Rozdział 1 (Matt) "Wilki przy drzwiach"
Mattowi ciężko było udawać, że nie wie o dwóch wilkach, które podążają za nimi od obozu. Wydawało się, że Reyna nie ma z tym takiego problemu. Być możne myślała, że wymyślił sobie zwiadowców Najeźdźców, ale bardziej prawdopodobne, że po prostu nie zamierzała pozwolić, aby coś nieistotnego, jak zbliżająca się śmierć, odwróciła jej uwagę od szczegółu każdego błędu, który Matt popełnił wczoraj walcząc z wojownikami Wikingów zombie znanymi jako draugry.
- A kiedy dotarłeś do tronu króla, ja zanotowałam parę błędów taktycznych.
- Jestem pewien, że zanotowałaś...
- Po prostu próbuję Ci pomóc się poprawić. Chcesz się poprawić, nie?
Uśmiechnęła się, kiedy to powiedziała, nie zawracała sobie głowy udawaniem, że nie lubiła udzielać Mattowi wskazówek.
- Mam propozycję co do następnej bitwy - powiedział. - Mogłabyś do mnie dołączyć na linii frontu.
-Jestem potomkinią Frei. W odróżnieniu od czempiona Thora, nie powinnam być na linii frontu. -Odsunęła na bok dyscyplinę. - Mogłabym jednak przyłączyć się do Ciebie, gdybym miała odpowiednią broń. Chciałabym mieć miecz. Ten króla draugrów wyglądał dobrze.
Matt pokręcił głową i spojrzał z ukosa na otaczający ich las próbując rzucić okiem na wilki. Po walce z draugrami, gdzie Matt odzyskał Mjölnir - legendarny młot Thora - wycofał się do lasu, wraz z innymi potomkami Północy: Reyną, jej bratem bliźniakiem Rayem oraz Laurie, Fenem, Baldwinem i Owenem. Tam planowali odpocząć przed swoją kolejną misją, ale po walce z adrenaliną, nikt tak naprawdę nie chciał odpoczywać. Pierwszy odłączył się Fen. Później Matt, a za nim Reyna.
Matt nie planował iść daleko, ale po przejściu około dwudziestu kroków zdał sobie sprawę, że dwójka zwiadowców Najeźdźców - wulfenkind - ich śledzi, więc musiał trzymać ich z daleka od głównego obozu.
- Moglibyśmy ich wziąć jako zakładników - powiedziała Reyna. - Zapytaj ich
Matt skrzywił się, Oni są wilkami, na co ona wzruszyła ramionami, jakby chciała powiedzieć "Tak i co z tego?". Chociaż mógłby z nimi dojść do porozumienia, gdyby ich zapytał, jednak nie nie był pewien czy powinien ryzykować, kiedy tamci mieli kły i pazury.
Poza tym...
- Zadanie pytania oznacza kazać im mówić - powiedział. - To może być trudne, jeżeli są w wilczej formie.
- Oo, mogłabym sprawić, że zaczną mówić.
Pokręcił głową. Przyzwyczajał się do Reyny. Nie była tym, czym można się było spodziewać na wiele sposobów. Myślał, że potomkowie Frei będą, no... cóż, bardziej... blondynami. Fakt, włosy Reyny b y ł y blond, ale ona farbowała je na czarno. Kiedy spotkał ją po raz pierwszy, miała również czarne paznokcie i ostry makijaż na twarzy. Ale teraz - makijaż zniknął, lakier odpryskał, a czarne ubrania zamieniła na przetarte dżinsy i koszulkę jakiegoś zespołu o którym on nigdy nie słyszał.
Wilki wydawały się się zadowolone ze śledztwa, ale Matt o nich wiedział. Być może nie był zbytnio piłkarzem - boks i zapasy bardziej go obchodziły - ale człowiek nie mógł dorastać w Blackwell nie grając w tę grę. Ci dwoje flankowali go. Czekali aż kopnie piłkę, żeby mogli ją przejąć.
Pytanie brzmi: Co jest piłką? Miał swoją tarczę, którą odebrał Najeźdźcom. Miał też swój amulet, ale "Moc młota" była na wezwanie jedynie potomka Thora. Najeźdźcy mogli wziąć amulet, ale on nie był wyjątkowy, a mógł z łatwością mógł zdobyć kolejny. Najcenniejszym fantem był oczywiście Mjölnir, ale nawet król draugrów nie był w stanie go podnieść.
Wulfenkind mogli chcieć Reyny. Gdyby tak było, pokusiłby się, aby ją oddać, ponieważ wkrótce zrozumieliby swój błąd - ona prawdopodobnie poradziłaby sobie z nimi przewieszając ich przez ramię jak dzikie indyki .
Wyautowanie z gry Matta było bardziej logiczne, ponieważ Freya nie odegrała żadnej ważnej roli w Ragnarök - nordyckiej apokalipsie. Ale chociaż Najeźdźcy mieli przewagę w wilczych formach, Reyna miała moce, a on zarówno Mjölnir jak i moc amuletu. Więc w jaki sposób zamierzali zaatakować... ?
Matt się zatrzymał. Reyna kontynuowała rozmowę jeszcze przez chwilę, zanim się zorientowała, że Matt stanął. Zatrzymała się i skrzywiła: Coś nie tak?
- Właśnie przypomniałem sobie, że jest tu strumyk z wodospadem. Chciałem się bliżej przyjrzeć. Myślę, że to tutaj...
Skręcił w lewo. Reyna widocznie mu zaufała, wiedziała, że tak naprawdę nie chce znaleźć wodospadu i podeszła bliżej. Przez krzaki przed sobą zobaczył brązową sierść. Przegrupowali się, gotowi zablokować mu drogę.
- Śledzili nas - szepnęła Reyna.
Matt skinął głową. Najeźdźcy musieli się ustawić wzdłuż ścieżki którą szli. Dopóki on i Reyna podążali tą drogą, wilki cieszyły się, że pozostają w ukryciu. Teraz, już wiedzieli, że Matt zboczył z trasy i nie zaprowadził ich do obozu bohaterów.
- Czas na przedstawienie? - zapytała Reyna. Kiedy się zawahał, szepnęła. - Nie przejmuj się. Pomogę ci...
- To nie... - Wychwycił jej złośliwy uśmiech i pokręcił głową. - Nie wiem czy to bezpieczne.
- Nigdy nie jest. Więc...?
Tak jak przystało na czempiona Thora, Matt był liderem grupy, co było o wiele bardziej odpowiedzialne niż wolał. Oznaczało to też, że nie mógł pozwolić na zbędne ryzyko. Natomiast jego jedynym zdaniem na obecną chwilę było nie doprowadzenie wroga do obozu.
M o g l i b y użyć zakładników...
***
- W porządku - powiedział. - Za mną.
- Tak jest, sir.
Potem dalej grali głupich i czekali na atak.
- Jeśli chcesz rozwiązać strategiczny problem - zwrócił się do Reyny. - Wymyśl jak mam nosić ten młot.
- To nudne. Wolę strategie bitew.
- Żadna strategia świata nic nie pomoże na mój nadgarstek, który jest skazany na noszenie tego urządzenia.
- Biadolisz, biadolisz. Ty masz magiczny młot, magiczny naszyjnik, magiczną tarczę, magiczne kozy bojowe... a teraz chcesz mieć jeszcze magiczny uchwyt na młotek? Jesteś strasznie rozpieszczony. Wiesz co...
Odwróciła się w połowie zdania, jej dłonie migotały, a usta poruszały się wymawiając zaklęcie.
Matt rzucił się na atakującego wilka. Reyna z zaskoczenia uderzyła w zwierzę strumieniem mgły, co go powaliło. Zostawiła Matta sam na sam z drugim Najeźdźcą pędzącym w jego kierunku.
Matt rzucił Mjölnir. Potem zorientował się, że wycelował solidny, metalowy młot w głowę dziecka. Tak, to był Najeźdźca ale to nie zmieniało faktu, że ten "wilk", nie był draugrem, ani trollem, ani żadnym innym rodzajem nordyckiego potwora. Jeden cios w czaszkę Mjölnirem i to dziecko w wilczej skórze będzie martwe.
Matt nie mógł zatrzymać rzutu. Prędkość była zbyt duża. Jedyne co mógł zrobić to zmienić kierunek rzutu. Uderzył wilka w przednią nogę i dało się słyszeć obrzydliwe pęknięcie oznaczające pękniętą kość.
Wilk zawył z bólu i upadł. Matt obrócił się za tym pierwszym, który odzyskał już orientację po wybuchu mgły i biegł w jego stronę. Szybko przerzucił Mjölnir w lewą rękę, ale to zmniejszyłoby szanse na dobry rzut. Zamiast tego rzucił swój drugi Młot - niewidzialny cios z amuletu.
Rozległ się błysk światła i bum, ogłuszający niewidzialny cios, ale nadszedł zbyt późno, aby jedynie zrzucić wilka z kursu. Uderzenie Młota posłało bestię w tył, na drzewo. Matt podbiegł, aby zmierzyć się z nim, ale Reyna była bliżej i doskoczyła do niego pierwsza. Uderzyła wilka i przytrzymała dusząc.
-Hmm... - zaczął Matt.
- Czy wspomniałam, że znam się na samoobronie? Aikido i karate. Kiedy twój tata jest właścicielem kasyna, musisz wiedzieć jak o siebie zadbać. Nie jesteś jedynym wojownikiem w tym małym boskim gangu, Matt.
- W porządku, ale to co zamierzałem powiedzieć, to to, że stosujesz duszący chwyt na człowieku. To nie jest...
Wilk wierzgnął się i wyślizgnął z jej uścisku. Bestia obróciła się i chapsnęła szczękami. Matt zdążył odtrącić Reynę na bok. Potem doskoczył do wilka... gdy ten za nimi zaczął skomleć przygwożdżony świeżym bólem.
Nie, nie skomlał. On w y ł.
Wilk. Wycie. W ten sposób komunikowali się z innymi członkami stada.
Matt podskoczył przeklinając. Reyna wyglądała na zszokowaną tymi słowami tak jakby zobaczyła, że Matt zmienił się w wilka. Podszedł do niej, mówiąc.
- Użyj mgły. Zdezorientuj ich.
Rzucił się w stronę rannego wilka. Załapał go za pysk, starając się uniknąć ogromnych kłów. Zatrzasnął bestii szczękę, przez co nie mógł wzywać reszty.
- Wzywa pozostałych - powiedziała Reyna. - Przepraszam.
Reyna rzuciła swoje zaklęcie mgielne. Kiedy wilk przebiegł przed nią, wylądował na ziemi, przez zaskakująco dokładne kopnięcie w żuchwę. Cofnął się skowycząc. Potem zgubił się we mgle. Bestia zaczęła wyć. Z daleka inni członkowie stada zawtórowali, ich wycie się zbliżało aż Matt usłyszał tupot łap.
- Musimy uciekać - powiedział szybko. - Nie będziemy walczyć z nimi wszystkimi...
Reyna jeszcze raz kopnęła tamtego wilka, a Matt uwolnił rannego. Zaczęli biec. Za sobą słyszeli głosy. Ludzkie głosy. Nie były wyjątkowe - wszystkich Najeźdźców nie zmienionych w wilki. Ale Matt rozpoznawał jeden z głosów. Najgłośniejszy z nich. Krzyczący. Nie mógł usłyszeć słów, ale brzmiały gniewnie.
Znał ten głos. Poznał go w mgnieniu oka.
Ma kłopoty. Został schwytany. Muszę mu pomóc.
Matt zawrócił. Mgła opadła, więc potrafił dostrzec parę wilków. Dwie sylwetki: Hattie, jedną z liderów tej bandy. A ten stojący obok niej, wykrzykujący rozkazy wilkom?
Fen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top