Rozdział 4.

Po zapakowaniu zapasów itd. Wyruszyliśmy. Popiół zaczął stopniowo znikać, a Druk wyjaśnił nam, że to przez nasz powrót.

Nagle usłyszeliśmy dzwony.

— To Fire! Chowajcie się! — Krzyknął Druk.

Schowaliśmy się za krzakami, podczas gdy karzeł wyjął sztylet.

Królowa ognia. Wysoka kobieta, o czerwonej skórze i pomarańczowych włosach, powiewających niczym ogień. Czerwone oczy były wręcz hipnotyzujące.

Jechała na saniach, które były ciągnięte przez ogniowe wilki. Karzeł zaczął dzielne walczyć z "królową", ale wtedy ona dobyła swojego berła (długie, czerwone z kulką na samym końcu) i jakiś czerwony dym wystrzelił w Druka, a ten zamienił się w pył.

Rozszerzyłam oczy i otwarłam szeroko usta. Na nasze szczęście, Fire odjechała.

Wyszłam zza krzaków i klęknęłam przed miejscem, w którym przed chwilą stał Druk.

— Czy, jego da się uratować? — Zapytałam przez łzy.

— Królowa wzięła jego prochy do swojego zamku, więc wątpię — Orzekł Teber.

Wstałam i otrzepałam się z popiołu.

— Chodź Queel — Powiedział Max.

Poszłam za nimi.

— Kiedyś było tu pięknie. Drzewa tańczyły, ptaki śpiewały — Zaczął opowiadać gronostaj. — Ale od tysięcy lat wszystko zamilkło. Niektóre stworzenia umilkły w sobie.

— Zabijemy ją — Szepnął Max. Popatrzyłam na niego, z radością w oczach.

— Przyzwyczaiłeś się już do tego wszystkiego — Powiedziałam szczęśliwa.

Jednak gdzieś z tyłu głowy została ta świadomość, że możemy w każdej chwili zginąć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top