• Rozdział dwudziesty •

ASTRO

Obudził się wraz z pierwszymi promieniami Słońca.

Astro podniósł się z jękiem z miękkiego, kolorowego posłania, po czym powiódł wzrokiem po namiocie. Obok niego wciąż spała Selene. Pozostałe koce i poduszki już dawno zostały złożone.

Czarodziej wyciągnął pokrytą bliznami dłoń po spoczywającą w torbie buteleczkę eliksiru, po czym delikatnie rozprowadził go na odsłoniętych kawałkach skóry. Starał się zużyć go jak najmniej, by mieć pewność, że starczy mu także na drogę powrotną. Nie martwił się tym, że Słońce może go przez to poparzyć. Choć cienka warstwa ochronna nie zapewniała mu pełni komfortu, to wiedział, że dzięki solaryjskim korzeniom lepiej znosił działanie słonecznego bóstwa.

Odkąd znaleźli się na terenach Solaris, radził sobie całkiem nieźle. Ostatni raz odwiedził to królestwo cztery lata temu i wyciągnął lekcję z tamtej podróży. Teraz już wiedział, by nie chodzić boso po pustyni w trakcie dnia i nie lekceważyć mocy słonecznych promieni, chodząc z odsłoniętą głową.

Nie przebierał się – od kilku nocy, a raczej dni sypiał w ubraniach, w których spędzał resztę doby. Dostał nowe ubrania, bardziej odpowiadające solaryjskiej modzie. Niezmiennie nosił jednak gwizdek na szyi – był okrągły i płaski, dzięki czemu nie zwracał niczyjej uwagi.

Gwizdek był ich drogą awaryjną. Astro liczył, że jeśli go użyje, Onyx wyjdzie im na spotkanie w drodze powrotnej. Przed wyjazdem dokładnie poinstruował młodą smoczycę, co ma zrobić, gdy tylko usłyszy gwizd. Jeśli go usłyszy. W końcu dzieliła ich duża odległość. Wierzył jednak, że jego magia wystarczy, by plan się powiódł. W końcu nawet teraz, choć dzieliły ich długie dni drogi, Astro wciąż czuł się połączony z Gemem i Onyx, a także z innymi smokami żyjącymi na Smoczym Pustkowiu.

Astro powoli się przeciągnął, po czym wstał i złożył swoje posłanie. Podszedł do leżącej w kącie namiotu glinianej miski i obmył twarz wodą. Z sakiewki wyciągnął chłodną mimo temperatury kostkę, po czym włożył ją do ust. Na nogi wzuł buty, na głowę zarzucił szal i dopiero wtedy odważył się wyjść na zewnątrz. Natychmiast zmrużył oczy.

Przyzwyczajony do łagodnego blasku Księżyca nie reagował dobrze na jasność Słońca. Nie dziwił się, że tutaj rośliny nie emanowały własnym światłem, skoro Słońce oświetlało każdy skrawek ziemi.

Astro zamrugał kilka razy, by zyskać ostrość widzenia. Dostrzegł Saule, dyrektorkę cyrku, która wydawała polecenia członkom trupy. Kolorowe namioty powoli były składane i pomniejszane za pomocą magii, po czym pakowane do wozów. Grupka mężczyzn zbierała wbite w piasek pochodnie i sprzątała po zaćmiennym ognisku.

Czarodzieja zawsze dziwiło, że słoneczni wręcz panicznie boją się ciemności. Jednak czy nie powinno to być dla niego zrozumiałe? Skoro żyli w ciepłym, jasnym świetle Słońca, to czy nie mieli prawa obawiać się chłodniejszego, ciemnego zaćmienia, którego nie oświetlają nawet gwiazdy?

Astro powoli zaczął iść w stronę dyrektorki. Jego nogi zapadały się w piasku. O tej porze jeszcze był chłodny.

Choć ich podróż była długa, a przez to dość męcząca, Astro nie mógł narzekać. Członkowie Czary Feniksa byli niezwykle sympatyczni, a w ich towarzystwie nikomu nie groziła nuda. Każdego wieczora Astro oglądał przygotowania cyrkowców do nadchodzących występów. Najbardziej fascynowały go popisy dwóch braci czarodziejów, którzy połykali ogień, by później zionąć nim niczym smoki. W dodatku za pomocą ognia potrafili stworzyć ruchome sceny. Smoczy Mag aż zaczął się zastanawiać, dlaczego nigdy wcześniej nie był w cyrku. W końcu Czara Feniksa występowała w Lumenie już od lat!

Saule w końcu go zauważyła.

– O, nasza śpiąca ślicznotka wstała – zauważyła z ironią kobieta.

– Selene jeszcze śpi – odparł, odwzajemniając kpiący jej kpiący uśmiech.

Dyrektorka miała krótko ostrzyżone, płomiennie rude włosy i jasnobrązowe oczy. Była dość wysoka, choć niższa od Astro, a jej skóra miała złocisty odcień.

– Więc lepiej, żeby nasza druga ślicznotka także wstała. Dziś dotrzemy do Awii i chciałabym jeszcze raz omówić z nią plan.

– Zaraz ją obudzę – powiedział czarodziej. – Śniadanie zjemy po drodze, jak zgaduję?

– Tak, Sunshine odłożyła dla was falafel. To niestety będzie musiało wam wystarczyć do końca dnia, ponieważ nie zatrzymujemy się nigdzie po drodze.

– Dziękuję – odparł, po czym odwrócił się i wrócił do namiotu, by obudzić kuzynkę.

To, że Solaris wypowiedziało wojnę Lumenie, było jasne jak samo Słońce. Podczas dwóch tygodni, które minęły od czasu wyjazdu z królestwa Księżyca, trupa cyrkowa aż dwukrotnie natknęła się na wojska słonecznych. Na szczęście Astro i Selene tylko raz byli zmuszeni skorzystać z fałszywych dowodów tożsamości. Czarodziej był wówczas zdenerwowany do tego stopnia, że jego ręce dygotały, jakby przebywał w jaskini lodowych smoków, a nie na rozżarzonej pustyni.

Astro obawiał się o przyszłość swojego kraju. Wciąż nie tracił nadziei, że wojna skończy się równie szybko, co się zaczęła, jednak potęga sił Solaris, którą miał okazję zobaczyć na własne oczy, przerażała go. Mógł tylko liczyć na to, że gdy dojdzie do starcia, odbędzie się ono z dala od Słońca, co osłabi solaryjskich czarodziejów, a także sfinksy i feniksy.

Martwił się też o swoją siostrę. Oczywiście pamiętał, że Nox dzielił z nią te same troski, jednak cóż mógł poradzić na to, że to los bliźniaczki obchodził go najbardziej? Miał wielką nadzieję, że radzi sobie dobrze i wojna jest jej jedynym zmartwieniem.

Astro spojrzał na siedzącą obok niego Selene. Choć kuzynka zawsze była dość skryta i rzadko się otwierała, teraz była bardziej tajemnicza niż zwykle. Za nic nie potrafił zgadnąć, co działo się w jej głowie. Od jakiegoś czasu wyglądała na zamyśloną i zbywała go za każdym razem, gdy pytał o powód. Teraz nie odezwał się ani słowem.

Czarodziej wyjrzał przez płótno osłaniające wnętrze wozu przed Słońcem. Byli już w Awii i właśnie zbliżali się do królewskiego pałacu.

Przełknął rosnącą w gardle gulę. Serce łomotało mu w piersi.

Znał już plan. Czy był idealny? Z pewnością nie. Zostało im tylko kilka dni, tymczasem w planie działania były olbrzymie dziury. Mogli liczyć jedynie na szczęście.

Poprawił materiał zasłaniający część jego twarzy. Był to stały element stroju służby w pałacu. Selene ubrała się podobnie, choć ona miała na sobie długą suknię zamiast spodni. Gdyby nie wiedział, że siedzącą obok służką jest jego kuzynka, nigdy by jej nie rozpoznał. Dziewczyna, podobnie jak on, zakryła tatuaże na twarzy oraz blizny na rękach. Nic nie wskazywało na jej księżycowe pochodzenie.

Nie wiedział, w jaki sposób Czara Feniksa zdobyła te stroje. Wiedział już, że im mniej pytań zada, tym więcej daktyli dostanie na deser. Najważniejsze było to, że trupa cyrkowa została zatrudniona przez pałac, by wystąpiła w czasie najbliższego przyjęcia. Astro nie miał pojęcia, z jakiej okazji, a ze słów Saule wnioskował, że delegacja Arboros i Subterry opuściła już Solaris. Oba fakty niosły ze sobą korzyści. Selene i Astro mogli niepostrzeżenie dostać się do pałacu, gdyż strażnicy wpuszczą ich razem z cyrkowcami. Z kolei nieobecność królewskich rodzin oznaczała, że prawdopodobieństwo ich spotkania z Astro, którego miały już okazję spotkać kilkukrotnie, jest równe zeru.

Jako służba Astro i Selene mogli rozpocząć drugą fazę ich planu. Choć ich obliczenia mogły być błędne, zostały im trzy dni na znalezienie lochów i wydostanie stamtąd Luny. Saule twierdziła, że w pałacu otrzymają pomoc od jej „kontaktów". Dyrektorka cyrku śmiało mogła konkurować z Selene o miano najbardziej tajemniczej kobiety świata. Obie miały sekretną tożsamość oraz całą zgraję utalentowanych i obdarzonych magią ludzi, nie mówiąc już o tajnych kontaktach w najbardziej zaskakujących miejscach.

Saule obiecała, że wszystko, co zabrali ze sobą, zostawi w ich „bazie", w której kuzynostwo miało przyczaić się po ucieczce z pałacu, przez co Astro coraz bardziej podejrzewał, że dyrektorka cyrku jest kimś w rodzaju odpowiednika przywódczyni Sióstr Nocy.

Smoczy Mag jeszcze raz spojrzał na pałac oświetlony blaskiem zachodzącego Słońca.

Modlił się, by udało im się zdążyć. Musiało im się udać. Po prostu musiało.

Zacisnął zęby i przymknął oczy.

Idę po ciebie – pomyślał.

Witajcie, kochani, w kolejnym rozdziale! Jak widzicie, Astro i Selene WRESZCIE dotarli do Awii i nareszcie można przystąpić do planu ,,Uwolnić or... Lunę". Ale... jak Luna zareaguje na przybycie ratunku? W końcu obecnie przeżywa piekło.

Mamy już połowę książki za sobą. Rany, jak ten czas szybko leci!

Jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń na ten moment! ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top