• Rozdział trzydziesty siódmy •
ARTEMIS
Artemis nie była pewna, ile czasu minęło, odkąd Selene straciła przytomność. Przez cały ten czas czuwała nad nią, gotowa zareagować natychmiast, gdy kapłanka otworzy oczy.
Wciąż była zła, że Selene tak po prostu ją zostawiła. Czy istniało gorsze uczucie niż porzucenie przez osobę, która dopiero co wyznała ci miłość? Tym bardziej że liścik, który zostawiła czarodziejka, nie wyjaśniał tak naprawdę niczego oprócz tego, że strażniczka powinna wyruszyć sama do Lumeny. Kapłanka nie wiedziała, czy wróci, a wkrótce potem Artemis miała wrażenie, jakby potężna fala ciepłego podmuchu przeszła przez całą chatkę. Było w tym coś magicznego, czego nie umiała opisać. Wtedy zaczęła się martwić jeszcze bardziej.
Nadal nie wiedziała, gdzie była Selene i co robiła. Z pewnością wyglądała inaczej niż w zaćmienie, gdy widziały się ostatni raz. Uwagę w pierwszej chwili przykuły runy w odcieniu ciemnego złota, których znaczenia Artemis nie znała. Twarz czarodziejki pokrywały zaschnięte strużki krwi, jakby posoka wypływała z kącików oczu, ust, z nosa i z uszu. Był to przerażający widok, zwłaszcza że krwi było wystarczająco dużo, by splamić olśniewająco białą suknię niewiadomego pochodzenia. Z pewnością Selene nie miała jej na sobie poprzedniego dnia.
Artemis obmyła ukochaną, podczas gdy ta spała, wciąż zastanawiając się, co tak naprawdę się wydarzyło. Co kilka minut sprawdzała puls i oddech kapłanki, bojąc się, że ta może umrzeć. Nie budziła się już bardzo długo i nie reagowała na żadne bodźce.
Strażniczka ignorowała szklaną kulę, która cały czas dawała o sobie znać. Ktoś wyraźnie chciał się z nimi skontaktować, a konkretniej z Selene. Artemis była jednak skupiona na pilnowaniu kapłanki. Chciała być przy niej, gdy tylko otworzy oczy.
Odgarniała włosy z czoła Selene, gdy ta wreszcie się poruszyła. Najpierw mruknęła coś niezrozumiałego, by po chwili wreszcie otworzyć oczy. Jej opiekunka odetchnęła z ulgą.
– Jak się czujesz? – zapytała Artemis, patrząc na nią ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.
– Jak długo...? – wychrypiała Selene, nie kończąc zdania.
– Nie jestem pewna. Dzień? Może dwa? Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam.
– Bywało ze mną gorzej... – mruknęła Selene.
Gorzej... Co ma przez to na myśli?
Artemis podała jej gliniany kubek z wodą, który kapłanka przyjęła z wdzięcznością. Upiła kilka łyków, zanim znów się odezwała.
– Przepraszam, Artemis...
– Mniej przepraszania, a więcej wyjaśniania – odpowiedziała strażniczka, patrząc na nią wyczekująco. Złapała ją za rękę i splotła ich palce. – I nie chcę słyszeć żadnych historyjek wyssanych z palca.
Selene uśmiechnęła się na moment, jednak szybko na nowo spoważniała.
– Nie uwierzysz mi.
– Tobie wierzę zawsze – odparła miękko, mówiąc samą prawdę. – Po prostu chcę wiedzieć, co się stało, że wróciłaś w takim stanie.
Selene westchnęła, po czym zaczęła mówić. Opowiedziała o swoich wizjach, o bogini magii, a także o zadaniu, które miała wykonać. Nie pomijała żadnego szczegółu, a sposób, w jaki mówiła, sprawiał, że Artemis czuła, jakby w ten sposób Selene chciała zrzucić s siebie ogromny ciężar. Gdy wreszcie skończyła, strażniczka nie wiedziała, co powiedzieć. To wszystko brzmiało zbyt niewiarygodnie, by można było dać temu wiarę, a jednak Artemis czuła, że jej ukochana mówi prawdę.
– Sądziłam, że tego nie przeżyję, ale jednak tu jestem – powiedziała Selene, ściskając dłoń Artemis. – Przepraszam, że cię przestraszyłam.
– Byłoby gorzej, gdybyś nie zostawiła tego liściku. Wtedy śmiertelnie bym się obraziła. – Próbowała zażartować, choć nie była w nastroju do tego. – Najpierw zaciągasz mnie do łóżka, a potem się zmywasz.
Selene zarumieniła się i spuściła wzrok.
– Tak... Jeszcze raz cię przepraszam.
– Nie musisz. Zdążyłam ci wybaczyć. – Artemis uśmiechnęła się do niej. – Jak się czujesz? – zapytała ponownie.
– Zabiłam tych wszystkich ludzi, jak mogę się czuć? – Selene wzruszyła ramionami.
– Ale nie panowałaś nad sobą – przypomniała jej strażniczka, obejmując ukochaną ramieniem.
– Dlatego jestem wściekła. Ofiar mogło być mniej, gdybym tylko miała kontrolę nad samą sobą. – Jej ton był tak gorzki, że Artemis ani przez chwilę nie mogła wątpić, że była nie tylko wściekła, ale też zawiedziona. W końcu bogowie nadużyli swojej mocy, wykorzystując ją do swoich celów, choć zasługiwała na zaufanie. Służyła przecież Księżycowi od lat.
Ale Słońce też było w to zamieszane... – pomyślała Artemis.
– Z pewnością tak by było – zgodziła się z Selene. – Ale nie jesteś niczemu winna.
– To ja mam teraz krew na rękach – odparła gorzko kapłanka, odsuwając się od towarzyszki. – Powinnyśmy jak najszybciej stąd wyjechać. Obiecałam księciu, że szybko stąd zniknę.
– Wracamy do Lumeny? – upewniła się Artemis. – Jeszcze dziś?
– Tak – potwierdziła druga z kobiet. – Jestem przygotowana.
– Ale wykończona – zauważyła strażniczka.
– Tylko głodna. Powinnyśmy wyruszyć jak najszybciej. Muszę też skontaktować się z Astro i z Crystal. Nic się nie działo, kiedy byłam nieprzytomna? – zapytała Selene.
– Kula dawała o sobie znać kilka razy... Wolałam nie odbierać. To ty tu wszystkim zarządzasz.
Selene westchnęła.
– Pewnie Astro i Luna już wrócili...
– Nie przejmuj się tym teraz. Na pewno dali sobie radę, skoro przestali szukać kontaktu – uspokoiła ją Artemis, choć w środku sama niepokoiła się Lunaris i tym, czy Astro zadbał o jej bezpieczeństwo. – Wspominałaś, że jesteś głodna?
Selene uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
Kiedy obie zjadły, nie wyszły ze swojej kryjówki od razu. Siedziały obok siebie w milczeniu. Selene oparła głowę o jej ramię, a Artemis obejmowała kapłankę ramieniem. Nadal nie chciała uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
A może... to wszystko było tylko chwilowe? Przecież nic się nie zmieniło. Selene nadal była kapłanką i nadal nie mogła się wiązać, o ile nie wyrzekłaby się swoich ślubów. To by oznaczało, że odejdzie z zakonu oraz ze świątyni. Artemis wiedziała, że jej ukochana nie porzuciłaby dla niej kapłaństwa – była świadoma, jak bardzo było to dla niej ważne.
– Selene?
– Tak? – Kapłanka uniosła głowę, żeby spojrzeć jej w oczy. Wciąż miała posępny nastrój, jednak Artemis nie chciała czekać z tym pytaniem. Musiała wiedzieć.
– Czy to wszystko się skończy, gdy wrócimy? – zapytała.
– Co się skończy?
– My. Ty i ja. Kiedy pierwszy raz cię pocałowałam, powiedziałaś, że nie chcesz do tego wracać. Ale teraz... teraz zaszłyśmy za daleko, żebym mogła tak po prostu o wszystkim zapomnieć.
Selene zmarkotniała i ponownie oparła głowę o jej ramię.
– Ja też nie mogłabym już zapomnieć – przyznała. – Kocham cię i nie chcę z ciebie rezygnować, ale prawda jest taka, że nie wiem, co robić. Nie mogę być kapłanką, jeśli jestem z tobą, ale nie wiem, czy potrafię tak po prostu to porzucić. Jestem rozdarta.
– Chcesz dać nam szansę? – zapytała Artemis z nadzieją.
– Tak – odparła Selene. – Ale potrzebuję czasu, żeby to wszystko przemyśleć.
– Nie zamierzam cię pospieszać. – Artemis odwróciła się i nachyliła w stronę kapłanki, by ją pocałować. Dotyk jej ust był tak cudowny, że była pewna, że wkrótce się od niego uzależni. – Tylko błagam, powiedz, że nie będziemy przez dziesięć lat odgrywać „tylko przyjaciółek" – powiedziała z uśmiechem, gdy tylko się od niej odsunęła.
Selene parsknęła rozbawiona.
– Tylko przy ludziach.
– A gdy będziemy same? – zapytała, gdy dłonią odnalazła jej dłoń i splotła ich palce.
– To już zupełnie inna bajka – odparła kapłanka i wolną ręką przyciągnęła ją do siebie.
Gdy znów złączył je pocałunek, Artemis zapomniała o całym świecie. Była tylko pewna jednego: jest szczęśliwa. Wreszcie mogła to powiedzieć.
To już przedostatni rozdział i, jak widać, szczęśliwe zakończenie. Ale naprawdę miejmy nadzieję, że szopka w stylu "to tylko przyjaciółka" nie będzie trwała latami... Musicie jednak przyznać, że to nie może być dla Selene łatwa decyzja. Może zrezygnować albo z zakonu, albo z Artemis, ale nie ma szans mieć ciastka i zjeść ciastka.
Została nam jeszcze jedna sprawa do rozwiązania w tym tomie... Zajrzyjmy więc do Luny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top