Rozdział 12 (Matt) „Postapocalyptic"

Zanim Matt i Reyna dołączyli do reszty, drugi Jotunn został pokonany. Według Owena Laurie i Baldwin zniknęli, otwierając portal do Fena.

Czy Fen byłby gotowy wysłuchać kuzynki i wrócić? A może spróbuje ją przekonać, żeby z nim została? Matt nie wątpił, że Laurie nie zostanie, ale co jeśli Najeźdźcy zabiorą ją i chłopaka, którego Baldwin wziął za zakładnika? Matt musiał ufać, że Laurie wie, co robi.

- Czas na znalezienie twojego wujka - powiedziała Reyna. - Nareszcie. Wiesz, gdzie on mieszka, prawda?

- Mam adres.

- Ale byłeś tam? To twój wujek, prawda? Poczekaj, Jake mówił coś o tym, że go nie widziałeś odkąd byłeś dzieckiem. Dlaczego?

- To jest ... sytuacja rodzinna. Chodzi o mojego dziadka.

- Szok.

- Adres? - wciął się Owen.

Matt odpowiedział.

- Znam także miejscowość ogólnie. Jake mi opowiadał. Ale nigdy tam nie byłem.

- Znajdziemy ją - powiedział Owen. - Po prostu wskaż nam właściwą drogę.

***

Mijali jeden dymiący budynek za drugim, ale wszystko wydawało się spokojne. Wszyscy musieli ewakuować się z centrum miasta. Ta scena wyglądała jak z filmu postapokaliptycznego. Śniadaniówka dla dzieci leżała na środku pustej drogi. Nylonowa marynarka wisiała na drogowskazie łopocząc na wietrze. Wyrzucone śmieci i wywrócone pojemniki do recyklingu, ciągle się paliły. Pojedyncze i popowe drewniane wykończenie budynku, żarzyły się w blasku ciemności. I dym. Chmura dymu opadła nisko i odmawiała rozproszenia się, śmierdziało wszędzie. Dym, ogień i zniszczenie.

Jeśli to wygląda postapokaliptycznie, to jak wygląda post-Ragnarök?

Pomijając trzaskające, tlące się drzewa i szelest porzuconej kurtki, ulice były niesamowicie ciche. Nagle wszyscy zareagowali na kocie jęki dobiegające z góry. Dźwięk dobiegał z małego drzewa osmolonego z jednej strony, słaby blask ognia wystrzelił z płonącej dziury martwych liści. Znowu usłyszeli ten dźwięk. Matt pobiegł w jego kierunku i spojrzał na drzewo, zobaczył perkalowego kota, którego zielone oczy oskarżająco spoglądały w dół.

- Nie - odparła Reyna, zatrzymując się obok niego. - Nie uratujemy kota.

- Ale drzewo...

- ...pali się. Widzę. Miałeś kiedykolwiek kota? Jeśli mógł wejść na górę, to równie dobrze może zejść na dół. Gwarantuję.

Matt spojrzał na kota. Zwierzę odwzajemniło spojrzenie, a potem jęknęło, jakby chciało powiedzieć: Dobra, a teraz się pospiesz.

- Może jest zbyt przerażony, aby zejść - powiedział.

- To  k o t - powiedziała Reyna. - Nie boi się, po prostu jest zdenerwowany. Co dostanę, skoro nalegasz na grę bohatera i uratowanie tego oszusta? - spojrzała na kota. - Tak, o tobie mówię. Oszust.

Kot pociągnął nosem, a potem odwrócił się do Matta, wyraźnie wyczuwając delikatniejsze podejście.

Owen wystąpił naprzód.

- Jeśli poczujesz się lepiej ratując kota, Matt, zrób to. Nie mamy napiętego grafiku.

Reyna wymachiwała rękami wokół zadymionej ulicy.

- Ee, Ragnarök?

- A im dłużej wy dwoje będziecie się kłócić...

- Świetnie - powiedziała Reyna. - Zajmę się tym.

Zanim Matt zdążył zaprotestować, podeszła do drzewa, chwyciła najniższą gałąź i podskoczyła.

- Rodeogirl, pamiętasz? A także pięć lat gimnastyki, które według mojej matki uczyniły mnie bardziej elegancką i kobiecą. Jej błąd.

Przesunęła się wzdłuż gałęzi.

- Chodź, oszuście. Dzisiaj wyznaczono mnie na twojego bohatera - spojrzała na Matta. - A jeśli powiesz komukolwiek, że uratowałam kota z drzewa...

Zanim Matt zdążył odpowiedzieć, kot zeskoczył na ziemię.

- Arggh! - krzyknęła Reyna.

- Wystraszyłaś go - powiedział Matt. - On po prostu potrzebował dodatkowej motywacji. Nie, czekaj. To ona. Te trójkolorowego umaszczenia prawie zawsze są płci żeńskiej.

- Prawie zawsze? Heh - Reyna zeskoczyła. Kot usiadł na ziemi i ją obserwował.

- Widzisz? - powiedział Matt. - Jest wdzięczna.

- Cieszy się. Chodźmy.

***

Poszli dalej. Kot też podążał na nimi, a dokładniej za Reyną. Ilekroć dziewczyna spoglądała na nią, kotka rozglądała się niewinnie, jakby chciała powiedzieć „Co? Tak się składa, że ​​idę w tym samym kierunku."

Idąc, Matt próbował porozmawiać z Owenem. O niczym związanym z Ragnarök. Po prostu porozmawiać. Konwersować. Ale Owen zbywał pytania i zamiast tego zwracał się do Matta, pytając, jak się czuje w związku z nadchodzącą bitwą. To naprawdę nie był jego pomysł na przeprowadzenie rozmowy.

- Poddaj się - szepnęła Reyna do Matta, gdy ten się wycofał zostawiając Owena z przodu. - Jeśli się nudzisz, możesz pogadać ze mną.

- Próbowałem go lepiej poznać. Ale myślę, że  w s z e c h w i e d z ą c y  nie znaczy  p o w s z e c h n i e  wiedzący, nie?

Wyglądała na zdezorientowaną, więc dodał:

- Odyn jest wszechwiedzącym bogiem.

- Nie sądzę, żeby Owen był wszechwiedzący.

- Taa, ale wie więcej niż my.

- Prawda - zrównała się z nim. - Co powiesz na to, żeby podszkolić mnie w mitach? Tak, wiem, powiedziałeś mi wszystko, co   m u s z ę  wiedzieć. Ale... - wzruszyła ramionami. -Chciałbym wiedzieć więcej. Ty tu jesteś od tego. Wydaję mi się, że mamy tu jeszcze trochę do zrobienia.

- Dobra... - spojrzał na perkala. - Walkirie powiedziały ci, że rydwan Freyi jest ciągnięty przez dwa domowe koty, racja?

Uśmiechnęła się.

- Prawda. Zapomniałam o tym - spojrzała na kota. - Hej, przydaj się na coś. Znajdź przyjaciela i rydwan, dobrze? Stopy mnie bolą.

Kot spojrzał na nią złowrogo.

- Czy chcesz usłyszeć, jak Freya zdobyła swoje koty? - zapytał Matt.

Reyna skinęła głową i Matt opowiedział jej historię o tym, jak Thor znalazł dwa kociaki bez matki, został poproszony przez ich ojca, magicznego kota, by zabrał je do domu. Thor dał je Freyi, stały się jej dobrymi towarzyszami, czasem przedstawianymi u jej stóp, kiedy nie rysowano jej złotego rydwanu.

- Wiesz, co to oznacza, prawda? - zapytała Reyna. - Jesteś mi winien kolejnego kota.

Matt roześmiał się.

- Chyba tak. Jest jeszcze jedna wersja tego mitu, która mówi, że po siedmiu latach, Freya nagradza swoje koty, zamieniając je w czarownice. Może ten kot spodziewa się tej wersji.

- Siedmiu latach? - Reyna spojrzała na perkala. - Próbuj trzymać się mnie przez siedem lat, a ja zamienię cię w coś, przydatnego. Ładny trójkolorowy dywanik.

Kot tylko popatrzył w bok, jakby chciał powiedzieć :W Cokolwiek, potem kontynuowali dalej

***

Pożar zdawał się nie docierać do ulicy wuja Pete'ego, ale dym z pewnością dotarł. I ciemność. W oddali Matt usłyszał coś, co brzmiało jakby facet mówił przez megafon.

- Zostańcie w swoich domach - mówił. - Straż pożarna zdołała powstrzymać pożar w centrum miasta.

- Nie, to byliśmy my - powiedziała Reyna. - Nie ma za co!

Mężczyzna z megafonu kontynuował, mówiąc ludziom, żeby pozostawili okna i drzwi zamknięte oraz nie wychodzili na zewnątrz z powodu dużego natężenia dymu w powietrzu.

Znaleźli dom parterowy wuja Pete'ego i ruszyli obok jeepa na którego załadowano sprzęt kempingowy i dwa rowery.

- Sądząc po śladach w błocie, wygląda na to, że ma Jeepa z napędem na cztery koła . Fajnie. - Reyna spojrzała na rowery.

- Myślałam, że mówiłeś, że nie jest żonaty.

- Pewnie ma dziewczynę.

Podeszli do drzwi i zapukali. Kiedy nikt nie odpowiedział, Reyna zeskoczyła ze schodów i zajrzała do środka przez frontowe okno.

- Ooo - powiedziała. - On lubi stare filmy akcji. Ma plakat z Indiana Jonesem, Terminatorem. Łooo, czy to jest oryginalny Blade Runner?

- Widzisz jakiś istniejących ludzi w środku?

- Nie, ale za to jest takie urocze kino domowe.

Kot wskoczył na miejsce obok niej i zajrzał do środka, Matt prawie się roześmiał, oboje mieli nosy przytknięte do okna. Reyna zastukała w szybę i zawołała:

- Halo?

- Jest ciemno? - zapytał Matt.

- Hm, tak, biorąc pod uwagę brak prądu.

- Dokładnie. Biorąc pod uwagę brak prądu, ludzie zapalaliby świece, żeby nie siedzieć w ciemności.

- Aa, dobre spostrzeżenie - osłoniła oczy przed szkłem. - Widzę światło, ale daleko. Może z piwnicy?

Matt zapukał we frontowe drzwi budynku. Potem przeszedł na tył budynku i zrobił to samo. Kiedy nikt się nie zbliżył, spróbował użyć klamki. Otwarte.

Kot prześlizgnął mu się przez nogi, prawie go przywracając. Wszedł. Rozejrzał się. Wyszedł na ganek. Zamiauczał.

Nikogo nie ma w domu.

Kiedy kot skoczył na balustradę, Owen mruknął:

- Tak, obserwacje na stojąco. To może być mądre.

Matt zaśmiał się cicho, ale Owen tylko zmarszczył czoło, jakby zastanawiał się, co było zabawne.

Weszli do środka, Matt rozejrzał się po zaciemnionym domu.

- Wujku Pete?

Brak odpowiedzi.

Nikłe oświetlenie pochodziło z naładowanego energią słoneczną światła w kuchni. Matt znalazł drzwi do piwnicy i otworzył je, aby zobaczyć ciemność. W kuchni zatrzymał się przy lodówce. Były na niej zdjęcia Matta i jego braci, schludnie ustawione w szeregu. Jako maluchy, potem jako dzieci, potem nastolatki.

Frontowy pokój był pusty. Zostawił Reynę podziwiającą kino domowe, za to sprawdził trzy przymknięte drzwi. Jedne prowadziły do sypialni, drugie do łazienki, a trzecie do biura. Większość książek wydawały się opowiadać o nordyckiej historii i mitach. Co najmniej jedna trzecia z nich była ułożona na biurku. Papiery i czasopisma pokrywały każdy centymetr pozostałej przestrzeni.

Matt wziął jeden z papierów. Na stronie ze strzałkami pomiędzy którymi widniały wyodrębnione słowa takie jak Wąż, Mjölnir i Zasady zaangażowania były notatki, które wyglądały jak odniesienia do stron.

Kiedy Matt zobaczył telefon komórkowy, jego serce przyspieszyło.

- Nikt nie wychodzi bez telefonu - powiedział Reynie, gdy do niego dołączyła.

- Wychodzi, jeśli nie ma usługi komórkowej - powiedziała Reyna.

Reyna wcisnęła kilka guzików, a potem podniosła wzrok.

- Czy twój ojciec ma na imię Paul?

Matt skinął głową.

- Jest od niego wiadomość głosowa, datowana na wczoraj - Jej palec przesunął się po ekranie, ale po chwili go zatrzymała.

- Powinieneś... Lub jeśli wolisz...

Wolałbym to zignorować. Oczywiście nie mogę tego zrobić. Stawię czoło prawdzie, cokolwiek by to nie było.

- Ja to wezmę - powiedział Matt.

- Zrób to - powiedział Owen, spoglądając na niego z korytarza. - Reyna i ja sprawdzimy piwnicę, żeby się upewnić, czy jest pusta.

- Wujek Matta jest potomkiem Thora - powiedziała Reyna. - On nie będzie krył się w ciemnościach - przerwała, spoglądając na Owena. - Oo, chcesz dać Mattowi prywatności. Mogłeś to po prostu powiedzieć.

Wyszli. Matt spojrzał na wiadomość. Zamiast ją odtworzyć, sprawdził rejestry połączeń, wmawiając sobie, że zbiera dane, a nie zwleka. Od czasu, gdy Matt opuścił dom, były trzy telefony od ojca. Żadnych połączeń wychodzących, wiadomość też była od ojca Matta, ale została wysłuchana.

Matt nacisnął przycisk PLAY.

- Tu Paul. Nie jestem pewien, czy to dostaniesz. Właśnie słyszałem, że ludzie z Lead and Wall stracili usługi komórkowe. Jednak mam nadzieję, że ty nadal je masz. To... -Jego tata wciągnął powietrze. - Oczywiście, jeśli spojrzysz przez okno, wiesz, że nie byłem całkowicie szczery. Matt nie uciekł. To Ragnarök. Gdybym wiedział, że nadejdzie tak szybko, byłbyś pierwszą osobą, do której bym zadzwonił. Przepraszam. Ale widzący wybrali Matta na czempiona Thora, a on uciekł z kilkoma dzieciakami Brekke. Tata powiedział, że się przestraszył i uciekł. Ja...

Jego ojciec znów wciągnął powietrze, w nagraniu słychać było syczący dźwięk.

- To nie podobne do Matta, ale  j e s t  tylko dzieckiem i ja też źle to rozegrałem. Dowiedział się, że ma walczyć z Wężem Midgardu, a poklepałem go po plecach i wysłałem na targ z settką dolców. Ale gdyby tylko się wystraszył, już by wrócił. On jest odpowiedzialnym dzieckiem. Po prostu martwię się o niego. Sądzę, że z Tatą jest coś nie tak.

Długa pauza. Potem:

- Zamierzałem cię poprosić, abyś do mnie nie oddzwaniał. Po prostu... będę bezpieczny. Zadzwonię później, dobrze?

Wiadomość zakończyła się. Matt stał w miejscu, wpatrując się w telefon. Potem odsłuchał to nagranie jeszcze raz.

***

Matt zszedł do piwnicy, żeby zawołać Reynę i Owena, gdy usłyszał, że kot miauczy przed tylnymi drzwiami. Nawet nie pomyślał, poruszył się jak z autopilota, jego umysł wciąż był zapełniony tamtym wyznaniem, więc otworzył tylne drzwi, żeby wpuścić kota.

Tata nie wierzy, że uciekłem.

Powiedział, że jestem odpowiedzialny. Że martwił się o mnie, bardziej martwił się o mnie niż o Ragnarök.

- Co to...? - Reyna powiedziała za nim.

Odwrócił się i zobaczył, że zatrzymała się na szczycie schodów do piwnicy. Kot przeszedł obok niego - prosto do frontowych drzwi, gdzie zamiauczał.

- Poważnie? - Reyna spojrzała na kota. - Daj im wyjść jednymi drzwiami, a oni chcą wyjść drugimi.

Matt walczył o uśmiech. Reyna spojrzała na niego i powiedziała:

- Czy twój tata powiedział coś, o czym powinniśmy wiedzieć?

- Tylko, że zaczyna podejrzewać, że z Dziadkiem jest coś nie tak.

Parsknęła. Owen odchrząknął, jakby chciał ją cofnąć, ale ona tylko podeszła do Matta, a jej głos ścichł, gdy powiedziała:

- Coś jeszcze?

Pokręcił głową.

- Wszystko w porządku?

Skinął.

Minęła chwilą zanim dodała:

- Chcesz... Nie wiem...

Przesunęła się niezgrabnie, jej głos znów ścichł, gdy dodała:

- Chcesz o tym pogadać?

Kiedy pokręcił głową, zesztywniała, jakby to ona powiedziała coś niewłaściwego, zaczęła się wycofywać, ale Matt dodał:

- Może później?

Kiwnęła głową, rumieniąc się na policzkach, gdy szepnął:

- Dzięki.

Kot podrapał w drzwi frontowe.

- Hej, nie - powiedział Matt, biegnąc w stronę kota. - Nie...

Drzwi się otworzyły. Nie był to wujek Matta, tylko ciemnowłosy, brodaty mężczyzna po trzydziestce, noszący gogle chroniące przed dymem. Zobaczył dzieci i zamarł, gdy Matt podniósł Mjölnir.

- Tak - powiedziała Reyna. - Widzisz ten młot? Zły dom do łupienia. Uciekaj stąd.

Mężczyzna zdjął gogle. Uśmiechnął się szeroko uśmiechem, który ukazał zmarszczki w kącikach.

- Matt.

Matt zamarł.

- Wiesz, kim jestem? - powiedział, cofając Mjölnir za siebie, upewniając się, że facet to zobaczył.

- Twoje zdjęcie jest na lodówce.

- Nie jesteś moim wujkiem.

- Nie, jestem Alan - wyciągnął rękę. - Jestem jego przyjacielem.

- Alan Dupree? - zapytała Reyna.
Po chwili milczenia mężczyzna powiedział:

- Zgadza się.

- Na dole jest biuro - zwróciła się do Matta. - Na dyplomie z farmakologii jest jego imię.

- Racja... - powiedział Alan. - Jestem współlokatorem twojego wuja. Cóż, współlokatorem i...

- Tu jest tylko jedna sypialnia - powiedziała Reyna.

- Ja... po prostu przeprowadziłem się do Mitchell kilka miesięcy temu, więc zajmuję kanapę aż do...

Matt mu przerwał.

- Gdzie jest mój wujek? Muszę z nim porozmawiać.

Alan zawahał się, a potem wyprostował cię i zaczął kręcić goglami na jednym palcu.

- Słyszeliśmy, że ludzie byli uwięzieni w mieszkaniach na obrzeżach centrum i musieliśmy zobaczyć, co można zrobić, by im pomóc.

- Co dowodzi, że zdecydowanie jest twoim krewnym - powiedziała Reyna do Matta.

- Gdzie jest teraz? - zapytał Matt.

- Wciąż tam - powiedział Alan. - W kilku apartamentach jest bardzo niebezpiecznie, a straż pożarna zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Wracam, by wziąć skrzynie z wodą i dać mu coś do jedzenia. W przeciwnym razie będzie tam siedział, dopóki się nie rozpadnie. Mogę cię podrzucić...

- Nie - powiedział Matt. - Pójdziemy sami.

- Matt dostał paranoi - powiedziała Reyna. - Po prostu wskaż nam kierunek i daj klucze. Ja poprowadzę.

Alan spojrzał na Reynę.

- Ile masz lat?

- Czternaście. Mam prawo jazdy od zeszłego miesiąca.

- Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli poproszę cię, żebyś je pokazała?

Pokazała ręką na frontowe okno.

- Hm, apokalipsa? Trochę zapomniałam o moim portfelu.

- Czy możemy wziąć twój samochód? - powiedział Matt. - Będziemy ostrożni, a poza tym nie ma zbyt wielu rzeczy, w które można wjechać.

- W porządku, ale ja jadę z wami.

Kiedy Matt zamarł, Alan dodał:

- Wiem, że mi nie ufasz, ale w przeciwieństwie do twojej przyjaciółki, ja mogę Ci pokazać mój identyfikator. Jeśli wpakuję cię w pułapkę, będziesz mógł mnie wziąć jako zakładnika.

***

Matt siedział z Alanem z tyłu. Owen wziął strzelbę. Reyna prowadziła. Chociaż miała zaledwie trzynaście lat, najwyraźniej miała doświadczenie i była ostrożna, jechała ograniczoną prędkością i przeskrzegała znaków stopu, nawet jeśli nie było żadnego innego samochodu w pobliżu. Kot siedział przy tylnym oknie, wskoczył tam i rozsiadł się wygodnie, gdy tylko drzwi samochodu się otworzyły.

- Więc to jest ten słynny Mjölnir? - powiedział Alan. - Czy to prawda, że ​​tylko Thorsen może go trzymać?

- Nie, może każdy - powiedział Matt. - Po prostu musisz być Thorsenem, aby go  p o d n i e ś ć.

- Prawda. Sporo o nim wiem - Alan wykrzywił usta w uśmiechy. - Spędzam z twoim wujkiem wystarczająco dużo czasu, a to nieuniknione - zamilkł i odchrząknął. - Jeśli jest coś, o czym chcesz porozmawiać... o... o... mnie.

- Jeśli nie ​​okażesz się Najeźdźą lub potworem w przebraniu? - Matt wzruszył ramionami. - To niepotrzebne.

Alan powoli kiwnął głową, a potem wyjął portfel, a z niego prawo jazdy. Zatrzymał się i zamiast podać mu jego zdjęcie, podał takie na którym był uśmiechnięty, brudny i w dziurawym kasku. Obok niego stał mężczyzna, wyglądający jak młodsza wersja ojca Matta.

- Czy to wystarczający dowód, że go znam? - powiedział Alan.

- Nie, w świecie z Photoshopem.

Reyna zachichotała z przedniego siedzenia.

Alan pokręcił głową.

- Wy, dzieciaki, jesteście twarde

- Nauczyliśmy się być.

- Wyobrażam sobie, że musicie. Ja ... - Urwał. Matt podążył wzrokiem za jego spojrzeniem, by zobaczyć mieszkanie, gdzie z okien wydobywały się kłęby dymu, płomienie trzaskały.

- Niech zgadnę - odparła Reyna. - Tam właśnie zostawiłeś wujka Matta.

- Na najwyższym piętrze. Tam byli uwięzieni ludzie...

Zanim zdążył skończyć, ktoś wybiegł na chodnik, machając gorączkowo rękami. To była młoda kobieta z twarzą pokrytą sadzą.

Alan wyskoczył, zanim samochód całkowicie się zatrzymał.

- Czy Pete wciąż jest...?

- On tam jest - powiedziała. - Był tuż za mną, a potem coś się stało.

- Oczywiście, że tak - mruknęła Reyna.

- Muszę iść... - zaczął Matt.

- Oczywiście, że musisz - powiedziała. - A my będziemy tuż za tobą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top