę, że Wam się spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top