• Rozdział dziewiąty •

LUNA

– Wspaniały bal, wasza królewska mość. Jestem pod wrażeniem – powiedziała Lunaris, witając się z władcą Solaris. Mężczyzna odpowiedział jej skinieniem głowy.

Przyglądała mu się uważnie. Ciemna skóra kontrastowała ze złotą barwą włosów i oczu. Między blond pasmami widoczne były liczne siwe włosy, a na twarzy głębokie zmarszczki. Sole Heliosin mimo podeszłego wieku nie stracił jednak czujnego wzroku i siły, która zdawała się bić od niego niczym światło od Słońca.

Wiedziała, że jest obserwowana od samego początku. Artemis stale dawała jej do zrozumienia, że każdy jej ruch jest śledzony. Zwłaszcza gdy stanęła przed królem, którego oczy zdawały się szukać czegoś, czego Luna nie umiała nazwać. Jakich znaków w niej szukał?

Podstępu?

Oznak zmęczenia?

A może po prostu przyglądał się przyszłej synowej?

– Zapewniam, wasza wysokość, że następna uroczystość również wzbudzi twój zachwyt – odparł król Sole.

Mimo kilku lat zasiadania na tronie wciąż nie była tytułowana odpowiednio. ,,Wasza wysokość" było zwrotem ogólnym, odnoszącym się do wszystkich królewskiej krwi. ,,Wasza królewska mość" oznaczała jednak władcę, a ten tytuł otrzymywało się z czasem. Lunaris wciąż jednak była tylko koronowaną głową.

– Mam taką nadzieję. To ważny dzień dla obu naszych królestw – odrzekła.

– Liczę, wasza wysokość, że ceremonia przeprowadzona wedle naszej wiary i praw nadal nie stanowi problemu.

– Jak wasza królewska mość pamięta, wyraziłam na to zgodę.

Wyraz twarzy króla pozostawał nieodgadniony.

– Decyzje bywają chwiejne. Pozostaje mi jedynie życzyć udanego pobytu tobie i twoim gościom, wasza wysokość.

Schyliła głowę w geście szacunku, a król uczynił to samo.

Lunaris odeszła, ustępując miejsca nadchodzącej parze królewskiej z Arboros. Stojąca uprzednio z boku Artemis zrównała krok z królową.

– Pragnę zauważyć, że nie omówiłyśmy dokładnie naszej strategii – szepnęła strażniczka.

Tego wieczoru miała na sobie elegancki biało-czarny mundur ze złotymi zdobieniami. Przypięta nad sercem broszka przedstawiała godło Lumeny: biały Księżyc przechodzący przez wszystkie fazy, a wewnątrz okręgu gwiazda na granatowym tle.

Lunaris nie zdążyła wydać Artemis dokładnych poleceń. Strażnicy czterech królestw zostali wymieszani ze sobą i tylko pojedyncze jednostki brały udział w uroczystości jako goście. Na czas pobytu w Solaris to Artemis dowodziła lumeńską gwardią, dlatego wkrótce po przybyciu do pałacu strażniczka pozostawiła przyjaciółkę samą. Nie zdążyły spotkać się przed balem.

– Wolałabym zostać z tobą, ale lepiej, jeśli pozostaniesz niewidoczna. Nie chciałabym sprawiać wrażenia kogoś, kto nie potrafi zrobić kroku bez obstawy – odparła cicho Luna.

– Zrozumiano.

Artemis wycofała się, pozostając jednak w pobliżu, a Lunaris zaczęła krążyć po Sali, rozglądając się z podziwem.

Nie kłamała, mówiąc, że wszystko prezentowało się wspaniale. Sala balowa zaiste była piękna, a w dodatku wyjść można było z niej na dziedziniec, na którym również odbywało się przyjęcie. Ściany udekorowano szkarłatem i złotem, wszędzie porozstawiano również krwistoczerwone róże w złotych misach. Płonące w ciemnościach pochodnie nadawały wszystkiemu niepowtarzalnego klimatu.

Nie minęło dużo czasu, nim królowa została wciągnięta w rozmowę. Z ulgą przyjęła jednak fakt, że to rodzeństwo jej narzeczonego, a nie on sam, postanowili ją przywitać. Zerknąwszy za siebie dostrzegła Soleila stojącego pod ścianą z jednym z ambasadorów. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że jeszcze przez pewien czas nie będzie jej towarzyszył, jednak rzucane w jej stronę spojrzenia przyprawiały ją o dreszcze. Ponownie skupiła się na bracie i siostrze księcia.

Hae był następcą tronu, z kolei Amaterasu urodziła się jako ostatnia z trójki rodzeństwa. Prócz odcienia skóry nie byli do siebie zbyt podobni. Hae mógł się poszczycić potężną i umięśnioną sylwetką, złocistymi blond włosami i brązowymi oczami, a rysy twarzy widocznie odziedziczył po ojcu. Księżniczka musiała wdać się w matkę, gdyż jako jedyna z rodziny miała czarne włosy. Złote oczy po podkreśleniu ich węglem upodabniały ją do kota, który w dodatku miał szczęście zostać obdarowany pocałunkami Słońca na policzkach.

Być może Lunaris nienawidziła Soleila. Może prywatnie nie żywiła również sympatii do jego ojca. Ale na widok Hae i Amaterasu szczerze się cieszyła. Książę był w wieku Artemis i stanowił fantastycznego partnera w dyskusji, zaś Amę śmiało mogła nazwać przyjazną duszą, a nawet przyjaciółką.

– Miło cię znów zobaczyć, Lunaris – przywitał ją Hae, skłaniając się lekko.

– Ja również się cieszę. – Uśmiechnęła się do nich. – Przepiękna suknia, Amo.

Ama, która sama kazała tak się nazywać, podała jej złoty puchar z czerwonym winem. Zarówno naczynie, jak i trunek, odpowiadały kolorystyką jej kreacji, która, w przeciwieństwie do sukni Lunaris, nie była rozłożysta, a dość wąska – dopiero przy samej ziemi rozlewała się niczym woda. Małą ilość materiału wynagradzało bogactwo zdobień i ilość biżuterii, które pięknie prezentowały się na księżniczce. Zdecydowanie można było ją nazwać gwiazdą tego wieczoru.

Choć w Solaris nie było prawdziwych gwiazd...

– Dziękuję, twoja również jest wprost olśniewająca. A teraz pij. Albo udawaj, że pijesz. Gdyby mój głupi brat znów próbował cię obłapywać, po prostu wylej to na niego – albo na siebie. – Amaterasu jak zwykle była wyjątkowo bezpośrednia, nie zwracając uwagi na język, jakiego używa. A przynajmniej nie zważała na słowa przy królowej, gdy czuła się swobodnie

– Głupi brat? Masz na myśli mnie? – Hae uniósł brew, zachowując poważny wyraz twarzy.

– Skorzystam z tej rady, dziękuję – roześmiała się Luna.

– Nie ciebie, Hae – prychnęła Amaterasu, odpowiadając bratu, po czym ponownie zwróciła się do królowej. – Jak podoba ci się w Solaris? Od twojej ostatniej wizyty minęło kilka lat.

– Stolica jest naprawdę piękna. Choć nie przeczę, że jest tu dla mnie zdecydowanie zbyt gorąco. Nawet lumeńskie upały nie dorównują tym temperaturom.

– To zrozumiałe – nasze klimaty diametralnie się różnią – zauważył Hae. – W Lumenie z kolei jest wyjątkowo chłodno, choć jest to do wytrzymania. Zwłaszcza że światło Księżyca nie szkodzi nam tak jak Lumeńczykom Słońce.

– Trzeba jednak przyznać, że wschody i zachody Słońca zapierają dech – powiedziała Luna z uśmiechem.

– Ja z kolei jestem zakochana w gwiazdach – przyznała Amaterasu. – Chętnie odwiedzałabym Lumenę częściej, byle tylko na nie popatrzeć.

Kilka miesięcy temu księżniczka odwiedziła Lumenę wraz z braćmi. Luna pamiętała szczerą radość i fascynację Amy, gdy ta obserwowała nocne niebo w czasie ich spaceru. To był jeden z niewielu jasnych momentów tej wizyty.

– Dobry wieczór. – Mężczyzna o ciemnej skórze i płomiennie rudych włosach podszedł do nich, stając obok Hae. – Przepraszam, że przerywam, ale czy wasza wysokość pozwoli mi na porwanie męża? – zapytał.

Dotąd nigdy się nie spotkali, jednak po jego słowach domyśliła się, że jest to Lux – mąż Hae. Lunaris słyszała o skandalu, jaki wywołały ich zaręczyny, jednak małżeństwo jednopłciowe nie było w Solaris zabronione zapisem prawnym. Jednakże w takim wypadku wszystko wskazywało na to, że po Hae i Luxie tron przejmie dziecko Amaterasu. Chociaż sama wywołała jeszcze większy skandal, a jej mąż nie został oficjalnie przyjęty do rodziny, to jednak każdy z jej potomków miał prawo ubiegać się o tron. Szczególnie ten, którego obecnie nosiła pod sercem.

– Oczywiście. – Królowa posłała Luxowi łagodny uśmiech.

– Odnoszę wrażenie, że zapomniałem was sobie przedstawić – powiedział zamyślony Hae.

– Jestem pewna, że jeszcze znajdzie się ku temu okazja – odparła Lunaris. – Nie będę was zatrzymywać.

Lux wyraźnie się spieszył, jednak na pożegnanie zdążył posłać jej pełen wdzięczności uśmiech i skłonił głowę w jej kierunku.

Luna spojrzała na Amaterasu. Miała wielką nadzieję, że jej mąż nie upomni się o zwrot ukochanej zbyt prędko. Księżniczka była dla królowej niczym tarcza ochronna – nikt nie miał odwagi wtrącić się w konwersację, w której brała najmłodsza z rodu Heliosin.

– Nie ma z tobą twojego doradcy? – zapytała z zainteresowaniem Ama.

Luna zamarła. Dziewczyna nie mogła wiedzieć, że tym pytaniem poruszyła jeden z najbardziej bolesnych dla królowej tematów.

– On... Niestety nie może już pełnić tej funkcji – wydusiła, siląc się na zwyczajny ton. – Moja nowa doradczyni obecnie jest moją regentką.

Dobry humor Amaterasu zaczął się ulatniać. Być może była to wina samej Lunaris – nie potrafiła powstrzymać przygnębienia, które natychmiast przejęło nad nią władzę. Splotła ręce na podołku, by odrobinę ukryć ich drżenie.

– Przykro mi – powiedziała Ama ze współczuciem. – Wydawało mi się, że byliście ze sobą blisko.

– Aż tak było to widać? – zapytała.

– Patrzę uważnie. Miałam na to dużo czasu przy naszym ostatnim spotkaniu – zauważyła. – Odszedł z osobistych powodów?

– Został aresztowany. – Te słowa z trudem przeszły jej przez gardło. – Sądziłam, że takie wieści prędko rozejdą się poza Lumenę, skoro temat nie ucichł od kilku miesięcy.

Amaterasu zasłoniła usta ręką, po czym pokiwała głową ze zrozumieniem.

– Wybacz, ten temat musi być dla ciebie trudny...

– Nic się nie stało. – Luna uniosła puchar do ust. Zrezygnowała z picia wina, gdy poczuła jego zapach. Dotąd ta woń nie powodowała u niej mdłości, jednak tym razem było inaczej. – Przejdźmy może do radośniejszego tematu. Wybraliście już imiona dla dziecka? – zapytała z zainteresowaniem, by podtrzymać rozmowę.

Jeszcze trzy miesiące temu nikt nie wiedział o ciąży księżniczki – a przynajmniej wieści te nie opuściły Solaris. Teraz jednak ciężko było ukryć zaokrąglony brzuch, choć krawcowa wyraźnie starała się odpowiednio ułożyć materiał sukni.

Amaterasu natychmiast się rozpromieniła.

– Już dawno. Aton dla chłopca, a Sunna dla dziewczynki. Szkoda tylko, że mój mąż gdzieś się zapodział.

– Nigdzie się nie zapodziałem, promyczku, to ty gdzieś zniknęłaś. – Młody mężczyzna, w zasadzie wciąż jeszcze chłopak, gdyż był rówieśnikiem Luny, objął Amaterasu od tyłu. Podszedł do nich tak cicho, że żadna z kobiet nie zdała sobie sprawy z jego obecności, póki nie zdecydował się ujawnić.

– Szukałam wina.

– Nie powinnaś pić w ciąży.

– Wino było dla Lunaris.

Lucens dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, kto przed nim stoi. Młodzieniec natychmiast odstąpił od małżonki i skłonił się przed królową.

– To zaszczyt wreszcie cię poznać, wasza wysokość. Nazywam się Lucens Lucere, jestem mężem księżniczki Amaterasu – przedstawił się oficjalnie.

Nie zdziwiła się, że nie użył nazwiska żony. Mimo małżeństwa z księżniczką bez błogosławieństwa króla nie wolno mu było przyjąć rodowego nazwiska Heliosinów. Wojskowy mundur z kolei dodatkowo odejmował mu resztek królewskości. Nawet Soleil, którego Lunaris widziała z daleka, miał na sobie wytworny strój godny księcia, choć już od lat był jednym z najważniejszych dowódców wojsk w Solaris. Jednak na Lucensie zdecydowanie można było zawiesić oko. Drobne blizny na ciemnej skórze nie odejmowały mu urody, a lekki ciemny zarost sprawiał tylko, że wyglądał jeszcze przystojniej. Lunie łatwo było wyobrazić sobie, że Ama zauroczyła się nim od pierwszej chwili – zwłaszcza jeśli patrzył na nią ciemnymi oczami równie ciepło, jak jeszcze przed chwilą.

– I ciesz się, że choć tak możesz się nazwać – powiedział ktoś. Luna dobrze wiedziała, do kogo należał pogardliwy głos. Soleil także postanowił dołączyć do ich grona. Wzdrygnęła się, gdy objął ją w pasie, a jego ręka znalazła się niemal na biodrze. – Droga siostro, pozwolisz, że teraz to ja zajmę się narzeczoną.

Ama mrugnęła lewym okiem, po czym błyskawicznie je przetarła.

Młoda królowa uznała to za znak. Luna udała, że próbuje się napić wina, po czym ,,przypadkiem" przechyliła kielich. Czerwona struga splamiła jej białą suknię.

– Och, nie – rzekła, pozorując prawdziwe zmieszanie.

Stojąca dotąd w cieniu Artemis uprzedziła służącą, która chciała wytrzeć suknię królowej. Luna odruchowo sięgnęła po chusteczkę w swojej kieszeni, jednak nagle zdała sobie sprawę, że jej tam nie ma. Uspokoiła się myślą, że najpewniej musiała zostawić ją w swojej komnacie.

– Niezmiernie mi przykro, ale zmuszona jestem opuścić was na chwilę. W takim stanie nie mogę uczestniczyć w przyjęciu – powiedziała Luna.

– Liczę, że piętnaście minut wystarczy ci na doprowadzenie się do porządku, słońce – powiedział Soleil, patrząc na nią spod przymrużonych powiek.

Lunaris posłała mu chłodne spojrzenie.

– Zajmie to tyle, ile powinno zająć, Soleilu – odparła chłodno, po czym zwróciła się do męża Amaterasu. – Miło było cię poznać, Lucensie.

Wyszła, choć na moment uwalniając się od obecności narzeczonego. Miała nadzieję, że potrwa to jak najdłużej.

Witam Was w kolejnym rozdziale. Dziś wrzuciłam tu kilka nowych postaci! Są to Sole (król Solaris), Lux (mąż Hae) i Lucens (mąż Amy). Mam nadzieję, że odegrają odpowiednio swoje role i że nie dałam im za mało czasu książkowego...

Kolejny rozdział z pewnością wywoła w Was emocje, w końcu będzie on dotyczył ślubu. Sądzę, że kilkoro z Was może się domyślać pewnej rzeczy, jednak nie powiem nic więcej. Przez te kilka rozdziałów dałam Wam chyba dość tropów ;)

Co powiecie na temat do dyskusji? Mogłabym od czasu do czasu rzucać takowymi, bo bardzo jestem ciekawa Waszych opinii. A mianowicie...  Załóżmy, że w alternatywnym świecie Astro nie został aresztowany i właśnie teraz jest z Luną w pałacu. Jak by się zachował? Czy po wszystkim odszedłby ze stanowiska? A może mielibyśmy do czynienia z romansem z mężatką?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top