ROZDZIAŁ 5

⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀

Wyżyna Lubelska, Królestwo Polskie, październik A.D. 1384

Tego dnia podróż Litwinom z książęcego orszaku minęła szybko. Nie zdążyli opuścić Lublina i skierować się na kolejny, tym razem bardziej zaludniony, trakt, gdy w końcu złapała ich noc i musieli stanąć w najbliższym i najbardziej dogodnym miejscu, by dobrze odpocząć i przygotować się na kolejny etap podróży. Rozkaz księcia mścisławskiego, brata obecnego Wielkiego Księcia Litewskiego, był jasny — przekroczyć nieopisaną granicę Małopolski musieli jak najszybciej i dużo czasu spędzić na Wawelu, w otoczeniu nowej królowej polskiej. A czasu było już mało, bo koronacja miała się odbyć ledwo za tydzień.

Litewskim bojarom, których kniaź posłał wraz z bratem przed oblicze nowo koronowanej władczyni, nie w smak był jednak wypoczynek i spokojna noc. Gdy tylko książę Korygiełło sprawdził, czy kufry z „darami przyjaźni" są na swoim miejscu, i zniknął w swoim namiocie, rozsiedli się oni wygodnie na skórach wokół ogniska i dzieląc się zakupioną wcześniej dziczyzną i racząc się dobrym piwem, zamierzali spędzić tak następne kilka godzin. Śmiali się w głos, opowiadali różne historie o histerycznych Polakach, których kiedyś na swojej drodze spotkali, narzekali trochę, że przyszło im księcia ochraniać i wspierać przy posłowaniu u malutkiej dziewczynki, a po cichu rozprawiali nawet o Olgierdowym synu, tak stroniącym dzisiaj od towarzystwa innych mężów.

Korygiełło tymczasem nie podzielał wcale opinii swych podwładnych i nie kwapił się wcale, by razem z nimi spędzać teraz czas. Tak jak poprzedniej nocy, chodził po namiocie i powtarzał przygotowaną przez siostry i kanclerza mowę, którą nie wiadomo skąd zgodził się wygłosić królowej po polsku, by jeszcze bardziej przekonać ją do Litwinów. Przez to teraz język mu się plątał, gdy po raz kolejny źle wypowiedział „miłościwą królową" lub przekręcił kilka słów, pięć razy poprawiał wymowę jednego zdania. W końcu dał sobie z tym spokój, rozsiadł się na rozłożonych skórach i spoglądał na polskie lasy, widoczne przez namiotowe otwory.

Zawsze wydawało mu się, że Polska i Litwa kompletnie różne są od siebie — Polska chrześcijańska i z wielkim rodowodem królewskim, który w końcu został przerwany, Litwa natomiast pogańska, dopiero co zdążyła stać się potęgą, zrodzoną podczas wojennej pożogi i rozlewu krwi oraz na zgliszczach innych ruskich księstw. Wrogie sobie narody, które cały czas dzielił wielki mur stworzony przez knowania Krzyżaków i potyczki na Rusi — jego misja miała zapobiec kolejnym wojnom, zmienić obraz Litwinów w oczach Polaków, a szczególnie przekonać do nich andegaweńskiego króla w kobiecej skórze. Jedyną osobę, która mogła zniweczyć całe plany sojuszu, jak później miało się okazać.
Teraz jednak syn Olgierda po raz pierwszy w życiu zauważył, że Polska nie wydawała się aż tak inna od Litwy, ukochanej ojczyzny, której obronę przysięgał. Choć inna wiara w niej przeważała, Boga w kaplicach i klasztorach znajdywano, a świętych gajów tam wcale nie było, polskie lasy wydawały mu się zupełnie podobnie do litewskich puszcz, w których dorastał z braćmi i w których na zawsze pożegnał ojca przed jego ostatnią wędrówką. Kapłani pewnie powołaliby się na plany bogini losu — zdradziliby, że to Laima wskazała mu ten kierunek, kazała usłuchać poleceń brata i dostąpić zaszczytu posłowania w zachodnim świecie. On jednak po raz pierwszy w życiu nie czuł, by przypisywanie tego czynu bogini z jego ojcowskiej religii było dobrym pomysłem. Zaczynał myśleć, że to Bóg matki, miłosierny i sprawiedliwy bohater monasterskich ikon, kazał mu tu przyjechać.

Naraz Korygiełło splunął szybko, a otwór namiotu poszerzył — do środka wpadł ciemnowłosy, barczysty mężczyzna, zdejmując przy tym futro z szerokich ramion.

— Gdzie ci tak spieszno, Hanulo¹, ha? — zaśmiał się Olgierdowicz, gdy wileński starosta podszedł bliżej i usiadł obok niego, uprzednio mu się kłaniając. — Nie siedzisz tam z nimi? Zbyt drętwe dla ciebie to towarzystwo?

— Upili się już i głupoty gadają — rzucił ryżanin, poprawiając opadające mu na oczy kosmyki ciemnych włosów. — Spędzanie z nimi czasu to żadna przyjemność.

— Podróże kupieckie lepsze, czyż nie? Albo siedzenie w ciepłym mieszkanku w Wilnie... — zapytał roześmiany Korygiełło, spoglądając na Hanula. Ten pokiwał twierdząco głową i sięgnął po jedno z rzuconych wcześniej na skórę jabłek. — Powiedz mi, jaki jest Kraków?

— Cóż, wygląda jak zwykłe miasto — odpowiedział szybko, wzruszając ramionami. — Dopiero gdy spędzisz tam dłuższy czas, książę, zauważysz, że nie jest wcale tak pospolite i że ukrywa wiele tajemnic. Wawel to wielka budowla i całkiem ładnie wygląda, gdy patrzy się na niego z targowisk, choć nie widać wtedy płynącej obok Wisły. No właśnie, rzekę mają piękną...

— Jak nasza Wilejka? — dopytał książę na Mścisławiu.

— Bardzo podobna — przyznał starszy mężczyzna. — Ale o więcej, książę, powinieneś dopytać królowej Jadwigi. To jej przyjdzie rządzić Polską i na pewno większą uwagę zwróciła na walory stolicy.

— Nawet mi o niej nie przypominaj, Hanulo, błagam — mruknął Korygiełło, na co ryżanin zaśmiał się tylko głośno. — Gdy myślę o tym, że moi bracia walczą teraz z Krzyżakami, układać się muszą z tym Kiejstutowym czortem, a mnie Jogaiła kazał jechać na dwór malutkiej dziewczynki, to wolę wracać już na Litwę. Spośród tylu braci i urzędników, musiał wybrać akurat mnie.

— Na pewno miał dobry powód. Widocznie wyróżniasz się czymś na tle innych.

— Oczywiście — rzucił Olgierdowicz, krzyżując ręce. — Skirgiełło już mi o tym opowiadał. Mam być miły i Jadwigę oczarować swoim urokiem osobistym, bo podobno go nawet mam. No i niczym Polakom lub Wegrom nie uchybić, a tym bardziej królowej, bo jak o moim "godnym niedźwiedzia litewskiego" zachowaniu się dowie, to mi zęby powybija. I o co tutaj tyle zachodu? Jadwiga to jakaś męczennica czy święta, że trzeba jej aż tak wielką uwagę poświęcać?

— To królowa sąsiedniego państwa. Córka, siostra i przyszła matka królów — wytłumaczył mu znudzony już Hanul, jednak na jego twarzy błąkał się lekki uśmiech. — W dodatku bez męża i z dobrze prosperującym państwem w posagu. Idealna kandydatka na żonę dla litewskiego kniazia.

— Zaraz, co? Żona? — Korygiełło zaśmiał się głośno i potrząsnął głową. Kielich wypadł mu z ręki, gdy rozbawiony rzucił się na podłogę. — Chcesz mi w mówić, że Jogaiła chce się żenić? Z chrześcijanką?

— To dobry moment na chrzest Litwy, nie sądzisz? — uspokoił go ryżanin. Ten jednak nadal zdziwiony kręcił głową, wyobrażając sobie swojego brata, znoszącego humory pobożnej żony z wielkiego religijnego świata. — Węgrami rządzi jej siostra z matką, Czesi zaniechali już jakichkolwiek prób zdobycia polskiej korony, a i szacunek papieża szybko może Jadwiga zdobyć. Krzyżacy nie będą mieli już żadnych powodów, by najeżdżać na Litwę, bo wszyscy przyjmą chrzest. A wielki książę zostanie królem silnych państw.

— Przecież Jogaiła układa się już z Dymitrem... Zofia zostanie wielką księżną, a matka wreszcie zdobędzie to, czego chciała — odpowiedział książę mścisławski, spoglądając na Hanula. — Nie powiesz mi chyba, że mój brat sobie tylko z nich wszystkich dworuje i gdy królowa omówi z nami sojusz, odwoła wszystkie plany matki?

Hanul kiwnął tylko głową, na co Korygiełło znów się roześmiał.

— Więc idź już, Hanulo. Idź, wyśpij się — mruknął i wstał z ziemi, odkładając skóry do kufra. — A ja powtórzę jeszcze kilka razy tę przeklętą mowę. Na wszelki wypadek.

Zamek na Wawelu, Królestwo Polskie, A. D. 1384

Choć minął już prawie miesiąc, odkąd przyszło już Andegawence zamieszkać na Wawelu, czas dla niej ciągle stał w miejscu. Gdy patrzyła w lustrzane odbicie, nie zauważała żadnych zmian, oprócz powiększających się cieni pod oczami — pamiątek po nieprzespanych z ciekawości i strachu nocach — które nie wyglądały wcale dobrze przy jej rumianych policzkach. W końcu jednak obawy zmalały, coraz częściej rozmawiała ze służbą i panami po polsku, nadal wypytywała wawelskich pracowników o życie w Polsce, pragnęła jak najwięcej wiedzieć, by później o nich zadbać. Nadal jednak bała się wyjść do miasta, stanąć między zwykłymi ludźmi, których warunki mogły o wiele różnić się od tych, którzy przynajmniej dobrą pracę na zamku mieli zapewnioną. Ich spotkać miała dopiero przed koronacją, gdy wypełniać będzie ceremoniał królewski i groszem ich obdaruje, by modlić się później o nich i o to samo poprosić. Tylko modlitwa posłana wprost do Boga mogła spowolnić ruch skołatanego serca, uspokoić ją przed zbliżającym się wydarzeniem. Już niedługo spełni swój obowiązek, rozpocznie własne panowanie, zasłuży na ojcowską dumę, wyobrażając sobie uśmiechniętego ojca, zasiadającego obok Stwórcy w niebie. Wreszcie zostanie królem, a wtedy nic nie zmąci jej szczęścia.

Teraz jednak to szczęście było zachwiane. Spokoju nadal nie dawała jej sprawa z gnieźnieńskim arcybiskupem, który winien ją w następną niedzielę na króla w Katedrze Wawelskiej koronować. Nadal nie rozmówiła się na ten temat z żadnym z możnych, nikt wysłuchać jej do końca nie chciał i nawet Spytek i jego kuzyn, dotąd tak szanujący ją i jej wybory, zmieniali bieg rozmowy, byle nie mówić o Bodzancie. Podobnie panowie zbywali ją, gdy wspominała coś o czekającym na nią w Wiedniu Wilhelmie i próbie posłania do niego zaproszenia na zamek — by w końcu dopełnić sponsalia de futuro² . Wtedy też odwracali głowy, jakby nadal przeżyć nie mogli tego, że kobieta będzie nimi rządzić i nawet o takich sprawach będą zmuszeni z nią rozprawiać. Jadwiga jednak nie zraziła się ich zachowaniem, póki jeden z nadwornych paziów nie wniósł ze strażnikami do jej komnat skrzyni z nowymi regaliami. Jej własną koroną, berłem i królewskim jabłkiem — gwarantów jej władzy w Polsce, dzięki którym nikt nigdy nie wmówi jej, że nie jest królem. Oczyma wyobraźni już widziała tę piękną koronę i wielkie kamienie, którym insygnia władzy przyozdobiono. Już przeczuwała, że bardziej majestatyczne są niż te, które ojciec przeniósł z Krakowa do Budy, piękniejsze nawet od tych cesarskich lub papieskich. Zdziwienie więc wielkie było jej, a także dwórek najjaśniejszej pani, gdy je w końcu ujrzała.

Zapewne zareagowałaby na to źle, może prychnęłaby z niedowierzenia lub nawet rzuciła się wściekła na tego pazia, którego wzrostem przewyższała, aż w końcu ochłonęłaby i dopiero wtedy rozmówiłaby się z panami. Szczęście lub nieszczęście chciało jednak inaczej i podsycanej przez oburzone wyglądem insygniów Polki i Węgierki Jadwidze pierwszy nasunął się sam Spytek z Melsztyna.

— Pan wojewoda, wspaniale — mruknęła szybko, gdy Melsztyński przestąpił przez próg komnaty, skłonił się przed nią i poczuł, jak wszystkie obecne w komnacie kobiety spoglądają na niego nienawistnym wręcz wzrokiem.

Zdezorientowany Polak miał już zapytać się Andegawenki, o co chodzi, gdy jego spojrzenie przesunęło się po regaliach ustawionych na stole. Przełknął ślinę, gdy wreszcie zrozumiał, co nią teraz kieruje.

— Powiedz mi, panie Spytku, czy na pewno pan podskarbi... zdrowy jest na umyśle? — rzuciła, krzyżując ręce na piersiach, a liliowy wieniec na jej sukni zaczął dźwięcznie brzęczeć. — Ma zwidy czy może po prostu niedowidzi? No chyba zie pomylił kufry, a wy macie tu jeszcze jednego władcę do koronowania.

— Pani, ja... — zaczął, jednak Jadwiga załamana usiadła na krześle i spojrzała smutno na postawione przed nią regalia. Po chwili odwróciła od nich wzrok i znów wbiła go w twarz mężczyzny.

— Wiem, że mogła go boleć głowa od pomysłów, z którymi od kilku dni się z nim dzielę i nie wszystkie mogły przypaść mu do gustu — zaczęła spokojnie, bawiąc się ciągle palcami. — Jednak te insygnia... Byłam pewna, że będą wyglądać inaczej. Wyobrażałam sobie, że skoro tak bardzo wam zależało na moim przyjeździe, dbacie o to, by koronacja wypadła jak najlepiej, to i regalia będą piękne, takie jak z opowieści Kristyny, ale teraz...

— ...wstyd je królowi nawet do ręki podawać! — przerwała jej złotowłosa Węgierka, wychodząc przed szereg dwórek i choć pewne było, że zrozumiała wszystko po polsku i tak mówić zaczęła po węgiersku. — Widziałeś kiedyś, panie wojewodo, by się w takim żelastwie król pokazywał na oczach ludu? To już naprawdę szczyt wszystkiego.

— Ja wiem, że królowa to niewiasta, ale moglibyście już przestać tak to akcentować — dopowiedziała Tęczyńska. — Nawet książę Siemowit miałby bogatszą koronę. To naprawdę wstyd i szkoda czasu tych ludzi, którzy te insygnia wykonali.

— Niestety, ale innych regaliów nie będzie. Korona królów, którą powinniśmy przekazywać następnym pokoleniom, to teraz już tylko artefakt, któremu widocznie bardzo dobrze żyje się w budzińskim zamku — rzucił głośno Melsztyński, zapominając się na chwilę. Kobiety spojrzały na niego zdziwione, a Anna jedynie pokręciła głową, przeklinając w duchu Spytka. — Szczerbiec³, jabłko, korona, berło, wszystko wywiózł ze sobą król Ludwik, gdy opuszczał Kraków. Nie raz prosiliśmy o zwrot insygniów, ty też, pani, bez z nich na Wawel zjechałaś, trzeba było nowe zamówić. Później przygotuje się lepsze, na późniejsze koronacje.

— Na koronację Wilhelma? — dopytała zaciekawiona, ale i zmieszana Jadwiga.

— Na koronację Wilhelma — potwierdził zmartwiony Spytek. — To znaczy, księcia Wilhelma.

Lekki uśmiech pojawił się na twarzy Andegawenki, uspokoiła się nieco i ucichła. Zrozumiała, że losu lepiej nie kusić i że źle może być jej wybuch zapamiętany. Miała pokazać przecież, że wszelkie nauki nie poszły na marne, a ona doroślejsza jest i bardziej majestatyczna.
Widoku prostych insygniów nie mogła jednak nadal znieść, więc rozkazała włożyć je z powrotem do kufra i odnieść jak najdalej od niej. Wojewodzie kazała usiąść przy stole, dwórki również zajęły swoje miejsca, jedynie dumna Maria i starsza Lackfi stanęły przy królowej, nadal mierząc ostrym spojrzeniem mężczyznę. Alma na widok zmieszanej miny Spytka zaśmiała się szybko, jednak gdy Anna zwróciła jej uwagę, przeprosiła cicho i schowała roześmianą buzię za trzymaną w dłoniach chustę.

Jadwiga nie zwróciła jednak uwagi na swoje dwórki, jej myśli zajmowała jeszcze jedna sprawa. Pewna była, że tego też panom pozostawić nie może, zbyt dużo myśli o ich zachowaniu kłębiło się w jego głowie i obawiała się tego, jak to zadanie mogliby sami wypełnić. Wyprosiła jednak ich większość, zostawiając przy sobie tylko Annę i Margit. Każda z nich jednak stanęła w innej części komnaty i odwróciły się od siebie, by spojrzenia tej drugiej przypadkiem nie złapać.

— Skoro insygnia moich przodków są w Budzie, a inne, jak widać, trudno jest zdobyć, przemilczę ten temat — rzuciła, kładąc prawą dłoń na okrytej zdobnym obrusem powierzchni stołu. Ukrytymi pod suknią nogami zaczęła wymachiwać w najlepsze, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś z obecnych w jej pokojach mógłby to zauważyć. — Jest jeszcze jedna sprawa, niecierpiąca zwłoki. Koronacja już niedługo i chociaż ceremoniał przyswoiłam, a teraz jestem już gotowa na wszystko, arcybiskup Bodzanta nadal jest mi obcy. W dodatku trudno jest zapomnieć o tym, że próbował mnie porwać.

— Pani, nie musisz się tym kłopotać — zaczął Spytek. — Arcybiskup księcia mazowieckiego widział na tronie, ale po tym, co się stało, na pewno już mu przeszło. Król Ludwik na pewno nauczył cię, co robić w takiej sytuacji.

— Chciał złamać mnie siłą, więc jest wrogiem Korony, czyż nie? — zapytała, przechylając głowę. Słowa Spytka wcale do niej nie przemówiły. — Podniósł rękę na majestat, próbował odebrać mi władzę, choć wszyscy przysięgaliście wierność memu ojcu i jego następcy, układów dotychczas żadnych nie złamaliście. On ośmielił się to zrobić, więc należy mu się kara, choć kościelnym jest dostojnikiem. Tak mam to rozumieć?

Spytek przełknął zgorszony ślinę i spojrzał na Annę, omijając szerokim łukiem sylwetkę królowej. Tarnowska uśmiechnęła się tylko pocieszająco i wzruszyła ramionami. Ciekawość i mądrość dziewczynki już go przerastała.

— Nie, oczywiście, że nie — rzucił zmieszany. Jadwiga podniosła do góry jedną brew i mógłby przysiąc, że w tamtym momencie przypominała swego ojca bardziej niż dotychczas. — To znaczy, arcybiskup postąpił karygodnie, ale nie wiem, czy wrogiem królewskim można go nazywać. Zbłądził, czyż nie? W końcu każdy może zachwiać się na drodze do zbawienia, nawet kapłan.

— Masz rację, Spytku — powiedziała uśmiechnięta, poprawiając się na krześle. — Dlatego korzystając z lekcji mojego ojca, postanowiłam, że arcybiskup może ubiegać się o poprawienie naszych stosunków. Poślijcie gońca z tym listem — skinęła głową, a Margit podeszła do niego, wręczając mu list. — Niech Bodzanta przyjedzie tutaj jak najszybciej, a ja ocenię czy mogę mu wybaczyć. Jeśli tak, przy wszystkich zebranych Małopolanach i Wielkopolanach, Rusinach i wszystkich innych mieszkańcach naszego państwa, wręczę mu akt rehabilitacji, którego wykonanie zlecisz kancelarii.

Melsztyński spojrzał na nią niezrozumiale, po czym ta wstała z krzesła i podeszła do komody, gdzie ustawiono kielich wina. Wypiła kilka łyków i uśmiechnęła się do niego zachęcająco.

— Akt rehabilitacyjny? — zapytał dla pewności.

Jadwiga uśmiechnięta kiwnęła tylko głową.

— Cóż, wolałabym upewnić się o jego dobrych intencjach w taki sposób, a nie buntować się przed koronowaniem na króla z jego rąk lub uciekać z komnat przed orszakiem. To nie byłoby stosowne zachowanie — rzuciła cicho, na co obie dwórki parsknęły śmiechem. — A teraz możesz odejść. Zajmij się tym jak najszybciej, Spytku.

Tego dnia Zawisza z Oleśnicy po raz pierwszy od dawna pędził na złamanie karku na spotkanie z kościelnym dostojnikiem. Na szczęście na orszak arcybiskupa natrafił już w gospodzie pod Piotrkowem⁴.

Noc już zapadła w Krakowie, gdy najstarsza z Węgierek rozczesała złote włosy Jadwigi, wtarła w nie różne olejki, ubrała w koszulę nocną i utuliła do snu. Wysłuchała jej narzekań na obiecaną jej koronę, zachwytów nad wawelską kuchnią i talentem jej kuchcików, a na koniec otarła spływające po policzkach łzy, gdy Andegawenka rzekła jej, że chciałaby mieć przy sobie siostrę i matkę. Była przy niej, póki nie usnęła przytulona do jej piersi, ściskając w ręce szmacianą lalę, którą wymieniła się z węgierskim królem przed przyjazdem.

Gdy ułożyła ją wygodnie, okryła pierzyną i zgasiła świecę, wróciła po cichu do zajmowanych przez damy dworu komnat — jednak za każdym razem, gdy usłyszała jakiś szmer lub czyjeś kroki, odwracała się szybko i nieustępliwie machała świecą, jakby złe duchy chciała od siebie odegnać. W końcu dotarła do swojej izby, gdzie na łożu siedziała już jej młodsza siostra.

Pokoje na specjalne życzenie władczyni, która pragnęła, by wszystkie dwórki żyły w dobrych stosunkach, połączone zostały krótkimi przejściami, ukrytymi zazwyczaj za kotarą — tak właśnie mogły przedostać się między pokojami i zaznajomić się z tą kobietą, z którą dzieliły komnaty. Rzadko jednak tych przejść używano, bo żadna nie kwapiła się do wzajemnych odwiedzin, najczęściej jednak odwiedzały się siostry Lackfi i drzwi pomiędzy ich komnatami zawsze były otwarte. Nie inaczej było tej nocy, jednak widok ledwo słaniającej się siostry o tak późnej porze mocno zdziwił Margit.

— A co tutaj robisz o tej porze, siostro? — zapytała szybko starsza z Węgierek, gdy młodsza obróciła się na łożu i spojrzała na nią spod prawie przymkniętych powiek.

— Nie mogłam zasnąć — mruknęła cicho, podpierając łokieć na swoim kolanie. — Chciałam z tobą porozmawiać, ale zobaczyłam, że jeszcze cię nie ma. Byłaś u królewny?

Margaréta kiwnęła tylko głową i zniknęła szybko za wnęką, by tam w spokoju pozbyć się słodkiego ciężaru pod postacią pięknej sukni. Zdjęła całą biżuterię, rozplątała warkocze, po czym usiadła na łóżku. Erzsébet czekała już na nią wyprostowana i z uśmiechem na ustach wyciągając przed nią rękę z grzebieniem.

— Jadwiga ciągle nie może przestać myśleć o tych regaliach — zaczęła, gdy odebrała od siostry grzebień i zaczęła rozczesywać pierwsze złote kosmyki. Erzsébet słuchała jej uważnie, bawiąc przyszytą do jej koszuli koronką. — Nie wiem już, co jej poradzić i jak sprawić, by wreszcie zapomniała o złych chwilach.

— Możesz pożartować z nią trochę i pośmiać się z możnych — zaproponowała jej niewinnie siostra. — Wiedziałaś na przykład, że pan Dobiesław i syn jego, Krzesław, nie tykają zwykłej kaszy, a pan podskarbi boi się myszy, bo gdy podstawiłyśmy mu jedną z nich pod drzwi kancelarii...

— Erzsébet Lackfi, jak możesz? — zbeształa ją siostra, ciągnąc mocniej za jej włosy, na co dziewczynka pisnęła głośno. — Nie masz już co robić, że panów polskich straszysz i jeszcze królową w to wciągasz? Nie słuchałaś ostatnio kazania biskupa Radlicy, prawda? Pewnie znowu całą mszę przegadałaś z Almą, trzeba było cię pilnować.

— A ty jak możesz tak czynić bliźniemu, Margaréto — dorzuciła jej młodsza Lackfi, na co Margit spojrzała nią karcąco. — Może mało uważałam, ale biskup powtarza ciągle swoje kazania i zmienia tylko co niektóre słowa. Zanudzić się już można, ale ty, jak widzę, też nie słuchałaś. Żeby własną siostrzyczkę tak denerwować, co na to powiedziałaby matka.

— Dzięki Bogu jej tu nie ma — mruknęła, czesząc kolejne pasmo włosów Erzsébet. Ta zaśmiała się cicho, wiercąc się na łóżku, gdy Margit specjalnie pociągnęła kolejnym kosmykiem jej włosów. — Więc spokojnie możesz mi teraz powiedzieć, czemu jeszcze nie śpisz. Gdybyś tyle na mnie czekała bez żadnego ważnego powodu, dawno byś tutaj zasnęła.

Erzsébet zmieszała się trochę i zdenerwowana przełknęła ślinę, czego jednak Margit nie mogła zauważyć — nadal uśmiechnięta rozczesywała włosy siostry, po czym lekko nawijała je na palce, oczekując na jej odpowiedź.

— Rozmawiałam dzisiaj z Almą i Czochną o sukniach, w których pokażemy się na koronacji — zaczęła Erzsébet, powoli odwracając się w stronę siostry. — Czochna mówiła, że powinniśmy założyć piękne i kolorowe suknie, by pokazać, że nie na darmo ustanowiono nas królewskimi dwórkami, ale ja nie odpowiedziałam na to nic. Nawet nie wiedziałam, co mam im rzec. Do tej pory nie wiem, czy nie powinnam założyć ciemnej i skromnej sukni, by wspominać śmierć Imrego.

Na słowa siostry Margit zamarła, a grzebień wypadł jej z ręki. Spojrzała na dziewczynę, zaciskając usta, podczas gdy tamta speszona spuściła głowę.

Jakiekolwiek wspomnienie braci było dla sióstr jak wielka zadra, sztylet wbity prosto w serce — Erzsébet była tego jednak tylko wyuczona, gdyż obu zmarłych braci nie pamiętała, choć czasami tęskniła za życiem, którego nigdy nie była w stanie poznać. Dla Margit, która przez całe życie Imrego i Ludwika uważała za swój autorytet i nie wyobrażała sobie spędzonych bez nich dni, każdy dzień żałoby był jak udręka, jak powracający koszmar, z którego nie potrafiła się obudzić. Jednak dla siostry i Jadwigi, której wielkiego dnia zepsuć nie chciała, gotowa była zapomnieć, że w dniu koronacji swojej władczyni winna była odwiedzić grób ukochanego brata, którego siedem wiosen wcześniej razem z matką i siostrami obmywała i układała w trumnie.

— Kochanie, wybierz obojętnie jaką suknię — wyszeptała Margit, gdy łza spłynęła jej po policzku. — Nawet powinnaś wybrać najpiękniejszą i najradośniejszą, by świętować tak ważne wydarzenie. Jestem pewna, że Imre kazałby ci uczynić to samo.

­Uśmiechnęła się do siostry i przygarnęła ją do ciasnego uścisku, chowając twarz w jej włosach. Erzsébet objęła ją szybko i zacisnęła palce na jej koszuli, a w końcu i po jej policzkach spłynęły łzy żalu i utraconego szczęścia.

— Ty też powinnaś tak zrobić — szepnęła po jakimś czasie, gdy zabrakło im łez. — Dla Imrego. Pewnie tak samo jak ja, nie lubił cię widzieć smutnej.

Margit zaśmiała się głośno, dotykając jej policzka i spoglądając w zielone oczy, tak podobne do tych należących do drugiego brata, który imię dostał po ojcu Jadwigi. Straciła ich obu, Bóg nie pozwolił im nacieszyć się życiem z rodziną — ona miała przynajmniej jeszcze ją, swoją małą Erzsébet, której opowiadała bajki i legendy, plotła wianki, włosy związywała w warkocze lub częstowała większymi dawkami słodyczy, gdy matka lub kuchciki nie patrzyli. Polska i Litwa zabrały jej braci, jednak dawno już obiecała sobie, że tego skrawka zniszczonej duszy jej nie odbiorą.

Znów objęła ją ramionami, po czym położyły się obie pod pierzyną, gdyż żadna z nich nie chciała w tym momencie opuścić siostry. Wkrótce zasnęły spokojnie i wtedy cały Wawel pogrążył się już we śnie.

¹ - wersji imienia, a przy tym zdrobnień, starosty wileńskiego i jednego z najbardziej zaufanych ludzi Władysława Jagiełły jest „do wyboru, do koloru", więc podczas akcji będzie mogli spotkać się na pewno z nim jako Hanul, Hanulo, Hanusz, (rzadziej jako Hanuszko, Hans, Hanco czy Hannike)

² - kanoniczna forma stosowana przez dynastie panujące w czasach średniowiecznych i nowożytnych, która pozwalała na uroczyste zaręczyny kandydatów. Najbardziej znanym przykładem w historii Polski są oczywiście zaręczyny Jadwigi z księciem austriackim, Wilhelmem. Tą formę zastosowano również przy związkach jej starszych sióstr, Katarzyny i Marii, a także w związku św. Kingi i Bolesława Wstydliwego

³ - miecz koronacyjny królów Polski i jedyne zachowane dynastii . Po śmierci Kazimierza Wielkiego, podobnie jak inne regalia królewskie, został wywieziony przez Ludwika Węgierskiego do Budy ­- zwrócony został dopiero Jagielle przez Zygmunta Luksemburczyka w 1412 roku

- miasto królewskie w dawnym województwie sieradzkim. Oczywiście, jest to obecny Piotrków Trybunalski


Dzień dobry!

Cóż, na razie są to rozdziały przejściowe, by lepiej poznać tych bohaterów. Przyszły tydzień to już jednak Bodzanta, Wilhelm, Litwa i koronacja, więc mogę obiecać większą akcję.
Jeśli jeszcze nie zauważyliście, Margit przeszła małą metamorfozę i stała się
Margarétą — zdrobnienie jednak pozostanie i zwykle to nim będę się posługiwać.

Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał.
Do zobaczenia już niedługo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top