• Rozdział dwudziesty drugi •

ASTRO

Gdy Słońce zaszło za horyzont, w Solaris zapadał mrok. Pochodnie przepędzały go, jakby był potworem pragnącym dostać się do chronionych przez nie domostw. Również pałac został rozświetlony przez płomienie. Co jakiś czas za Astro widział przelatującego na zewnątrz feniksa. Ogniste, długowieczne ptaki strzegły pałacu przed możliwymi intruzami. Podobnie jak sowy feniksy potrafiły widzieć w ciemnościach, choć nawet ich wzrok nie był w stanie w pełni wygrać z ciemnością.

Astro poprawił urządzenie na przedramieniu. W szklanym pojemniczku skoncentrowana była magia, wirująca w postaci połyskującego dymu. Od dwóch tygodni czuł się pusty, jakby był jeziorem, z którego ktoś wypił całą wodę. Z koncentratorem magii na ręce czuł, że moc znów jest z nim. Wykorzystał jednak zaledwie ułamek zebranej energii, by rzucić na siebie czar, dzięki któremu częściowo stapiał się z mrokiem.

Wiedział, że Selene idzie przed nim, za pomocą zaklęcia ukrywając nie tylko siebie, ale również księżniczkę Amaterasu. Nie zdziwił się, że to ona udzielała im wsparcia. Wiedział, że pomogłaby im nawet gdyby nie przyjaźniła się z Luną – nigdy nie przerażało jej ryzyko, jeśli wierzyła, że działa w słusznej sprawie. Miał nadzieję, że kiedyś zdoła jej się odwdzięczyć.

Ama doskonale znała plan rozmieszczenia strażników oraz godziny, o których zmieniali oni warty. Sprawnie prowadziła parę czarodziejów korytarzami, na zmianę korzystając z głównych oraz tych przeznaczonych dla służby. Astro wielokrotnie bał się, że skręcił w złą stronę, gdy na moment tracił kobiety z oczu. Unikali światła pochodni, by nie rozwiać czaru. Kilkakrotnie płomień nagle zgasł, zapewne za pomocą magii Amaterasu.

Astro zaskoczyła informacja na temat zdolności księżniczki. Sądził, że podobnie jak Soleil, jest niemagiczna, co kazało mu się zastanowić, czy aby na pewno najstarszy z rodzeństwa, Hae, również nie ukrywał magii. Jeżeli królowa Ignis w tajemnicy była czarodziejką, mogła przecież przekazać dar nie tylko swojej jedynej córce i jeszcze przed śmiercią upomnieć swoje dzieci, by nie zdradzały się ze swoimi zdolnościami, a jako niemowlętom blokować magię. Nawet w rodzinie królewskiej obdarzonych mocą chłopców zwykle przekazywano pod opiekę kapłanom lub szkolono do służby wojskowej jeszcze we wczesnym dzieciństwie, by jak najlepiej wykorzystać dar od Słońca.

Z drugiej strony... czy naprawdę dziwiła go magia księżniczki? Zarówno ona, jak i Hae miewali przebłyski magii w swoich aurach. Widział ich jednak zaledwie kilka razy w życiu, a za każdym razem winę za to przeczucie zrzucał na amulety ochronne, które z pewnością nosili przy sobie. Czy to było jednak ważne? Czy naprawdę nie miał teraz ważniejszych spraw, które powinny zaplątać mu myśli?

Musiał się wreszcie skupić. Odkąd znaleźli się w pałacu, stale błądził z głową w gwiazdach. Nie mógł przestać myśleć o Lunie, o tym, co musiała przeżywać... O tym, w jakim stanie ją znajdzie. Czy ucieszy się na jego widok? Czy jemu i Selene uda się bezpiecznie wydostać ją z pałacu? Nie zastanawiał się nad tym, czy znajdą również Artemis, którą Selene chciała za wszelką cenę zabrać z nimi. Całą jego uwagę skupiała Luna i tylko ona.

Schody poniosły ich na piętro znajdujące się pod pałacem. Tam było już więcej strażników. Czterech pilnowało kolejnych schodów, które zapewne prowadziły do lochów. Astro ledwo zauważył, jak Selene skinęła w jego stronę głową. Czarodziej wyciągnął z kieszeni buteleczkę z eliksirem, którą zabrał ze zbiorów Crystal. Pomimo nieczytelnej etykiety już po samej konsystencji i kolorze domyślił się, czym była mikstura, a Selene jedynie potwierdziła jego domysły, najwyraźniej dobrze znając ten eliksir.

Jeden ze strażników zauważył ich mimo zaklęcia, które czyniło magicznych mniej widocznymi, jednak nie niewidzialnymi. Astro natychmiast cisnął buteleczkę pod nogi strażników, którzy nie zdążyli nawet podnieść alarmu. Eliksir zadziałał natychmiastowo. Mgiełka szybko uniosła się w górę, a sen zmorzył czterech rosłych mężczyzn. Kiedy padli na ziemię, wyglądali niczym niemowlęta, które właśnie ucięły sobie drzemkę.

Troje włamywaczy odsunęło łokcie od twarzy, wreszcie mogąc złapać oddech, jednak nie odetchnęło z ulgą. Słyszeli już szybkie kroki na piętrze pod nimi.

Tym razem to Selene wyrwała się do przodu. Astro i Ama szybko podążyli za nią, już całkiem widzialni. Smoczy Mag z podziwem patrzył, jak kapłanka rozbraja napastników, którzy prędko porzucili posterunek. Jeden po drugim padał na posadzkę nieprzytomny. Tylko jeden z nich, ostatni posiadał magię. Nim rzucony przez niego czar ugodził Selene, Astro zasłonił kuzynkę własnym zaklęciem. Dziewczyna odwróciła się zamaszyście, a z jej dłoni niczym pociski wystrzeliło kilka kul światła. Mężczyzna, który wyciągnął już miecz, za pomocą ostrza odbił je, w drugiej dłoni formując kulę ognia. Światełka jednak nie zniknęły, za to zaciekle latały wokół twarzy strażnika.

Astro, zgodnie z prośbą Selene, oszczędzał magię, pozwalając kuzynce samej rozprawić się z przeciwnikiem.

Nagle pocisk wystrzelony przez strażnika z jednej ognistej kuli zamienił się w ostrze, które przecięło powietrze. Selene w ostatniej chwili padła na podłogę i przeturlała się w stronę mężczyzny, Astro z kolei osłonił siebie i Amaterasu za pomocą zaklęcia. Księżniczka cofnęła się w stronę schodów, a czarodziej dalej obserwował walkę, gotów w każdej chwili pomóc kapłance.

Selene uniknęła ostrza miecza, sama w mgnieniu oka wyciągając sztylet, po czym cięła strażnika w nogę. Mężczyzna zawołał z bólu, wyraźnie rozwścieczony. Nie spodziewał się takiego ataku. Wokół jego nóg pojawiła się niewielka kałuża krwi, która nagle zamieniła się w gładką, szkarłatną taflę lodu. Strażnik, który właśnie robił krok, by w końcu skończyć z przeciwniczką, na moment stracił równowagę. Ten właśnie moment wykorzystała Selene, podcinając mu nogi. Mężczyzna zupełnie nie spodziewał się takiego manewru i nim zdążył zaatakować Siostrę Nocy zaklęciem, ta chwyciła jego głowę w dłonie i pozbawiła przytomności.

Selene otarła pot z czoła i poprawiła włosy.

– Łatwo poszło – stwierdziła z nutą podejrzliwości w głosie.

– Łatwo? – zdziwił się Astro. – To nazywasz łatwym?

– Nie uczyli was czegoś takiego w Akademii? Poziom nauczania spada z każdym rokiem, daję słowo...

– Strażnicy to tylko dodatkowe zabezpieczenie – powiedziała Amaterasu, która przestała chować się za rogiem. Dłoń trzymała na ciążowym brzuchu. – Dość dobre, jeśli ktoś nie potrafi zbyt wiele – tak jak ja. To, co czeka w środku, jest trudniejsze do pokonania. Jeśli ktoś nie wie, jak poruszać się Labiryncie Mirażu, przepadnie na wieki. Mało prawdopodobne, by znaleziono choćby kości takiego nieszczęśnika. Strażnicy przede wszystkim pilnują, by nikt się z lochu nie wydostał, a nie tego, by nikt nie wszedł do środka.

– Ale jest drugie wyjście, tak? – zapytał Astro, przypominając sobie rozmowę z Selene, którą przeprowadził zaledwie kilka godzin temu.

– Tak, prowadzi na plac egzekucyjny. Wy jednak wrócicie do pałacu, a nie prosto na zewnątrz, w przeciwnym razie podniesie się alarm. Co jak co, ale zabezpieczenia zewnętrzne mamy dobre – mruknęła księżniczka, po czym stanęła dokładnie na wprost wysokich na kilka metrów drzwi. – Stawcie się tylko w wyznaczonym miejscu przed świtem. Zajmę się resztą, ale jeśli nawalicie, możecie się zdać tylko na cud.

– Dotarło to do nas – odparł z przekąsem Astro. Księżniczka lekko zaczynała przypominać mu Crystal... A może to było tylko złudzenie. – I dziękujemy, że nam pomagasz – dodał.

– Drobiazg. – Machnęła ręką. Na jej dłoni zalśniły złote bransolety i ślubna obrączka.

­– Jak otworzymy drzwi? – zapytała Selene, przyglądając się mechanizmowi blokującemu wejście. – Zamek wygląda na skomplikowany.

– Wystarczy trochę magii. Słonecznej oczywiście. Pozwólcie, że ja się tym zajmę – tyle akurat dam radę zrobić – odpowiedziała Ama, po czym przyłożyła dłonie do dwóch otworów w drzwiach.

Ręce księżniczki rozświetliło ciepłe światło, które zdawało się przechodzić również na drzwi. Wszelkie wgłębienia powoli wypełniało złoto, jakby energia była wodą wpływającą do koryta krętej rzeki. Po chwili Amaterasu odsunęła się, sapiąc ze zmęczenia. Gdy Selene pchnęła jedno ze skrzydeł, drzwi ustąpiły.

– To by było chyba na tyle – sapnęła Ama. – Pozdrówcie ode mnie Lunaris.

Księżniczka wcisnęła kapłance zwitek papieru w dłoń.

– Dziękuję. Nie zapomnimy ci tego – powiedziała Selene, po czym razem z Astro wstąpiła w mrok Labiryntu Mirażu.

Za pomocą mapy od Amaterasu pokonywali kolejne kręte korytarze. Aura tego miejsca przyprawiała Astro o dreszcze. Czuł, że nogi stale chcą prowadzić go w przeciwnym kierunku niż jego umysł. Pomyślał, że strażnicy odpowiedzialni za więźniów z pewnością musieli wypracować odporność na magię Labiryntu.

Co pewien czas Astro widywał kraty. Pomiędzy prętami połyskiwały runy, które zdawały się unosić w powietrzu. Za nimi zionęła pustka.

Runy były jednocześnie zamkiem i kluczem. Dotykając odpowiednich znaków we właściwej kolejności, można było otworzyć wejście do celi. Amaterasu zapisała na brzegu mapy wszystkie pięć możliwych kombinacji, jakie mogły okazać się kluczami.

Astro zdawało się, że błądzą po korytarzach od godziny, choć przecież wiedział, że nie mogło minąć więcej niż dwadzieścia minut. W końcu Selene szarpnęła go za ramię, każąc mu się zatrzymać.

– Według Amy tu może być Artemis – powiedziała, patrząc na pogniecioną kartkę papieru.

– Na pewno? A jeśli zamiast niej trafimy na jakiegoś obłąkanego Lunara, który zacznie całować nas po rękach za zwrócenie wolności?

– Nie żartuj sobie, dobrze?

– Jakże bym śmiał sobie żartować w takiej chwili – żachnął się Astro. – Ja tylko wymieniam możliwości.

Selene dotknęła lśniącego kamienia obok krat. Chociaż imię Artemis nie było zapisane alfabetem Moona, Selene sapnęła głośno.

– To tutaj. Podaj mi mapę, szybko!

Astro podał kapłance kawałek papieru. Selene wypróbowała cztery kombinacje, nim trafiła na właściwą. Wówczas kraty uniosły się do góry.

Selene spojrzała na czarodzieja i podała mu mapę.

– Luna jest niedaleko, idź po nią.

– Powinniśmy iść razem – zaprotestował Astro. – Zgubisz się bez mapy!

– Zapamiętałam trasę aż do jej celi. Spotkamy się na miejscu.

– Na pewno?

– Na pewno. Idź już, szkoda czasu.

Astro niechętnie zgodził się z kuzynką i odprowadził ją wzrokiem, gdy wchodziła nieznane. Nie wiedział, co było tak przerażającego w tych celach, że mawiano, iż więźniowie, którzy wyszli na wolność, często tracili zmysły, ale miał wielkie obawy.

Niepokój o Lunę zżerał go coraz bardziej. Nie zastanawiał się już dłużej i ruszył dalej. Musiał ją jak najszybciej stąd zabrać.

Gdy po pewnym czasie stanął pod właściwą celą, serce zabiło mu mocniej.

To tutaj – pomyślał.

Pośpiesznie dotykał run, wpisując kombinacje z notatek Amy. Spróbował pierwszej. Potem drugiej. Następnie trzeciej. Aż w końcu czwarta sprawiła, że wejście do celi stanęło otworem.

Na drżących nogach przekroczył próg.

Zdawało mu się, że już korytarze Labiryntu Mirażu były ciemne, jednak celę wypełniał jeszcze większy mrok. Tylko jeden jasny punkt mówił mu, gdzie ma iść.

Brnął przez piaszczyste wydmy, lodowate bez Słońca, które nagrzewałoby je każdego dnia. Widział postać skuloną przy resztkach świecy, dającej nikłe światło. Włosy o odcieniu platyny były brudne i sklejone, lepiąc się do zmizerniałej twarzy. Pod fiołkowymi oczami Luny były głębokie cienie, dostrzegalne mimo niewielkiej ilości światła. Astro z przerażeniem dostrzegł liczne siniaki na jej twarzy, szyi i rękach. W kilku miejscach dostrzegł ślady po poparzeniach i zakrzepłą krew.

Żałował, że nie może znaleźć tych, którzy jej to zrobili... Pożałowaliby dnia, w którym przyszli na świat.

Luna nawet na niego nie spojrzała. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywała się w blaszaną miskę, w której zostały resztki bliżej nieokreślonej brei. Jej suknia była rozdarta niemal do pasa, góra odsłaniała piersi. Przez niegdyś biały materiał biegła krwawa ścieżka.

Słowa na moment uwięzły mu w gardle. Luna nawet na niego nie patrzyła. Jedynie ledwie zauważalne drgnięcie świadczyło o tym, że zauważyła jego obecność. W końcu drżącym głosem wyszeptał:

­– Lu?

Ten rozdział dedykuję MademoiselleGaMa dzięki której w czasie walki strażnik poślizgnął się na lodzie z własnej krwi. Dziękuję, kochana, za inspirację ^^

To się dzieje! Astro znalazł Lunę! Tylko bidula jest obecnie wrakiem człowieka...

I to doskonały moment, by zmienić perspektywę 0:) Kocham Was, moi drodzy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top