Rozdział 2 (Fen) "Dowodząc wrogiem"

Fen stracił równowagę, kiedy zobaczył, że Thorsen wpatruję się w niego zszokowany. Nie mógł powiedzieć Mattowi, że walczył ze Skullem i zdobył kontrolę nad bandą Najeźdźców, że on i potomkowie północy walczyli razem tylko wczoraj. Fen chciał powiedzieć Mattowi co się wydarzyło, wyjaśnić, że został uwięziony, że chciał odejść od Najeźdźców i dołączyć z powrotem do Laurie i Matta. Niestety to czego  c h c i a ł  nie miało już znaczenia. Fen był związany z paczką magią znacznie starszą niż którekolwiek z nich. Musiał zostać ze stadem; byli teraz tak samo częścią niego jak jego płuca.

Nawet silniejsza niż sama potrzeba pozostania z nimi, był absolutny przymus, by to zrobić. Gdyby był w stanie sprawić, by paczka wulfenkind przyłączyła się do strony, po której chciał się znaleźć, jego nowa pozycja nie byłaby wcale zła, ale musiał zrobić to, co było w "najlepszym interesie" sfory. Pomaganie Mattowi w powstrzymaniu Ragnarök i uratowaniu świata zagroziłoby wulfenkind, ponieważ strona Matta - w tum kuzynka i przyjaciele Fena - nie miała szans wygrać. Ragnarök było nieuchronne. Nawet śmierć bogów nie powstrzymała przepowiadanej bitwy. Najeźdźcy wierzyli, że koniec świata jest dla nich dobry, a nowy porządek zapewni im wolność i bezpieczeństwo. Odkąd Fen został zmuszony przez magię, żeby robić to co najlepsze dla sfory, utknął po niewłaściwej stronie nadchodzącej walki. Teraz był wrogiem Matta.

Jeszcze gorzej, był wrogiem swojej kuzynki Laurie.

Fen mruknął na jej temat coś, czego nie chciał. Nie był wielkim myślicielem, więc ustalenie jak naprawić sytuację w której się znajdował wydawało się niemożliwe. To Laurie była tą od myślenia. Laurie była tą od planów. On był tym, który narażał się na niebezpieczeństwo, by ją chronić.

Ale Laurie była nieosiągalna.

Jedyną dobrą wiadomością dla Fena było to, że nie była razem z Mattem i Reyną, którzy próbowali uciec w głąb lasu. Laurie nie było i nie mogła zobaczyć, że Fen prowadzi wroga. J e s z c z e. Warknął kolejne słowo, a dziewczyna, która stała obok niego roześmiała się.

- Czujesz się winny? - zapytała Hattie. - To minie, wiesz. Wygramy wielką bitwę, a ty będziesz zadowolony, że z nami jesteś.

- Zamknij się, Hattie - powiedział Fen.

Spiorunował ją wzrokiem, a ona posłusznie uchyliła głowę zamiast go uderzyć. To było dziwne uczucie. Hattie była wilkiem tak jak on, po drugie - dowodził tą małą grupką Najeźdźców od dzisiejszego ranka. Spędził więcej niż kilka godzin na opatrywaniu siniaków, które dostał, kiedy ona narzuciła mu zasady dawnej paczki alfa. Hattie będąc miła była bardziej przerażająca niż większość chłopaków których znał.

Podeszła bliżej.

- Możemy ich zaatakować. Thorsen i wiedźma są sami.

- Nie.

- Oni nie są już twoimi przyjaciółmi. Są  n a s z y m i wrogami - zwróciła uwagę.

- Powiedziałem  n i e - powtórzył.

- To dobra okazja... albo możemy iść za nimi do obozu - kontynuowała.

Podsuwała mu pomysły. Gdyby Skull, były przywódca stada wyzdrowiał już po walce to byłaby jego rola, ale teraz Hattie była jego doradczynią i robiła to, co do niej należało.

Niewielka grupa Najeźdźców, która przybyła z nim, aby zholować drużynę zwiadowczą wiwatowała i krzyczała, jakby osiągnęła coś niezwykłego znajdując Thorsena. Nie zrobili tego. Wszystko co zrobili tylko ujawniło, że Fen jest po stronie Najeźdźców - a do tego jeden z nich miał złamaną nogę.

- Zatrzymajcie się! - rozkazał Fen.

Zatrzymał się, a wraz z nim trójka Najeźdźców - wszyscy w ludzkich formach. Dwójka dzieci, która była w wilczych formach podeszła i stanęła przed nim.

- Co ty sobie wyobrażasz wrzeszcząc w ten sposób? Dowódca wrócił do obozu zanim pozwoliłeś na schwytanie nas wszystkich!

- Uciekali. Mogliśmy znaleźć ich obóz i schwytać ich - podsunęła Hattie.

- Naprawdę? W tamtym obozie jest wielu Berserkerów i więcej boskich reprezentantów. A nas jest  s z e ś c i u  i jeden ranny. - Spojrzał na nich napotykając wilcze i ludzkie spojrzenia, zanim zapytał. - Jak myślicie, kto wygrałby tę walkę?

Wszyscy Najeźdźcy, zarówno dwójka ludzi jak i wilki spuścili głowy. Przez zaledwie chwilę, Fen życzył sobie, żeby mógł powiedzieć Najeźdźcom, by ścigali Thorsena i Reynę; wtedy Fen mógłby im powiedzieć dlaczego odszedł, dlaczego jest po stronie wroga, a może nawet mieliby plan dzięki któremu wyciągnęliby go z tej sytuacji. Niestety, nie ważne jak bardzo tego chciał  F e n  o s o b a, nie było to w najlepszym interesie stada - i właśnie to musiał zrobić Fen alfa. M u s i a ł  chronić stado, prowadząc je przez ścieżkę, która była dla nich najlepsza, a nie najlepsza dla niego.

Z wyjątkiem dźwięku śpiewu ptaków i małych zwierząt, las wokół nich był cichy. Nie było jeszcze śladów po Berserkerach Owena ani nikim innym, kto przyszedłby po Najeźdźców. Jednak to nie sprawiło, by Fen się rozluźnił. Był z Bohaterami wystarczająco długo, by wiedzieć, że mogą poruszać się bezszelestnie. Thorsen mógł już dotrzeć do pozostałych. W każdej chwili mogą być gotowi do ataku.

- Weź to - Fen warknął na Najeźdzcę. - A wy dwaj - wskazał na dwóch Najeźdźców, których imion nie znał - nieście go. Nie może iść całą drogę do obozu ze złamaną nogą - wskazał na Hattie. - Ty prowadzisz. Ja pójdę z tyłu.

Pod pewnymi względami było tak, jak z Mattem i Laurie: ktoś musiał zająć pierwszą i ostatnią pozycję, potrzebna była wrażliwa pomoc, a niebezpieczeństwo czaiło się wszędzie. Różnica polegała na tym, że zagrożenie spadło na  j e g o  przyjaciół zamiast wrogów, a Fen musiał chronić tych, którzy byli w jego paczce zamiast chronić swoich przyjaciół. Fen sapnął z frustracji, ale słowa zachował słowa dla siebie.

Gdy inni Najeźdźcy ruszyli w stronę obozu, Fen ostatni raz spojrzał w kierunku, który doprowadziłby go do jego kuzynki. Jako, że odszedł od obozu bohaterów próbował nie myśleć o wyglądzie zdrady, którą zobaczył wypisaną na twarzy Matta. On i Matt nie zawsze byli blisko, ale wyprawa do Hel, ucieczka z rzeki kwasu i walka z potworami stworzyły między nimi jakiś rodzaj przyjaźni. Teraz wszyscy znienawidziliby Fena. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale wszyscy pamiętali jego wcześniejsze błędy: utrzymywanie więzi z Najeźdźcami w tajemnicy, kradzież tarczy i kłamstwa na ten temat.

Prawdopodobnie wierzą, że cały czas byłem zdrajcą.

Fen naprawdę nie chciał końca świata, ale nie był pewien czy teraz Matt i inni będą w stanie w to uwierzyć. Odkryli już, że niektóre mity były nie do uniknięcia. W mitach Loki prowadził wroga. To on uwolnił potwory i poprowadził je do bitwy z bogami. Od tego całego szału z potomkami zmarłych bogów akcja się rozkręciła, Fen obawiał się, że przejdzie na złą stroną ponieważ uznali go za reprezentanta Lokiego.

Kiedy odkryli, że Laurie jest boskim czempionem zamiast niego Fen poczuł ulgę i rozczarowanie. Chciał iść na zbliżającą się bitwę, aby pomóc  p r a w d z i w e m u  czempionowi Lokiego i zapewnić bezpieczeństwo czempionowi Thora. Myślał, że będzie walczył u boku Laurie i Matta, ale teraz... teraz był zdezorientowany.

Czempion Lokiego walczył po stronie dobra, gdzie Fen chciał być, a został zmuszony i uwięziony po drugiej stronie. Czy to dlatego, że według mitów Loki prowadził potwory, a jego  p r a w d z i w y  reprezentantant nie chciał tego robić? A może mieli dwóch czempionów po innych stronach? A może Fen był wyjątkowym pechowcem? Próby odgadywania granic między tym co można i nie można zmieniać w starych mitach, było tym, na co liczył, że Laurie i Matt wyjaśnią.

Doprowadził Najeźdźców do ich obozu ciągle myśląc o wszystkim, co zmieniło się dosłownie z dnia na dzień i jak bardzo na tym, w rezultacie, ucierpiał.

- Był tam - powiedział jeden z Najeźdźców, zmieniając się w człowieka. - Mieliśmy szansę, a szef powiedział...

- Dokładnie. Jestem teraz szefem - Fen warknął na chłopaka. - I jakąkolwiek korzyść, którą mieliśmy z mojej obecności, straciliśmy ją kiedy mnie zobaczyli.

- Jesteś naszym alfą, ale nie jesteś wielkim szefem - wtrąciła dziewczyna z silnym głosem.

Fen westchnął.

- Dobrze. Burmistrz Thorsen wydaje nam rozkazy. T h o r s e n  mówi Brreke'om co mają robić i nikt nikomu to nie przeszkadza?

- Nie miałeś problemu z posłuszeństwem wobec Thorsena, aż do teraz - Hattie skrzyżowała ramiona i spojrzała na niego gniewnie.

- Tak, cóż, t a m t e n  Thorsen nie sugerował, że świat się kończy, więc myślę, że mój wybór miał trochę więcej sensu. Matt chce zrobić dobrze, uratować świat i swojego dziadka... - Fen próbował to powiedzieć spokojnym głosem, ale mu się nie udało. - Słuchaj, nie rozumiem jak koniec świata może być świetnym pomysłem.

- A ja nie rozumiem dlaczego tu jesteś - mruknęła Hattie.

- Byłbym szczęśliwy gdybym mógł odejść - Fen pękł. - Nie jestem tu z własnego wyboru.

Hattie rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale w przeciwieństwie do przeszłości dzisiaj Fen napotkał to spojrzenie i wpatrywał się w nią dopóki nie spuściła wzroku. Mógł być nowy jako alfa, ale całe życie spędził wśród wilków. Nie zamierzał pozwolić, by rzuciła mu wyzwanie i uszło jej to na sucho. Gdyby to zrobił, reszta poszłaby za jej przykładem, a wtedy czułby się jeszcze gorzej.

Pozostali Najeźdźcy, którzy byli w lesie szurali stopami i czekali. Czuł ich uczucia tak głęboko, jak swoje własne - czuł, że jego gniew promienieje na nich, a oni nie byli pewni co z tym zrobić. To było mylące dla nich - i dla niego.

Na chwilę zamknął oczy, próbując oddzielić własne uczucia od innych. Nie chciał, żeby jego sfora była nieszczęśliwa. To był przymus. Nie chciał też walczyć ze swoimi przyjaciółmi, ani prowadzić swojego stada przeciwko nim. Bez względu na to, kto wygrałby jakąkolwiek walkę pomiędzy tymi dwiema stronami Fen byłby nieszczęśliwy.

- Patrz, nie chcesz mnie tutaj, ani ja nie chcę tutaj być - zaczął. Wszyscy na niego spojrzeli. Ich wyrazy twarzy były mieszanką zmiesznia, szoku i smutku. To nie ułatwiło niczego. - Lubię taki świat. Tak, byłoby fajnie, gdyby obowiązywało mniej zasad dotyczących biegania w wilczej formie i gdybyśmy nie martwili się o to, że Thorsenowie wpędzą nas w kłopoty za rzeczy, które robimy.

Pozostali skinęli głowami.

- Ale po prostu nie tak myślę o końcu świata, miliony martwych ludzi, a potwory, które wędrują na wolności, są  l e p s z e  od tego co mamy teraz? - nie wiedział, co jeszcze powiedzieć, ale gdyby mógł nie zamierzałby ich chronić. Jednak magia sprawiła, że to niemożliwe. Ostrożnie powiedział. - Wiem, że Najeźdźcy są związani z pracą dla starego Thorsena, więc nie zamierzam zmuszać wszystkich w  n a s z y m  stadzie do zerwania więzi silniejszej od nas.

- Więc co zamierzasz z nami zrobić? - zapytał Najeźdźca imieniem Paul.

To było dobre pytanie, jeżeli byłby kimś innym - Mattem lub Laurie - pewnie wiedziałby jak odpowiedzieć. Jednak Fen nie był taki jak oni. Nie miał sprytnego pomysłu, albo głupiego planu. Miał tylko nadzieję, że jest jakieś rozwiązanie i będzie myślał, dopóki go nie znajdzie. Może przyznanie się do tego nie było dobrym pomysłem, ale nie miał jeszcze odpowiedzi.

- Nie wiem. Zadbam o wasze bezpieczeństwo? Spróbuje wymyślić jak ochronić was przed ponownym pobiciem przez Matta i innych? - Fen wzruszył ramionami. - Odkąd tu jestem nie minął nawet dzień, więc wciąż się nad tym zastanawiam. Przynajmniej daj mi dzień lub dwa.

M y ś l a ł  o tym i nie był pewien co ma z nimi zrobić. Jedyną rzeczą nad którą się teraz koncentrował była dalsza ochrona jego kuzynki. Fen rozejrzał się po zgromadzonych wulfenkind i napotkał wzrok każdego z nich mówiąc:

- Jedyną rzeczą, którą wiem, że mam  z r b i ć  jest to, że jeśli ktokolwiek dotknie moją kuzynkę, sam go pobiję i rzucę na pożarcie Wężowi Midgardu. Laurie jest Brekke i nie należy jej dotykać.

Może to była powaga w jego głosie, a może to, że bronił swojej rodziny, ale wszyscy się uśmiechali lub kiwali głowami. Prawdziwa zgodność wulfenkind. Nie próbował, ale udowodnił, że był jednym z nich.

- Rozbierzcie obóz. Tej nocy wynosimy się stąd - rozkazał, a potem odszedł.

Nie musiał pilnować wulfenkind, by wiedzieć, że zaczęli rozbierać namioty i zbierać zapasy w chwili, gdy się odwrócił. Najeźdźcy byli dobrze wyszkoleni. Wszyscy znali swoje role i nie mieli z nimi żadnych problemów. Chociaż wiedział, że całe złodziejstwo w którym żyje paczka nie jest w porządku i nie lubił obozowania na tyle, żeby chcieć żyć tak jak oni, mógł nadal szanować ich umiejętności.

Podczas gdy reszta przygotowywała się do odejścia, Fen wszedł do namiotu w którym teraz siły odzyskiwał Skull. Miękki  ł o p o t  opadającej klapy namiotu wydawał się złowieszczy. Zamknięcie się ze Skullem nie było czymś, co kiedykolwiek poszło Fenowi pomyślnie. Zignorował ukłucie strachu przypominając sobie, że teraz wszystko jest inaczej.

- Mogłeś zabrać ze sobą więcej bandy - powiedział Skull.

- Dlaczego?- zapytał Fen, starając się nie wzdrygnąć na widok siniaków Skulla. Nie lubił starszego chłopaka, nigdy go nie lubił, nigdy, ale wciąż czuł poczucie winy za brzydkie czerwone i purpurowe siniaki. Zrobił to, pokonał Skulla. Skull zaczynając bitwę sprawił, że Fen nie mógł uciec, ale wciąż czuł się źle widząc dowód swojej złości.

- Gdyby inni byli z tobą, wszyscy moglibyście śledzić Thorsena aż do obozu - powiedział Skull.

- Ja wciąż wiem gdzie jest obóz. Byłem tam, dopóki mnie do tego nie wciągnąłeś..

Fen wymamrotał kolejne brzydkie słowo, gdy uświadomił sobie, że jego rzeczy nadal są w obozie z Laurie i resztą potomków Północy. To nie tak, że miał wiele rzeczy, ale jego ciotka Helen - bogini rządząca Hel, krainą umarłych - dała mu wielki plecak, który wydawał się  magicznie oferować wszystko, czego potrzebował - jedzenie, ubrania, szczoteczkę do zębów: one po prostu magicznie pojawiały się, kiedy otwierał plecak. Wszystkie dzieci, które były w Hel dostały po jednym, a jego był w obozie razem z nimi. Nie nosił go, kiedy odchodził. Nie spodziewał się, że nigdy wróci.

Szybko odepchnął tę myśl. Stracił za dużo. Matt nigdy nie był kimś, kogo próbował choćby tolerować, ale po wspólnej walce z potworami stali się przyjaciółmi. Baldwin z jednej strony był boskim reprezentantem Baldera, z drugiej był kimś, kogo Fen polubił od chwili gdy się poznali. Najgorzej jednak było z Laurie. Była jego najlepszą przyjaciółką, jego towarzyszką w bardzo wielu radykalnych przygodach, a teraz była dla niego całkowicie niedostępna. Zamiast tego, Fen był po stronie Najeźdźców, których w ogóle nie lubił, a szczególnie tego, który rzucał mu wściekłe spojrzenia.

- Dobrze, wiesz gdzie był ich obóz, powinieneś wykorzystać tę przewagę! - warknął Skull, a potem zmarszczył brwi i dodał - To moja rada. Moja rada, jako twojego drugiego.

Najwyraźniej Skull nie był przyzwyczajony do bycia drugim dowódcy, a lepiej niż Fen dostosowywał się do bycia alfą. Oboje tego nienawidzili. Oboje utknęli. Fen musiał to jak najlepiej wykorzystać.

- My... dzieci w tamtym obozie, mam na myśli, że pokonałem z nimi wiele draugrów - powiedział. - Mała grupa Najeźdźców nie byłaby w stanie ich pokonać, zwłaszcza, że Matt ma swój młot. Zdążył już złamać czyjąś nogę. Wycofanie się było dzisiaj właściwym planem - Fen usiadł na ziemi i spojrzał na posiniaczonego chłopaka. - Tak przy okazji, nienawidzę cię. Byłem tam szczęśliwy. Ten interes alfa nie jest dla mnie dobry.

Skull spojrzał na niego zmieszany.

- Ty tu rządzisz. W jaki sposób to jest złe?

- Poważnie? Jestem odpowiedzialny za grupę dzieciaków, które są posłuszne burmistrzowi Thorsenowi w jego szalonej misji zakończenia świata.

- Ale po udanej walce będziemy władcami tego nowego świata - Skull uśmiechnął się, co wyglądało dość niepokojąco z jego podbitym okiem i zakrwawioną wargą.

Fen nie mógł zrozumieć jak ktokolwiek mógł wierzyć, że burmistrz traktuje ich sprawiedliwie. Oprócz wieków przeciwnej krwi pomiędzy Brekke'ami, a Thorsenami, był fakt, że nie w porządku było skazywać własnego wnuka na śmierć. Nic w tym człowieku nie sprawiało, żeby Fen uznał, że można mu zaufać, ale oczywiście Skull i inni kupili wszystkie jego kłamstwa na temat ich roli w przyszłości.

To oznaczało, że Fen musiał zachować ostrożność próbując to wyjaśniać Skullowi. Potrzebował sprzymierzeńca - kogoś, kto pomógłby w jego planie. Nawet jeżeli Skull nie zauważył, że dobrowolne uśmiercanie miliardów ludzi  n i e  było rzeczą właściwą, mógł przynajmniej zrozumieć, że zaufanie burmistrzowi było złym pomysłem.

- Niczym nie będziemy rządzić - powiedział Fen. - Będziemy tymi, którzy egzekwują prawa, które stary Thorsen chce, abyśmy egzekwowali. To tak jak w szachach, gdzie masz kilka kawałków, które wybijasz, aby ustawić króla i królową. Te kawałki to my.

- To są pionki.

- Tak, pionki - zgodził się Fen.

Wiedział to, ale potrzebował Skulla, żeby stworzyć połączenie. Nie miał jeszcze odpowiedniego planu, ale pracował nad częścią pierwszą. Krok pierwszy: znaleźć Najeźdźców, którzy trzymają jego stronę. Hattie robiła to, co mówił Skull, a reszta grupy była przyzwyczajona do jego rozkazów, więc jeśli  S k u l l  stanie po stronie Fena być może będzie szansa, aby wydostać się z planowanej do tej pory zagłady.

- Może na koniec pokonamy też Thorsena - Skull splótł ręce na piersi i natychmiast skrzywił się z bólu. Jednak trzymał je założone dopóki nie dodał. - Nie jesteśmy pionkami. To właśnie ty nic nie rozumiesz.

- Fakt. To  j a  nie rozumiem - mruknął Fen.

Zdecydował się udawać Matta Thorsena przez chwilę. Może Skull zrozumiałby to lepiej z inną taktyką. Jak Matt by to powiedział? Fen domyślał się, że będzie to coś o pracy zespołowej więc zasugerował.

- Pomyśl o tym, dobrze? Jeśli mamy współpracować, musimy zaufać sobie nawzajem i innym.

- Nie ufam ci i wiem, że ty nie ufasz mi - Skull ponownie się uśmiechnął. - Bądź co bądź, zobaczysz. Będzie świetnie, gdy wygramy. Niebo pociemnieje, wąż wzejdzie, potwory przyjdą z Hel, aby walczyć po naszej stronie, to będzie nowy świat. Będziemy jak królowie, chronieni przez Węża Midgardu.

Fen postanowił nie zwracać uwagi, że ciotka Helen już zaoferowała swoje potwory Laurie, więc  j e j  potwory nie będą walczyły po stronie Najeźdźców. Również nie wspomniał Skullowi o tym, że Matt już zdobył młot i tarczę potrzebne do pokonania węża. W żaden sposób nie mógł być pewny, że Skull nie chce znaleźć sposobu, by przekazać tę informację burmistrzowi. Fen mógł być magicznie związany ze stadem i robić dla nich właściwe rzeczy, ale to nie oznaczało, że był zobowiązany do pomocy burmistrzowi Thorsenowi.

- Po prostu o tym pomyśl - powtórzył Fen. - Pracujesz dla burmistrza i próbujesz doprowadzić do końca świata, a nie wygląda na to, że to będzie dobre dla  n a s... a odkąd mnie tu uwięziłeś muszę się zastanawiać co to oznacza. Umieranie nie jest fajne. Zaufaj mi. Byłem w Hel. To nie jest miejsce, w którym chciałbyś być.

Skull nic nie powiedział, ale widać było ciekawość na jego twarzy.

- Olbrzymy, rzeka kwasu, niedźwiedzie jaskiniowe... - zaczął Fen, obserwując rosnące zainteresowanie Skulla. - I to tylko część. W piekle jest intensywnie.

- Wydaje się bardziej zabawnie niż tutaj - powiedział Skull.

Fen roześmiał się.

- Tam nie jest nudno. Dziwnie, ale nie nudno. Aa, i kogut. Tam był ogromny kurak, który był jakąś wróżbą początku.

Skull tym razem skinął głową.

- Muszą jeszcze zapiać dwa - spojrzał na Fena. - Myślałem, że nadal chodzisz do szkoły. Nie uczą takich rzeczy?

Fen wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Nie zawsze byłem wielkim zwolennikiem zwracania uwagi na mity. Skąd miałem wiedzieć, że Ragnarök naprawdę nadejdzie?

Na dłuższą chwilę zapadła cisza, a potem Skull powiedział:

- Może inni także chcieliby usłyszeć o Hel.

To było kluczem: Fen musiał się otworzyć. Skull mógł mu nie ufać, ale był ciekawski. Nie było zbyt wiele bibliotek, które znajdowały się w środku lasu, a na pewno nie było żadnych telewizorów, ani kin. To oznaczało, że Najeźdźcy opowiadali sobie historie przy ognisku.

- Brzmi dobrze - powiedział Fen.- Opowiem Ci co się stało, a ty możesz opowiadać mity.

Skull skinął głową. Fen miał nadzieję, że to był początek wystarczającego zaufania, żeby mogli ostatecznie współpracować, aby wyjść z planu pro-Ragnarök burmistrza Thorsena.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top